Przedsięwzięcie początkowo realizowane było na zdrowych zasadach, które Wielki Szu zdefiniował: graliśmy uczciwie, ty oszukiwałeś, ja oszukiwałem. Po doświadczeniach lat 90-tych nikt nie ufał braciom Kaczyńskim. Zwyciężył rozsądek. Skoro może się skończyć jak w roku 1993 /cała prawica poza sejmem/ gramy razem, by przejść przez wybory. Potem zobaczymy, kto komu będzie miał możliwość urwać łeb.
M. Jurek przewodził stronie konserwatywnej, jednak niespodziewanie zmienił zasady gry. „Bracia Kaczyńscy się zmienili” – brzmiało nowe credo, a gdy mówiło się o L. Kaczyńskim, jego nazwisko poprzedzano tytułem profesorskim. Trochę to było dziwne, ale najgorsze nastąpiło po wyborach. LPR była czarnym koniem wyścigu. Gdy znalazła się w sejmie, pojawił się wariant połączenia sił ZChN-owskiej części PiS i wokół takiego podmiotu zbudowania głównego obozu prawicowego. Konsekwencją byłoby stopniowe wyniszczenie PiS-u z braćmi Kaczyńskimi – mniej więcej tak, jak później stało się to z LPR właśnie.
M. Jurek podjął prawdopodobnie najbardziej brzemienną w skutki decyzję swojego życia i postanowił budować konserwatywne skrzydło w partii braci Kaczyńskich. Wraz z K. M. Ujazdowskim objęli funkcje wiceprezesów partii co nie zmieniało jednak faktu, że ich wpływy systematycznie malały. Ich ludzie byli albo wypychani, albo przejmowani przez drugą stronę.
Nie lepiej wiodło się i w LPR gdzie R. Giertych rozpoczął realizowanie strategii pozbywania się wszystkich, którzy nie pochodzili z MW i emancypowania się ze współpracy z Radio Maryja. Niemniej jednak wynik wyborów do PE w 2004 roku wskazywał jeszcze na nich jako /jak to mawiał wówczas L. Dorn/ psa przewodnika polskiej prawicy.
Rok później wszystko wyglądało już zupełnie inaczej. PiS osiągnęło podwójny sukces wyborczy. M. Jurek objął nawet stanowisko marszałka sejmu. Było jednak widać, że jest tylko pacynką w rękach J. Kaczyńskiego, który nie zamierzał realizować posiadanej władzy dla urzeczywistniania postulatów katolickich.
Wydawszy ostatnią wielką bitwę, M. Jurek padł na polu chwały nowelizacji konstytucji w kierunku pełnej ochrony życia z 2007 roku. Został ograny przez J. Kaczyńskiego, który celowo namnażając projekty ustaw, zdołał doprowadzić do demobilizacji strony obrońców życia.
Gdyby nawet wówczas M. Jurek zdecydował się na jawne zdefiniowanie przeciwnika w J. Kaczyńskim, być może zdołałby z PiS wyprowadzić grupę na tyle dużą, by zachować zdolność manewru na przyszłość. Jednak marszałek z nieznanych powodów nie zdobył się na to, wykonując niezbyt przekonujące ruchy, co sprawiło, iż po jego stronie opowiedziała się tylko garstka. Dopiero gdy było za późno w książce „Dysydent w państwie POPiS-u” M. Jurek przedstawił klarowną wizję polityczną.
Dopiero gdy było za późno, a więc przed wyborami 2007 roku M. Jurek nawiązał współpracę z bardzo osłabioną LPR i pozaparlamentarną UPR. Było to jednak przedsięwzięcie anachroniczne – realizowano plan, który w innych warunkach trzeba było grać w 2001 roku. System finansowania partii przeforsowany przez PiS, jak i cała praktyka polityczna wszystko to sprawiało, że w oczach wyborców liczyli się już tylko PiS i PO.
Wynik wyborów 2007 roku odsunął PiS od władzy. Partia nie umiała znaleźć się w opozycji. Za to konsekwentnie torpedowała katolicko-konserwatywne spojrzenie na sprawy moralne. Gdy J. Gowin oznajmił, iż ma „kompromisowy” projekt ws. in vitro, ze strony PiS nie padło nawet słowo sprzeciwu. Nie było już komu w sejmie wnieść projektu alternatywnego, stąd skierowano projekt społeczny. Dopiero wtedy PiS wykazało aktywność, powracając do swojej ulubionej metody namnażania przedłożeń. Podporządkowawszy sobie w międzyczasie Radio Maryja i Nasz Dziennik mogli bez problemu wykorzystywać te media dla ukazywania swych projektów jako godziwych moralnie, mimo że zawierały zapisy niezgodne z nauczaniem Kościoła a ich podstawowym celem była realizacja dyrektyw unijnych. Strategia we wszystkich takich sprawach była prosta. Grać tak, by przegrać, a potem na potrzeby Radio Maryja, biskupów i dużej grupy wyborców drzeć szaty nad niegodziwością partii liberalnej i lewicowej – tak, jakby to od nich należało oczekiwać obrony.
Podobnymi metodami PiS zwalczyło obywatelski projekt ws. ochrony życia, czym nie będziemy się tu zajmować, gdyż to wydarzenia sprzed paru dni i każdy, kto chciał zrozumieć, o co chodzi, miał możliwość zobaczenia na własne oczy.
Kluczową dla obecnej sytuacji była tragedia smoleńska. Została ona przez PiS-owców wykorzystana dla realizacji swoistej polskiej wersji laicyzacji – nadawania sensu religijnego kwestiom narodowym i kultowi bohaterów. Polski Kościół w dużej części pozwolił się uczynić częścią tego przedsięwzięcia. Do czego to prowadzi, zostało szczegółowo opisane przez E. Voegelina. Nie miejsce w „bardzo któtkiej historii”, by o tym mówić.
Ramą spinającą dekadę są zdarzenia również z tych dni: niezarejestrowanie komitetów wyborczych przez Prawicę M. Jurka i Nową Prawicę J. Korwin-Mikkego. Zapowiedzią klęski było już to, iż nie zdołano wystawić wspólnej listy tych podmiotów z PJN. Tak czy inaczej, niezarejestrowanie tych dwu komitetów zdaje się zamykać cały rozdział historii polskiej prawicy w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Niedobitki podjęli próbę przetrwania pod szyldem PO – jak np. J. F. Libicki. Być może ktoś, kto ceni swoje przekonania wyżej niż aparatczykowską karierę partyjną ostanie się w PiS. W sumie jednak perspektywy jawią się niewesoło. Pamiętajmy, jak doszło do tego, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji.
LUDWIK SKURZAK
-asd
Dpóki będzie żył Jarosław Kaczyński (śmierci mu nie życzę bo jako katolkowi mi robić tego nie wolno) tak długo nic po prawej stronie nie zaistnieje. Umiejętnie wyciął partie narodowe i katolickie, a do wolnoścowców skutecznie zniechęca od lat JKM. Kaczyńscy zresztą z takim planem wcale się nie kryli czego dowodem może być wykład w organizacji masońskiej jaką jest Fundacja Batorego. Główną siłą PO i postkomuny jest Jarosław Kaczyński. Ludziska tak go nienawidzą, że PO mogłaby wystwić konia i tak by wygrał. Jedyną pracą, którą teraz możemy wykonać to krok po kroku uświadamianie elektoratowi PiS (w większości bardzo przyzwoitymi ludźmi tylko zmanipulowanym) że Pis ma tyle wspólnego z konserwatyzmem, katolicyzmem etc. co krzesło z krzesłem elektrycznym.
Sad But True.
Bawię mnie trochę zarzuty pod adresem Kaczyńskiego. To tak jakby mieć pretensję do wilka, że owce pożera, choć obiecywał że tego robić nie będzie. Z całym szacunkiem i sympatią dla Panów, ale realizmu politycznego u Was nie uświadczy. A szkoda.