Konstanty Rokossowski był Polakiem. Wywodził się ze starej wielkopolskiej rodziny Rokossowskich herbu Glaubicz. Dowodził Defiladą Zwycięstwa w 1945 roku w Moskwie na Placu Czerwonym. W defiladzie wzięli także udział przedstawiciele Wojska Polskiego, którzy maszerowali w oddzielnej kolumnie. Sztandary nieśli oficerowie i podoficerowie, uczestnicy wojny.
Kolumnę poprowadził szef Sztabu Głównego Wojska Polskiego, generał broni Władysław Korczyc. Za Korczycem w jednym szeregu maszerowali generałowie (od prawego skrzydła): Stanisław Popławski, Karol Świerczewski, Dymitr Mostowienko, Bolesław Czarniawski i Jan Rotkiewicz. Na trybunie stali: marszałek Polski Michał Żymierski i generał dywizji Marian Spychalski. Dowódca pododdziału ze sztandarami podpułkownik Józef Kuropieska – prawoskrzydłowy w pierwszym szeregu. Tak więc reprezentował nas tam nie tylko Rokossowski…
Andrzej Rola-Stężycki tak pisze na stronach internetowych Instytutu Genealogii: „Rokossowscy to stara polska rodzina szlachecka, przynależna do herbu Glaubicz, a wywodząca się z gniazda Rokosowo położonego pod Kościanem w Wielkopolsce. Linia Konstantego była od dawna zdeklasowana, choć pamiętająca pełnione urzędy i arystokratyczne aspiracje. Ich pauperyzację przyspieszyło to, że przedstawiciele tej rodziny uczestniczyli w powstaniach narodowych i służąc w wojskach Księstwa Warszawskiego.” Dyrektor Muzeum X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej pokazał mi dokumenty świadczące o tym, że dziad Konstantego Rokossowskiego był tam wieziony za działalność patriotyczną.
Przyszły marszałek urodził się 8 grudnia 1896 roku (wg kalendarza juliańskiego) w Warszawie jako syn Ksawerego Wojciecha (zm. 1902 Warszawa) – urzędnika kolejowego. Po śmierci matki w 1910 roku przerwał naukę w Szkole Kupieckiej przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie, podejmując różne prace fizyczne. Potem zamieszkał i pracował u kamieniarza Stefana Wysockiego przy ul. Strzeleckiej 2 w Warszawie, krewnego ze strony ojca. Jako ochotnik 2 sierpnia 1914 roku wstąpił do stacjonującego wówczas w Grójcu 5 Kargopolskiego Pułku Dragonów, dowodzonego przez pułkownika Artura Szmidta. Bił się dzielnie, był dwa razy ranny i trzy razy odznaczony za odwagę, m.in. Krzyżem św. Jerzego. Po rozformowaniu Pułku Kargopolskiego koło Wołogody, w którym służył Rokossowski w 1917 roku, około 100 dragonów wstąpiło do czerwonogwardyjskiego oddziału. Wierni tradycji żołnierze pozostawili mu nazwę „kargopolski”. Na dowódcę wyznaczyli Polaka Adolfa Juszkiewicza, na zastępcę Konstantego Rokossowskiego. Natomiast jego brat stryjeczny Jan Franciszek Rokossowski powrócił do Warszawy, gdzie został policjantem.
Konstanty miał też siostry: zmarłą młodo w 1915 roku Marię – oraz Helenę. Ta spotkała się z nim tuż po powstaniu warszawskim w podgrójeckim Złotokłosie, a potem – już po tym, jak otrzymał awans na marszałka – w Grójcu. Brał udział w wojnie domowej na terenie Rosji i Mongolii już jako dowódca dywizjonu, a następnie pułku kawalerii. Wielokrotnie ranny, był odznaczany, a jako dowódca wykazał nieprzeciętną odwagę i zdolności. W roku 1919 został członkiem partii (bolszewików) i zaraz potem – jako dowódca 27 Pułku Kawalerii Zabajkalskiej – skierowano go do Wyższej Szkoły Kawalerii w Leningradzie (później Kawaleryjski Kurs Doskonalenia Dowódców), którą ukończył w roku 1925 po rocznym okresie szkolenia. Dowodził kolejno: pułkiem, brygadą, dywizją i korpusem kawalerii.
W 1937 roku został aresztowany – jak wielu jego kolegów – pod zarzutem współpracy z obcym wywiadem, w tym polskim. Przebywał półtora roku w leningradzkim więzieniu Kresty, następnie w moskiewskich Butyrkach, a potem przez rok w łagrze. Nie złamano go w śledztwie, na nikogo nie doniósł, wybito mu kilka zębów, miał połamane palce. By zatuszować swoją polskość – za którą wtedy prześladowano – zmienił w swoich dokumentach miejsce urodzenia (wykreślił Warszawę, zamiast której wpisał rosyjskie Wielkie Łuki) oraz imię ojca z Ksawery na Konstantin. Po odzyskaniu wolności okazał się jednym z najwybitniejszych dowódców sowieckich, mającym uznanie nawet u aliantów. Marszałek Montgomery powiedział: „To, czego dokonałem, nie dorównuje temu, czego dokonał marszałek Rokossowski”.
Konstanty Rokossowski dowodził ponad milionem żołnierzy. Uczestniczył w obronie Moskwy, dowodził frontami: Briańskim, Dońskim i Centralnym – przemianowanym po bitwie kurskiej na 1 Front Białoruski. W czerwcu 1944 roku Rokossowski otrzymał stopień marszałka. Żaden ze znanych wówczas dowódców nie dokonał tego, czego dokonał Rokossowski. On to ze swoimi żołnierzami odegrał pod Stalingradem główną rolę w rozbiciu wojsk feldmarszałka Paulusa – i to on wygrał największą bitwę pancerną pod Kurskiem. Rokossowski zmienił bieg II wojny światowej. Splendor, jaki go otaczał spowodował, że Stalin, być może obawiając się propolskich nastrojów nie chciał, aby to Polak zdobył Berlin i na kilka miesięcy przed zakończeniem wojny odebrał Rokossowskiemu dowództwo nad 1 Frontem Białoruskim, przekazując je Żukowowi. Rokossowski objął dowództwo 2-go Frontu.
Tak o Rokossowskim pisał prof. Paweł Wieczorkiewicz: „Polak z pochodzenia, autentyczny Polak, ale obywatel Związku Radzieckiego z wyboru, potem ofiara stalinowskiej czystki, więzień łagrów torturowany, poniewierany i bity. Powołany do służby po zwolnieniu w 1940 roku. Okazał się jednym z najwybitniejszych dowódców sowieckich II Wojny Światowej, może i najwybitniejszym. W historiografii Rosyjskiej obecnej, która przewartościowuje wiele utartych schematycznych i propagandowych mitów toczy się wielka dyskusja. Kto był tym najwybitniejszym dowódcą Armii Czerwonej ? I bardzo wiele głosów pada min. za operację Bagration na korzyść Rokossowskiego, nie Żukowa, a tym bardziej nie Koniewa – a właśnie Rokossowskiego, i to jest chyba werdykt sprawiedliwy. Dlaczego? Rokossowski potrafił nie tylko bardzo umiejętnie dowodzić, Rokossowski był jedynym dowódcą sowieckim, co potwierdzają wszyscy jego podkomendni, który rachował koszty ludzkie, który brał pod uwagę minimalizację strat. To powodowało, że oficerowie i żołnierze marzyli, żeby znaleźć się pod rozkazami Rokossowskiego. To było bardzo niepewną, ale jakąś formą polisy na życie, była jakaś szansa przeżycia wojny: u Żukowa była znikoma (czy u Koniewa), a u Rokossowskiego była znacznie większa. Skąd ten oszałamiający sukces sowiecki ? Otóż armia niemiecka tak dzielnie trzeba powiedzieć walcząca na froncie wschodnim do końca 1943 roku – w 1944 roku znalazła się w sytuacji zmarzniętego, zziębniętego człowieka, okrywającego się zbyt krótką, a w dodatku dziurawą kołdrą. Było po prostu za mało sił i za mało wojska. Dało się obsadzić z grubsza linię frontu, ale każde jej wyłamanie mogło powodować niezwykłe skutki i rzeczywiście katastrofa grupy Armii Centrum, którą Rokossowski kleszczowymi uderzeniami rozbił, pobił i okrążył spowodowała wieluset-kilometrową lukę we froncie. Lukę, którą udało się zatkać dopiero na Wiśle i dlatego w operacjach ofensywnych alianckich II Wojny Światowej operacja Bagration jaśnieje blaskiem i wśród najwybitniejszych dowódców II Wojny Światowej musi znaleźć się nazwisko Konstantego Rokossowskiego”.
W roku 1948 ówczesny prezydent Bolesław Bierut zaproponował Stalinowi, aby mianować Rokossowskiego marszałkiem Polski i powołać go na stanowisko ministra obrony narodowej. Propozycję tę 6 listopada 1949 roku formalnie spełniono. Konstanty Rokossowski został marszałkiem Polski, a później nawet wicepremierem, pełniąc „przy okazji” kilka innych funkcji, w tym partyjnych. Odwołany ze stanowiska 8 listopada 1956 roku wyjechał do Moskwy i nigdy do Polski nie powrócił. Sprawował funkcję vice ministra obrony Związku Radzieckiego, pisał wspomnienia, dzieci wychował w Polskości, mam zaszczyt znać jego wnuka Konstantego Okszę Rokossowskiego oraz prawnuczkę Ariadnę, znaną dziennikarkę, mieszkają w Moskwie, posługują się czystą, płynną Polszczyzną.
Marszałek Rokossowski zmarł w roku 1968. Do końca życia prenumerował polską prasę. Pochowano go w murze kremlowskim – zresztą wbrew jego woli. Jego Rodzice i siostry spoczywają na warszawskim cmentarzu Bródnowskim.
Siostra Helena mieszkała do końca życia w Warszawie – zmarła w 1982 roku. Tak w „Listach do Rzeczpospolitej” napisał o niej w 2011 roku prof. Ryszard Bender: „W przeciwieństwie do brata po wybuchu I wojny światowej pozostała ona w Warszawie. Od ks. infułata Stanisława Mystkowskiego, proboszcza w kościele św. Jakuba przy pl. Narutowicza w Warszawie wiem, że w czasie nawały bolszewickiej 1920 r. Helena zbierała rannych i zabitych polskich żołnierzy z pola Bitwy Warszawskiej. Po traktacie ryskim współdziałała w Warszawie z komitetem organizującym opiekę nad polskimi dziećmi powracającymi ze Związku Sowieckiego. Kilka lat później, gdy w 1928 r. przybył do Warszawy ks. prałat dr Stanisław Trzeciak i objął obowiązki rektora kościoła św. Jacka, Helena Rokossowska została u niego gospodynią i była nią przez całe międzywojnie, także kiedy ks. Trzeciak został proboszczem parafii przy kościele św. Antoniego. W czasie powstania warszawskiego przed tym kościołem Niemcy 8 sierpnia 1944 r. rozstrzelali ks. Trzeciaka, wytrawnego hebraistę, ratującego wraz z nią w czasie wojny żydowskie dzieci”. Ot, taka sobie zwykła historia życia pewnego marszałka z Warszawy – i jego rodziny…
Mariusz Świder
Myśl Polska, nr 33-34 (16-23.08.2020)
Bardzo interesujace i ciekawe sa wspomnienia marsz.Rokossowskiego „Zolnierski obowiazek”(„Soldatskij dolg”),gdzie pojawiaja sie rownierz polskie motywy-Powstanie Warszawskie,I Armia WP.
Gomulka potraktowal go w sposob hanbiacy.