Dlatego ustrój liberalny chce i musi znać tylko ową jednostkę – „człowieka i obywatela”, jak w Deklaracji z 1791 roku – stowarzyszającą się dobrowolnie z innymi jednostkami, oraz państwo powołane wolą owego agregatu nie tracących nigdy suwerenności jednostek, zwanego społeczeństwem cywilnym, powołane do realizacji owych praw i prawomocne o tyle tylko, o ile je realizuje. W tym stanie rzeczy, wszystkie „ciała pośredniczące” – rodziny, korporacje, cechy, gildie, stany (i zgromadzenia stanowe), gminy, prowincje – wraz z całym zróżnicowaniem ich praw zwyczajowych czy własnego ustawodawstwa pozytywnego muszą być pojmowane jako zagrożenie dla wolności i podmiotowych praw jednostek, a więc jako przeszkoda na drodze postępu, którą należy wyeliminować. I te ideologiczne założenia realizują w XIX wieku wszystkie liberalne partie, które dokonały podboju państwa począwszy od rewolucji francuskiej: par exemple:
1) liberalni autorzy konstytucji z 1791 roku i Loi Chapelier oraz późniejszy „doktrynerzy” we Francji;
2) liberałowie w Hiszpanii i Portugalii likwidujący resztki fueros (nawet uniwersytety przenosili z miasteczek prowincjonalnych do stolic, jak z Alcala de Henares do Madrytu, nadając mu wymowną nazwę Uniwersytetu Centralnego;
3) liberałowie „niepodległościowcy” w Ameryce Łacińskiej;
4) liberałowie włoscy (tu wprost przed podbój w epoce Risorgimenta);
5) liberałowie ze Zgromadzenia we Frankfurcie w 1848, a potem narodowi liberałowie w Niemczech;
6) liberałowie w Austrii, sprzeciwiający się federalizacji;
7) republikanie Lincolna w USA etc. etc.
To nie są więc jakieś wyjątki, nazywane liberałami „przez pomyłkę”, tylko norma; odwrotnie zaś, jeśli znajdziemy jakiegoś liberała niecentralistę i zwolennika ciała pośredniczących (jak Tocqueville’a choćby) to jest to właśnie przypadek nietypowy, graniczny i taki co do którego w nieskończoność będzie się toczyć spór czy mamy do czynienia z liberałem czy z konserwatystą.
Jacek Bartyzel
źródło: facebook.
aw