Z przeprosinami pośpieszył już minister Radek Sikorski, „postępowa” i „niepodległościowa” tzw. opinie publiczne domagają się dymisji w Prokuraturze Generalnej. Co charakterystyczne, wykonującym swoje obowiązki polskim prokuratorom nie zarzuca się bynajmniej naruszenia litery prawa, ale raczej niezrozumienie, że przepisów nie stosuje się wobec wrogów politycznych. Słowem – polska prokuratura powinna postąpić z umowami międzynarodowymi łączącymi nas z Białorusią tak, jak ponoć „reżim Łukaszenki” zachowuje się wobec swych przeciwników.
Bawi też oburzenie polskich mediów nie mających wręcz słów dla totalitarnych praktyk panujących w Mińsku, zgodnie z którymi organizacje polityczne zmuszone są ujawniać swoje finanse! Że co, że takie same regulacje obowiązują też w Polsce? Ale przecież tego nie można porównywać, my (jak wiadomo) jesteśmy uznaną demokracją i państwem prawa! Mamy więc do czynienia z dalszym ciągiem tego samego teatru absurdu który kazał polskiemu konsulowi i ekipom TVP czy TVN szturmować salę sądową, na której toczył się proces o zniesławienie Aleksandra Łukaszenki przez korespondenta GW, Andrzeja Poczobuta. Również i wówczas na nic się zdawały się głosy rozsądku, że w takich przypadkach również w Polsce rozprawy odbywają się przy drzwiach zamkniętych…
W całej tej dość kabaretowej historii w sumie najmniej istotne kim jest sam Bialacki. Sądząc z oficjalnych życiorysów, mamy do czynienia z jednym z wielu białoruskich nacjonalistów, z czasem sprytnie nawróconych na „prawoczłowieczyzm”, jako bardziej intratny i lepiej rokujący w oczach Zachodu, a przy okazji zainteresowanych robieniem interesów w kraju, co do kupy razem zwie się u nas szumnie „działalnością opozycyjną”.
Oczywiście pominąć też należy kwestię, czy panująca we współczesnym świecie obsesja permanentnej lustracji finansowej nie przekracza już granic zdrowego rozsądku, stając się raczej ważnym narzędziem coraz dalej posuniętej inwigilacji obywateli. Po raz kolejny jednak razić musi hipokryzja. Wszak CBA (zarówno w czasach Kaczyńskiego/Ziobry, jak i Tuska/Schetyny) poszukiwała uporczywie zagranicznych kont (i spółek) Janusza Palikota starając się (przynajmniej deklaratywnie) ustalić strukturę dokonywanych za ich pomocą przepływów finansowych. Znakomicie też można sobie wyobrazić co by się działo, gdyby jakaś polska organizacja polityczna zdecydowała się ukrywać swoje finanse poza Polską, niewykluczone, że np. użyczając swych kont do nielegalnych operacji dewizowych, prania brudnych pieniędzy czy uciekania od podatków. Swoją drogą w okresie przedżałobnym takie podejrzenia wysnuwano niedwuznacznie wobec Andrzeja Leppera i Samoobrony, czym z kolei poniekąd potwierdzano główne tezy… propagandy władz białoruskich, określającej „polską demokrację” mianem fasadowej.
Dowcip polega tymczasem na tym, że nie ma innej demokracji, niż tylko fasadowa, a utylitarne podejście do tych wszystkich hasełek i „wartości” – jest właśnie przyczyną tego typu zakłamanych awantur.
Konrad Rękas
Wyobrazam sobie awanture jakby sie okazalo, ze mam konto w Rosji tajne przed polska prokuratura….
http://www.youtube.com/watch?v=Aq6jNJbbg9c