88 miliardów idzie na urzędasów

Z raportu Fundacji Republikańskiej wynika, że urzędnicy zarabiają przeciętnie 4395 zł brutto, podczas gdy średnia pensja w sektorze prywatnym wynosi 3522 zł brutto. 800 zł, czyli aż 25 procent różnicy w zarobkach to istotna rozbieżność. Kwota ta prawdopodobnie by wzrosła, gdyby wziąć pod uwagę pomijane w oficjalnej statystyce GUS umowy cywilnoprawne. Zjawisko to występuje zarówno w całej gospodarce, jak i w jej poszczególnych gałęziach. Zdaniem prof. Jadwigi Staniszkis fakt, że urzędnicy zarabiają lepiej niż pracujący w gospodarce jest „typowym zjawiskiem krajów trzeciego świata”. – Administracja jest taką przechowalnią i miejscem karier niekoniecznie ludzi najbardziej kompetentnych – powiedziała prof. Staniszkis w Polsat News.

 

Urzędnicy kosztują

 

W sferze realnej gospodarki najmniejsze zarobki występują w branży handlowej, gdzie w 2012 roku średni dochód wyniósł 3345 zł brutto. Dwie kolejne branże to zdrowie i edukacja, gdzie pensje wyniosły odpowiednio 3361 zł i 3770 zł brutto. Rozpiętość zarobków pomiędzy sferą urzędniczą, a tak istotnymi dla funkcjonowania państwa sektorami, jak zdrowie i edukacja pokazuje skalę dysproporcji. Według autorów raportu, jest to skutek przewartościowania płac administracji publicznej, która wynika z pewnej atrakcyjności wyborczej tej grupy osób oraz ich siły przetargowej w negocjacjach z rządem. Kwitnie też nepotyzm i klientyzm. Jak podała Najwyższa Izba Kontroli, niemal połowa stanowisk w instytucjach samorządowych w latach 2010-2012 została obsadzona z pominięciem konkursów! Kolejny problem to dysproporcje w zarobkach w ramach tej samej instytucji. Średnie pensje w pomocy społecznej w zależności od części Polski różnią się o 300 procent.

Zarobki urzędników rzadko kiedy są zależne od wydajności i jakości ich pracy, co może być wynikiem braku systemu monitorowania efektywności i skuteczności pracy urzędów i ich pracowników. Co więcej, jest wiele instytucji, których sens istnienia jest co najmniej wątpliwy. Któż jest świadom, że w Polsce funkcjonuje Polski Klub Wyścigów Konnych, który nie jest typowym związkiem sportowym, a jednostką finansowaną z budżetu państwa, gdzie zarabia się średnio 7930 zł brutto miesięcznie? Paradoksalnie jest to wyraźnie więcej niż w tak ważnej instytucji jak Kancelaria Premiera, gdzie zarobki wynoszą 7146 zł brutto. Średnia pensja w Polskiej Agencji Żeglugi powietrznej wynosi aż 21 tys. zł brutto! Duża jest też różnica zarobków w Prokuraturze Wojskowej i Generalnej – oficerowie zarabiają 13 657 zł brutto, czyli o ponad 3752 zł więcej niż ich koledzy z cywila.

Dane te są jeszcze bardziej obrazowe, jeśli weźmie się pod uwagę rozkład wysokości zarobków w populacji. Na podstawie danych GUS okazuje się, że przeciętnie około 60 procent Polaków zarabia poniżej średniej krajowej. Jednak gdy tę samą miarę przyłoży się do przedstawicieli władz publicznych i kadry urzędniczej, to tylko 30 procent okazuje się gorzej zarabiać niż średnia krajowa. Co więcej, jeśli za wartość graniczną przyjmie się średnią pensję w administracji, to okazuje się, że aż 70 procent Polaków zarabia mniej od przedstawicieli sektora publicznego!

Na dodatek uprzywilejowani biurokraci nie muszą legitymować się efektywnością ani dokonywać optymalizacji procesów – nikt od nich tego nie wymaga, a nawet gdyby wymagał, to nie miałby instrumentu, by to wyegzekwować. Żaden z dotychczasowych rządów nie podjął skutecznej próby przeglądu sektora publicznego pod względem jego efektywności działania oraz nie przeprowadził systemowej deregulacji. W efekcie z czasem rozrasta się on w sposób przez nikogo niekontrolowany. Na przykład utworzony niedawno Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych nie zajmuje się niczym, bo… nikt nie zgłasza się na leczenie. Z kolei posłowie wymyślili ostatnio, by zorganizować Polską Agencję Kosmiczną. Władze nie wahają się być gwarantem wysokich wynagrodzeń, co działa demotywująco na urzędników. Niezależnie od tego, co robią mogą być pewni, że nic się nie zmieni na gorsze.

Mimo coraz większego deficytu budżetu, rząd niechętnie oszczędza na sobie. Zazwyczaj planowane oszczędności kończą się kolejnym skokiem na prywatne pieniądze, np. poprzez podwyżkę podatków. Zasobem oszczędności, po który, według ekspertów Fundacji Republikańskiej rząd powinien sięgnąć, jest sektor publiczny, który w 2012 roku pochłonął 88 mld zł, by sfinansować pensje ponad 1,89 miliona ludzi w nim zatrudnionych! Jedna trzecia tej kwoty została przeznaczona na pensje administracji rządowej i samorządowej. Ta sytuacja jest faktycznym obciążeniem dla gospodarki, która w obecnym czasie powinna za swój główny priorytet uznać szybki rozwój. Dlatego racjonalizacja wynagrodzeń w sektorze publicznym jest istotnym rezerwuarem potencjalnych oszczędności.

Eksperci twierdzą że za wysokie w stosunku do zarobków w sektorze prywatnym pensje urzędnicze zapłacą młodzi Polacy wchodzący na rynek pracy. – Stanie się tak dlatego, ponieważ rząd nie szuka oszczędności, a zamiast tego podnosi obciążenia fiskalne dla sfinansowania swoich wydatków ponad stan. Sytuacja, w której średnie wynagrodzenie w administracji jest o 800 zł wyższe niż pensja przeciętnego Polaka nie jest normalna, tym bardziej że duża część administracji zamiast pomagać przeszkadza w codziennym życiu Polaków – powiedział Marcin Chludziński, prezes Fundacji Republikańskiej.

 

Urzędnicy szkodzą

 

Bo właśnie wysokie wydatki na urzędników, na co składają się wszyscy podatnicy, to tylko jedna strona medalu. Jeszcze większym problemem jest fakt, że większość tych biurokratów swoją pracą szkodzi Polakom i polskiej gospodarce. Z okazji 25. rocznicy wprowadzenia tzw. ustawy Wilczka odbyła się konferencja prasowa, zorganizowana przez Polskę Razem. – Ustawę Wilczka, ustawę polskiego cudu gospodarczego, należy jak najszybciej przywrócić. Nie ma do tego żadnych przeszkód prawnych, szczególnie w przepisach unijnych – apelował poseł Jarosław Gowin, lider Polski Razem.

Jak przypomina Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, opracowana według projektu ministra Mieczysława Wilczka, a uchwalona 23 grudnia 1988 roku ustawa o działalności gospodarczej miała 54 artykuły i tylko pięć stron. Dzięki niej – bez infrastruktury, banków, telefonów, dotacji, Unii Europejskiej – polscy przedsiębiorcy stworzyli sześć milionów miejsc pracy. Niestety w ciągu kolejnych lat wprowadzano coraz dalej idące ograniczenia. Ustawa była nowelizowana 40 razy, aż w końcu zastąpiono ją nową, zupełnie już złą regulacją. – Mieczysław Wilczek dał nam w 1988 roku rzeczywiście wolny rynek. Nadszedł czas, by ten krok powtórzyć – mówił z kolei w „Pulsie Biznesu” prof. Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum Adama Smitha. – To Mieczysławowi Wilczkowi zawdzięczamy to, że Polska gospodarka dokonała takiego skoku cywilizacyjnego przez ostatnie ćwierć wieku – dodał.

Biurokracja jest elementem, który w badaniach od lat pojawia się jako najważniejsza bariera dla biznesu. – Co trzeci przedsiębiorca mówi, że usunięcie tych [biurokratycznych] barier mogłoby spowodować wzrost przychodów o nawet 10 procent. A następne 25 procent przedsiębiorców mówi, że wzrost przychodów byłby pomiędzy 5 a 10 procent – mówił agencji informacyjnej Newseria Biznes Tomasz Wróblewski, partner zarządzający w Grant Thornton. – Gdyby to przenieść na poziom całej gospodarki, to szacujemy, że usunięcie tych barier przyniosłoby wzrost przychodów przedsiębiorstw o 200 mld zł, czyli 1/8 polskiego PKB – dodał. Jego zdaniem kluczowymi barierami dla rozwoju polskiej przedsiębiorczości są: złożoność polskiego prawa, zwłaszcza prawa podatkowego i niejednoznaczne, niejasne interpretacje przepisów, częste zmiany prawa oraz przedłużające się procedury przed sądami.

Polską gospodarkę dusi gorset nadmiaru przepisów i złego prawa. Rząd jest ogarnięty manią sprawozdawczości. ZPP wylicza, że na przykład Ministerstwo Gospodarki zidentyfikowało 3712 obowiązków informacyjnych, jakie mają polscy przedsiębiorcy wobec administracji. Podjęto szumne działania na rzecz ich ograniczenia i zlikwidowano… 9 z nich! Według Banku Światowego polski przedsiębiorca poświęca średnio 8 tygodni w roku na czynności biurokratyczne. OECD oszacowała, że likwidacja barier biurokratycznych przyniosłaby Polsce 14 procent wzrostu PKB w ciągu 10 lat. Ograniczenie biurokracji jest działaniem bezkosztowym. – Chcemy wprowadzenia „Konstytucji wolności gospodarczej”. Przeprowadzimy systematyczny przegląd przepisów pod kątem tego, czy one są potrzebne, czy nie czy sprzyjają rozwojowi gospodarczemu, czy go utrudniają – zapowiedział Gowin.

Według raportu Ministerstwa Gospodarki, suma rocznych kosztów administracyjnych ponoszonych przez przedsiębiorców wyniosła 77,6 mld zł, co stanowiło około 6,1 procent PKB Polski. Natomiast suma rocznych kosztów obciążeń administracyjnych wyniosła 37,3 mld zł, co stanowiło około 2,9 procent PKB Polski. W 2007 roku Bruksela zarekomendowała państwom członkowskim istotne ograniczenie obciążeń biurokratycznych. W Holandii, Danii, Niemczech, Portugalii i na Węgrzech wyznaczyło cel redukcji na poziomie 25 procent. Na przykład w Niemczech z 2039 ustaw federalnych zostało 1728, a z 3175 rozporządzeń usunięto ponad 500. W odpowiedzi na zalecenie Unii Europejskiej, Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało odpowiedni projekt, który jednak został zablokowany przez premiera Tuska. – W imię czego gnębi się polskich przedsiębiorców? – pytał Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Z powyższych informacji i danych wynika jednoznacznie, że zmniejszenie ilości biurokratów i ich płac będzie miało podwójnie pozytywny wpływ na przyszły rozwój Polski. Z jednej strony podatnicy w mniejszym stopniu będą się składać na pensje dla bezproduktywnych urzędników, a z drugiej strony – wielką ulgę poczuje gospodarka, która dostanie impuls do szybszego rozwoju. Słusznie zatem rozumują autorzy raportu Fundacji Republikańskiej, których zdaniem zarobki sektora publicznego powinny być ustawowo związane z dynamiką PKB, tak aby w przypadku jej spadku nie obciążały nadmiernie finansów publicznych. Niestety państwo nie podejmuje realnych działań, by zmienić tę niekorzystną sytuację.

Na podstawie: Raportu Fundacji Republikańskiej, „Wynagrodzenia w administracji publicznej”, Warszawa, grudzień 2013 oraz informacja prasowa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Tomasz Cukiernik 

 Niniejszy artykuł został opublikowany w nr 52-53 tygodnika “Najwyższy CZAS!” z 2013 r.

M.G. 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “88 miliardów idzie na urzędasów”

  1. Wszelka władza pochodzi od Boga, także władza urzędnika. Urzędnik, reprezentujący władzę, czyli jedną z Hierarchii-pochodzących-od-Boga jest więc, w ścisłym tego słowa znaczeniu, Sługą Bożym, zatem P.T. Autor propaguje antyklerykalizm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *