„Abwera” próbowała też wejść do warszawskich biur użytkowanych przez środowiska niezależne. Zażądano wydania „komputerów, twardych dysków, innych nośników informacji, dokumentów” i… „przekazów finansowych”. Zarząd ZMIANY wydał w tej sprawie oświadczenie: „Działanie takie uważamy za formę represji politycznej i próbę zastraszenia środowisk mających odmienną od lansowanej przez władze RP wizję polskiej polityki zagranicznej, wewnętrznej i społeczno-gospodarczej.
Przewodniczący ZMIANY, Mateusz Piskorski i skupione wokół niego organizacje i grupy niezależne prowadzą działalność zgodną z obowiązującym w Polsce prawem, pomimo szykan ze strony organów państwa, takich jak przedłużająca się procedura rejestracji partii ZMIANA. Akcja ABW stanowi rażące naruszenie zasad praworządności, niedopuszczalną w kraju demokratycznym, deklarującym poszanowanie wolności słowa. Poddani nieuzasadnionym represjom złożą przewidziane prawem skargi na czynności ABW, zaś wszelkie próby naruszania dobrego imienia ZMIANY jak i jej członków – będą przez nas dochodzone na drodze sądowej.
Nie damy sobie zamknąć ust, nie damy się zastraszyć – nasza działalność zawsze i na pierwszym miejscu stawia sprawę polską i obowiązek jej obrony. Nawet, jeśli nie odpowiada to panoszącym się w naszym kraju specsłużbom”.
Podejmując działalność kwestionującą podstawy istnienia III RP (tak międzynarodowe, jak i oparte na wewnętrznym wyzysku narodu polskiego) od początku uważaliśmy, że nie mając argumentów merytorycznych – władze sięgną w końcu po argument siłowy. Niemal oczywiste było, że rząd postara się o „sukces” swej „polityki bezpieczeństwa” przed lipcowym szczytem NATO w Warszawie, mającym stanowić kolejne potwierdzenie kolonialnego statusu Polski. Skoro zaś, mimo najszczerszych starań – wciąż nie udało się wywołać wojny, rząd postanowił widać zmierzyć się z „wrogiem wewnętrznym”. Ani to mądre, ani sensowne, ani nawet poważne – ale taką, niestety, mamy w Polsce rzeczywistość polityczną…
Przypomina to zresztą znany przedwojenny szmonces: za sanacji negocjowano z wielkim żydowskim bankierem pożyczkę na podratowanie upadającej gospodarki przekonują, że państwo polskie jest tak silne i mocne, że nie ma obaw o zwrot przekazanych sum. W toku rozmów bankier dowiedział się, że policja zatrzymała jego syna (oczywiście za komunizowanie”. Przerywa więc negocjacje, a zatrzymującym go oficjelom mówi: „uś, no jak ja mam traktować poważnie państwo, które się boi mojego małego Abramka?”.
Po dzisiejszych działaniach ABW widać, że także i na tym polu tradycja pseudo-sanacyjna trzyma się mocno…
Konrad Rękas
Ech, starczy poczekać, i znowu będzie „w tył głowy, zdradzonym o świcie”. Spoko wodza … Byle nie zdążyli do (neo-)Zaleszczyk.
Obrońca Jaruzela, oburzony na metody Jaruzela. No cóż, jak nic nie znajdą, to macie promocję i nimb męczeństwa, a jak znajdą, to Rosja was wymieni za Sawczenko 😉
A gdzie ja się oburzam? Wzruszam ramionami, jak zwykle zresztą. Jaki kraj, tacy (anty)terroryści…
Na sputniku jeden gość mądrze napisał: „To mi wygląda na – sprytne szycie butów – Jarkowi/PiSowi … ;-(„. Może i tak być, że Kaczyńskiemu ABW gębę doprawia …
1/ czy demokracja (suwerenna, bo czy o inną nam chodzi?) może istnieć bez inwigilacji? 2/ jak nie może, to czy moralne jest piętnowanie każdej inwigilacji? 3/ czy ten konkretny rodzaj inwigilacji wymaga napiętnowania? 4/ czy nie stosujemy „moralności Kalego” a la „jak ci, co ich lubić Kali, inwigilować to je dobre, a jak ci, co ich Kali nie lubić, to be”? 5/ kogo w końcu można, a kogo nie można? I w imię czego?