Żołnierze zaklęci

Podobnie jest z powojennym podziemiem niepodległościowym. Zaczęło się od przywracania pamięci o jego uczestnikach – często bohaterach konspiracji antyniemieckiej. Teraz jednak sugeruje się, że nie było innego wyboru dla Polaków i patriotów, jak iść do lasu i strzelać do komuny. Sorry, ale to jest obraźliwe dla tych setek tysięcy AK-owców, NSZ-owców, BCh-owców i innych, którzy dokonali innego wyboru normalnie żyjąc, odbudowując kraj, a niekiedy nawet realizowali się społecznie i politycznie w nowych realiach.

Jest to kwestia skali, którą łatwo zatracić, zwłaszcza przy okazji dzisiejszych obchodów. „Żołnierze Wyklęci” byli jednak zjawiskiem marginalnym, podobnie jak i represje stalinowskie nie były tak powszechne, jak mogłoby to się dzisiaj wydawać. Do 1956r. wydano ok. 4,5 tys. wyroków śmierci nie wszystkie wykonane i nie wszystkie dla „żołnierzy wyklętych”), maks. 6 tys. bojowników podziemia poległo w walkach. W okresie największego nasilenia terroru stalinowskiego w więzieniach znajdowało się 35 tys. więźniów politycznych. Tymczasem liczebność AK to ok. 380 tys. ludzi, NSZ (przed rozłamem) – 75 tys. To znaczy, że jednak paru nie zamknęli, prawda? Można było jakoś żyć?

„Ha, ale jak żyć, to było upodlenie!” – mówią apologeci. Tu jednak dochodzimy do innej ważnej kwestii. Przy opisie motywów działania Żołnierzy Wyklętych często pomija się jeden ważny element. Oto bowiem dowódcy, partyzanci – po prostu nie radzili sobie z życiem w czasach pokoju. Oczywiście, drażnili ich Sowieci i komuniści, ale drażniło też zapewne, że już im się nie salutuje, że nie są panami życia i śmierci. W takim stresie łatwo było ogłosić „ja tego nie akceptuję”, co jednak w istocie znaczyło „ja nie potrafię normalnie żyć”. Trochę to podobne do życiorysów tych bojowców PPS, którzy w II RP kontynuowali działalność terrorystyczną już jako pospolici bandyci, nie pozbawieni przecież wciąż rysu patriotyzmu (jak „Łokietek”).

Część „Wyklętych” uważała, że lepiej być zdechłym lwem, niż żywym psem – OK, ale to jest w takim razie dramat, postawa de facto samobójcza, chęć padnięcia z bronią w ręku – przecież u licha do naśladowania się raczej nienadająca! Co zaś się tyczy wiary w trzecią światową – przecież mnóstwo ludzi wiedziało, że to mrzonka. Co z tego, że błąd ten był częsty – już wtedy wiadomo było, że jest tylko błędem. I wiedzieli to właśnie Polacy – nie tylko Piasecki i Bocheński, ale także Tatar, czy Fieldorf, a tragiczny los tych ostatnich – niczego w słuszności ich wyborów nie zmienia.

Podobnie rzecz się ma z kontrą fanów ŻW głoszących, że nawet jeśli skala represji stalinowskich nie sięgnęła 10 proc. składów dwóch głównych niekomunistycznych organizacji niepodległościowych, to i tak pozostawanie na wolności przez ich członków było rodzajem „carskiej ruletki”, bo nie można było zgadnąć kiedy i na kogo padnie. Nie jest to oczywiście do końca ścisłe, bo terror nie był aż tak chaotyczny i przypadkowy (dotyczył na przykład prób utrzymywania „zbyt ścisłych” kontaktów przez dawnych kumpli z podziemia). Sęk jednak w tym, że nawet zgadzając się z taką wizją – nie sposób wyciągnąć z tego wniosku, że trzeba było iść do lasu. To bowiem oznaczało „carską ruletkę”, ale rozgrywaną pistoletem, a nie rewolwerem. A tak – była jakaś szansa…

Mamy wreszcie do czynienia z jeszcze jedną kwestią. Oto powojenne działania podziemia niepodległościowego – zwane są dziś „powstaniem antykomunistycznym”, czy też drugą wojną polsko-bolszewicką. Otóż może wbrew woli apologetów, ale jednak – stawia to pewien znak równości między walczącymi, choć dziś odmawia się wręcz takiego traktowania stronie rządowej, pomimo tego, że nie składała się wyłącznie z „komuchów”, ale także dawnych AK-owców, żołnierzy Września itd.. Jest rzeczą charakterystyczną, że dziś piewcy ŻW wolą chwalić się (na szczęście jedynym na tę skalę) przypadkiem współdziałania WiN i UPA podczas rajzy na Hrubieszów, niż tym, że mjr Żubryd współdziałał z 34 pp LWP w zwalczaniu UPA w Bieszczadach.

Skoro jednak mieliśmy do czynienia z wojną, czy powstaniem – to warto pochylić się nad ich genezą. A była ona oczywista – zarówno organizacja NIE, jak i Delegatura Sił Zbrojnych zalecały swoim podwładnym przenikanie w szeregi wojska, milicji i bezpieki. Rozkazy te były znany władzom komunistycznym i to one stały się podstawą dla fali represji wobec żołnierzy AK trafiających w skład LWP i MO. Im po prostu nie można było ufać – i dziwnym jest, że dzisiejsi apologeci uważają za normalne, że ich idole strzelali do komuchów, a oburzają się, że było odwrotnie – panowie, jak wojna, to wojna!

Oczywiście, naszych Kolegów to nie przekona. Ich zdaniem decydująca jest kwestia racji – a więc czy działanie ŻW było „obiektywnie słuszne”. Tu dyskusja wymyka się już z elementarnego racjonalizmu. Dyskusja – na poziomie endeckim i konserwatywnym wymagałaby bowiem rozdzielenia kwestii wartości, jakim hołdowały strony konfliktu – od tego, czy były one do urzeczywistnienia w danym miejscu i czasie. O ile bowiem Bóg i Naród bez wątpienia pozostają treściami nieprzemijającymi – o tyle niekiedy nie ma większych powodów, żeby na ich tle organizować partyzantkę, a przeciwnie – rozsądniej jest o te sprawy walczyć w ramach zaistniałego systemu.

Kult Żołnierzy Wyklętych opiera się na upiększeniu. Pełno w nim od anachronizmów – nie widzi się np. końcówki losów wielu z bohaterów – zdradzanych przeważnie przez swych zastępców, czy najbliższych współpracowników, zaszczuwanych z kochankami w jakichś stodołach, rozwalających się granatami, albo palących sobie w łeb. To był los tragiczny, szalony, smutny. Dobrze to obrazuje przypadek Franczaka-„Lalka”, honorowanego 1 marca 2012 r. przez samego prezesa Kaczyńskiego w Piaskach pod Lublinem. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach – może poza pokoleniem obecnych 18-latków – nie jest w stanie uwierzyć, że sytuacja, gdy człowiek ten strzelał do ludzi w dobie średniego Gomułki – była taka sama, jak w latach 40-tych czy 50-tych?! Na przykładzie „Lalka” Żołnierze Wyklęci pokazują więc swoje prawdziwe oblicze – czegoś w rodzaju tych Japończyków, których znajdowano 30 lat po wojnie na wyspach na Pacyfiku. W tym sensie pozostają zaklęci w legendzie neo-patriotycznej – i to w swym szczególnie niebezpiecznym kształcie.

Oto bowiem faktycznie – już Roman Dmowski dostrzegał wagę działań symbolicznych, służących podtrzymywaniu uczuć patriotycznych. Generowanie ich wokół działań zbrojnych i heroizmu opartego na ofiarach jest więc drogą na skróty. Skrót ten jest jednak mylący – choćby dlatego, że głosząc kult działań powodowanych wyłącznie emocjami – tracimy kontrolę nad wytwarzanymi w ten sposób reakcjami, a więc analogia z posługującymi się antysemityzmem narodowcami trafia kulą w płot. Nasi neo-endeccy przyjaciele powinni to widzieć – bowiem ich patriotyczny posiew trafia niemal wyłącznie na uprawy antykomunistów z PiS, pozujących na współczesnych „Wyklętych”.

Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych nie jest złym świętem. Podobnie jednak jak 1 sierpnia – winien służyć refleksji, jakie błędy popełniano w polskiej historii oraz jak źle kończą się dokonywane niekiedy przez elity wybory – i jak fatalnie decyzje te mogą skutkować na życiu całego narodu.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Żołnierze zaklęci”

  1. Wedle archiwów jakie historycy mają do dyspozycji to w samym roku 1947 poległo w walkach 1500 żołnierzy podziemia niepodległościowego. W samych latach 1945-1948 w walkach zginęło między 8 a 9 tysięcy przeciwników władzy komunistycznej. Gdzie to można zweryfikować? A choćby w Centralnym Archiwum MSW. Jedna ważna rzecz. Bezsensowne są dysputy typu czy stalinizm był bardziej lub mniej represyjny. Stalinizm to był najczarniejszy okres w historii Polski jeżeli chodzi o XX wiek i tu nie ma chyba żaden wątpliwości. Na pewno warto uporządkować kwestię liczb, bo ja się nie zgadzam z liczbami napisanymi przez Pana Rękasa. Wyroków śmierci wydano nawet 6 tysięcy, w latach 1944-1956 z powodu pobudek polityczno-ideologicznych okupant komunistyczny aresztował nawet do 300 tysięcy osób, to wszystko jest w archiwach… no prawie, bo dokumenty są też wybrakowane z różnych przyczyn. Panie Rękas, w okresie stalinowskim można było żyć, na dowód mogę przytoczyć historię tych kombatantów których znam osobiście. Jeden mi to ładnie przedstawił. Że żył, ze 3 lata się ukrywał a przez następne 8 lat po ujawnieniu żył z nożem na gardle czy pewnego dnia jakiś funkcjonariusz UB po niego nie przyjdzie. Bo takich przypadków po ujawnieniu się AK-owców był niemało.

  2. Kolejna sprawa. Czy walka żołnierzy podziemia niepodległościowego po zakończeniu II wojny światowej miała sens? Słyszę, czytam, że nie. To ja się pytam co dyktator i największy zbrodniarz w dziejach ludzkości J. Stalin mówił niespełna rok po kapitulacji III Rzeszy, kapitalizm i socjalizm nie mogą obok siebie funkcjonować i że ZSRS musi w parę lat być przygotowane na każdą ewentualnoś. To było deklarowanie po prostu że sowieci byli gotowi na kolejny globalny konflikt. Czy wobec takiego obrotu sprawy rząd londyński i niepodległościowcy walczący z okupantem komunistycznym w kraju nie kreowali się też racjonalnymi przesłankami, a nie jak się ich posądza tylko o przysłowiowy „donkichotyzm” itd. Odpowiedź nie jest na pewno prosta. Co nie zmienia faktu że należą się im ogromne słowa pochwały za to co robili.

  3. Chętnie zapoznam się ze źródłami, o których Pan pisze, mnie z wydawnictw IPN-owskich znane są liczby, które podałem. Nawet jednak, gdyby Pan miał rację – i zginęło 10, a nie 6 tys. żołnierzy podziemia i skazano na śmierć 6, a nie 4,5 tys. „politycznych” – to proszę łaskawie powiedzieć: co by to zmieniło? To nadal jest zaledwie ułamek nie tylko całego narodu, ale nawet tej jego części, która była zaangażowana w konspirację antyniemiecką. Co zaś się liczy liczby przetrzymywanych – to liczba 200 tys. jest jednak fantasmagorią. Na raz siedziało ok 35 tys. politycznych, jeśli nawet przyjąć, że przecież część bywała zwalniana, zatrzymywana powtórnie itd. – w dalszym ciągu nie mówimy tu o więcej, niż 10 proc. konspiracji.

  4. Tak na raz mogło siedzieć w więzieniach 35 tysięcy i co tak jest liczbą ogromną, tylko że ja jasno napisałem w okresie 1944-1956, czyli dokładnie mówiąc w przeciągu 12 lat aresztowań było do 300 tysięcy. Trzeba też pamiętać o sieci agenturalnej która inwigilowała „podejrzanych” obywateli, fałszerstwach wyborczych i całym stalinowskim zakłamaniu. Źródłami są przede wszystkim archiwa MSW a także MON, jeżeli chodzi o GZI. Co do opracowań historycznych to nie będę skupiał się na tytułach, ale na historykach może: J. Pokosiński, A. Paczkowski, F. Musiał, J. Szarek, M. Korkuć, T. Gąsiorowski, także J. Kurtyka, Z. Zblewski A. Dziuba i L. Żebrowski. Pan niech też coś podpowie i będzie owca cała i wilk syty 🙂 Pozdrawiam:)

  5. Pytając o źródła liczyłem jednak na jakiś konkret… „Trzeba też pamiętać o sieci agenturalnej która inwigilowała „podejrzanych” obywateli, fałszerstwach wyborczych i całym stalinowskim zakłamaniu” – a co to ma do rzeczy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *