.
Po polskiej prawicy grasuje od kilku lat fantom sojuszu sanacyjnej II Rzeczpospolitej z hitlerowską III Rzeszą przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Krąży nad prawicą prawdziwe widmo sojuszu Becka z Ribbentropem przeciw Mołotowowi, dzięki któremu ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i ZSRR nigdy nie podpisaliby swojego tajnego załącznika do traktatu i nie doszłoby do niemieckiej napaści 1 IX 1939 i sowieckiej w 17 dni później. Przeciwnie, w XII 1941 roku (lub w innym terminie) niemiecko-polska armia miała defilować na Placu Czerwonym, salutując Hitlerowi i Rydzowi-Śmigłemu.
Najpierw zgodzę się zwolennikami tego mitu, że sanacyjna Polska prowadziła najgłupszą politykę zagraniczną, jaką tylko dało się prowadzić, licząc na – jak je nazywał Stanisław Cat-Mackiewicz – „egzotyczne sojusze” z daleką Francją i jeszcze dalszą Wielką Brytanią. W dniu 1 IX 1939 roku Polska winna była być w sojuszu albo z III Rzeszą przeciw Sowietom, albo z Sowietami przeciw Niemcom. Nie będąc w sojuszu z żadnym z sąsiednich mocarstw stała się łupem obydwu, połączonych sojuszem. Zgodzę się także z tym, że bazując na faktach i układzie sił z 1939 roku należało wybrać sojusz z Hitlerem, gdyż Stalin wydawał się sojusznikiem, którego armie chętnie wchodzą z pomocą, ale już nie wychodzą, przemieniając kraj w republikę sowiecką. W 1939 roku nikt jeszcze nie wiedział czym jest nazizm, nikt nie znał jego zbrodni (których jeszcze nie popełnił), ani nie wiedział, że Hitler jest tak szalony, aby walczyć nie tylko przeciw Anglii i Francji, lecz także ZSRR i USA równocześnie. Gdybym żył w 1939 roku i wiedział tyle, ile ludzie wtedy wiedzieli, to byłbym wtedy za sojuszem z Niemcami przeciw ZSRR.
Ale dziś mamy rok 2016 i wiemy jak skończyła się II Wojna Światowa: klęską III Rzeszy. Należy się zastanowić jaki cel mają ci, którzy tak bardzo żałują, że w 1945 roku byliśmy po stronie zwycięskiej, miast po stronie pokonanej i rozbitej doszczętnie?
Tak, znam reakcję wielu Czytelników na poprzedni akapit: Polska nie wygrała II Wojny Światowej, lecz ją przegrała, tracąc Wilno i Lwów oraz niepodległość, ulegając wewnętrznej komunizacji i zewnętrznej wasalizacji wobec Moskwy. To prawda, że straciliśmy Wilno i Lwów, że narzucono nam komunizm i sojusz z ZSRR. Mimo to będę się upierał, że na nasze szczęście płk Beck nie zawarł paktu z Ribbentropem, iż Polska nie przystąpiła do Paktu Antykominternowskiego, dzięki czemu – przynajmniej nominalnie – znalazła się w obozie zwycięzców.
Nie wierzę przede wszystkim, że polski potencjał wojskowy, demograficzny i gospodarczy byłby zdolny przesądzić o losach wojny. Nawet gdyby wojska niemiecko-polskie zdobyły Moskwę, to Stalin broniłby się na Uralu, podczas gdy potęga kolonialna Wielkiej Brytanii, a także demograficzno-ekonomiczna USA i ZSRR i tak doprowadziłyby do końcowego zwycięstwa koalicji antyniemieckiej. III Rzesza bez Polski czy z Polską musiała wojnę przegrać, gdyż potencjał jej, a także Italii i Japonii, był znacznie mniejszy niż Wielkiej Koalicji. Najwyżej Berlin, broniony przez resztki Wojska Polskiego, padłby miesiąc później.
Los Polski – sojuszniczki Hitlera byłby jeszcze gorszy niż ten, który nas spotkał. Gdybyśmy byli sojusznikiem Hitlera to i tak Sowieci zabraliby nam Wilno i Lwów, tak samo narzuciliby nam komunizm i tak samo przymusowo zapisaliby nas do RWPG i Układu Warszawskiego. Jest jednak coś, czego nie mielibyśmy, gdybyśmy byli aliantami Niemiec. Stalin nie dałby nam Ziem Odzyskanych. Polska Ludowa – której granice ma także obecna Rzeczpospolita – nie obejmowałyby ani Szczecina, ani Wrocławia, ani Olsztyna. Może dostalibyśmy sporny Gdańsk. Dzisiejsza Polska obejmowałaby więc wyłącznie Kongresówkę, Pomoże Gdańskie, Poznańskie i zachodnią część Galicji, czyli 101.000 km2 mniej. Zamiast 362.000, mielibyśmy 261.000 km2. Powiedzmy sobie szczerze: Szczecin, Wrocław i Olsztyn są polskimi miastami tylko dlatego, że taki był kaprys Stalina, który – z sobie tylko znanych powodów – nie chciał uszczuplić terytorium polskiego, lecz zabierając nam Kresy dał nam w zamian Ziemie Zachodnie. Jak sądzę, chciał ukarać Niemcy za zbrodnie wojenne na terenie ZSRR i przesunąć je dalej od wschodnich granic imperium. Gdybyśmy byli aliantami Hitlera, to nigdy byśmy Ziem Odzyskanych nie dostali.
Ktoś powie, że woli Wilno i Lwów od zniemczonego przez stulecia Pomorza i Śląska. Bardzo mi przykro, ale taka indywidualna wola nie ma znaczenia. Wilno i Lwów były stracone i nie mieliśmy na to żadnego wpływu. Można było w zamian dostać Kołobrzeg i Jelenią Górę, albo nie dostać nic. Ponieważ byliśmy w obozie zwycięskim, to dostaliśmy. Dodajmy, że były to ziemie na wyższym poziomie gospodarczym, zamożniejsze i o lepszej infrastrukturze. Pod Lwowem i Wilnem ludzie mieszkali w kurzych chatkach, gdy we wschodnich Niemczech w okazałych domach. Kto nie wierzy, niech porówna architekturę poniemiecką Ziem Odzyskanych z nędznymi obejściami na wschodniej Ukrainie i Białorusi.
Wyobraźmy sobie Polskę bez Ziem Odzyskanych. Bez tych 101.000 km2, które zamieszkuje ok. 10 milionów Polaków. Proste pytanie: gdzie podzielibyśmy te 10 milionów ludzi? Gdzie w 1945 roku i w latach kolejnych osiedlilibyśmy repatriantów z Kresów, z Wilna i ze Lwowa? Maleńka Polska by ich nie pomieściła. Nie byłoby dla nich pracy, domów, ziemi. Musieliby zostać za wschodnią granicą i byliby dziś obywatelami Litwy, Białorusi i Ukrainy. Polska liczyłaby dziś nie 38, lecz 28 milionów mieszkańców. Gdybyśmy byli sojusznikami Hitlera, to na mapach i na tablicach drogowych nadal byłyby takie nazwy jak „Breslau”, „Stettin”, „Hirschberg”, „Grünberg”, „Kolberg” i „Allenstein”.
Oczywiście, polska prawica może płakać, że w 1939 roku nie zawarto sojuszu z Hitlerem przeciwko Stalinowi, ale czy powiecie tym 10 milionom ludzi – którzy w większości przyjechali z Kresów i osiedlili się na Ziemiach Odzyskanych – że płk. Beck popełnił błąd, bo jedynym kryterium polityki winien być antykomunizm?
Adam Wielomski
Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!
Napisane tłustym drukiem 261.000 km2 jest wzięte z sufitu. Wystarczy odjąć choćby powierzchnię województw na ziemiach odzyskanych od powierzchni Polski. Większy obciach, że powierzchnię własnego kraju też Profesor pomylił… Artykuł poszedł w Najwyższym Czasie pewnie ze 2 tyg temu i dotąd nikt nie poprawił… To też o czymś świadczy.
@ Alek – literówka – zamiast 362 powinny być 312 tysięcy, ale to tym bardziej wzmacnia moją tezę, bo Polska bez Ziem Odzyskanych byłaby jeszcze mniejsza: 211 tysięcy kilometrów kwadratowych.
1) No to 2 literówki, skoro przeniosła się na wynik działań 😉 Myślę, że takie rozważania to jest jednak czysta spekulacja. Jeśli Polska byłaby mniejsza, to trudniej byłoby Stalinowi o strefę okupacyjną tak bardzo wysuniętą na Zachód. Czy by mu się to opłacało? 2) Co z tego wynika na przyszłość? Skoro w 1939 r. zadziałaliśmy wbrew rozsądkowi (nie wchodząc w sojusz z Niemcami) i lepiej na tym wyszliśmy, to teraz też wbrew rozsądkowi mamy stawiać na Rosję? 😉
A nie mógłby na terenie Szczecina i okolic zrobić drugi obwód kaliningradzki…?
Bardzo sobie cenię publicystykę Pana Wielomskiego ale tym razem nie mogę się zgodzić. O ile zaczęło sie dobrze to „poległ” na Ziemiach Odzyskanych. Stalin nie dał nam tych ziem w zamian za to, że byliśmy sojusznikiem aliantów. To naprawdę nie miało znaczenia. Zrobił to z innych przyczyn. Po pierwsze to był interes ZSRR w ogóle a Rosji w szczególe. Realizował stary plan Sazonowa. Polska, w miarę silna Polska potrzebna była i jest Rosji jako osłona od zachodu kiedy narastają kłopoty na południu. Kiedyś Turcja a dzisija Chiny i muzułmanie. A interes ZSRR polegał na tym, że jego kontrola nad Polską była oczywista i przyklepana przez wszystkie mocarstwa. Traktował to jak jego włsną domenę wpływów. Natomiast kontrola nad Niemcami to byłą rzecz niejasna. Niemcy nie miały być podzielone i pytanie było jak wielkie będa wpływy w Nieczech jego a jakie zachodnie. Każdy metr Polski na zachód powiększał strefę jego 100% wpływów. Dlatego niezależnie od naszego postępowania linię Odry byśmy dostali. Od nas zależało czy dogadamy się z nim i, ewentualnie, zachowamy jeszcze Lwów. Ale do takiej polityki zwyczajnie nie byliśmy zdolni i skończyło się tak jak skończyło. Jak perspektywicznie myślał pokazuje dzisiejsza sytuacja. To co dał Polsce zostało Niemcom wyrwane dość skutecznie. Jeśli to stracimy to tylko dzięki własnej, ciężkiej, wieloletniej głupocie. Obecna Polska jeszcze może żyć z Rosją w zgodzie jeśli zmądrzejemy co zabezpieczy interesy Rosji. Natmiast nawet zaprzyjaźnione z Rosją Niemcy będą realizowały swoje interesy większej wagi niż nasze. Interesy niezgodne z rosyjskimi.
Hm. Nie wiem, czy to takie pewne. 1) Można popatrzeć, jakie konsekwencje terytorialne poniosły inne państwa z naszego rejonu które – mniej lub bardziej formalnie – współpracowały z Niemcami. Słowacja nie straciła na terytorium, Węgry też, Rumunia trochę straciła. Tylko że Węgry i Słowacja starały się jak mogły, żeby się z tej „współpracy” wykręcić albo przynajmniej robić jak najmniej dla Niemiec. Czy Polacy zachowaliby się tak samo? Mniemam, że należy wątpić, dzielni polscy romantyczni wojacy pewnie by się nieraz wykazali bohaterstwem w różnych bitwach po stronie niemieckiej. Po wojnie Stalin byłby wkurzony na nich jak cho… 2) Przypuszczam, że zachodni alianci nie mieli świadomości, że Śląsk kiedyś tam w średniowieczu był – a raczej czasami bywał – polski. Oni się nie uczyli w szkole historii Europy Środkowej/Wschodniej. O kształcie terytorium Polski decydowałby wyłącznie Stalin. Wkurzony Stalin. 3) Po II wojnie światowej pretensje do Kotliny Kłodzkiej – sporego kawałka ob. województwa dolnośląskiego rościły sobie Czechy. Wysłano nawet pociag pancerny (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ziemia_kłodzka#Historia) 4) Czyli trzeba się liczyć z tym, że spora część Dolnego Śląska mogłaby trafić do rąk czeskich. Powiedzmy Wrocław, Jelenia Góra, może nawet Zielona Góra (historycznie też należąca do Dolnego Śląska, wystarczy popatrzeć na godło – jest w nim czarny orzeł na złotym tle), może nawet Opole. Być może Polska uzyskałaby jakieś ziemie na Pomorzu. Być może. Pewnie rzeczywiście niedużo. Nie wiem, komu Stalin przydzieliłby Szczecin (nb. miasto rodzinne carycy Katarzyny II – która urodziła się jako Niemka). Może rzeczywiście Stalin uznałby, że przyłączenie go do Polski zwiększałoby rosyjską/radziecką strefę wpływów. Może.
@Alek „Skoro w 1939 r. zadziałaliśmy wbrew rozsądkowi (nie wchodząc w sojusz z Niemcami) i lepiej na tym wyszliśmy, to teraz też wbrew rozsądkowi mamy stawiać na Rosję? ;-)” Z tym „rozsądkiem” czy też „rozumem” to w ogóle jest ciekawa kwestia. Jeden z forumowiczów napisał kiedyś, że „rozum każe mu być zwolennikiem Rosji”. A są jeszcze tacy, którym „rozum” każe wyznawać poglądy w stylu http://www.racjonalista.pl. Myślę, że „rozsądek” czy co tam wcale nie nakazywał wtedy wchodzić w sojusz z Niemcami (a przynajmniej nie na zasadzie, że to jest jedna jedyna, jedynie słuszna opcja) Może nakazywał zwlekać jak długo się da? 😉
@ dariusz.pilarczyk Słowacja straciła Zakarpacie. Mimo wszystko myślę, że w polityce nie należy przeceniać zasług, ani „wkurzenia”. Wkurzenie dotyczy bardziej przywódców, których po wojnie się sądzi lub po prostu zabija, a w odniesieniu do terytorium najważniejsze jest, że ktoś wygrał wojnę i ma okazję do ekspansji. My walczyliśmy z Niemcami a i tak nas zmniejszyli o 77 tys km (w stosunku do 1939 r.). Podobnie teraz, jeśli ktoś na nas napadnie, to Ameryka nie będzie nas bronić dlatego, że obiecała i że nasze władze się wobec niej szmaciły przez wiele lat. Jeśli będą widzieli interes w bronieniu nas, to będą to robili, a jeśli nie będą widzieli interesu, to wyślą nam na odczepnego jakąś szpicę o wielkości 3 tysiące żołnierzy i na tym poprzestaną. Stracą wówczas jednak prestiż jako wiarygodny sojusznik. Pytanie: ile jest on dla nich warty i czy w ogóle jest im potrzebny? Ostatecznie mogą uratować prestiż obwiniając nas samych, że nie warto nas bronić… Podobnie Rosja ma niby sentyment do prawosławnej Armenii, ale Azerbejdżanowi sprzedała broń za 16 mld $, dzięki której Azerbejdżan już odwojował kawałek Karabachu dla muzułmanów. Władymir Władymirowicz „znany obrońca Cywilizacji Chrześcijańskiej” w reakcji oferuje tejże prawosławnej Armenii wsparcie dyplomatyczne, ale nawet nie zaprzestaje dostaw broni do islamskiego Azerbejdżanu. Taki z niego katechon!
Przeceniamy znaczenie emocji. Ci co ulegają emocjom tracą – przykładem jest Polska. Stalin zbudował imperium nie dlatego, że się wkurzał tylko dlatego, że na chłodno kalkulował. Robił to co mu rozum dyktował i osiągnął większość tego co chciał. My graliśmy na zasadzie wszystko albo nic. No i mamy to co mamy. I tak dużo jak na tak głupią grę. Nawiasem mówiąc zwolennicy Zychowicza też tak grają. Sojusz z Niemcami. A po cholerę? Wystarczyło zachować życzliwą naetralnosć i grać na zwłokę. Z dkumentów niemieckich wynika, że niezależnie od poziomu licytacji Niemcy liczyli sie z tym, że Polska tak się zachowa i to im wystarczało.Jak nie ma dobrej opcji – a wtedy nie było – należy grać na zwłokę tak aby do wojun wejść jak najpóźniej. My. oczywiście, polecieliśmy w stylu ja, ja pierwszy. I dostaliśmy lanie. Zapomnieliśmy, ze wojnę wygrywa nie ten co się najwięcej bije tylko ten co po jej zakończeniu zachował największy potencjał. A myśmy stracili praktycznie wszystko.
Takie tam literówki. Gdańskie nie pomoże!
Takich kilka moich przemyśleń: 1/ Stalin nie zbudował(może rozbudował) imperium, on je „odziedziczył” 2/ gdyby Polska poszła na sojusz z Hitlerem, to terytorialnie wyglądałaby podobnie (+- pare nieistotnych ziem) 3/ zachowałoby się DUŻO więcej Polskich elit i w ogóle więcej Polaków 4/ zachowałoby się dużo więcej Żydów 5/ Polska byłaby mówiąc politycznie-niepoprawnie: bardziej „zażydzona” 6/ rzadko mi się to zdarza, ale nie potrafię konkretnie nic wstecznie zalecić
Można szacować, że dzisiejsza Polska liczyłaby ok. 50+ mln obywateli w tym kilka milionów Żydów. Stopień dewastacji karaju btłby mniejszy czyli poziom życia również dzisiaj byłby większy. Czyli sporo plusów. Minusem byłby brak jednolitości etnicznej bo mielibyśmy klika milionów Żydów i sporo Niemców. Nie umiem powiedzieć jak to ostatnie wpłynęłoby na nasze życie. Na pewno nie byłoby roszczeń Żydów amerykańskich w stosunku do Polaków. Wielki ból dla tych zza oceanu.
Trzeba było iść z Hitlerem ale nie na Rosję, tylko wysyłając jakiś korpus ekspedycyjny np do Francji czy Afryki a istotną cześć armii (jakiś 50 dywizji, modernizowanych przez sojusznika) utrzymywać na terytorium Polski pod wszelkimi możliwymi pretekstami. Byłby to języczek u wagi, gdyby trzeba było zmienić front. No i rozbrojenie 50 dywizji to nie to samo co likwidacja kilkunastuu batalionów AK. Takie rzeczy historia widziała. Ale próżne żale. Istotny jest fakt, że Niemcy naszej granicy zachodniej nie uznały. Mamy uznanie ze strony NRD, ale NRD już nie istnieje. A zatem …
„Przeceniamy znaczenie emocji. Ci co ulegają emocjom tracą – przykładem jest Polska”. Emocje są niezbywalne, ale wystarczają w małych, koczowniczych grupach. Epoka brązu postawiła przez człowiekiem nowe wyzwania. Grecka polis nie mogła kierować się emocjami i stąd mamy po Grekach teorię polityki, czy szerzej filozofię praktyczną. Aleksander Wielki nie mógł nawet myśleć o organizowaniu swojego imperium na emocjach. O ile poznawcza wartość emocji w stosunkach osobistych jest znaczna i co więcej stanowi wzorzec moralny dla każdej etyki (Kant mylił się tu znacząco, nawet ludzie autystyczni potrafią zastosować reguły społeczne, tylko dlatego, że odczytują ze z empatycznych działań osób nieautystycznych) o tyle zasięg poznawczy emocji jest zbyt mały, żeby wystarczał w polityce.
@ Włodzimierz Kowalik: „Istotny jest fakt, że Niemcy naszej granicy zachodniej nie uznały. Mamy uznanie ze strony NRD, ale NRD już nie istnieje.” Niemcy zjednoczone też uznały: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19920140054
@Alek Pełna zgoda, że wielcy podchodzą do tych spraw „interesownie”. @sir Galahad Ja też w takiej sytuacji bym zwlekał jak długo się da/wybrał neutralność. Tylko że Rumunia zdaje się tego właśnie próbowała (https://pl.wikipedia.org/wiki/Rumunia_podczas_II_wojny_%C5%9Bwiatowej, szczegółów nie znam, wiem co co z Wikipedii), i skończyło się stratami terytorialnymi. W Polsce mogłoby być podobnie (jakichś gorliwych dowódców wojskowych by naszło, żeby się wykazać dzielnością po stronie niemieckiej np. pod Stalingradem czy inną Moskwą). Stalin mógłby zrobić Polsce dużo złego zasłaniając się tym, że chce raz na zawsze zlikwidować niebezpieczeństwo odrodzenia się „polskiego faszyzmu”. Niekoniecznie z emocji, równie dobrze z zimnego wyrachowania. Miałby dużo swobody i dobry pretekst. Tu jest raczej tak, że nad tymi słabymi i biednymi wielkie mocarstwa się nie rozczulają, jak znajdą sie po stronie przegranych, to dostają po tyłku. Być może gdyby wszyscy Polacy zachowywałi się naprawdę rozsądnie dałoby się zrównoważyć straty terytorialne zachowaniem wyższego poziomu życia, ale straty terytorialne to byłyby prawie na pewno. Zresztą teraz właściwie coś podobnego mamy (straty terytorialne okupione lepszym standardem na Ziemiach Odzyskanych).
„Niemcy zjednoczone też uznały: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19920140054„. Kamień spadł mi z serca. Dziękuję za sprostowanie. A nauka z tego taka: nie wierz prawicowej prasie, bo lubi dezinformować, jak to prasa.
@dariusz.pilarczyk Zgoda, że straty terytorialne były nieuniknione. Zwyczajnie mieliśmy zbyt mały potencjał. Natomiast co do wojny. Przywołana Rumunia odrzuciła gwarancje brytyjskie i grała na zwłokę. W wojnie wzięli udział dopiero w 1941 roku a i to nie na swoim terytorium tylko w ZSRR. Stracili sporo żołnierzy ale nie cywilów i nie infrastrukturę. Gdy Armia Czerwona doszła do ich granicy to zmienili front i przystąpili do walki z Niemcami. W Polsce praktycznie nikt nie wie, że utrzymywali na froncie przeciwko Niemcom więcej wojska niż Polacy na Wschodzie i Zachodzie razem. I to dywizji samodzielnie wyekwipowanych. Oni mieli u siebie tylko coś koło dwóch tygodni w 1944 roku. My na swoim terytorium mieliśmy trzy wielkie kampanie. W 1939 roku, w 1941 i w 1944-45. Nie licząc okupacji, represji, partyzantki i powstania. Różnica zasadnicza.
No i jeszcze o wspólnej defiladzie w Moskwie. Marne szanse. Armia polska była wprawdzie szkolona do działań agresywnych i ruchomych ale to była tylko teoria. Nasza armia była zdolna do obrony i lokalnych ataków. Nie mieliśmy transportu. Np. polska dywizja piechoty miała etat 77 samochodów a niemiecka (też piechoty) 1009 a i tak mieli kryzys, ktory rozwiązały im dopiero samochody francuskie. Nasz przemysł nie był w stanie a niemiecki też nie był zdolny do doposażenia w środki transportu, łączności, obrony ppanc, obrony plot oraz w paliwo dodatkowych 50 dywizji sojusznika. Czy wiecie, że w całym polskim lotnictwie nie było nawet jednej cysterny do przewozu paliwa? Inaczej mówiąc nie dalibyśmy rady wziąć na serio udziału w tej rozgrywce. Dlatego Niemcy bardziej liczyli na naszą życzliwą neutralność i współpracę niż na zdolności ofensywne.
1/ Tak samo jak u nas podstawową siłą pociągową Wehrmachtu do końca wojny był koń. W 1939 roku etat niemieckiej dywizji piechoty liczył: 4842 konie, 919 pojazdów zaprzęgowych, 394 samochody osobowe, 615 samochodów ciężarowych, 3 pojazdy opancerzone, 527 rowerów. W 1920 roku Wojsko Polskie było zdolne do ofensywy, było również zdolne do niej w 1939 roku. Pytanie tylko przeciw komu i po co? Prawdą jest, że taka ofensywa nie leżała a naszym interesie a Hitler oczekiwał życzliwej neutralności. 2/ Organizacja wojenna polskiego lotnictwa w 1939 roku była zbliżona do tej z 1920 roku (pokojowy podział na 6 pułków lotniczych nie miał żadnego znaczenia). Jeśli nie liczyć dwu brygad pozostających w dyspozycji Naczelnego Wodza (sztucznie zresztą skleconych), jednostką operacyjną był dywizjon, który był samodzielny tj. rzut kołowy ciągnął ze sobą całe wyposażenie, warsztat, paliwo, uzbrojenie itd. wg filozofii „wszystko co moje , biorę ze sobą”. Dywizjon operował z lotnisk polowych nie posiadających żadnej infrastruktury. Organizacja brygad była w istocie taka sama. Składały się one z samodzielnych dywizjonów. Jedynie w wypadku brygady pościgowej można mówić o operacyjnym użyciu jako brygady. Bez cystern zatem lotnictwo polskie nie mogłoby się obejść. Podkreślam: każdy dywizjon musiał sam wieść swoje paliwo.
1/ sądze, że Niemcy wybrali najlepszy z możliwych momentów na wojnę z ZSRR – (każdy inny byłby gorszy i „zabawa” trwałby krócej 2/ gdyby cokolwiek z rozważanych tu scenariuszy sojuszu się sprawdziło, skończyłaby się proporcjonalnie większym triumfem ZSRR kosztem Zachodu 3/ właściwie od tego momentu powinniśmy zacząć nasze rozważania 4/ proponuje temat rozmowy: Rok 1942- na kontynencie jest tylko ZSRR- I co robi Stalin? I jak zachowują/powinni się zachować Polacy? I co robią Alianci? 5/ ewentualnie jak powinni się zachować Polacy, wiedząc (nawet najgłupsi) z miesięcznym wyprzedzeniem, że Niemcy przegrają wojnę? 6/ wnioskowanie opieram na danych wskazujących, że ZSRR miał w 1939 roku ( a w 1935 jeszcze bardziej) armie mocniejsza niż reszta Europy
Wiele osbób (w tym prof. Wielomski) uważa, że ZSRR miał możliwość cofania się i walki zza Uralu. Patrząc na mapę polityczną można w to uwierzyć, ale biorąc po uwagę zasoby już nie za bardzo. ZSRR był zdolny do obrony w 1943 r., gdyż nie stracił ani Leningradu, ani Stlingradu (surowce kaukazkie), ani Moskwy. Hitler spektakularnie szedł do przodu, nabił przeciwnikowi wiele siniaków i go poranił, ale nie połamał mu kości. Gdyby to uczynił, to ZSRR zza Uralu nie byłby już zdolny do kontrofensywy. To bajka, że sowieci mieli nieograniczone zasoby i możliwość tworzenia ciagle nowych dywizji w miejsce tych rozbitych. Ten mechanizm działał głównie w oparciu o ludność europejską. Za Uralem potencjał był mniejszy niż miała Czechosłowacja. Pokonanie sowietów było w pełni realne. Pytanie co by było dalej. Czy Anglia walczyłaby do 1945 r.? Czy Ameryka w 1945 r. zdecodowałaby się na atomowe odbijanie Europy?
@Włodzimierz Kowalik „Bez cystern zatem lotnictwo polskie nie mogłoby się obejść. Podkreślam: każdy dywizjon musiał sam wieść swoje paliwo.” A jednak musiało się obejść. Służył do tego Polski Fiat 621 z beczkami na pace. Dało się tak latać tylko kłopot duży a w wypadku Łosia problem bo tankowano ciśnieniowo od spodu skrzydła co działało na lotniskach stacjonarnych a na polowych drastycznie wydłużało czas tankowania. Cysterny zamówiono we Francji dopiero latem z terminem dostaw ok. maja 1940. Natomiast co do możliwości ofensywnych to jednak niezupełnie prawda. Zmienił się przeciwnik. A.Cz. w 1920 miała trakcję konną a w 1939 była praktycznie cała zmotoryzowana. To eliminowało nasze możliwości ofensywne,. O żadnym głębszym manewrze nie można było nawet marzyć bo przeciwnik był szybszy.
@Alek nie twierdzę, że zwycięstwo Niemiec nad ZSRR było nierealne, ale dałbym mu (tak bukmachersko) 20% w momencie rozpoczęcia ofensywy na Sowietów, wtedy kiedy się zaczęła ( za Wiktorem Suworowem uważam, że to był najlepszy moment- nawet mosty były odminowane, druty kolczaste przecięte, milionowe armie bez map własnego terytorium, za to z mapami Europy w ilości x-wagonów – góra 2 tygodnie do kontr-ofensywy). Potem, wcześniej, już max 1%. Oczywiście „To bajka, że sowieci mieli nieograniczone zasoby i możliwość tworzenia ciagle nowych dywizji w miejsce tych rozbitych”. Ale to, że tracąć w pierwszych miesiącach ( dwóch) tyle zasobów ludzkich/ sprzętowych/ terytorialnych iloma dysponowali Niemcy, jednak wygrali, świadczy o dysproporcji na korzyść Kacapów. Bardzo dużej.
@Alek- sądze, że gdyby Europa była już Sowiecka, stalinowska, to 1/Anglia zrobiłaby to samo co Ameryka, a 2/ Ameryka zdecydowałaby się na atomowe odbijanie Europy 3/ i byłby to żydowski projekt
Bardzo mnie ciekawi ile bomb nuklearnych rzuciliby Amerykanie na Polskę żeby nas wyzwolić… Pewny za to jestem, że po takim „wyzwoleniu” w Polsce zapanowałby spokój. Nic by go nie zakłócało, nawet ludzki oddech.
@sir Galahad 1/ nie wiem ile bomb 2/ nie jestem pewny spokoju, a nawet odwrotnie, bo naszą cechą narodową jest przekora nie licząca się z kosztami 3/ na pewno!!! po zrzuceniu choć jednej takiej bomby bylibyśmy mniej pro-amerykańscy
A może trzeba było w ramach paktu Ribbentropp-Mołotow isć wraz z ZSRR i III Rzeszą na tzw. „spedalony Zachód” i budowac „kontynentalne imperium”, bez lichwy, pedalstwa i innego zachodniego syfu?
Skzryżowanie katynia z Auszficem dobrze by podziałało na przypomnienie ludzkich uczuc cwaniaczkom z tzw. „rynków finansowych”.
„… A.Cz. w 1920 miała trakcję konną a w 1939 była praktycznie cała zmotoryzowana. To eliminowało nasze możliwości ofensywne,. O żadnym głębszym manewrze nie można było nawet marzyć bo przeciwnik był szybszy. ..” – i to pieknie pokazuje różnicę klasy tzw. polskich elit, których podobno załujemy, i ich „kata” Józefa Wissarionowicza. Co do elit: Stefana Banacha nikt nie chciał usmiercić i zmarł on sobie spokojnie w 1944 roku we Lwowie. A iinych przedstawicie polskich „elit” jakos ani Ruscy, ani Niemcy nie chcieli „pozyskac” do pracy przy swoich projektach militarnych> Obawa? A może swiadomośc różnicy klas?
@Piotr.Kozaczewski 1// „A może trzeba było w ramach paktu Ribbentropp-Mołotow isć wraz z ZSRR i III Rzeszą na tzw. „spedalony Zachód” i budowac „kontynentalne imperium”, bez lichwy, pedalstwa i innego zachodniego syfu? ” 1a/ sojusz nierealny 1b/ Zachód nie był jeszcze spedalony, a tendencję do spedalenia, biorąc pod uwagę co się działo na początku Sowietów, trudno było wyczuć 3c/ ani Stalinowi ani Hitlerowi nie chodziło o świat bez lichwy, ale o strefy wpływów 2// „Skzryżowanie katynia z Auszficem dobrze by podziałało na przypomnienie ludzkich uczuc cwaniaczkom z tzw. „rynków finansowych” – być może, ale jak wyżej, nierealne 3// ” i to pieknie pokazuje różnicę klasy tzw. polskich elit, których podobno załujemy, i ich „kata” Józefa Wissarionowicza” – powinien Pan rozszerzyć pojęcie „elit” do wszystkich poza zwycięzcami. A tymi poza CCCP byli TYLKO anglosasi. 4// traktuje Pana wpis jako ad absurdum, bo inaczej się nie da.
„4// traktuje Pana wpis jako ad absurdum, bo inaczej się nie da”. Da się. Można w tym widzieć „pobożne okrucieństwo” za które Machiavelli tak chwalił w „Księciu” Ferdynanda Aragońskiego.
Normalnie, jeśli ktoś kogoś nie lubi, to mówi o tym raz, czasem może powtórzy przy kwestiach związanych ze sprawą, ale nie gada o tym CIĄGLE BEZ WZGLĘDU NA TEMAT. Gdy młoda panienka w każdą wypowiedź wplata, jak to ona nie znosi rudego z sąsiedztwa, to zazwyczaj rudy z sąsiedztwa nie jest jej jednak obojętny. Być może obserwujemy takie wewnętrzne zmagania.
Człowiek lubi pozory cnoty, jak zauważył choćby Max Scheler (resentyment) czy Freud (sublimacja). Gniew (złość) jest trudnym uczuciem. „Prawdziwym panem siebie człowiek staje się przez opanowanie gniewu” [Tomasz z Akwinu]. Można jednak łatwo nauczyć się takiej ekspresji złości, która będzie miała pozory cnoty sprawiedliwości. Wtedy możemy już wyrażać ją bez hamulców i bez odbioru zwrotnej reakcji otoczenia na takie zachowanie. Reakcja jest interpretowana jako odzew zła.
Zdobycze bądź straty terytorialne po wojnach są proporcjonalne do ilości zachowanych na koniec dywizji, my przez całą wojnę wyjątkowo szczodrze i bezmyślnie szafowaliśmy własną krwią, więc i argumentów na koniec nie było i to był główny powód poniesionych w konsekwencji strat. Ale to też efekt, jakości rządzącej „elity”. Jak pokazuje powojenny podział Europy nieważne kto był po której stronie, ( przykładem Niemcy i Włochy które wojnę przegrały ) Chyba Ziemkiewicz napisał, że jesteśmy zdolni do wyjątkowego bohaterstwa ( pytanie czy było to bohaterstwo czy wyjątkowa głupota), ponieważ tak jak idiota nie potrafimy przewidzieć skutków swoich działań.