Lasecki: Wygnany Princeps. Recenzja książki Bogdana Snocha „Protoplasta książąt śląskich”

Rzetelna i bardzo dobrze napisana biografia Władysława II Wygnańca (1138-1146), najstarszego syna Bolesława III Krzywoustego, od którego wywodzi się też panująca później na Śląsku starsza linia dynastyczna Piastów.

Autor polemizuje z tradycją współczesnej swemu bohaterowi historiografii i polską świadomością historyczną (kształtowaną między innymi przez czerpiącego z przekazów kronikarskich z epoki Kraszewskiego), w których winę za rozbicie dzielnicowe średniowiecznej monarchii piastowskiej przypisuje się jednostronnie Władysławowi i jego niemieckiej żonie Agnieszce.

Robi to jednak w dość szczególny i subtelny intelektualnie sposób, mianowicie przyznając poniekąd rację współczesnym, oskarżającym pierworodnego Krzywoustego o to, iż od samego początku dążył obalenia testamentu politycznego ojca. Bogdan Snoch nie przeczy tym oskarżeniom, lecz twierdzi że za piętnowanymi w nich działaniami princepsa stała historyczna słuszność.

W sporze pomiędzy zasadą monarchiczną wyrażaną przez Władysława i jego małżonkę (a później też przez ich synów, Bolesława Wysokiego i Mieszka Plątonogiego), a zasadą poliarchiczną, której ideologicznym manifestem był testament Krzywoustego, której zaś stronnikami byli juniorzy i współczesne możnowładztwo świeckie oraz duchowne, autor przyznaje rację monarchizmowi.

Konsekwencja zwycięstwa poliarchii to utrata przez Polskę wpływów na Zaodrzu, odpadnięcie od Polski na osiemset lat Pomorza i utrata na dwieście lat korony królewskiej. Za moment przełomowy dla tego zwycięstwa Snoch uznaje nie śmierć Krzywoustego i zaprzysiężenie przez możnych jego testamentu, lecz niepowodzenie Władysława, próbującego na podobieństwo ojca i Bolesława Chrobrego, na powrót zjednoczyć podzielony pomiędzy synów i wdowę po zmarłym panującym kraj.

Przyczyny porażki princepsa upatruje autor w jego niewielkich, w zestawieniu z ambicjami, talentach politycznych i militarnych. Snoch – słusznie, bądź nie – przypisuje swemu bohaterowi wiele pochopnych i nieprzemyślanych działań politycznych oraz katastrofalne zaniechania militarne. Przede wszystkim jednak stwierdza, że podniecane przez ambitną małżonkę dążenia princepsa do jedynowładztwa rozminęły z widoczną w epoce tendencją do poliarchii.

Jak więc widzimy, autor czyni z Władysława „człowieka przeciwko czasowi”, zarazem zaś wyprzedzającego poniekąd świadomość swojej epoki politycznego wizjonera, który dostrzegał zagrożenia stwarzane przez dezorganizację władzy monarchicznej i próbował im bezskutecznie zapobiec. Zasada o którą walczył Władysław zachowała słuszność, pomimo że on sam okazał się zbyt słaby, by skutecznie jej bronić.

Warsztatowo, praca imponuje biegłym poruszaniem się przez autora w zawiłościach genealogicznych nie tylko dynastów polskich ale też sąsiednich Rusi, Czech i Niemiec. Opisując koleje życia Rychezy, córki Władysława, autor zabiera nas nawet w podróż do odległych Hiszpanii, Barcelony i Prowansji, po których okazuje się być bardzo kompetentnym przewodnikiem.

Towarzyszymy też Władysławowi i jego synom na wygnaniu w niemieckim Altenburgu, ale również podczas II wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej i ekspedycji Barbarossy do Włoch.

Jesteśmy świadkami wysiłków Albrechta Niedźwiedzia, Henryka Lwa i władców duńskich na Pomorzu i na Zaodrzu, poznając przy okazji politykę tamtejszych władców słowiańskich i jej uwarunkowania polskie.

Nagromadzenie faktów jest tak duże, że książkę, mimo iż liczy sobie niecałe sto pięćdziesiąt stron, powinno się czytać przez kilka dni. Najlepiej czytać jeden lub dwa rozdziały dziennie, pozwalając następnie przyswojonej wiedzy się utrwalić. Również drobny i dość zbity druk nie przemawia za czytaniem tej pozycji „jednym tchem”. Szczęśliwie natomiast, autor oszczędził nam rozbudowanych przypisów, podając jedynie najważniejsze z nich na końcu książki oraz dołączając wskazówki bibliograficzne. Dla niespecjalistów jest to w zupełności wystarczające, zdecydowanie ułatwia zaś przyswajanie tekstu.

W pracy można dopatrzeć się jednak kilku niekonsekwencji i elementów budzących wątpliwości. Nieuzasadnione wydaje się w pozycji przeznaczonej dla szerokiego grona czytelników wplatanie w tekst nietłumaczonych cytat łacińskich i rosyjskich. Co gorsza, Snoch nie jest tu konsekwentny, bo o ile w środkowych partiach tekstu cytaty podaje tylko w brzmieniu oryginalnym, to już w końcowych rozdziałach książki w nawiasach dodaje tłumaczenie, lub wręcz ogranicza się jedynie do podania wersji polskiej.

Nie przekonuje też przetłumaczenie przez autora znalezionego przezeń w latopisie hipatiewskim rosyjskiego wyrażenia „krestnoje ciełowanie” jako „całowanie krzyża”. Rzecz tyczy się przypieczętowania układu pomiędzy Bolesławem Kędzierzawym i Mieszkiem (późniejszym Starym) a zawezwanymi przez Władysława na pomoc w czasie konfliktu o ziemię sieradzko-łęczycką w 1145 r. ruskimi książętami Igorem II Olegowiczem, Światosławem, Włodzimierzem Dawidowiczem i Światosławem Wsiewołodowiczem, i – jak wynika już nawet z kontekstu obszerniej cytowanego latopisu – chodziło tu ewidentnie o całowanie się obecnych „na krzyż”, czyli każdego z każdym, nie o pocałunek złożony przez każdego z nich na krucyfiksie.

Wydaje się również, że w kilku miejscach autor, nawet nie tyle w ocenach politycznych ile w ocenach moralnych, zbyt pobłażliwy, mimo wszystko, jest dla Władysława, zbyt surowy zaś dla juniorów. Zaprzecza więc, przykładowo, że princeps pozostawał pod wpływem żony, by następnie w swojej narracji dowieść mimowolnie że tak właśnie było. Piotra Włostowica potępia jako zdrajcę za obronę zasad politycznych wyrażonych testamentem Krzywoustego, podczas gdy to łamiący je Władysław był formalnie uzurpatorem. Juniorzy gnący się przed naporem Cesarstwa są przez autora surowo ganieni, ale już Władysław wzywający przeciw nim Rusinów a potem króla niemieckiego i cesarza znajduje usprawiedliwienie.

Mimo tych kilku zastrzeżeń, książka Bogdana Snocha zdecydowanie zasługuje na polecenie, i to nie tylko pasjonatom historii średniowiecznej i historii Polski. Ma ona również jak najbardziej współczesny walor wychowawczy, przekonując o pozytywnej roli silnej władzy monarchicznej i wchodząc tym twierdzeniem w polemikę z obecną chyba immanentnie w naszej historycznej świadomości, spopularyzowaną jednak szczególnie ostatnio w bałamutnej publicystyce „republikańskiej” a’la Andrzej Nowak, tezą jakoby sensem naszych narodowych dziejów była „słuszna” walka o „wolność” i „prawa obywatelskie” przeciwko rzekomo „nieprawowitej” z samej swej istoty władzy autokratycznej.

Ronald Lasecki

 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *