Ponad dwa lata temu szczegółowo opisywałem w „Najwyższym Czasie” możliwości obecnej władzy w zakresie wprowadzenia stanów nadzwyczajnych. Miałem bowiem sygnały, że na wypadek silnego i masowego niezadowolenia z kryzysu gospodarczego takie plany są przygotowywane.
23 stycznia gen. Stanisław Koziej, doradca Prezydenta, w kontrwywiadzie RMF FM odpowiedział Konradowi Piaseckiemu na pytanie, czy „zaczynać rozważać te ustawowe możliwości, które ma prezydent, czyli (…) stan wojenny”. „Nie, na razie nic na to nie wskazuje. Chyba że – tak jak w geoprzestrzeni – protesty, demonstracje mogą w pewnym momencie na tyle zakłócić życie publiczne, że taka konieczność może się pojawić, (…) Jeśliby np. długotrwale występowały te przestępstwa w sieci (…) – włamywanie się i kradzież, niszczenie informacji itd. – być może trzeba byłoby się nad tym zastanawiać”. Na pytanie, czy przesłanką stanu nadzwyczajnego byłoby, „gdyby w ciągu kilku godzin zostały zastąpione strony najważniejszych urzędów publicznych w Polsce”, generał odpowiedział: „Nie chciałbym spekulować publicznie o tego typu sprawach. Po pierwsze, to nie jest kompetencja urzędu, który ja reprezentuję, ani nawet Pana Prezydenta, tylko, jeśli chodzi o stany nadzwyczajne, mogą być wnioskowane przez pewne struktury, np. wojewodów, czyli urzędników. Dopiero wtedy do działania wchodzi rząd i prezydent, do tego jest daleko.”
Zapewne daleko. Generał nie może wiedzieć, jak daleko, bo takiej decyzji panowie Tusk z Komorowskim nie podejmą bez „wskazówek” z zewnątrz, dokładnie tak samo jak to było 30 lat temu. Coraz większe kręgi narodu zaczynają jednak rozumieć, że to nie żart. To dobrze.
Polska, na mocy porozumienia obecnej administracji amerykańskiej z innymi poważnymi graczami (porozumienia nieco wymuszonego), znalazła się w niemieckiej strefie Europy. Doskonale ilustrują to trwające od kilku lat nieskuteczne próby przejęcia nowych poważnych biznesów w Polsce przez podmioty otwarcie lub niezupełnie jawnie rosyjskie. Kilka dni temu niemiecki Talanx przejął Wartę uzyskując niemal 20-procentowy udział w rynku ubezpieczeń. Rosjanie chcieli, ale nie dostali, chociaż pieniędzy im nie brak. Wpływy rosyjskie pozostają na rynkach, które uprzednio zajęli. No i tam, gdzie mają na Niemców bata. Rzecz jasna wpływów Francji i kilku innych – nieeuropejskich – państw także nie należy lekceważyć. Niemcy, Francja i Izrael budowały swoje wpływy w Polsce od lat 50-tych. Piszę to szczególnie na użytek Czytelników, którzy tkwią w nieaktualnej wizji „kondominium” rosyjsko-niemieckiego lub rosyjsko-amerykańskiego.
Obecnie nastąpiła w Polsce centralizacja władzy, zwłaszcza w służbach specjalnych. W policji trwa czystka, a nad wszystkim tym czuwa regionalny hegemon. Innym graczom międzynarodowym to nie przeszkadza. Polacy mogą liczyć tylko na siebie. Przynajmniej na razie, bo sytuacja jest bardzo dynamiczna i nowych szans należy czujnie wypatrywać.
W 1981 roku stan wojenny spotkał się z dużą aprobatą Polaków, zwłaszcza w biernej politycznie części narodu. Nie ma co się okłamywać. Ludzkość kocha święty spokój. W 1982 roku w kolejce usłyszałem najlepszy komentarz: „Dobrze zrobili, bo już każdy robił, co chciał”. Do sporej części ludności docierało wtedy, że może powstać konkurencyjny rząd, a to wcale się ludziom nie podobało. Teraz będzie nie inaczej, chociaż ekipie Tusk-Komorowski ciężej będzie przekonać Polaków, że winni kryzysu są inni, a oni ratują Polskę przed warchołami. To właśnie już teraz Tusk czyni spychając na pozycje „awanturników” PiS, być może Solidarną Polskę (zobaczymy), a na pewno opozycję pozasejmową. Na pewno nie należy Tuskowi w tej piarowskiej pracy pomagać, co wcale nie oznacza rezygnacji z publicznych wystąpień. Wręcz przeciwnie.
Dlaczego atak hakerski ma być pretekstem właśnie stanu wojennego, a nie np. stanu wyjątkowego? Bo stan wojenny daje władzy ogromne pole działań w gospodarce. Ich konsekwencją mają być – jak sądzę – przewłaszczenia kluczowej infrastruktury strategicznej. I wcale bym nie wykluczał, że dotyczyć to będzie np. dyskretnych udziałów rosyjskich (choćby w łączności), albo kąsków przejętych w ostatnich 20 latach przez innych rywali Niemiec. Niech się też nie zdziwi pan Kowalski, kiedy do jego wytwórni wejdzie jako komisarz jego bezpośredni konkurent, pan Nowak. Niech się nie zdziwi lekarz, jeżeli go zmilitaryzują. Niech się nie dziwi zawieszony wójt, albo rozpędzona rada miasta. Niech się nie zdziwi publicysta, jeżeli przyjdą po jego komputer (to już mamy), a jego samego wsadzą. Rekwirować też będzie można samochody, pod pretekstem potrzeb obronnych. Zresztą Internet będzie zamknięty, a cenzura prewencyjna obejmie wszystkie media opozycyjne. Pacjenci nie dodzwonią się do szpitala, bo sieci komórkowe w wielkich miastach na wszelki wypadek zostaną wyłączone. Będziemy się legalnie zbierać w kościołach, ale pod kościołami będą nas wyłapywać. Moje pokolenie to wszystko zna.
Ale to temat na odrębne refleksje. Zainteresowanym polecam ustawę. Tekst ujednolicony w pdf: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20021561301
Pora zaprotestować, ale i czas się przygotowywać. Potrzebne są ogólnopolskie struktury z udziałem wszystkich zagrożonych środowisk – biznesowych, zawodowych, politycznych. Potrzebne są – jakże trudne do przeprowadzenia w Polsce – masowe wystąpienia uświadamiające niechęć obywateli do „wzięcia za pysk”. Potrzebna jest praca oświatowa wśród służb odpowiedzialnych za planowany zamach na resztki swobód. W ogóle potrzebne jest dużo rzeczy, ale z pisaniny niewiele wynika…
Marcin Masny
aw
Szkoda, że jest pan jednym z nielicznych, którzy widzę te zagrożenia. Bardzo ważny tekst.
Właśnie kilka godzin temu ten wywiad czytałem. Powiem szczerze, że nie do końca widzę korzyści płynące z wprowadzenia stanu wojennego w tej chwili, w końcu praktycznie i tak robią co chcą, a motłoch przyklaskuje. Choć z drugiej strony – tak dobry pretekst jak teraz drugi raz zbyt szybko może się nie zdarzyć, więc jakimś specjalnym zaskoczeniem to dla mnie by nie było. Jakby jeszcze trochę nakręcili sprawę ACTA, ludzie w dużej liczbie wyszliby na ulicę w demonstracjach, a hakerzy jeszcze trochę namieszali, to byłby idealny powód do wprowadzenia stanu wojennego, a jeszcze wielu by się znalazło, którzy by to poparli, tak jak Autor w tekście zauważył.
Panie Sebastianie, pracujcie w Białymstoku.
A to już nie ode mnie zależy, tylko od innych ludzi, ja angażuje się tyle ile mogę, ale tu potrzeba większego zjednoczenia środowiska (co powoli w Białymstoku się udaje) i więcej ludzi. Mam też nadzieję, że w przyszłości KZM też jakoś ruszy w mieście i chociaż te parę osób się zbierze. Nie wiem jak w reszcie kraju, ale u nas nie ma żadnego kroku wstecz, bo cały czas idziemy na przód.
Dobry tekst. Ze swojej strony dodam tylko, że dla mnie chwytanie się retoryki stanowo-wojennej jest też dowodem bezradności i zaskoczenia BBN, służb i odpowiednich ministerstw. Oni po prostu nie mają żadnej odpowiedzi na to, co się dzieje.
Co nam po dobrych tekstach? Tekstami niewiele zdziałamy. Ale ja niestety nic nie umiem ponad pisanie 😉