Nie jest dziś możliwy obiektywny osąd demokracji. Nie jest ona koncepcją neutralną: za demokracją, jako za ustrojem politycznym i za odpowiadającym jej systemem wartości stoi Zachód. Demokracja jest formą świeckiego kultu, czy też narzędziem politycznej dogmatyki. Dlatego, aby zostać przyjętym do zachodniej społeczności, należy, w domyśle, być za demokracją. Ten, kto poddaje ją w wątpliwość, wypada z pola poprawności politycznej.
Jeśli jest to ktoś marginalny, można to ścierpieć, jeśli chodzi o osobę będącą kimś więcej niż przedstawicielem politycznego marginesu, to demokracja uruchamia koło zamachowe represji (jak każdy reżym, każda ideologia, każda dominująca religia). Dlatego nie można mówić o demokracji w sposób bezstronny. Dlatego w rozważaniach o demokracji należy od razu powiedzieć: jesteśmy całkowicie za, lub całkowicie przeciw. Odpowiem zupełnie szczerze: jestem przeciw. Ale jestem przeciw tylko dlatego, że Zachód jest za. Nie zwykłem bezmyślnie i bezkrytycznie przyjmować czegokolwiek na wiarę, nawet jeśli wszyscy w to coś wierzą. Tym bardziej, jeśli towarzyszy temu nacisk i ukryta (lub jawna) groźba. Radzicie mi, bym oparł się na własnym rozumie, tak? Zacznę od tego, że rozum radzi mi odrzucić wszelkie sugestie. Wolności nikt nam nie może dać. Albo ona jest, albo jej nie ma. Niewolnik nawet wolność obróci w niewolę albo chociaż w świństwo, człowiek zaś wolny nawet w kajdanach nigdy nie będzie niewolnikiem. Platon przebywając w niewoli nie stał się w żaden sposób mniej Platonem, człowiekiem wolnym, gdy tymczasem imię tyrana Dionizosa do dziś wypowiadamy z pogardą – który z nich jest więc niewolnikiem? Ponadto, jak mówi dostępny na rynku podręcznik do analizy technicznej: The majority is always wrong.
Tylko taki krytyczny dystans wobec demokracji daje pole dla jej konceptualnego zrozumienia. Ujmujemy demokrację jako zagadnienie poddane w wątpliwość, jako pytanie, rzucamy jej wyzwanie jako dogmatowi. W ten właśnie sposób zdobywamy prawo do dystansowania się. Tylko jednak w ten sposób możemy dojść do wiarygodnego i ugruntowanego filozoficznie rezultatu. Nie wierzyć w demokrację, nie znaczy być jej przeciwnikiem. Znaczy to, nie być u niej w niewoli, nie być przez nią zahipnotyzowanym i nie znajdować się pod wpływem jej sugestii. Odrzucając takie niedowiarstwo i wątpliwości, całkiem możliwe, że dojdziemy do przekonania że demokracja jest czymś cennym i nadającym się do przyjęcia, ale może być też tak, że nie dojdziemy do takiego przekonania. W ten sposób zresztą należy rozważać i wszystkie pozostałe zagadnienia. Tylko coś takiego zasługuje na miano filozofii. Dla filozofa nie istnieją żadne aprioryczne dowody. Również dla politycznego filozofa.
Wspomnieć należy, że demokracja nie jest koncepcją, którą rozumie się samą przez się. Demokracja może być zarówno przyjęta, jak i odrzucona, zarówno ustanowiona, jak i zniesiona. Istniały zarówno wspaniałe społeczeństwa bez demokracji, jak i społeczeństwa odstręczające – z demokracją. Bywało też jednak odwrotnie. Demokracja jest projektem ludzkim, konstruktem, planem, nie zaś przeznaczeniem. Może zostać odrzucona lub przyjęta. Znaczy to, że potrzebuje ona usprawiedliwienia, apologii. Jeśli zabraknie apologii demokracji, straci ona sens. Niedemokratyczna forma rządów nie może być z góry uważana za gorszą. Formuła „najmniejszego zła” jest propagandowym wykrętem. Demokracja nie jest najmniejszym złem. Bywa tak, że w ogóle nie jest złem, a może być też tak, że jest po prostu złem. Trzeba to wszystko zrozumieć.
Tylko przy tych dwóch założeniach można w sposób odpowiedzialny rozważać zagadnienie demokracji. Nie jest ona dogmatem, a przyjmowanie takiego założenia prowadzi jedynie do odrzucenia z góry możliwych, w pełni odpowiednich i efektywnych alternatyw dla demokracji. Podniesienie jej do rangi dogmatu i pryncypialne odrzucenie alternatyw dla niej zamyka samą możliwość swobodnego dyskursu filozoficznego.
Demos w „demokracji”: etymologia i Arystoteles
Przyjrzyjmy się etymologii słowa „demos”, na podobnej zasadzie jak „demokracja” oznacza „władzę demosu”. Najczęściej słowo to tłumaczy się jako „lud”. W antycznej grece istniało jednak wiele synonimów słowa „lud”: „etnos”, „laos”, „fiule” itd. „Demos” był jednym z nich i posiadał specyficzne konotacje. Początkowo „demos” oznaczał populację, tak więc ludzi zamieszkałych na konkretnym, dobrze określonym terytorium. W związku z rozrostem miast, terytoria te zaczęły być wykraiwane wewnątrz miast, podobnie jak współczesne dzielnice lub staroruskie „strony miast” (городские концы).Dlatego mianem „demos” nazywano populację tego lub innego obszaru.
W indoeuropejskim słowniku etymologicznym Juliusa Pokornego1 widzimy, że greckie „demos” pochodzi od indoeuropejskiego korzenia * dā (*dǝ-), oznaczającego „dzielić”, „rozdzielać”. Wraz z końcówką „mo” daje to greckie „demos”, natomiast z końcówka „lo” – niemieckie „tailen” i rosyjskie „делить”.
Tak więc sama etymologia słowa „demos” odsyła do czegoś rozdzielonego, porozcinanego na oddzielne fragmenty i rozmieszczonego na określonym terytorium. Najbliższe znaczeniem jest temu rosyjskie słowo „populacja” (население), to zaś różni się od pojęcia „lud”, ponieważ termin „lud” pociąga za sobą znaczenia w postaci i jedności kulturowej i językowej, i wspólnoty historycznego losu, i obecności wspólnego przeznaczenia. Populacja (teoretycznie) w zupełności może obyć się bez tego. Do populacji należy każdy, kto osiedlił się lub został osiedlony na danym terytorium. Nie oznacza zaś ona tego, kogo z daną ziemią wiążą korzenie lub obywatelstwo.
Arystoteles, który wprowadził do obiegu pojęcie „demokracji”, odnosił się do niego skrajnie negatywnie, mając na myśli to szczególne greckie znaczenie tego słowa. Według Arystotelesa, „demokracja” jest w zasadzie tożsama z „władzą motłochu”, „ochlokracją” (władzą tłumu), ponieważ populacja danego rejonu składa się ze wszystkich po równo. „Demokracji”, jako najgorszemu modelowi sprawowania władzy, Arystoteles przeciwstawia nie tylko monarchię i arystokrację, którym odpowiada władza jednostki lub władza najlepszych, do których, przeciwnie, odnosi się pozytywnie, ale także „politeę”(od greckiego „polis”, „miasto-państwo”). Podobnie jak „demokracja”, „politea” to rządy wielu, nie jednak rządy wszystkich po równo, lecz rządy spełniających określone kryteria, rządy świadomych obywateli, wyróżniających się zarówno znamionami kulturowymi, genealogicznymi, jak i społecznymi i ekonomicznymi. Politea to samorząd obywateli miasta-państwa, oparty na tradycji i fundamentach. Demokracja to anarchiczne wzburzenie zbuntowanego motłochu.
Politea zakłada istnienie kulturowej jedności, wspólnej historyczno-religijnej i kulturowej bazy wśród obywateli. Demokracja może zostać ustanowiona dzięki arbitralnemu zebraniu zatomizowanych jednostek, „podzielonych” wedle przypadkowych kryteriów.
Arystoteles, to prawda, zna też inne formy niesprawiedliwych rządów, oprócz demokracji – są to tyrania (władza uzurpatora) oraz oligarchia (władza zamkniętej grupy bogatych i skorumpowanych podleców). Wszystkie potępione przez niego formy rządów są ze sobą powiązane: tyrani często opierają się właśnie na „demokracji”, podobnie jak do „demokracji” często odwołują się oligarchowie. Kategoria całości, tak ważna dla Arystotelesa, znajduje się po stronie monarchii, arystokracji i politei. Podział, rozdrobnienie, rozczłonkowanie na atomy – znajdują się po stronie tyranii, oligarchii i demokracji.
Metafizyczne podstawy demokracji. Hipotezy Parmenidesa
Przejdźmy do metafizycznych podstaw demokracji. Przywołamy w tym celu platoński dialog Parmenides. Przyjęto w nim wyodrębniać dwie tezy i osiem hipotez. Pierwsza teza dotyczy Jedni i wynikających z niej czterech hipotez (prawda, neoplatonicy dodawali jeszcze piątą, tutaj to jednak nieistotne). Pierwszą tezę dotyczącą Jedni i wynikające z niej hipotezy odnieść można do opisania państwa opartego na hierarchii, biorącej swój początek w idei, w wyższej zasadzie. Świat oparty na Jedni powstaje od góry ku dołowi, od Jedni ku Wielości, podobnie jak państwo, odzwierciedlające strukturę wszechświata. Na czele takiego państwa stoi monarcha i kapłani, jako słudzy Jedni. Taka święta monarchia jest zarazem i modelem kosmosu, i podstawą porządku państwowego. Teza o Jedni i wynikające z niej hipotezy opisują nam spektrum modeli politycznych społeczeństwa tradycyjnego, gdzie dominowała zasada całości, autorytetu i sakralnej natury władzy i prawa bożego.
Socjolog Louis Dumont2 nazywa takie podejście wyprowadzane z pierwszej tezy i pierwszych czterech hipotez „metodologicznym holizmem”, ponieważ rozumienie społeczeństwa jest tam oparte na przekonaniu o jego organicznej, holistycznej (целостной) naturze.
Druga teza dialogu Parmenides i drugie cztery hipotezy wynikają z Wielości, czegoś innego niż Jednia. U podstaw tego poglądu na świat leży nie jedność, lecz wielość, atomizm, gra fragmentów. Pogląd taki prowadzi nas do atomistycznego poglądu na kosmos (teoria Demokryta) i do legitymizacji reżymów politycznych tym razem „demokratycznego” typu, tak więc budowanych nie od góry ku dołowi, nie w oparciu o przejście Jedni w Wielość, lecz na odwrót, w przeciwnym kierunku. Sam Platon uważał atomizm Leucypa3 i Demokryta za naukę heretycką i nawet, wedle niektórych źródeł, nakazał w swojej Akademii spalenie jego prac. Dlatego również społeczeństwo zbudowane na zasadzie Wielości (nie Jedni), w platońskim rozumieniu świata można nazwać „polityczną herezją”.
Nas interesuje tu właśnie ta druga teza Parmenidesa o Wielości i wyprowadzone z niej cztery hipotezy (uwzględniając cztery pierwsze, odnoszące się do kosmosu zbudowanego wokół zasady monarchicznej, przyjęto nazywać je hipotezami Parmenidesa odpowiednio piątą, szóstą, siódmą i ósmą). Jeśli uważnie im się przyjrzymy, otrzymamy cztery rodzaje demokracji, które łatwo można dostrzec w postaci praktycznej lub teoretycznej w otaczającym nas świecie.
Hipotezy Parmenidesa i typy demokracji
Piąta hipoteza Parmenidesa opiera się na twierdzeniu, że choć Jedni nie ma, istnieje zaś Wielość, to Jednię można pomyśleć (a zatem i zrealizować) poprzez relacje wewnątrz Wielości. W sposób uproszczony można to interpretować następująco: choć wychodzimy od mnogości zatomizowanych jednostek, mogą one stworzyć pewną całość, która jednak będzie złożona, kolektywna, skonstruowana. W filozofii politycznej widzimy tu klasyczny przypadek socjalizmu lub socjaldemokracji (w skrajnej formie – komunizmu) jako teorii, zalecającej by z oddzielnych jednostek złożyć solidarne, „całościowe” (lecz sztucznie „całościowe”) społeczeństwo, które w takim przypadku będzie pierwotne w odniesieniu do jednostki, będzie tę jednostkę wychowywać i formować. Tak właśnie rozumieli swój cel zarówno socjaliści, jak i pierwsi socjologowie (w szczególności Auguste Comte). Za przykład takiego podejścia może służyć słynna dewiza Ex pluribus unum.
Oprócz socjaldemokracji, zasadę tę odnieść możemy do politycznej formy państwa Tomasza Hobbesa, jego Lewiatana, przy czym sam Hobbes nie mówi nic o politycznej formie państwa, ograniczając się do stwierdzenia, że powstaje ono na drodze umowy społecznej pomiędzy ludźmi chcącymi w ten sposób zapobiec nieuchronnej w innym przypadku wojnie wszystkich ze wszystkimi. Ta zasada – Jednia jako produkt umowy wielu – leży, w ten sposób, również u podstaw współczesnych teorii państwa. Najjaskrawiej jest ona wyrażana przez socjaldemokrację. Koncepcja État–providence, tak droga sercu współczesnego Europejczyka, lub amerykańskie Welfare State, zawierają w sobie obydwie te koncepcje (państwa i społeczeństwa).
Szósta hipoteza głosi, że istnieje Wielość, Jednia zaś nie istnieje, ani sama z siebie, ani w swoich relacjach. To odrzucenie konstruowania Jedni (sztucznej i kolektywnej, mechanicznej) stanowi istotę innego rodzaju demokracji – demokracji liberalnej. Jest charakterystyczne, że demokracja liberalna przeciwstawia się zarówno propozycji stworzenia normatywnego modelu społeczeństwa, bronionego przez socjalistów i socjaldemokratów, jak i (w odległej perspektywie) odrzuca samo istnienie państwa. Nie należy z Wielości tworzyć Jedni (Ex pluribus unum), jest to zupełnie niepotrzebne, Wielość w zupełności może pozostawać Wielością, zaś zatomizowana jednostka może w pełni cieszyć się swoją całkowitą swobodą. Tak więc Wielość odrzucająca Jednię daje nam liberalizm.
Siódma hipoteza Parmenidesa głosi: istnieje Wielość i poprzez relacje w niej zachodzące istnieje inna Wielość. Inaczej ujmując, samotne atomy, fragmenty, mogą dawać istnienie innym atomom, fragmentom – poprzez relacje pomiędzy sobą. Otrzymujemy tu społeczne i polityczne modele oparte na dialogu i komunikacji.
Jednia w takim przypadku nie powstaje na drodze umowy społecznej, lecz wielość atomów tworzy inną wielość atomów, której tym samym nadaje atrybut realności. Tak rodzi się kwestia „Innego”, dialogu z nim, relacji z nim, co stanowi dzisiaj najważniejsze i centralne zagadnienie problematyki filozoficznej. „Inność” i „Inny” wyłaniają się z relacji zachodzących w Wielości. Taki model demokracji nazwać można „demokracją rozumiejącą”, lub też „demokracją dialogu”. Taka demokracja może być w pełni liberalna, tak więc w odróżnieniu od socjalizmu nie uznawać społeczeństwa jako skonstruowanej Jedni. W miejsce społeczeństwa istnieć może sieć komunikacyjna, strukturyzująca się w zależności od spontanicznych trajektorii swobodnych dialogów zachodzących pomiędzy odrębnymi atomami w polu „społeczeństwa otwartego”. W przybliżeniu tak wyobrażali sobie stan rzeczy przedstawiciele chicagowskiej szkoły socjologii, w szczególności George Herbert Mead4 (symboliczny interakcjonizm).
I wreszcie ósma hipoteza, najbardziej „bestialska”: Jednia nie istnieje, Wielość jednak nie tworzy innej Wielości, nie stwarza jej także w procesie relacji zachodzących wewnątrz Wielości. Otrzymujemy tutaj skrajną wersję liberalizmu, odżegnującego się całkowicie od figury „Innego”. W filozofii politycznej odpowiada temu „obiektywizm” Ayn Rand i Alana Greenspana, najbardziej skrajne formy odczłowieczonego indywidualizmu (typowe dla wielu rosyjskich liberałów). Do tego właśnie odnoszą się koncepcje „suwerennego człowieka” de Sade’a, analizowane przez George’a Battaille’a i Maurice’a Blanchota5. W tej hipotezie występuje tylko „Jedyny” i jego własność; całej reszcie nie tylko nie przysługuje atrybut bycia, lecz także jest ona uznawana za sztuczną6.
Znaczące, że Platon podkreślał, że te cztery ostatnie hipotezy mają charakter spekulacyjny i że Wielość nie może istnieć bez Jedni. Tak więc pierwsza teza zawiera w sobie prawdę, druga zaś – fałsz oparty jedynie na grze umysłu. Przejście od społeczeństwa tradycyjnego do współczesnego, do nowożytności i demokratycznych państw nowoczesnych, z filozoficznego punktu widzenia jest przejściem od pierwszej tezy Platona do drugiej (od pierwszych czterech hipotez do drugich). Ze wszystkich punktów widzenia – filozoficznego, socjologicznego, kulturologicznego itd. – współczesność oparta jest na kulcie „metodologicznego indywidualizmu”, przeciwstawianego „metodologicznemu holizmowi” (pierwsza teza i pierwsze cztery hipotezy). Konkretnie rzecz ujmując, zaprzeczenie Jedni i uznanie pierwszeństwa Wielości jest podstawowym dogmatem współczesności, głównym postulatem nowoczesności. Także w dzisiejszej ponowoczesności to podejście nie napotyka żadnego sprzeciwu. Ponowoczesność jest hipertroficzną ekstrawagancką wersją ostatnich hipotez Parmenidesa, w szczególności zaś, ósmej.
Platonizm polityczny
Platońskie tezy pomagają nam zrozumieć kod filozofii politycznej współczesności. Ostatecznie, wszystkie osiem hipotez rozpatrywane może być jako w pełni racjonalne modele świata i społeczeństwa. I jeśli odrzucimy hipnotyczne sugestie postępu, możemy dokonać w pełni racjonalnego wyboru na korzyść którejkolwiek z tych hipotez. Oznacza to, że możemy wybrać zarówno demokrację w jakiejkolwiek jej wersji, przyjmując drugą tezę, lub wybrać model niedemokratyczny, jeśli staniemy na gruncie pierwszej tezy i istnienia Jedni. I co interesujące: wyboru tego nie tylko możemy dokonać dzisiaj, lecz stał on także przed mieszkańcami antycznej Grecji, którzy wybierali Atlantydę lub Ateny (platoński dialog Kritios), Ateny lub Spartę (wojna peloponeska opiewana przez Tukidydesa), filozofię monarchistów Platona i Arystotelesa lub liberalnych atomistów Demokryta i Epikura. Dopóki człowiek pozostaje człowiekiem, posiada on, choć niekiedy niewyraźny i odległy, potencjał właśnie ku filozofii. Co znaczy, że posiada on wolność wyboru. Również demokrację człowiek może wybrać w jakimkolwiek jej rodzaju, lub może ją odrzucić.
Przy tym, jeśli zajmujemy pozycję Platona i platonizmu, to w oparciu o zestawienie demokracji i hipotez Parmenidesa dochodzimy do wniosku, że żyjemy w kosmosie który nie może istnieć, w społeczeństwie, zbudowanym na całkowicie fałszywym dogmacie. Zwolennikami demokracji są dziś w domyśle wszyscy. Nie byłoby niczym złym wszystkim tym „w domyśle” uświadomić te zasady filozoficzne, przez które automatycznie (to jest bez pytania o zgodę) są kierowani.
Z drugiej strony, wszystkich przeciwników demokracji natychmiast przypisuje się do kategorii ludzi wyznających ideologię, który to termin dawno już stał się wyzwiskiem, zniewagą, zaś nieuczciwi hipnotyzerzy coraz częściej wzbudzają celowo to skojarzenie. W miejsce tego kłopotliwego i odartego z sensu słowa, którym ja również nie chciałbym posługiwać się w tym artykule, lepiej zatem nazwać nas platonikami. Tak, jesteśmy politycznymi platonikami. Tworzymy sobie nasz obraz świata i społeczeństwa, wychodząc od pierwszej tezy Parmenidesa i od pierwszych czterech hipotez. Ktoś inny może sobie tworzyć, wychodząc od drugiej tezy i od drugich czterech hipotez Parmenidesa. Dobrze by było tylko o tym, na Boga, wiedzieć wcześniej.
Będąc filozofami, tak więc istotami wolnymi, możemy swobodnie powiedzieć metafizycznemu status quo, zawierającemu się w dogmatyzacji drugiej hipotezy Parmenidesa (tak więc demokracji), „tak”, możemy jednak również powiedzieć „nie”. Ja mówię metodologicznemu indywidualizmowi i drugiej tezie platonowskiego Parmenidesa „nie” i tym samym wyraźnie określam swoje miejsce w istniejącym układzie: stoję w szeregach armii zwolenników Platona.
Platon palił księgi Demokryta. Demokraci wzywają do palenia dzieł Platona (w szczególności, duchowy guru George’a Sorosa, Karl Popper w swoim katechizmie Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie). Popper otwarcie oświadcza: albo wrogowie społeczeństwa otwartego (demokracji liberalnej, drugiej tezy Parmenidesa), albo przyjaciele. To prawdziwa wojna hipotez, bitwa epistemologii, walka paradygmatów gnoseologicznych, starcie idei.
Tak więc dla nas, platoników, demokracja jest fałszywą nauką, opiera się na świecie, którego nie ma, oraz na społeczeństwie, które nie ma prawa istnieć.
Skoro zaś tak, to platonik dochodzi do wniosku: demokracja pod swoją kłamliwą uzurpacją skrywa coś, co w każdym przypadku jest bardzo złe, niesprawiedliwe i niezdrowe – na przykład, utajnioną oligarchię lub zamaskowaną tyranię. To jednak temat na osobny artykuł.
Aleksandr Dugin
Tekst opublikowano w tygodniku „Однако” 12 listopada A. D. 2011
Źródło: http://www.odnako.org/magazine/material/dekonstrukciya-demokratii/ (28.09.2015)
Z rosyjskiego tłumaczył i opatrzył przypisami: Ronald Lasecki
1 Julius Pokorny (1887-1970) – lingwista, znawca języków celtyckich, działacz na rzecz niepodległości Irlandii. Pracował na uniwersytetach w Berlinie, Bernie, Zurychu i Monachium. Jego największym dziełem jest Indogermanisches etymologisches Wörterbuch (1959).
2 Louis Dumont (1911-1998) – francuski antropolog i indolog, w Polsce ukazała się jego praca Homo Hierarchicus. System kastowy i jego implikacje (Kraków, 2009), gdzie twierdzi że indyjski system kastowy stanowi całkowite zaprzeczenie zachodniego egalitarnego społeczeństwa, redukowanie go jednak do stratyfikacji społecznej byłoby zbytnią symplifikacją – człowiek Zachodu nie jest w stanie zrozumieć istoty tradycyjnej indyjskiej kastowości uwarunkowanej naturą i środowiskiem tamtejszego społeczeństwa.
3 Leucyp – filozof helleński z V w. p.n.e. Uznawany jest za prekursora atomizmu i poprzednika oraz nauczyciela Demokryta.
4 George Herbert Mead (1863-1931) – amerykański socjolog i psycholog, pozostawał pod wpływem pragmatyzmu filozoficznego Williama Jamesa (1842-1910). W języku polskim ukazał się wybór jego wykładów Umysł, osobowość, społeczeństwo (Warszawa, 1975).
5 W Polsce także między innymi przez Bogdana Banasiaka, zob. tegoż Filozofia integralnej suwerenności. Zarys systemu Markiza de Sade, Łódź 2006, włączona później do pracy Integralna potworność. Markiz de Sade – filozofia libertynizmu, czyli konsekwencje „śmierci Boga”, Łódź-Wrocław 2006.
6 A. G. Dugin nawiązuje tu do wydanej w 1845 r. pracy Maxa Stirnera (1806-1856) Jedyny i jego własność.
To jest niezłe: „Ale jestem przeciw tylko dlatego, że Zachód jest za.”
Dugin – mason z rodziny ruskich żydów – kagebistów – wot awtoritjet, 🙂 . Nie na darmo Putin pogonił go w cholerę z kręgu swoich doradców …
Szanowni Platonicy – nauczcie się fizyki. Wyjaśni to Wam różnicę między teoriami empirycznymi a pomyślunkami nie mającymi takiego odniesienia (ideologiami) i pozwali uniknąć „wolności” budowania domu od dymu z komina, czyli opatrznego stosowania Pierwszej Tezy z Platońskiego „Parmenidesa”. P.S. Platonizm trzyma się z fizyce mocno. Oznacza tam zwykle przekonanie, że struktury matematyczne (byt idealny) istnieją obiektywnie i niezależnie od świata fizycznego w tym również niezależnie od ludzkich pojmowań i wyborów, przejawiających się w tym świecie. R.Penrose: „[…] jakaś głęboka rzeczywistość zdaje się owiewać pojęcia matematyczne, rzeczywistość wykraczająca daleko poza umysłowe deliberacje konkretnego matematyka. To tak, jakby myśl ludzka była prowadzona ku jakiejś zewnętrznej w stosunku do niej, wiecznej prawdzie — prawdzie, która odznacza się własna rzeczywistością i która tylko częściowo nam się objawia” [https://www.filozofiawnauce.pl/platonska-rzeczywistosc-pojec-matematycznych-26193]. To jest platonizm a nie zabobony słusznie wyśmiane przez Poppera.
„…struktury matematyczne (byt idealny) istnieją obiektywnie …” – tak uważają nie tylko niektórzy fizycy, ale także niekórzy matematycy, i to pierwszoligowi. Nie wiem, czy można takiej hipotezy dowieść, ale wyznawców ma niemało.
Rzeczywiście tak właśnie jest i to nazywa się platonizm (czasem z dodatkiem „matematyczny” ale jak wiadomo Platon na swojej Akademii napisał: „Nie znający geometrii nie mają wstępu”) . Nie są natomiast platonizmem żadne ideologie państwowe w rodzaju monarchii czy demokracji, nawet jeśli są nazywane platonizmem politycznym. A to z bardzo prostego powodu: nie ma takiego działu matematyki. Akurat Karl Popper był właśnie platonikiem, przyjmując obiektywny byt tzw. trzeciego świata (idei) w przeciwieństwie do Dugina, którego z platonikami łączy tylko dowolne użycie słów.