— Już niedługo, bo 6 kwietnia w Holandii odbędzie się referendum w sprawie ratyfikowania Umowy Stowarzyszeniowej Unia Europejska-Ukraina. Sondaże są dla Ukrainy niepocieszające. Jakie skutki mogą nastąpić, jeśli Holendrzy powiedzą „nie”?
— Jeśli Holendrzy powiedzą „nie”, to skutki mogą być dwojakie. Pamiętajmy, że w Europie już odbyło się kilka takich referendów, w czasie których narody wypowiedziały się w sposób odmienny, niż oczekiwały tego od nich elity władzy. I w takich przypadkach, przy ratyfikacji różnych traktatów europejskich, bardzo często odbywały się referenda wtórne w wyniku których, po indoktrynacji i masowej propagandzie, wyborcy ostatecznie odpowiadali tak, jak sobie rządzący tego życzą. W związku z tym, jeżeli elity europejskie będą bardzo, ale to bardzo zainteresowane ratyfikacją tego traktatu, to myślę, że referendum zostanie po pewnym czasie powtórzone. Istnieje również druga możliwość, że elity europejskie nie przykładają do ratyfikacji tego traktatu i w ogóle do Ukrainy tak wielkiego znaczenia, a to wtedy, oczywiście, będzie automatycznie oznaczało, że Ukraina nie będzie krajem stowarzyszonym z Unią Europejską.
— To już tajemnica poliszynela, że dla wielu krajów europejskich Ukraina stała się czynnikiem rozdrażnienia, a szczególnie nacjonalistyczne zapędy władz i ich banderowskich prowodyrów. Co według Pana sprawiło, że tak się właśnie stało? Wszystko przecież zapowiadało się sielankowo, szczególnie dla polskich polityków.
— Myślę, że po pierwszym entuzjazmie stworzonym przez media, głównie zresztą amerykańskie i niemieckie, dla wydarzeń na Majdanie w Kijowie, przyszło pewne opamiętanie, refleksja. Przede wszystkim władze różnych krajów europejskich, ja nie mówię – niestety – tutaj o Polsce, zaczęły się przyglądać temu, co się na Ukrainie dzieje i panującej tam gorączce nacjonalistycznej. Pamiętajmy przecież, że Unia Europejska jest budowana na wielkiej odrazie i pogardzie dla wszelkiego nacjonalizmu. Trudno w związku z tym utrzymywać przez długi czas sytuację, w której zwalcza się nacjonalizm we własnych krajach, a równocześnie propaguje się go i udaje się, że się go nie dostrzega w kraju, który miałby być z tą Unią Europejską, ewentualnie, stowarzyszony. Ta świadomość dochodzi do krajów europejskich poza Polską, której elity polityczne starają się nie widzieć powiązania pomiędzy aktualnie rządzącymi Ukrainą, a tradycją banderowską. To po pierwsze.
A po drugie, niebagatelne znaczenie dla rosnącego sceptycyzmu Europy do stowarzyszenia z Ukrainą ma fakt, że nikt nie chce stowarzyszać się z krajem skrajnie niestabilnym, o bardzo nieokreślonych liniach granicznych, skonfliktowanym z mocarstwem atomowym, mającym znaczną mniejszość narodową, która kontestuje istniejące granice. Krajem rozrywanym przez anarchię, partie polityczne, stronnictwa, oligarchów. Powiem krótko: jest to sojusznik bardzo kosztowny, na którego trzeba będzie łożyć dużo pieniędzy. W związku z tym pojawia się pytanie, czy takie kraje jak Holandia, Włochy, Hiszpania, Francja tak naprawdę są w stanie wyciągnąć z tego jakiekolwiek korzyści. W moim przekonaniu, jedynym krajem europejskim, który jest w stanie wyciągnąć korzyści, głównie ekonomiczne, ze stowarzyszenia Ukrainy z UE są Niemcy. Ich wielkie koncerny miałyby teren do swojej ekspansji ekonomicznej. Poza Niemcami nikt tego interesu ekonomicznego nie ma.
— Sankcje Zachodu wobec Rosji w dużej mierze powstały za sprawą Ukrainy. Może właśnie to ten czynnik sprawił, że w tej sprawie nie ma jednomyślności Zachodu i ta jednomyślność pęka?
— Tak, ta jednomyślność pęka dlatego, że sankcje na Rosję bardzo chętnie nakładały kraje, które nie prowadzą z nią większych interesów handlowych i sankcje ich nic nie kosztują. Są jednak państwa, które mają z Rosją rozwinięte interesy handlowe. Jest to dla nich kosztowne, a widać, że sprawa ukraińska nie zostanie rozwiązana szybko. Może ona ciągnąć się nawet przez dziesięciolecia, w związku z tym trudno, aby eksporterzy w krajach zachodnich zrezygnowali z rynków rosyjskich. Tym bardziej, że widać, iż Rosja jest wstanie te sankcje przetrwać. Najwyżej będzie jakieś spowolnienie gospodarcze. Jednocześnie Rosja zaczyna nawiązywać kontakty handlowe i polityczne na Wschodzie, na przykład z Chinami. Sankcje powodują odwrócenie się Rosji od Zachodu i zwrot w kierunku Azji, co dla polityki światowej jest bardzo niefortunne.
Źródło: