Wprawdzie oświadczenie jest już sprzed 4 lat (10-04-2008), ale nadal robi wrażenie. Oto co ciekawsze wyjątki:
„Gdy czytam najnowsze opracowania o zniewoleniu człowieka w Chinach, opisy brutalnych represji stosowanych przez władze chińskie wobec narodu tybetańskiego, ale także niezależnych od państwa katolików czy przeciwników systemu komunistycznego, to wciąż aktualne wydaje się pytanie: Czy Chiny są jednym wielkim więzieniem? (…) Niezależnie od tego, czy mamy lewicowe, czy prawicowe poglądy, nie możemy pozostawać obojętni na to, co od ponad 50 lat dzieje się w Tybecie pod chińską okupacją”.
Prawdę mówiąc, ja mając „prawicowe poglądy” podchodzę do tego z całkowitą obojętnością i zastanawiam się jak nasze apele w sprawie „wolnego Tybetu” mogą wpłynąć na nasze stosunki gospodarcze i polityczne z państwem, które za kilka lat będzie pierwszą gospodarką świata? Czysta logika racji stanu i zero sentymentalizmu. Tak rozumie politykę zagraniczną klasyczna prawica, wolna od obsesji.
Jako konserwatysta nie zamierzam także protestować przeciwko „zniewoleniu człowieka”, ponieważ Deklaracja Praw Człowieka nie zalicza się do kanonu prawicowych świętych tekstów.
Niestety, przytoczony cytat wskazuje, że antykomunizm jest obsesją, ponieważ nie pozwala spojrzeć na Chiny takimi jakimi one są. To absolutnie nie jest państwo komunistyczne, lecz konserwatywne. Panuje tu rodzaj nacjonalistycznego i wolnorynkowego autorytaryzmu. Oczywiście, jest to konserwatyzm nie w pojęciu tradycji europejskiej, lecz chińskiej. Nie ukrywam, że model ten – po jego adaptacji do zachodniej i chrześcijańskiej tradycji politycznej i religijnej – bardzo chętnie zaczepiłbym w Polsce. Jako pierwszy zapisałbym się do chińskiej partii „komunistycznej”, właśnie dlatego, że jest to chyba najbardziej autorytarna i wolnorynkowa partia polityczna współczesnego świata. Jest znacznie bardziej na prawo niż wasza ukochana partia Victora Orbana.
Antykomunizm oglądany z tej perspektywy, w rzeczywistości sam staje się ideologią rewolucyjną przeciwko konserwatywnemu państwu, a takim są dziś Chiny. Zachowując prawicową terminologię, antykomunizm staje się doktryną kontestacji ustalonego porządku, zapominając, że wszelka władza ustanowiona ma charakter Boski i katechoniczny. Przecież pożal się Boże „antykomunista” Artur Górski domaga się… demokratyzacji Chin i uznania przez nie rewolucyjnej zasady „prawa narodów do samostanowienia”. Są to zasady, których konserwatyści nigdy nie uznawali, nie uznają i uznawać nigdy nie będą (chyba, że kanon prawicowości będzie definiował Kaczyński z Hofmanem).
„Przed inwazją komunistycznych Chin w październiku 1950 r. Tybet był niepodległym państwem. (…) w Tybecie mamy dwuklasowe społeczeństwo, ostro rozdzielone wzdłuż linii narodowościowej. Chińczycy należą do klasy panów, są ludźmi zamożnymi, mieszkają w miastach i czerpią zysk z rozwijającej się turystyki. Natomiast Tybetańczycy należą do klasy niewolników, koczują na prowincji, często mieszkają w ruderach i zajmują się uprawą jałowej ziemi”.
Innymi słowy, pos. Górski twierdzi, że dla większości Tybetańczyków chińska okupacja niewiele zmieniła. Mało kto w Polsce wie, że w chwili ataku Chin na Tybet w tym ostatnim kraju panowało jeszcze – oficjalnie! – niewolnictwo, a większość chłopów nie posiadała wolności osobistej. Byli chłopami pańszczyźnianymi, nie byli właścicielami ziemi, którą uprawiali. Wniosek z tego, że nadal są w podobnej roli, a zmienili się tylko panowie. Teokrację opowiadających bajki o reinkarnacji buddyjskich mnichów – opływających w luksusy wykorzystując ciemnotę wieśniaków – zamieniono na panowanie Chińczyków.
Wracając jeszcze do prześladowań katolicyzmu w Chinach, to warto wspomnieć, że w Tybecie, przed aneksją, za nawracanie na chrześcijaństwo groziła kara śmierci w postaci OBDARCIA ŻYWCEM ZE SKÓRY. Jakkolwiek Chiny nie darzą sympatią misjonarzy katolickich, to nie słyszałem aby kara tego typu znajdowała się w miejscowym kodeksie karnym. Kościół w Chinach ma się tak jak się ma. Jest wprawdzie całkowicie zetatyzowany, ale jednak istnieje. Chrzci, szafuje sakramentami. Zachował łacinę w trakcie Mszy św. dłużej niż Kościół posoborowy.
„Większość uchodźców tybetańskich opowiada się za niepodległością i wyklucza pozostanie Tybetu w granicach Chin. W 1997 r. parlament emigracyjny przyjął rezolucję upoważniającą Dalajlamę do podejmowania decyzji w sprawie przyszłego statusu Tybetu bez przeprowadzania referendum. Ponieważ Dalajlama jest niekwestionowanym przywódcą religijnym i politycznym, uznawanym za najwyższego mistrza przez wszystkich Tybetańczyków, zaakceptują każdą jego decyzję”.
Biorąc pod uwagę znaną powszechnie sympatię Dalajlamy dla III Rzeszy, a potem dla marksizmu, byłbym ostrożny z powierzaniem mu podejmowania wszystkich decyzji jako „najwyższemu mistrzowi”. Nie wspominam oczywiście o tym, że konserwatysta zachodni, czyli katolik, nie wierzy w jakiekolwiek gusła, że Dalajlama to któraś tam reinkarnacja kogoś tam. W takie bajki wierzą jednak katoliccy posłowie PiS.
„Wszystko zależy od tego, czy Chińczycy będą potrafili zrezygnować z brutalnej polityki kolonialnej, którą prowadzą wobec państwa na dachu świata. Można mieć nadzieję, że niegasnący duch oporu w narodzie tybetańskim, liczne krytyczne głosy społeczności międzynarodowej, w tym polskich polityków, wobec postawy władz chińskich, ale przede wszystkim zbliżająca się olimpiada w Pekinie przybliżą Tybet do wolności”.
Nie wiem jak konserwatysta może potępiać „politykę kolonialną”? Wiem tylko, że konserwatysta absolutnie nie jest zwolennikiem „niegasnącego ducha oporu”, ponieważ uznaje, że wszelka władza pochodzi od Boga. Konserwatysta ma także duży sceptycyzm co do „krytycznych głosów społeczności międzynarodowej”. Szczególnie zaś nie nakłania „polskich polityków” do działań o charakterze ideologicznym wobec innego państwa. Przeciwnie, zadaje sobie pytanie następujące: jakie mój kraj ma w tym przypadku interesy? Ja takowych nie widzę.
Gdyby Artur Górski napisał nam, że popieramy „wolny Tybet”, ponieważ tamtejsze władze obiecują nam jakieś pole naftowe, to można by sprawę rozważyć, szczególnie gdyby reżim w Chinach chwiał się. Jednak to Chiny są przyszłością świata. Propozycji żadnej od Tybetu nie dostaliśmy, a emigracyjny „rząd” Dalajlamy uważam po prostu za operetkowy. Dalajlama to znany pupilek internacjonalistycznego lewactwa, wszystkich socjalistów, demokratów i wyznawców ideologii praw człowieka.
Co konserwatysta ma wspólnego z „wolnym Tybetem”? Czy pisowskich konserwatystów i konserwatystów „w ogóle” łączy coś poza nazwą?
Adam Wielomski
Dalajlamowie doszli do wladzy w Tybecie po upadku tamtejszej monarchii, troche tak jak Ajatollahowie po upadku szachow w Iranie. Sytuacja odwrotna zaszla w Bhuatnie, gdzie krolewska wladza swiecka wygrala konflikt z wladza duchowna. Wiec w cale nie jest tak ze jedyna tradycja wladzy w Tybecie jest rezim dalajlamow. W Chinach Ludowych takze chlopi nie byli wlascicielami posiadanej ziemii. Poza tym pasterstwo i nomadyzm bylo w Tybecie daleko bardziej powszechne niz rolnictwo. XIV Dalajlama sympatykiem III Rzeszy? Tak jak Henryk Harrer i Piotr Aufschnaiter to nazisci? Dodjamy tez ze XIV Dalajlama jest przeciwnikiem homoseksualizmu i jakichkiolowiek „niemisjonarskich” for uprawiania milosci miedzy mezczyzna i kobieta. Chinscy komunisci moze nie obdzierali ludzi ze skory, ale stosowali inne tortury wcale nie bardziej przyjemne. I nie byli bardziej tolerancyjni dla religii. Szczerze mowiac nie slyszalem nic o zakazie szerzenie chrzescijanstwa w Tybecie, jesli tak bylo to musialo byc to juz w czasie skostnienia rezimu w XIX wieku. Paza tym jakaz to wladza, a szczegolnie religijna, dopuszcza do szerzenia innych religii na swoim terytorium?
@Autor| Pisałem już o tym gdzie indziej, ale powtórzę- Chiny nie są w pełni wolnorynkowe. Specjalne strefy ekonomiczne są również w Polsce. System emerytalny ma być zreformowany i powstaną powszechne ubezpieczenia społeczne. Korupcja też jest niemała. Ten ustrój to raczej gospodarka mieszana. Nie znaczy to oczywiście, że nie należy współpracować.
„Chiny są przyszłością świata” – zwłaszcza z polityką jednego dziecka, antykoncepcją,p renatalnym dzieciobójstwem uprawianym na skalę masową.
Autor: Pan chyba nie chce powiedziec, ze Chiny sa urzadzone zgodnie z Katolicka Nauka Spoleczna? Czy tez po prostu – jako „prawdziwy konserwatysta” – ma Pan KNS gleboko gdzies? Takie sa skutki, gdy Carla Schmitta uwaza sie za katolickiego konserwatyste. Konserwatysta to on byl, ale nie katolickim. Radze sobie poczytac na temat katolickiej koncepcji dobra wspolnego, Carl Schmitt tez jej nie znal.
M. Ziętek, nikt nie twierdzi, że ChRL jest urządzone zgodnie z KNS. Biorąc pod uwagę realia kulturowe i historyczne – pomijając może katolicki epizod w czas Południowej Dynastii Ming – trudno, aby tak mogło być. Natomiast państwo to czerpie do pewnego stopnia z własnego dorobku cywilizacyjnego i jest przeciwwagą dla zachodniego demoliberalizmu. Dlatego można je w jakimś stopniu – biorąc pod uwagę idee dalekowschodniego paternalizmu- uznać za konserwatywne/tradycjonalistyczne.
Stanisław A. Niewiński: Ja tez nigdy bym nie wpadla na pomysl, zeby Chiny krytykowac z perspektywy ideologi demoliberalnych. Tekst prof. Wielomska natomiast jest dla mnie czyms w rodzaju sporu miedzy lewica a prawica heglowska. Z jednej strony: prawa czlowieka, z drugiej: wrecz apologetyka silnego panstwa, Realpolityk i niczym nieskrepowanego ekspansjonizmu. Mnie Tybet malo obchodzi, duzo bardziej nie podoba mi sie to, co Chinczycy wyprawiaja np. w Afryce. Jestem zwolenniczka Cywilizacji Lacinskiej, a tam polityka i ekonomia musza byc podporzadkowane etyce. Konserwatyzmow jest wiele, chodzi o to, zeby nie twierdzic ze sie jest kims, kim sie nie jest.
@ Ziętek – Pani Magdaleno, chyba przeoczyła Pani fragment mojego tekstu i stąd polemika: „Oczywiście, jest to konserwatyzm nie w pojęciu tradycji europejskiej, lecz chińskiej. Nie ukrywam, że model ten – po jego adaptacji do zachodniej i chrześcijańskiej tradycji politycznej i religijnej – bardzo chętnie zaczepiłbym w Polsce.”
adamwielomski: nic nie przeoczylam! Jesli zacznie Pan adaptowac ten model do wymogow Cywilizacji Lacinskiej, to nic z niego nie zostanie! Radze przypomniec sobie krytyke kapitalizmu dokonana w encyklice Rerum Novarum, jak rowniez krytyke marksizmu. A system polityczno-gospodarczy Chin to mieszkanka obu tych elementow. To co dla Pana jest „prawicowe” w tym systemie, to bezwzledna gospodarcza drapieznosc. Czesci – podkreslam czesci – chinskiego spoleczenstwa zyje sie lepiej, ale to co dzieje w Afryce – takze za przyczyna chinskiego kapitalizmu – wola o pomste do nieba! Jedni umieraja z glodu, a inni zapadaja na choroby cywilizacyjne z przejedzenia. I katolicy maja sie tym zachwycac? Nie. Dziekuje.
P.S. amerykanscy neokonserwatysci tak sie pchaja do roznych „swietych wojen” bo wiedza, ze tylko w ten sposob USA moze zapewnic sobie dostep do surowcow. To takze jest bardzo „konserwatywne” podejscie. I teraz Panowie moga spreczac sie o to, kto jest bardziej konserwatywny. Powodzenia!
Jeszcze dodajmy ze obszar bylego panstwa dalajlamow nie obejmuje i nigdy nie obejmowal calego tybetanskiego obszaru etnicznego tak w obecnych granicach ChRL jak i poza nia. A takze to ze Tybet (Jak i Turkiestan wschodni, Mongolia a takze (dzis rosyjska) dolina Ili, byl tylko obszarem trybutarnym mandzurskiej dynastii Qing rzadzacej Chinami od 1644 do 1911. W 1912 po upadku Cesarstwa, XIII Dalajlama odeslal przedstawicieli dynastii Qing do Pekinu. Wiec Chiny ludowe maja takie samo prawo do suwerennosci nad tym obszarem i ingerencji w lokalne stosunki tak jakie np. Austria moglaby miec w sprawy Wegier po upadku monarchii Habsburskiej… Oczywscie jest to prawda ze obecny dalajlama (chcac-nie-chcac )jest pupilkiem lewicy a takze to ze Polska powinna dbac prze wszystkim o swoj interes, i tu bym sie z p. Wielomskim na pewno zgodzil.Ale p. Gorski myli sie twierdzac ze wszyscy Tybatanczycy (nawet posrod tych zyjacych w Tybetanskim Regionie Autonomicznym)uwazaja dalajlame ze swego przywodce. Chinczykow oprotestowujacym nazwy miejsc publicznych w rodzaju „Ronda Wolnego Tybetu” proponuje odpowiedziec ze Tybet jest przeciez wolny, bo zostal wyzwolony w 1951 r. wiec wszystko sie logicznie zgadza. Trzeba tez miec swiadomosc ze Chiny w miare powiekszania swej potegi beda traktowaly inne panstwa, w tym Polske i Watykan, w sposob ktory uznaja za stosowny dla siebie i nie w zaden inny. I z racja stanu Polski byloby podkopywanie tej potegi, przypusciwszy ze jakies mozkliwosci k’temu istnieja.