Biskupi kościoła rzymskokatolickiego w Polsce wystosowali do wiernych list pasterski, którego jednym z najważniejszych wątków jest obrona nauczania religii w szkołach państwowych. Nie sprawdzałem, ale mam wrażenie, że już kiedyś o tym pisałem. Zatem napiszę jeszcze raz.
.
Zastanawiałem się jaki jest sens nauczania religii w szkole. Uważam, że wiary nie da się nauczyć. Da się za to ją zrozumieć poprzez nauczanie czym są dogmaty, obrzędy, czym jest biblia i w ogóle po co jest Kościół. Z lat kiedy chodziłem na religię pamiętam, że nie miało to prawie żadnego wpływu na moją wiarę. Wiara była moim świadomym wyborem i wątpię czy – bywało wymuszone przez rodziców.
.
– chodzenie do kościoła, miało na to jakikolwiek wpływ. W szkole średniej chodzenie na religię do sali katechetycznej przy kościele bardziej służyło zapoznawaniu się z prawdziwą, a zakłamywaną w PRL-u historią Polski, niż pogłębianiu wiary. Zatem moje doświadczenia z nauczaniem religii w szkole podstawowej i średniej nie skłaniają mnie do wniosku, że to nauczanie jest dla młodego człowieka niezbędne, by stał się osobą świadomie wierzącą.
.
Staram się więc zrozumieć istotę toczącego się sporu między Kościołem w Polsce, a obecnym rządem. Dochodzę do wniosku, że ten spór ma charakter ideologiczno – polityczny. Chodzi tu o to, kto utrzyma swój lub kto ograniczy czyjś wpływ w życiu publicznym. Ze względu na charakter i temperaturę tego sporu obie strony, czyli obecny rząd i Kościół, pomijają dwie inne, ważniejsze od nich, strony tej sprawy. Są nimi rodzice i samorządy. Rodzice, ponieważ to oni odpowiadają za dzieci i młodzież, nawet tę pełnoletnią, bo po prostu są ich. Samorządy, ponieważ to one utrzymują szkoły publiczne. Dlatego o tym czy taki przedmiot, jak religia powinien być uczony w szkole powinni decydować przede wszystkim rodzice i samorządy albo w przypadku szkół niepublicznych ci, którzy szkołę prowadzą i za nią odpowiadają.
.
Nauczanie religii w szkole ma podwójny wymiar. Pierwszy to czy religia znajduje się w oficjalnym programie nauczania, czyli czy jest równoprawnym przedmiotem z matematyką i językiem polskim. Drugi wymiar to czy nauczanie religii odbywa się w budynku szkoły publicznej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Otóż mam pewien problem z tym pierwszym wymiarem. Znajduję podobną liczbę argumentów za co i przeciw. Ostatecznie skoro nauczanie religii nie jest obowiązkowe, to co komu przeszkadza, że jest ono w programie nauczania? Rodzice nie muszą posyłać tam swoich małych dzieci, a starsza młodzież sama decyduje czy chodzi na lekcje religii. W tym kontekście dążenie do usunięcia religii z programu nauczania ma wymiar wybitnie ideologiczny. Rozumiem, że wiąże się z tym szereg innych kwestii, jak choćby zaliczanie religii do ogółu ocen na świadectwie czy status katechetów, ale są to kwestie raczej uboczne w stosunku do generalnego problemu obecności religii w oficjalnym programie nauczania.
.
Gdyby jednak religia została usunięta z oficjalnego programu nauczania, to nie uznałbym tego za przejaw dyskryminacji. Nie oznacza to bowiem usunięcia religii ze szkoły w ogóle. I tu wychodzi decydująca rola rodziców i samorządów. Jeśli religia zostałaby usunięta z oficjalnego programu nauczania, to jej nauka nadal mogłaby się odbywać w budynku szkoły. To rodzice i władze samorządowe, poprzez dyrekcje szkół, decydowaliby o tym. Wyobrażam sobie, że na przykład rodzice klasy IIb chcą, by ich dzieci uczyły się religii, a rodzice IIIa nie. Zatem religia byłaby w szkole nauczana, a dyrekcja zajmowałaby się organizacją tego, by nie było kolizji między chodzącymi na religię i niechodzącymi. Z kolei władza samorządowa odpowiedzialna za funkcjonowanie szkoły gwarantowałaby środki na pokrycie kosztów wynikających z lekcji religii. Przyznaję, że problemem byłaby tu sprawa wynagradzania katechetów.
.
Uważam za sprawę fundamentalną, by ostatnie słowo w sprawie tego czego i gdzie uczą się dzieci należało do rodziców. Do rodziców nie tylko jako matek i ojców dzieci, ale również podatników, którzy utrzymują szkoły, a także ministrów oświaty i pośrednio biskupów. Wiem, że dzisiaj ze zrozumieniem u wielu rodziców czym jest dobro ich dzieci bywa różnie. Często słyszę to od znajomych nauczycieli. Jednak musi być zachowany jakiś porządek i hierarchia spraw w tej materii, a fundamentem tego porządku i hierarchii jest to, że o losie dzieci decydują przede wszystkim rodzice. Tymczasem toczący się spór rządu z biskupami, odbywa się ponad głowami tych, których w istocie dotyczy.
A Państwo uważacie, że rodzice powinni mieć w tym sporze decydujący głos?
.
Andrzej Szlęzak
za: FB
Click to rate this post!
[Total: 9 Average: 4.8]
Facebook
jak ci gostku zaczną 'nauczać’ i 'praktykować w szkołach 'Diversity, equity, and inclusion’
.https://en.wikipedia.org/wiki/Diversity%2C_equity%2C_and_inclusion
oraz wokeism
https://en.wikipedia.org/wiki/Woke#2019%E2%80%93present:_as_a_pejorative
to byś gostku nie pisał tych swoich głupawych 'przemyśleń’
Wprowadzenie religii do szkol bylo elementem spisku hierarchow z wladza swiecka przeciw wiernym. Ten spisek polegal i polega do dzisiaj na wspolpracy kosciola z wladzami swieckimi, a wlasciwie podporzakowaniu wladzy swieckiej . Religia w szkole miala dowodzic , ze jest walka z wladza swiecka i w tej walce jest zwyciestwo. To mial byc takze dowod na to, ze panstwo juz jest nasze i jednoczesnie to mialo wspoltworzyc alibi dla nie stawania w obronie Polakow w obliczu antypolskiej i antyspolecznej polityki warszawskich rzadow po 89 r. Dzisiejsze usuwanie religii dzieje sie ,jak sadze , za obupolna zgoda. Tylko jest odgrywany teatr przed wiernymi. Jest juz dogadany podatek koscielny i wlasnie wyrzucenie religii ze szkol ladnie wyjasni wiernym koniecznosc wprowadzenia tego podatku W przypadku pozostalych antykatolickich ekscesow obecnej ekipy jest , moim zdaniem , analogiczna sytuacja. Modernisci w Watykanie juz dawno uznali , ze aborcja, seksualizacja zycia ludzi i homosksualizm sa akceptowalne . Pozostaje tylko problem w ich mplementacji przy oporze wiernych. Katolikozerczy rzad idealnie do tego sie nadaje .Potem nowa syuacja przestanie kogokolwiek uwierac . Jestem pewien ze zastepy jezuitow i dominikanow juz sa gotowi do wyjasniania i usprawiedliwiania . Moje wyjasnienie jest na pewno zaskakujace , ale jesli sie zastanowimy to ono ladnie tlumaczy calkowicie niezrozumiala postawe kleru po 89 r. Oczywiscie do przyjecia moich wyjasnien trzeba odrzucic zalozenie , ze biskupi sa glupkami na dodatek przestraszonymi .
Tylko w przypadku religii w szkole pojawiają się takie liberalne dyrdymały. Gdybyśmy zaczęli mówić o matematyce, bilologii czy historii decyzja rodziców n ie byłby już brana pod uwagę.
Rodzice mają prawo wychowywać swoje dziecko tylko o tyle o ile kierują się jego dobrem. Rodzice, którzy chcą krzywdzić swoje dziecko oczywiście nie mają wolności by to robić.
By to zrozumieć trzeba mieć nie liberalne rozumienie wolności.
Jeżeli katolicyzm jest prawdziwy to ograniczenie możliwości poznania go jest oczywistym złem.
To takie luźne myśli, ale tekst równie dobrze móglby się ukazać w Krytyce Politycznej, Gazecie Wyborczej, Deonie, czy w Tygodniku Powszechnym. Także więcej niż luźne myśli nie jest potrzebne.
Spór o nic. Faktycznie zajęcia z religii nic nie wnoszą do wiary uczniów, bo zamiast uczyć wiary katolickiej i jej doktryny uczą pobocznych tematów. Większość uczniów nie wie nawet, że Jezus jest Bogiem, nie mówiąc o bardziej szczegółowych dogmatach wiary katolickiej. Poza tym jest uczenie jakichś ekumenicznych pierdół i uczniowie mając nawciskane do łba głupoty o starszych braciach nie tylko nie dostrzegają różnic między katolicyzmem, a rozłamowymi wyznaniami chrześcijańskimi, ale nawet między chrześcijaństwem, a np judaizmem. W większości przypadków lekcja religii nic nie wnosi, nie służy do nauki katolickiej, tylko do wdrażania dyrektyw posoborowych. Już pal licho że uczą coś o innych wyznaniach, bo człowiek generalnie powinien coś o tym wiedzieć, żeby nie być głąbem. Nawet jeśli nie wnosi to bezpośrednio czegoś do jego życia. Ale tutaj nauki religii są typowym programowaniem pod liberalizm światopoglądowy.
Jesteś heretykiem???? Coś dziwnie gadasz (jak kacerze)!!