Umowa sztabów pp. Nawrockiego i Mentzena nawet nie musi być formalna. Ba, prawie na pewno taka nie jest, biorąc pod uwagę niechęć kierownictwa PiS nie tylko do zawierania, ale zwłaszcza honorowania takich porozumień. Wszak kolegom z NN i RN wystarcza zapewne ogólne wrażenie, że są dogadani z PiS, niczym przed wyborami parlamentarnymi, tuż przed odpaleniem w TVP taśmy Banasia…
Faktem jest jednak, że pos. Mentzen bardzo pilnuje, by nie łowić wśród wyborców PiS-u. Tam ma być bogobojnie, patriotycznie i bez konkurencji dla dra Nawrockiego, a kandydat 2/3 Konfederacji buduje ten swój elektorat prawego środka, do ewentualnego wykorzystania przez p. Nawrockiego w II turze. Kampania p. Mentzena to więc co najwyżej zabezpieczenie dla PiS-u, by:
– nie było nikogo znaczącego z prawej,
– by wyborcy popierający Konfę nie rozeszli się po I turze, a już zwłaszcza, żeby nie zagłosowali znów na p. Trzaskowskiego.
Start Grzegorza Brauna zdecydowanie zmienia ten układ, dorozumiany czy faktyczny. Europoseł Braun jak najbardziej może zabierać głosy kandydatowi PiS-u, dla wielu wyborców tej opcji jest wręcz bardziej wiarygodny, a na pewno bardziej wyrazisty od dra Nawrockiego. Zebranych głosów spoza PiS wcale nie musi zaś oddać tak łatwo jak pos. Mentzen, w imieniu tego elektoratu może stawiać warunki, może wlec PiS w stronę ideowości i dotrzymywania zobowiązań, słowem wszystkiego, czego tak nie znosi prezes Kaczyński. Pos. Mentzen to zatem pomysł co najwyżej na FDP w III RP, podczas gdy kampania Brauna to raczej marzenie o polskim CSU, a może i Alternatywie dla Polski, toutes proportions gardées.
To stąd nagłe pogubienie PiSowców, którym niemal na głos wyrywa się „…ale przecież miał być Mentzen!”. Również PO nie boi się Mentzen-FDP, a pewnie nawet docenia próbę pomocy w skanibalizowaniu Hołowni. Braun to poważniejszy problem, bo inaczej niż pos. Mentzen, który tylko rozpaczliwie walczy, by pozwolili mu jego mały taborecik dostawić do okrągłego stołu – pos. Braun swym zwyczajem mebel ten bierze z kopa, wlokąc okno Overtona w stronę uśmiechniętym nader niemiłą. Ani PiS więc, ani PO nie cieszą się ze startu pos. Brauna, podczas gdy do kandydatury pos. Mentzena obie grupy stosunek mają co najwyżej ambiwalentny. To także istotny argument czyja kampania jest skuteczniejsza – ta bezobjawowa pos. Mentzena, czy ta, która jeszcze się nie zaczęła, a już przyprawiła elitkę o ból głowy.
Jasne, ostatecznie poznamy ich po tym jak skończą, ale już sam początek mówi nam naprawdę wiele o ewentualnych pożytkach ze startu obu post-konfederackich kandydatów. Sama Konfederacja jest oczywiście w oczach swych wyborców wartością pozytywną, wielu zwolenników tej koalicji zachowuje się wręcz, jakby jej jedność była ważniejsza od obiektywnych korzyści dla sprawy polskiej. Oczywiście, gdy rozwodzą się rodzice – dzieci nie myślą, że może teraz dostaną dwa razy więcej prezentów (ani, jak w przypadku dzieci, tj. zwolenników pp. Mentzenta i Bosaka, że będą mieć nowych dziadka, prezesa Kaczyńskiego). Jednak polityka to nie sakramentalne małżeństwo, a w tym konkretnym przypadku rozdzielenie sił, by jednak nadal zachować możliwość uderzania razem przynajmniej w najważniejszych dla Polski kwestiach – może okazać się strategią znacznie lepszą od niedobranego związku.
Konrad Rękas
Braun = 0,1%!!
nie wiem skąd Autor 'czerpie’ te swoje informacje 'co Mentzen z Nawrockim, etc, etc sam Mentzen to – żeby użyć 'mowy nienawiści’>CYMBAŁ tak jak ta cała jego jaczejka z Wiplerem na czele) podczas gdy Braun cymbałem nie jest a cechuje się przymiotami nie-politycznymi: czyli brak hipokryzji-odwaga cywilna-’czyste ręce’ i tyle w przedmiocie sprawy
a poza tym , Panie Autorze >tyle się na świecie dzieje a Pan się pierdami zajmuje.
Nie sposób odmówić Pańskiemu tekstowi błyskotliwości i głębi analizy, ale trudno też przejść obojętnie wobec tego, co zdaje się emanować z niego jak dym z fajki jezuity w XVII wieku. Taka „jedność celu przez podział struktur” brzmi jak coś wyjętego wprost z podręcznika do operacyjnej teologii tajnych stowarzyszeń. Czy to przypadkiem nie gloryfikacja schizmy na rzecz akceptacji różnic kulturowych? A może subtelny hołd dla teorii spiskowych rodem z rozważań o Opus Dei jako masonerii kościelnej, stworzonej tylko po to, by z finezją przenikać struktury władzy? Przyznajmy – brzmi to zacnie, lecz równie dobrze mogłoby być leitmotivem lewicowych urojeń o „globalnym spisku kapitału”.
Rozumiem, że można coś takiego postulować. Ostatecznie, polityka kocha strategie tak skomplikowane, że nawet ich autorzy czasem nie rozumieją, co właściwie wymyślili. Ale czy to nie jest zbyt mądre? Przy całym szacunku dla możliwości polskiej sceny politycznej, zdaje się, że zamiast finezyjnych planów infiltracji i koordynacji, mamy raczej chaotyczne skakanie między okrągłym stołem a taboretem, o którym Pan pisze. Czy Grzegorz Braun rzeczywiście jest geniuszem od „wleczenia okna Overtona” w nowe rejony, czy może po prostu spektakularnie kopie meble, bo to akurat przyciąga uwagę?
Braun jako architekt tej politycznej alternatywy, tej wyśnionej CSU dla polskiej prawicy? Przyznam, że to piękna wizja, ale czy tenże Braun, skłonny do widzenia spisku niemal wszędzie, będzie w stanie zjednoczyć elektorat zamiast odstraszać go kolejnymi „objawieniami prawdy”? Wizja, że Polskę zbawią poszatkowane frakcje ideologicznej prawicy, brzmi równie wiarygodnie, co to, że masoneria pociąga za sznurki polskiej edukacji. Jeśli Pan Mentzen ma być FDP, a Braun polskim CSU – to kto zostanie polskim CDU? Być może Andrzej Lepper zmartwychwstały w duchu narodowego radykalizmu?
Dylemat między „bezobjawowym Mentzenem” a „wyrazistym Braunem” jawi się zresztą jako wybór między ciszą a krzykiem w pustym pokoju. Czy jest tu w ogóle przestrzeń na realną politykę? Pańska propozycja współpracy na zasadzie „podzielmy się, by wspólnie działać” to piękna fantazja, ale pachnie raczej taktyką przedszkolną: Ty weź klocki czerwone, ja zielone, a potem zbudujemy coś razem, choć każdy ma swoją wizję i nie zamierza jej zmieniać.
Może jednak ta „strategia różnic” powinna pozostać teorią? Obawiam się bowiem, że zanim Braun i Mentzen się dogadają, wyborcy będą mieli dość oglądania, jak kłócą się o to, który taboret jest bardziej patriotyczny.
A ja sądzę, że większość potencjalnych wyborców Men-Cen-a i Brauna nie ma wątpliwości co do „taboretu” i wcale nie musi czekać na wynik jakichkolwiek „kłótni”.
Niech Braun udowodni swoją polskość!!!!!!
Wyjątkowyo błędny (oby tylko) występ K. Rękasa. Przypomnę więc, że po pierwsze: Grzegorz Braun nie będzie ani sądzony ani skazany. To człowiek już od dawna zadaniowany przez układ postkorowski, gdyż stary rozbijacz prawicy, człowiek wysłany na prawicę w 1990 r. jest już rzeczywiście stary. J. Korwin – Mikke przez lata miał rozbijać i kompromitować prawicę, a teraz jego zadania przejął G. Braun. Przecież trzeba być ślepym, by nie zobaczyć , że G. Braun niczego nie buduje, a tylko rujnuje. Jego akcja gaśnicowa, sprawie polskiej tylko zaszkodziła, niczego pozytywnego nie przyniosła, poza tym, że nagłośniła w społeczeństwie ideę hanuki i świąt żydowskich. W tym roku (2024/2025) już palono hanukę nie tylko w sejmie, ale w Muzeum Niepodległości i Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W roku następnym będzie już kilkanaście miejsc w całej Polsce. Poza tym, Konfederacja pod przywództwem Bosaka i Mencena (taka kolejność) jest realną szansą na powstanie partii prawicowej, w której interesy narodowe polskie w większym zakresie niż w PiS mogą być realizowane. Powstanie partii antysystemowej to kolejna mrzonka, jaką karmią korwinowcy (czytaj postkorowcy) naiwną polską młodzież prawicową, tak jak przez lata karmili jakąś „prawicą wolnościową”. Gdzie ona jest? na paru portalach prowadzonych przez starych „korwinowców” (niby konserwatystów np. prof. prof. A. Wielomskiego, J. Bartyzela). Natomiast efekt jest taki, jak należy: na prawicy po 36 latach „wolnej Polski” nadal jest faktycznie plaża. Tak, zgodnie z tezą R. Dmowskiego, naród polski walcząc o upodmiotowienie polityczne musi działać w takich warunkach politycznych, jakie one są (czytaj: w ramach istniejącego systemu politycznego). Poprzez pozytywne działania, tworzy własną siłę gospodarczą, społeczna, kulturową i na koniec polityczną tj. obóz polityczny. Musi działać i faktycznie działa metodami pozytywnymi, nierewolucyjnymi, odwołując się często do nieposłuszeństwa obywatelskiego i pokojowych metod walki, choć jego wrogowie usilnie go w kierunku niekontrolowanego buntu i insurekcji popychają (nachalne propagowanie romantyzmu politycznego np. wejścia do wojny Polski na Wschodzie). Działając tylko w ramach istniejącego systemu politycznego, prowadząc w istocie codzienną walkę o swoje samostanowienie i podmiotowość polityczną (słowa na prawicy wolnościowej zakazane!), walkę ze swoimi wewnętrznymi i zewnętrznymi wrogami, ma szansę realnie ten system przekształcać i moderować w pożądanym dla niego kierunku. Oczywiście w obecnym układzie sił światowych i miejscu Polski w tym układzie (Pax Americana) przekształcenia te mogą być powolne, niepełne, ale możliwe. To przeciwko tej tendencji, którą postkorwcy świetnie rozpoznają potrzebni są ciągle na polskiej, rodzącej się w bólach prawicy, rewolucjoniści, burzyciele, antysystemowcy, wolnościowcy i wszelka inna swołocz, by tylko procesom upodmiotowienia politycznego polskiego społeczeństwa przeciwdziałać. Dlatego potrzebni są korwinowcy, a teraz braunowcy. G. Braun ma więc tylko rozbić możliwie głęboko Konfederację, a nie stworzyć na prawicy jakiejś sensownej alternatywy. On świadomie poza hepeningiem qusinarodowym niczego nie buduje, a na pewno żadnego ruchu politycznego, gdyż to działałoby na korzyść polskiego społeczeństwa. Poza grupką działaczy nic w terenie nie będzie tworzył, wręcz przeciwnie, tam gdzie się pojawi pozostawi za sobą gruzy i pobojowisko. I na koniec dodam, że po tych 36 latch „wolnej Polski” społeczeństwo polskie coraz bardziej jest obeznane w „prawidłach polityki”. Nie da się więc nabrać na makakigi polityczne Brauna. Dlatego prognozuję, że przegra on wybory uzyskując 1 – 2 % głosów i odejdzie w niebyt polityczny, tak, jak hedonista, moralne dno i rozbijacz J. Korwin-Mikke.
Po drugie: należy skonstatować, że po umowie Jaruzelski – Rockefeller z 1986 r. Polska jest pod polityczną okupacją postkorowską (lewicy laickiej) z uprzywilejowaną pozycją społeczną i gospodarczą nomenklatury komunistycznej. Naród polski chaotycznie, na bieżąco i żywiołowo, ciągle bez relanego przywództwa politycznego (oczywiście nie można do niego zaliczyć postkorowskich łżeelit pisowskich i korwinowskich) walczy o swoją podmiotowość społeczną i polityczną. Należy jednak stwierdzić, że w ramach PiSu, a zwłaszcza Konfederacji wytwarza się coś na kształt układu dualistycznego: a) polskie, ludowe , patriotyczno – katolickie i narodowe nogi i b) rabinacka, kosmopolityczna głowa, która coraz badziej zaczyna obawiać się o swoją kompradorską pozycję. Stąd nerwowe ruchy w PiS, w Konfederacji, akcja G. Brauna. Czekam na następne uderzenia łżeprawicowców w budującą się podmiotowość polityczną polskiego narodu.
Powiela Pan te same tezy.
Wyjątkowo dla K. Rękasa. Może się opamięta choć trochę….