Łysiak na tropie „kryptoendeków”

Jest ich ponoć bardzo wielu. Przekonuje o tym Waldemar Łysiak w swoim cotygodniowym felietonie na łamach „Uważam Rze” (6-12.06.2011). Pisze co prawda o zmarłym poecie Jerzym Narbutcie, ale niejako przy okazji nadmienia: „Obaj z Narbuttem zaciekle – całymi latami – broniliśmy sensu („rozumności”) sarmackich Powstań Narodowowyzwoleńczych, sensu, którego imała się tyle razy „kpina głupców”. Lojalistów (m.in. „Stańczyków” galicyjskich XIX-wiecznych), potem endeków (antypiłsudczyków), później komuchów, dzisiaj zaś salonowców, neoendeków (np. krąg Janusza Korwin-Mikkego) i krypto endeków (których jest bulwersująco dużo choćby wśród tzw. „prawicowych dziennikarzy)”.

Dalej autor pisze dlaczego bronił powstań „narodowowyzwoleńczych”: „gdyż [każe rodzime powstanie] kultywowało (ogrzewało, regenerowało, umacniało) antyniewolniczą tożsamość narodową w czasach braku suwerenności – w ciemnej nocy zaborów (…) Gdyby nie seria tych buntów – zabrakłoby Polski na mapach wieku XX”.

Najpierw o samotnej walce. Otóż nie jest to prawda – w okresie PRL oficjalna wykładnia partii była taka – powstania były słuszne, bo były społecznie postępowe. Szczególnie popularna była tak interpretacja w okresie stalinowskim, a i potem – za Gomułki. Dopiero okres Jaruzelskiego oznaczał zmianę akcentów – sięgnięto po „posiłki” konserwatywne i endeckie, po to, żeby polemizować z rewolucyjną i antyrosyjską ideologią i mentalnością „Solidarności”. Tak, Łysiakowi się omsknęło – partia też uważała powstania za „narodowowyzwoleńcze”. Powstań bronił oficjalnie, na łamach PRL-owskich pism – i Paweł Jasienica i Jerzy Łojek. Nie było w tej kwestii większych ograniczeń. Np. muzeum X Pawilonu na warszawskiej Cytadeli zostało uroczyście otwarte przez Gomułkę w 100. rocznicę wybuchu powstania styczniowego. Nie bajajmy więc – ta samotna „walka” nie była taka samotna, a poza tym miała przyzwolenie władz, czego sam autor doświadczył, nie mówiąc już o przyzwoleniu na prawie milionowe nakłady jego książek o epoce napoleońskiej, które sam czytałem nie wiedząc, że po latach Łysiak będzie wmawiał wszystkim, że był „prześladowany”.

Teraz o zbawczej roli powstań. To stara i trochę nudna dyskusja. Ale wciąż wraca niczym bumerang. Tuż przed powstaniem warszawskim jeden z oficerów Komendy Głównej AK, przeciwnik wszczęcia walk, powiedział, że nie wierzy, żeby przyszłość narodu polskiego była uzależniona od liczby grobów na cmentarzach. A ktoś inny stwierdził, że jeszcze jedno takie powstanie i nie będzie narodu polskiego. Trzeba być z gruntu antynarodowym lub owładniętym obłędem, żeby mówić: co jakiś czas musi nas zginąć tysiące, a może dziesiątki tysięcy – żebyśmy zostali narodem. Gdyby tak było – uznać wypadałoby Polaków za szaleńców z zatartym instynktem zachowawczym. Zresztą teoria o konserwacji narodu poprzez „puszczanie krwi” jest naciągana. W Europie po 1918 roku powstały państwa niepodległe, które nie miały na swoim koncie żadnego zrywu, ale po prostu wykorzystały sprzyjającą koniunkturę międzynarodową (vide Czesi czy Finowie). Bez powstań być może bylibyśmy narodem o nieco innych cechach, ale na pewno bylibyśmy dalej Polakami i byłoby państwo polskie.  

No i na koniec o „bulwersującej” liczbie publicystów endeckich i „kryptoendeckich”. Słowo „bulwersujące” świadczy o tym, że Łysiak uznaje to za coś nienormalnego i godnego potępienia. Kogo ma na myśli? Rafała Ziemkiewicza? Toż to dziennikarz „Uważam Rze”, a więc brzmiałoby to niczym donos. Macie w redakcji kreta – zdaje się mówić Łysiak. Tylko czy rzeczywiście chodzi o Ziemkiewicza? Wszak on przyznaje się do czerpania z myśli Dmowskiego oficjalnie (mniejsza o to, że często wybiórczo i bez dogłębnego zrozumienia) – dlatego nie można go uznać za „kryptoendeka”. A może chodzi o inne gazety? Nie wiem. W każdym razie tych „neoendeków” od Kowin-Mikkego (pewnie Adam Wielomski) i „kryptoendeków” jest bardzo wielu – jak przekonuje Łysiak, w co nie bardzo wierzę, ale chciałbym, żeby tak było. Wiem za to, że nie brakuje szaleńców i nawiedzeńców, rusofobów i farbowanych lisów, histeryków z piórem w ręku i marzycieli, piewców kasandrycznych wizji o rychłym końcu Polski (wieszczą o tym od 20 lat), koniunkturalistów i pseudokombatantów nienawidzących państwa sprzed 1989 roku, dzięki któremu robili kariery i dzięki któremu są znani. I to jest problem a nie „neoendecy”.

Jan Engelgard  

[aw]

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Łysiak na tropie „kryptoendeków””

  1. W młodości fascynowałem sie twórczościa p. Łysiaka. W wieku dojrzałym stałem sie nieco bardziej krytyczny, a to za sprawą jego dzieła „MW”. Otóż sa tam, dwie bodajze, opowiastki o walkach wojsk napoleońskich w Hiszpanii. Opisy guerillasów rojace się od okresleń w stylu „ciemnych klechów”, „ciemnych mnichów” – zaczeły otwierać mi oczy. Podobnie było przy innych dziełach tego pana. Doszła jeszcze jedna rzecz: otóz p. Łysiak, mieniąc sie polskim patriotą, w przeciwieństwie do np. Sienkiewicza, jakos mało pisze o okresach swietnosci pierwszej RP. I nagle otworzyły mi sie oczy: tak, to ta sama insurekcyjno-masońska formacja, co Mickiewicz/Słowacki/Żeromski oraz cała masa grafomanów z okresu II RP. Dla nich historia Polski zaczęła sie od Jej upadku. A teraz jeszcze kwestia jego „nawrócenia” na antybolszewizm. Mysle że antyklerykalny bełkot którego pełno w twórczości p. Łysiaka (zwłaszcza tej z lat 80-tych i 70-tych) trudno uznać za przejaw walki z PZPR-em. Może był to tylko gest w str ul. Mysiej (cenzorzy) aby sie od twórcy odczepili. jeśli tak, to wybór formy (antyklerykalizm pospolity) był wyjatkowo paskudny. Tera p. Łysiak przechwala sie, jak to jego ksiażka była ostatnią zatrzymana przez cenzure. To prawda. Ale co było wczesniej? Tak jak Polska nie zaczęła sie w r. 1795, tak p. Łysiak nie zaczął sie w 1989.

  2. Problem w tym, że tygodnik „UR” ma duży nakład i sporo odbiorców czadzi się rewolucjonizmem a’la Łysiak :/ A gdyby p. Engelgard wysłał swą krytykę artykułu Łysiaka do redakcji „UR”?

  3. Także kiedyś bardzo lubiłem Łysiaka. Problem z nim polega na tym, że on przy poruszaniu pewnych tematów traci jakikolwiek zdrowy rozsądek. Napoleon, powstania, Piłsudski – to wg niego tematy, które można opisywać jedynie w formie laurki. Razi mnie jego bezgraniczna rusofobia, skorelowana ponadto z proamerykanizmem i sympatią do neokoni – aczkolwiek na plus oceniam jego krytykę ataku NATO na Jugosławię w 1999.

  4. Mogę się podpisać pod komentarzem pana Niewińskiego. Łysiak to według mnie geniusz literacki, a z drugiej strony zacietrzewiony w pewnych kwestiach erudyta, który mimo bardzo obszernej wiedzy jakby blokował swoją świadomość przed przyjęciem prostego faktu – że mianowicie zarówno Napoleon, jak i Piłsudski byli postaciami dalekimi od nieskazitelności, delikatnie rzecz ujmując. W przedostatnim numerze Polonia Christiana jest przytoczony fragment autorstwa Łysiaka dotyczący powstania hiszpańskiego przeciwko francuskim najeźdźcom, który jest właśnie takim przykładem wysublimowanej w formie antyklerykalnej pochwały masońskiej okupacji kraju. Myślę, że jak się ktoś zajmował tak długo i dogłębnie Napoleonem chwaląc go, to na starość już nie zmieni przekonań, gdyż oznaczałoby to przyznanie się do życiowego błędu i w jakimś stopniu przekreślenie swojego dorobku życiowego.

  5. ” Dopiero okres Jaruzelskiego oznaczał zmianę akcentów – sięgnięto po „posiłki” konserwatywne i endeckie, po to, żeby polemizować z rewolucyjną i antyrosyjską ideologią i mentalnością „Solidarności”. ” – redaktor Engelgard. Może i zmieniono akcenty , ale po posiłki endeckie sięgano już za Stalina i to z dobrym skutkiem. Wtedy sięgano co prawda w innym celu , ale zawsze dało się większością tego środowiska manipulować ,szczególnie paxowskim. Pan redaktor dobrze o tym wie , brał w tym udział. Co gorsze – narodowy socjalizm środowiska Myśli Polskiej czy rewolucyjna postawa Łysiaka i jego środowiska – nie wiem . Może jest jakiś wspólny mianownik pomiędzy Redaktorem , a Łysiakiem . Może jeden i drugi to rewolucjoniści . Uwelbienie dla Napoleona i skłonności do socjalizmy z jednego pnia wyrastają. Wojna w rodzinie ,a jedyna przyczyna to stosunek do Rosji.

  6. Łysiak antyklerykałem? Ciekawe. Pewnie dlatego, że w „Cenie” ksiądz Hawryłko średnio sobie radzi w dyskusji. Jak zupełnie literalnie będziemy traktowali wszystkie teksty, to niedługo jak świadkowie Jehowy będziemy twierdzili, że tylko 144 000 dostąpi Nieba. Generalnie bzdurny artykuł i chęć zaakcentowania własnej odrębności na siłę. Wciskanie w usta Łysiaka tezy, jakoby był fanem poświęcania się bez sensu jest zwyczajną głupotą. Wystarczy trochę pomyśleć co wyszłoby z zestawienia rusyfikacji/germanizacji i bierności/obojętności Polaków. Niestety czasami trzeba sięgnąć po poważniejsze środki i wcale nie ma to nic wspólnego z pustym romantyzmem.

  7. @ Marcin Sułkowski Na przykład Finlandia nie sięgała po- jak Pan to ujął- „poważniejsze środki” i bynajmniej nie uległa rusyfikacji pomimo tego, że duża część carskiej biurokracji próbowała ludność tego kraju tłamsić i ograniczać ich swobody. A jednak Finowie w sposób pokojowy obronili się, ba! doszło do fińskiego odrodzenia narodowego- rozwinęli sieć szkół, wieszcz narodowy Finów napisał „Kalevalę” i bez strat demograficznych, czyli bez rozlewu krwi w bezsensownych powstaniach osiągnęli niepodległość w tym samym czasie co Polska. Dlatego nie ma Pan racji. Pozdrawiam.

  8. @Łukasz Wielicki – na przykład taka Irlandia ma w swojej historii bardziej krwawe zrywy niż Polska i ich tożsamość narodowa jest bardzo wyraźna. Powiem więcej – ich folklor i świadomość są o wiele bogatsze niż fińskie. Także mam prawo twierdzić, że to Pan się myli.

  9. @ Marcin Sułkowski. Owszem, Irlandia ma na koncie krwawe zrywy, ale jak to ich demograficznie pokancerowało. Polska miała wybór- obrać podobną drogę do fińskiej i niestety w przeciwieństwie do Finlandii poszła w drogę krwawej jatki co kilkadziesiąt lat. I nic to nie dało, bo niepodległość odzyskaliśmy w tym samym czasie co Finowie. Oni wyszli z tego praktycznie nie pokancerowani demograficznie, a my tak. Bilans zysków i strat jest oczywisty. Dlatego nie ma Pan racji. Pozdrawiam.

  10. @MS, @ŁW Reżim carski w Polsce był jednak bardziej opresyjny niż na Finlandii. Finowie mieli przez większą część XIX wieku swoją konstytucję, parlament – no i rzut kamieniem do Petersburga. Może z tych powodów nie „musieli” wywoływać powstań. Inna sprawa, że oni nigdy nie mieli wcześniej niepodległości, więc nie mieli czego utracić. Od XII wieku w Finlandii trwałą kolonizacja szwedzka i aż do epoki napoleońskiej kraj ten pozostawał pod rządami króla Szwecji i wielkiego xiążęcia Finlandii w jednej osobie (albo w. x. F. był następca tronu szwedzkiego). Nie mieli swoich elit – te zawsze były szwedzkie (ewentulanie niemieckie) lub zeszwedzone; Finowie to naród chłopski w stopniu o wiele większym niż Polacy, a chłopom, wiadomo, z szablą/karabinem nie po drodze, bo i za co by mieli ryzykować życiem? Dołączmy do tego jeszcze protestantyzm z jego statolatrycznymi konotacjami… Tak tylko sobie rzucam skojarzenia, może warto te rzeczy uwzględnić w Panów dyskusji.

  11. @Łukasz Wielicki – szczerze mówiąc oni nie płaczą po tym, że ich pokancerowało demograficznie. Co do sytuacji Polski – uprawiamy teraz troszkę gdybologię – nie wiadomo jakie byłyby postanowienia w sprawie wyglądu Polski, gdyby nie wcześniejsze zrywy, więc nie wiem skąd Pana pewność – rozumiem, że ma Pan jakieś nadprzyrodzone zdolności. Winszuję, jednak zdam się na zdrowy rozsądek i jako mężczyzna powiadam – gdy plują w twarz, nie mówi się, że pada deszcz. Nie cierpię bierności, ale też nie popieram bezsensownych walk straceńczych. Gdyby lepiej poprowadzono powstania m.in. od początku zagwarantowanoby uwłaszczenie chłopów, czy podczas powstania listopadowego nie oczekiwano by ponad 2 miesiące, aż wycieńczona Rosja odbuduje swoje siły, to mogłoby to wyglądać nieco inaczej. Dla Pana każdy polski zryw był z góry skazany na porażkę, bo zna Pan jej efekty. Wydaje mi się to krzywdzącym podejściem do historii i ówczesnych Polaków. Reasumując – bardzo mi przykro, ale nie mogę się z Panem zgodzić. Pozdrawiam serdecznie – M.S.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *