Gdy zapoznałem się z tekstem z Gazety Wyborczej1, moją początkową reakcją było niemałe rozbawienie. Młodzi ludzie z pokolenia Z oceniali kandydatów startujących w prawyborach z Koalicji Obywatelskiej. Uderzająca była infantylna i emocjonalna narracja zbudowana wokół obu kandydatów na de facto kompletnie nieistotnych z perspektywy politycznych etykietach. Z jednej strony Radosław Sikorski nazywany Chadosławem (od angielskiego chad – mężczyzna mający powodzenie, silną osobowość, typowy samiec alfa) z powodu rzekomo bezkompromisowego podejścia do polityki zagranicznej. Z drugiej zaś Rafał Trzaskowski nazywany Daddy (czyli przystojny tatuś, mężczyzna starszy, z którym warto wejść w relację erotyczną, niekojarzony z „dziadersem”). Niespecjalnie dziwi taki poziom refleksji w państwie demokratycznym, bowiem historia doskonale zna przypadki takie jak choćby Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, który otrzymał wiele głosów kobiet kierowanych podziwem dla jego wyglądu. Jednakże po pewnym namyśle rozbawienie ustąpiło i nadeszły obawy. Pokolenie Z w stosunku do mojego pokolenia jest raptem o jedną generację młodsze i choć tak wiele nas łączy jeśli chodzi o kwestie czynnika najbardziej wpływającego na naszą świadomość i jej kształtowanie (Internet, telewizja, środki masowego przekazu), to nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest diametralna różnica między osobami z pokolenia Y ukształtowanymi w początkowej fazie panowania wymienionych czynników świadomościowotwórczych a osobami z pokolenia Z. Nie chodzi tutaj o oczywistość, jaką jest fakt, że część pokolenia Y po prostu nie miała od samego początku aż tak wielkiej styczności z mass mediami jak pokolenie Z bombardowane impulsami informacyjnymi (bo z informacjami ma to niewiele wspólnego), co pozwala na nieco bardziej pogłębione refleksje wśród pokolenia starszego (mowa oczywiście o tendencji). Chodzi o długofalowe konsekwencje tego stanu rzeczy dla społeczeństwa.
Jest oczywiste, że obecny w świecie zachodnim model sprawowania rządów w postaci demokracji liberalnej nie upadnie tak szybko, jak chcieliby tego konserwatyści. Z tego faktu wynikają właśnie pewne konsekwencje, które odbiją się na kształcie rzeczywistości a to w niej pokoleniu Y oraz starszym przyjdzie funkcjonować w przyszłości. Należy pamiętać, że klasa polityczna w demokracji liberalnej ma tendencję do dostosowywania się do wyborców. Niegdysiejsza kiełbasa wyborcza to dzisiaj m.in. lansowanie się w środkach komunikacji publicznej z książką i pozorowanie zarówno swojego intelektualizmu jak i bliskości z ludem, który również dojeżdża do pracy metrem czy autobusem. Przesiąknięci sposobem funkcjonowania w social mediach odbiorcy chłoną taką narrację niczym gąbka – bezrefleksyjnie dają polubienie czy podają treść dalej. Co jednak przyjdzie jako następne? Obecnie przecież wystarczy, by Sikorski zrobił kilka groźnych min i może pozorować bycie „chadem” a większość jak jeden mąż dostaje amnezji, że ten sam człowiek kilkanaście miesięcy temu wykazał się skrajną głupotą pisząc słynny tweet „Thank You USA” po wysadzeniu rurociągu Nord Stream. Nie wiadomo jak w meandrach rozumu tych odbiorców udaje się połączyć bycie samcem alfa i przygłupem jednocześnie, ale jak widać fakty nie mają znaczenia. Podobnie ma się rzecz z Trzaskowskim i jego „Daddym” – poparcie polityczne budowane na kryterium w postaci wyglądu kandydata jest jawną kpiną z ludzkiej rozumności oraz deklarowanych założeń demokracji. Zapomina się szereg jego nieudolnych działań w Warszawie, kompromitacji w wypowiedziach (słynne zdanie o Nvidii, gdy Trzaskowski był niegdyś przecież Ministrem Cyfryzacji) i popiera się go wbrew faktom. Nie ma większego sensu pastwienie się nad sylwetkami tak mizernych kandydatów ani powtarzanie po raz kolejny, że demokracja jest ustrojem tragicznym w skutkach. Należy postawić pytanie – jakie perspektywy mają osoby o poglądach konserwatywnych? Co można zrobić, by zmienić status quo, jeśli w ogóle da się coś zrobić? Aż wreszcie – co czeka nasze dzieci, których będzie mniej niż osób z pokolenia Z, w którym to pokoleniu tendencja do pochwały głupoty jest tak silna?
Z jednej strony widać perspektywę raczej w ciemnych barwach. Utrzymanie obecnego modelu wyboru władzy, który przypomina bardziej konkurs popularności zamiast wybór pod klucz kompetencji spowoduje, że zidiocenie kandydatów będzie rosło się wraz z obniżaniem się poziomu wyborców. Samych konserwatystów jest mniejszość i nawet model wielodzietny nie pozwala się łudzić, że ilościowo nasze dzieci przeważą w społeczeństwie. Czy jednak pozostaje nam jedynie bierne narzekanie i oczekiwanie nieuniknionego? Wydaje się, że jest druga strona medalu w postaci pracy u podstaw. Nie chodzi jednak tylko o naśladowanie dorobku np. endecji sprzed odzyskania niepodległości, czyli samego edukowania lub formowania mas. Ten wysiłek musi być wsparty czymś więcej – budowaniem nowych elit. Istotne jest, by właściwie rozumieć elitę, czyli nie tylko tak, jak zwykło się to rozumieć potocznie a więc jako grupę ludzi dobrze wykształconych, obytych etc. Elita to grupa, która ma władzę lub co najmniej realny wpływ na jej sprawowanie na różnych szczeblach. Dlatego na miarę możliwości każdego rodzica, któremu bliskie są ideały konserwatywne, należy dbać o właściwe uformowanie dzieci, odkrycie ich predyspozycji i wykorzystanie tychże przez lokowanie w miejscach, w których będą miały realny wpływ na otoczenie. I tutaj właśnie barwy są jaśniejsze niż przy pierwszym wrażeniu – zwracam bowiem uwagę, że gros osób z pokolenia Z czy młodszego nie interesuje się za bardzo polityką czy sprawami społecznymi. Tendencją jest liberalna mentalność, która jest ściśle transakcyjna i indywidualistyczna, dlatego też zmorą (lecz dla konserwatystów szansą, o czym dalej) są „tumiwisizm” oraz patrzenie na czubek własnego nosa. Takie społeczeństwo jest jednak łatwo sterowalne przez swoją bierność, dlatego aktywizacja i formowanie pokolenia naszych dzieci pozwalają sądzić, że dzieci konserwatystów mają ogromne szanse zdystansować na wielu polach swoich rówieśników. Można z tego miejsca podziękować pani Minister Nowackiej, która typowo dla lewicowego sposobu myślenia wylała dziecko z kąpielą i ułatwiła nam zadanie poprzez usunięcie prac domowych, więc też dalsze ogłupianie społeczeństwa. Pani Minister zapomniała jednak, że dobry rodzic nie przestanie wymagać od dziecka nauki w domu i rozwiązywania zadań w imię głupich rozwiązań rządu, więc nastąpi jeszcze większe rozwarstwienie intelektualne oraz moralne (regularność prac domowych kształtuje właściwe podejście do innych zadań) niż dotychczas.
Nie należy jednak zrażać się do mojej propozycji przez pryzmat stwierdzenia, że apeluję o kuźnię samych wybitnych jednostek. Nic bardziej mylnego. Konserwatystą może być każdy przyzwoity człowiek bez względu na zaplecze intelektualne i predyspozycje. Jeśli więc nasza pociecha nie nadaje się na renomowaną uczelnię to nic takiego! Naszym zadaniem nie jest kontrrewolucja tylko na poziomie najtrudniejszych zawodów. Właściwie to bardziej istotna jest możliwość wpływania na rzeczywistość na niższym poziomie, bo to w tej grupie przy obecnym modelu wyboru władzy leży problem. Dlatego wykorzystajmy inne talenty dziecka, by w przyszłości mogło je zastosować w zakresie wpływu na władzę i poprawy państwa oraz społeczeństwa. Jest wiele zawodów czy aktywności pozazawodowych, w których pokolenie naszych dzieci może mieć wpływ na rzeczywistość i wykorzystać fakt, że ma przewagę nad rówieśnikami wychowywanymi w liberalnej, jałowej treściowo papce. Tym bardziej, że kryzys demograficzny jaki nas czeka będzie kryzysem wielopłaszczyznowym, odbijającym się bardzo mocno na komforcie, do którego świat zachodni się przyzwyczaił. Nic tak nie wspiera konserwatywnych postaw jak trudy i ich sprawne przezwyciężanie. A w dobie kryzysu pokolenie zepsutych, często bezdzietnych liberałów będzie potrzebowało pomocy, poczucia bezpieczeństwa, punktu odniesienia czy po prostu przewodnictwa. Z całą pewnością nie poczują się bezpiecznie przy kolejnej mutacji głupków pokroju Trzaskowskiego czy Sikorskiego. Nie zaprzepaśćmy więc szansy – sukces naszych dzieci i wnuków to jedyna droga by wydostać się z upadłego status quo.
Marcin Sułkowski
1 https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,31458195,chadoslaw-czy-daddy-kogo-w-prawyborach-popra-mlodzi-dzialacze.html
Dominuje po prostu teraz dziecinność, infantylne myślenie. Warszawce siedzącej przy korycie to odpowiada, bo dzięki głupocie tych niedorozwojów utrzymują stołki przy sobie. Dopóki nie ma prawdziwej biedy to nie ma szans, żeby pokolenie Z odmuliło się.
„Samych konserwatystów jest mniejszość i nawet model wielodzietny nie pozwala się łudzić, że ilościowo nasze dzieci przeważą w społeczeństwie.”
Ciżęko powiedzieć. Pytanie o trwałość międzypokoleniowego transferu idei. Muzułmanie mają model wielodzietny i efektywna transmisję co czyni ich śmiertelnym zagrożeniem dla Francji i całego świata zachodniego. Nie stawiałbym tu krzyżyka ale raczej wzmacniał to rozwiązanie jako jedno z wielu koniecznych.
Jest to zresztą zgodne z późniejszymi uwagami o wychowaniu dzieci. Dobrze wychowane dzieci z rodzin wielodzietnych będą stanowić istotny wpływ na przyszły wygląd świata. Szcześliwie świadczące wysoką jakość nauczania szkoły katolickiego mają systemy wsparcia dla rodzin wielodzietnych a jako prywatne placówki mają większą autonomie wobec ministerstwa.
Fundamentalnym zadaniem konserwatystów jest wspierać takie środowiska. Kto się od tego uchyla jest konserwatystą tylko z nazwy.
Konserwatywne bzdury!!!!! 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
Swoją drogą jak Sikorski i Trzaskowski są symbolami „chadów” i ogólnie pojętej męskości to mnie niech tytułują „Wasza Wysokość”.
Nędza moralna konserwatyzmu jest straszna!!!!
Dlaczego?
Konserwatyzm popełnia błąd „pychy rozumu”. Próbuje ludziom sugerować, jak powinni żyć, co – w efekcie – jest gwałtem na ludzkiej naturze. Podobny błąd popełniają socjaliści. Wszyscy ci inżynierowie społeczni wierzą, że kultura może utrzymać w ryzach ludzką naturę i skutki ekspresji genów. Jest to kompletnie nieporozumienie, gdyż hardware jest znacznie trwalszy i silniej osadzony w człowieku aniżeli software, który jest z kolei nietrwały. Daje to większe gwarancje, że zbudowane metodą swobodnie zachodzącej ewolucji (konlib) społeczeństwo ma cechy homeostatu – posiada wbudowane mechanizmy sprzężeń zwrotnych ujemnych, które pozwalają na swobodną samoregulację w przypadku wytrącenia go ze stanu równowagi metatrwałej. Liberalizm powoduje, że takowe społeczeństwo potrafi nie tyle trwać w niezmiennym stanie, co rozwjać się i dokonywać postępu, nie utraciwszy przy tym homeostazy.
Odsyłam do dyskusji o liberalizmie. W sieci takowych jest dość dużo. A czym jest postęp? Zamozagłada to postęp?
Nie samozagłada. Przetrzepanie puli genowej doprowadzi do sytuacji, w której Niewidzialna Ręka Doboru Naturalnego (NRDN) zadba o to, aby przetrwali ci właściwi. Kim o nim będą – nie wiadomo, można co najwyżej spekulować. W każdym razie, widzialne łapska ludzi i ich pyszny rozum nie powinny o tym decydować. O to zadbają bezosobowe mechanizmy ewolucji, zaś pyszny rozum ludzki powinien pokłonić się nim, gdyż wobec ich nieomylności jest narzędziem wyjątkowo słabym i ograniczonym.
Nazizm w czystej postaci.
Intelektualna nędza tego co Pan napisał oraz doktrynerstwo za nią stojące są wręcz niebywałe. Oświeceniowe brednie podniesione do potęgi
Społeczeństwop liberalne trwało we względnym rozwoju tylko tak długo jak długo trwał kapitał kulturowy wytworzony przez zupełnie nieliberalne chrześcijańskie społeczeństwa przeszłości. Gdy kapitał został przejedzon na drobne wolnostki liberalizm (co było nie do uniknięcia) zaczął mutować w każdą możliwą stronę liberalizując wszystko co napotkał na swojej drodzę.,
Polecam głębokie przemyślenia zagadnienia unprincipled exception.
Co do kwestii biologii oczywiście prawda ale nie. Wszystkie efektywne kultury i cywilizacje występowały skutecznie przeciw „hardware’owi”. Tak długo jak świadomie nakładały niezbędne ograniczenia rozwijąły się (polecam poczytać Unwina). Potem upadały.
Jest to oczywiście nieprawda, ponieważ Pilaster nie posługuje się rozumieniem konserwatyzmu, jakim on jest, tylko jaki Pilastrowi wydaje się, że jest. Model konserwatywny zakłada pewne wzorce postępowania, ponieważ rozpoznanie dobra i zła jest możliwe, więc postawy należy wartościować. Ponadto w ludzkiej naturze (której kształt odkrywa rozum człowieka) zawierają się wolność i rozumność, które należy doskonalić poprzez czynienie dobra. Stąd właśnie sugerowanie jak żyć nie jest żadną pychą rozumu tylko właśnie realizacją rozumności. Pilaster po prostu jak typowy liberał wpada w histerię, gdy okazuje się, że wolność to nie jest kult „róbta co chceta”, czyli ciągłe uleganie chceniu tylko czynienie zgodnie z zasadami moralnymi. Klasyczne pomylenie logicznie rozumianej możności z powinnością w sensie etycznym.
Co zaś się tyczy rzekomego nieporozumienia przy ekspresji genów. Najnowsze badania pokazują, że wzorce behawioralne są w dużej mierze dziedziczne 🙂 Właśnie dlatego liberalizm jako kult „róbta co chceta” i uznawanie wzorców moralnych za ograniczenie wolności, komunizm, zamordyzm etc. jest ideą na wskroś szkodliwą. Przez długofalowe kultywowanie samego chcenia bez powinności ludzkość idzie w stronę rozwiązań łatwych. A te przeważnie bywają złe. Ma to długofalowe skutki, co widać po demografii, której winna jest właśnie liberalna mentalność – chodzenie na łatwiznę, mentalność transakcyjna, indywidualizm i ta wieczna emocjonalna panika o potencjalne ograniczenie puli wyborów. Przez co dziecko nie jest traktowane w kategoriach dobra tylko zagrożenia dla owej puli. Absolutnie chora ideologia i mamy już tak dużą próbkę pokoleniową, że trzeba naprawdę wiele złej woli aby nie dostrzec winowajcy.
Ludzie nie posiadają dzieci, bo – za Korwinem – ich wychowywanie jest zajęciem mało interesującym, zwłaszcza dla ludzi z wysokim IQ. Dzieciorobem prędzej zostanie prosty chłop czy proletariusz, aniżeli profesor astrofizyki z Caltechu. Tak samo z religijnością. Trzeba pamiętać, że ok. 20% społeczeństwa w ogóle nie odczuwa potrzeby posiadania potomstwa, bo odczuwanie takowej nie jest silnie wryte w ludzką naturę. Wynika to z faktu, że ludzki mózg za bardzo się nie zmienił przez ostatnie 200 tys. lat i jest nadal „jaskiniowy”. Pierwotniacy mieli to do siebie, że wielu mężczyzn kopulowało z wieloma kobietami, a jak poczęło się z tego potomstwo, to nawet wtedy, gdy matka nie miała instynktu, to dzieckiem zawsze mogła zajmować się babka, ciotka, czy jakieś kuzynki. Monogamia to forma postępowania prowadząca do zubożenia puli genowej. Żadna kultura i religia nie będą pluć nam w twarz. Tylko niewidzialna ręka wolnego rynku i niczym nieskrępowana wolna ręka darwinowskiego doboru naturalnego są w stanie poprowadzić ludzkość w jedynie słusznym kierunku, którego ludzka świadomość planistyczna nie powinnia ukierunkowywać, bo najpewniej zrobi to niewłaściwie, prowadząc do degeneracji.
Wolny rynek i Darwin… Świat zwierząt w całej okazałości.
Korwin mylił się tyle razy, że choć sam argument z autorytetu jest hochsztaplerką i nie wypada go używać, to wybranie akurat takiego „autorytetu” jest komiczne same w sobie. Ale do rzeczy i skupmy się na faktach.
„ich wychowywanie jest zajęciem mało interesującym, zwłaszcza dla ludzi z wysokim IQ.”
Po pierwsze rozkład IQ w społeczeństwie jest taki, że zdecydowana większość ludzi jest przeciętnie inteligentna a tych słabszych intelektualnie jest mniej więcej tylu, ilu ponadprzeciętnie inteligentnych, co widać po rozkładzie Gaussa. Z samego tego powodu nie można więc diagnozy Pilastra uznać za prawdziwą. Co więcej – trzeba byłoby wykazać chociaż korelację wzrostu IQ wśród decydujących się na bezdzietność. A czegoś takiego nie ma, bo na model bezdzietny nie decydują się tuzy intelektu jak sugeruje to Pilaster, tylko zepsute Julki i Brajanki z korpo, dla których najważniejsza jest impreza, kolejny gadżet czy selfie z kurortu. To jest nic innego jak pokłosie mentalności transakcyjnej, która uniemożliwia budowanie trwałych związków jak i właśnie przeświadczenia, że dziecko odbiera pulę możliwości. Jeśli ktoś uważa, że problem z demografią to efekt refleksji, że większość społeczeństwa chce się zająć intelektualnie angażującymi zajęciami i to z tego powodu nie mają dzieci, to jest po prostu albo kłamcą albo głupkiem. Social media czy obserwacje z klubów mi świadkiem.
Po drugie, jest wierutną bzdurą, że wychowywanie dzieci jest mało interesujące dla ludzi z wysokim IQ. Trzeba być bezdzietną patologią albo po prostu fatalnym rodzicem, by nie dostrzegać, że wychowanie wymaga ogromnego nakładu pracy, który jest tym bardziej przystępny, im wyższe są intelektualne możliwości rodzica, lecz jest to proces pełen wyzwań intelektualnych i moralnych. Pilaster za Korwinem sprowadza wychowanie do nakarmienia i ubrania a taki model jest nieprawdziwy wśród ludzi. Ponadto statystyki pokazują jasno, że model wielodzietny wbrew Pilastrowemu powtarzaniu nieprawdziwej narracji Wyborczej o „dzieciorobach” mającej na celu jedynie zohydzanie posiadania potomstwa jest modelem preferowanym właśnie przez lepiej sytuowanych, bystrzejszych i z ugruntowaną pozycją społeczną. To właśnie dlatego tak wiele rodzin wielodzietnych posyła dzieci do prywatnych szkół (najczęściej katolickich) – tej urojonej przez Pilastra wielodzietnej patologii nie stać na to. Pilaster standardowo popełnia błąd i wyciąga wniosek z przykładów anegdotycznych, często nagłaśnianych medialnie właśnie by realizować antynatalistyczną agendę i zarabiać na sprzedaży. Mało kto w zepsutym i przebodźcowanym społeczeństwie chce czytać o pełnych sukcesów wielodzietnych rodzinach – ludzie łakną emocji, więc mass media serwują narrację drastyczną, której Pilaster uległ niczym naiwne dziecko. Przez to zamiast zweryfikować dane, posługuje się wdrukowanymi kliszami bez poparcia w rzeczywistości. Proszę zwrócić uwagę, że w rodzinach królewskich, szlacheckich czy wśród wielu przedstawicieli dzisiejszych elit (proszę prześledzić drzewo genealogiczne p. von der Leyen) panuje właśnie model wielodzietny. Ortodoksyjni żydzi, którzy w statystykach mają wysokie IQ również preferują ten model.
„Trzeba pamiętać, że ok. 20% społeczeństwa w ogóle nie odczuwa potrzeby posiadania potomstwa, bo odczuwanie takowej nie jest silnie wryte w ludzką naturę” – to nie jest kwestia „silnego wrycia w ludzką naturę” a właśnie tego, że idee zmieniają rzeczywistość i wpływają na mentalność, bo ludzka natura nie jest doskonała i jest zepsuta. Co więcej Pilaster sam sobie zaprzecza, bo trzymając się jego darwinizmu, przedłużenie gatunku jest jednym z ważniejszych elementów ludzkiego bytowania, więc Pilaster tym samym właśnie potwierdza, że 20% ludzi nie realizuje tego, co jest immanentnym elementem postulowanej przez Pilastra idei. Jednocześnie Pilaster nie dostrzega gdzie leży przyczyna takiego stanu rzeczy.
„Wynika to z faktu, że ludzki mózg za bardzo się nie zmienił przez ostatnie 200 tys. lat i jest nadal „jaskiniowy”. Pierwotniacy mieli to do siebie, że wielu mężczyzn kopulowało z wieloma kobietami, a jak poczęło się z tego potomstwo, to nawet wtedy, gdy matka nie miała instynktu, to dzieckiem zawsze mogła zajmować się babka, ciotka, czy jakieś kuzynki” – twierdzenie, że ludzki mózg nie zmienił się przez ostatnie 200 tysięcy lat jest oczywiście nieprawdą i mamy na ten temat szereg badań. Sam fakt rosnącej puli informacji oraz ilości wykorzystywanych przez człowieka narzędzi powoduje kompletnie inną strukturę połączeń neuronalnych, więc tylko to wystarcza do falsyfikacji twierdzenia Pilastra. Ponadto pragnę zauważyć, że twierdzenie jakoby ludzie pierwotni mieli lepszą demografię z powodu poligamii jest niemożliwe do pogodzenia z tezą, że ludzki mózg się nie zmienił przez 200 tysięcy lat. Przecież gdyby to było prawdą, to właśnie w dzisiejszym zepsutym społeczeństwie, w którym zdrady, rozwiązłość seksualna i częste zmiany partnerów seksualnych są właśnie kalką z dzikusów współżyjących z kim popadnie, mielibyśmy więcej urodzeń niż w czasach klasycznie rozumianej seksualności, tylko dzieci rodziłyby się właśnie z przygodnych stosunków. Tak jednak nie jest między innymi przez antykoncepcję, więc decyzja o braku dziecka jest pierwotna czasowo w stosunku do samego aktu seksualnego i nie ma znaczenia monogamia czy poligamia. Dodam jeszcze, że narracja jakoby w społeczeństwie pierwotnym, gdy długość życia była drastycznie niższa niż obecnie to babki, ciotki czy kuzynki zajmowały się dziećmi i stąd wzrost demograficzny jest równie sensowna, jak teza Engelsa, że przed wytwarzaniem narzędzi panował matriarchat. Faktem zaś jest, że na poziomie biologicznym im bardziej niecywilizowane społeczeństwo, tym troska o potomstwo jest bardziej „zwierzęca” a porzucanie potomstwa jest traktowane jako uderzanie w siłę stada. Taka „matka” nie przetrwałaby zbyt długo, bo rzeczywistość ludzi pierwotnych to nie liberalne społeczeństwo, w którym można oddać dziecko do adopcji a społeczeństwo nie kiwnie palcem. To była rzeczywistość brutalna, w której nie było akceptacji dla aspołecznych zachowań.
„Monogamia to forma postępowania prowadząca do zubożenia puli genowej” – właśnie dlatego dzieci z dobrych rodzin wielodzietnych częściej odnoszą sukcesy niż dzieci Julki, która ubogaca pulę genetyczną mając dzieci ze Staśkiem, Mokebe i Raszidem. Pula genowa jako materialistyczny fetysz to zjawisko nie tylko obrzydliwe, ale i szkodliwe. Widać to doskonale choćby po statystyce przestępczości i podatności na nałogi w USA wśród dorosłych wychowywanych jako dzieci w pełnych, monogamicznych rodzinach w porównaniu do dzieci wychowywanych bez ojców. Toteż trzymanie się fetyszu ubogacania puli genetycznej i poligamii doprowadza do wzrostu przestępczości i nałogów a co za tym idzie osłabiania społeczeństwa co jest wystarczającym dowodem na falsyfikację błędnych tez Pilastra.
„Tylko niewidzialna ręka wolnego rynku i niczym nieskrępowana wolna ręka darwinowskiego doboru naturalnego są w stanie poprowadzić ludzkość w jedynie słusznym kierunku, którego ludzka świadomość planistyczna nie powinnia ukierunkowywać, bo najpewniej zrobi to niewłaściwie, prowadząc do degeneracji” – jest to założenie błędne, bowiem cały czas zakłada się, że człowiek nie ma powinności moralnych albo że te powinności moralne i ich wypełnianie nie mają żadnego wpływu na funkcjonowanie społeczeństwa. Jest tutaj mylne przeświadczenie, że „róbta co chceta” będzie bardziej wydajne społecznie niż trzymanie się norm moralnych a mamy jasne dowody, że tak nie jest. Ponadto trzymanie się norm moralnych nie jest żadnym planowaniem rzeczywistości, bo prawidłowo uformowany człowiek sam z własnej woli postępuje słusznie. Widać tutaj liberalne histerie, których wspominałem i wynikające z błędnego rozumienia wolności. Dla Pilastra wolność jest wtedy, gdy jeśli chcenie nakazuje wejść pod pociąg, to mu się ulega. Dla normalnie myślących ludzi wolność jest wtedy, gdy użyjemy rozumu, zaklasyfikujemy pomysł wejścia pod pociąg jako zły i podejmiemy wolną decyzję, by jednak pod ten pociąg nie wchodzić. I tak działa właśnie dobre społeczeństwo – ludzie chcą tego, co dobre. Wizja Pilastra to wizja z „Króla Maciusia Pierwszego” – infantylny świat ulegania namiętnościom, kult ciągłego chcenia. Gdyby tak funkcjonowała rzeczywistość, to pierwsze pokolenie tak „wychowywanych” dzieci zmarłoby z powodu jedzenia tylko słodyczy. Ale co zabawne – Pilaster nie dostrzega, że jego postulat to nie jest żaden darwinizm i wolność. To właśnie powtarzanie modelu Rousseau, który chciał narzucić, więc realizować uświadomiony plan powrotu do stanu natury wbrew temu, że ludzkość przecież sama zaczęła rozwijać się właśnie w kierunku postępowania zgodnie z normami, bo tylko w obrębie norm możliwy jest rozwój. Zabawne, że Pilaster tego nie rozumie – podobno pracuje. Zapewne zgodnie z normami i procedurami przyjętymi w zawodzie a nie tak jak chce 😉
Podsumowując – historia ludzkości pokazuje jasno, że wtedy, gdy człowiek kierował się klasyczną moralnością i kładł nacisk na wartości rodzinne to mieliśmy okres dynamicznego rozwoju na wielu polach. Gdy tylko moralność, szczególnie w warstwie seksualnej, zaczęto liberalizować to społeczeństwa, mówiąc językiem libertariańskim, upadały nie wytrzymując ciężaru konkurencji tych społeczeństw, które nie szły w stronę liberalizacji. To samo zresztą obserwujemy dzisiaj – zepsuci liberalizmem mieszkańcy Europy czy USA wymierają a w ich miejsce przychodzi kompletnie inna cywilizacja, która odrzuca wartości liberalne. Twierdzenie, że jest to dobre samo w sobie gdy jednocześnie postuluje się liberalną wizję społeczeństwa, która doprowadza do wymierania jest wewnętrznie sprzeczne. Ale jak to u Pilastra – jeśli fakty przeczą teorii to tym gorzej dla faktów.
Chciałem napisać jak bardzo nie tylko intelektualnie ale i moralnie zdegenerowany jest ten wpis pana podapisującego się ” Blog Pilastra (Marcin Adamczyk) „, ale autor tekstu wystarczająco się już w tej materii rozpisać.
Dodam tylko, że analiza istniejących cywilizyacji i kultur jasno wskazuje, że monogamia (nawet wymuszona) jest najefektywniejszym dla rozwoju i wzrostu społeczeństw rozwiązaniem. Ponownie polecę Unwina.
Ogólnie również z danych dostępnych nawet dla polski wiadomo, że w rodzinach wielodzienych statystycznie bardziej dba się o edukacje dzieci, dzieci te najczęściej wykazują więcej pro społecznych zachowań a czasem mówi się nawet o syndromie jedynactwa (ma to być zespół cech jednoznacznie negatywnych). O tym rozpisywać się nie będę literatura jest bogata ale z tego co widzę nieznana.
Co do wielodzietności to własnie margines społeczny jest szcególnie słabo reprezentowany. Rodzice wileu dzieci standardowo mają wyższe wykształcenie, statystycznie lepsze prace (lepiej płatne i bardziej „inteligenckie”), częściej zajmują stanowiska kierownie oraz prowadzą własne firmy, piją mniej alkoholu niż osoby samotne i samotnie wychowujące dzieci (mimo, że te mają statystycznie niższy dochód niż małżeństwa z wieloma dziećmi). Analizy GUSowskie wskazują, że rodziny 4+ w zasadzie nie doświadczają biedy (przy jednoczestnym podstawowym źróle dochodu z pracy a nie z socjalu).Ogólnie opinie Pilastra świadczą delikatnie mówiąc o braku zorientowania w temacie, mówiąc mocniej o uprzedzeniach a jeszcze mocniej sobie daruję.
Ogólnie uwagi o wspólnotach pierwotnych wskazują na niesamowitą ignorancję. W zasadzie wykluczajacą jako istotnego rozmówcę autora.
O jednej rzeczy jednak chciałbym napisać jeszcze.
Pan Adamczyk napisał: twierdzenie, że posiadanie potomstwa „nie jest silnie wryte w ludzką naturę” przy równoczesnym postulowaniu „darwinowskiego doboru naturalnego ” jest oczywiście nie do utrzymania. Dobór darwinowski to przede wszystkim dobór partnera do posiadania dzieci a nie dobór tych co mają większe szasne na przeżycie.
Opinie Pana Pilastra uznaję za zbiór korwinistycznych bon motów, mainstreamowego anynatalizmu oraz (być może) osobistych uprzedzeń (wywołanych być może potrzebą uzasadnienia własnych wyborów życiowy ale nie mam na to dowodów bo Pana Pilastra nie znam, jednak w przypadku innych osób, które mówią takie rzeczy w zasadzie było to normną).