Boże chroń nas i polski futbol przed takimi endekami

Emocje dotyczące usunięcia godła państwowego z koszulek piłkarzy reprezentacji Polski już opadły, bo PZPN wycofał się ze swojego szalonego pomysłu i przeprosił za to, ale pozwolę sobie przypomnieć i nawiązać w tym kontekście do artykułu jednego z publicystów narodowej prawicy. Otóż chodzi mi o tekst Macieja Eckardta pt. „Orzeł na wolności”, bowiem autor postawił w nim bardzo ciekawą tezę, a mianowicie taką, że dobrze się stało, iż PZPN usunął godło państwowe z koszulek polskiej reprezentacji narodowej.

Aby nie być gołosłownym przytoczmy ten artykuł: „- Usunięcie wizerunku Orła Białego z koszulek polskiej kadry narodowej to wstyd i kompromitacja. Kolejny, drobny krok w walce z tożsamością narodową – napisał na Facebooku Wojciech Wybranowski, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, kibic piłkarski, sympatyk Lecha Poznań. Oburzenie podniosło się na licznych forach, gdzie przeważa pogląd, że jest to zamach na świętość, na którą nie targali się nawet komuniści. Ogólnie zrobił się rwetes. Zupełnie niesłusznie. Decyzja PZPN z pewnych względów, nie branych przez ten związek pod uwagę, jest bardzo fortunna.

Po pierwsze, polski orzeł biały nie będzie miał okazji żyrować tego, co się składa na polską piłkę nożną, a więc korupcji, tandety i tupeciarstwa, a także chamstwa, bandyterki i mentalności stadnej. Po drugie pojawia się szansa, że na murawę z orłem białym na piersiach nie będą wybiegać renciści, naturalizowani „gwiazdorzy” oraz różnego rodzaju ściemniacze, którzy z gry w reprezentacji uczynili swoje koryto. Po trzecie wreszcie jest to dobra okazja do rozpoczęcia dyskusji nad dewaluowaniem się symboli narodowych w przestrzeni publicznej.

Paradoksalnie zatem, PZPN w bezmiarze obciachu jaki sobą reprezentuje, zrobił nareszcie coś pożytecznego. Mimochodem co prawda, ale jednak. Ech, żeby tak jeszcze hymn narodowy…”.

Tyle Maciej Eckardt. O ile z diagnozą jaką postawił autor omawianego artykułu temu, co się dzieje w PZPN i z reprezentacją naszego kraju można się zgodzić, to wnioski i konkluzje autora są zdumiewające i kuriozalne. Maciej Eckardt twierdzi, że jeśli PZPN jest jaki jest, a Polskę reprezentują marni piłkarze i pseudogwiazdorzy, to dobrze się stało, że panowie z centrali piłkarskiej wpadli na obłąkany pomysł usunięcia godła z koszulek. Ba! Odwołujący się do endeckiej tradycji autor w ostatnim zdaniu marzy o tym, aby hymn Polski nie był grany przed meczami reprezentacji. Tym samym doszło do komicznej sytuacji, bo odsądzani od czci i wiary przez narodową prawicę premier Donald Tusk i prezydent Bronisław Komorowski byli zwolennikami przywrócenia godła państwowego na koszulkę, a reprezentant myśli endeckiej (a raczej postendeckiej) cieszył  się z usunięcia orła. Takich mamy współczesnych endeków – gdy praktycznie cały naród (od kibiców przez ludzi świata kultury aż po polityków praktycznie wszystkich opcji ) zjednoczył się w jednej sprawie (co ostatnio rzadko mu się zdarza) przywrócenia godła na koszulki, to przedstawiciel endecji uważa, że PZPN dobrze zrobił. W ten sposób doczekaliśmy się ciekawego, nieformalnego sojuszu: Macieja Eckardta i działaczy PZPN z Grzegorzem Lato na czele.

Podążając za logiką i tokiem myślenia Macieja Eckardta należałoby usunąć godło państwowe z Sejmu, URM i innych instytucji państwowych. Przecież polityka w Polsce jest jaka jest i parafrazując autora omawianego tekstu orzeł biały nie żyrowałby tego, co się składa na polską politykę, a więc korupcji, tandety i tupeciarstwa, a także chamstwa i mentalności stadnej. To, co napisał Maciej Eckardt w swoim tekście także doskonale odzwierciedla poziom polskiej polityki. Dlaczego więc nie był konsekwentny i np. nie zdjął godła państwowego w swoim gabinecie, gdy był wicemarszałkiem województwa kujawsko – pomorskiego? Przecież Maciej Eckardt będąc czynnym uczestnikiem życia politycznego, piastując wysokie stanowisko na szczeblu samorządowym sam kreował rzeczywistość polityczną i był (w niewielkim, bo niewielkim stopniu, ale jednak) współodpowiedzialny za jej stan na poziomie dna i trzech metrów mułu.

Przyznam szczerze, że polityka w Polsce wzbudza we mnie obrzydzenie. Nie ma w niej troski o losy państwa i narodu. Nie ma w niej rzeczowej, merytorycznej dyskusji i działań o charakterze strategicznym, długofalowym. Jest tylko prymitywne partyjniactwo i podjudzanie różnych grup społecznych przeciwko sobie przez macherów od propagandy będących na garnuszku partii politycznych. Jednakże nigdy, przenigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby patrząc na skorumpowanych i kłótliwych polityków różnych opcji domagać się usunięcia godła państwowego z instytucji państwowych czy hymnu narodowego, bo jak napisał w 1902 r. Roman Dmowski, polityk do tradycji i spuścizny którego Maciej Eckardt się odwołuje:

„(…) Jestem Polakiem – to znaczy, że należę do narodu polskiego na całym jego obszarze i przez cały czas jego istnienia, zarówno dziś, jak w wiekach ubiegłych i w przyszłości; to znaczy, że czuję swą ścisłą łączność z całą Polską; z dzisiejszą, która bądź cierpi prześladowanie, bądź cieszy się strzępami swobód narodowych, bądź pracuje i walczy, bądź gnuśnieje w bezczynności bądź w ciemnocie swej nie ma nawet poczucia narodowego istnienia; z przeszłą – z tą, która przed tysiącleciem dźwigała się dopiero, skupiając koło siebie pierwotne, pozbawione indywidualności politycznej szczepy, i z tą, która w połowie przebytej drogi dziejowej rozpościerała się szeroko, groziła sąsiadom swą potęgą i kroczyła szybko po drodze cywilizacyjnego postępu, i z tą, która później staczała się ku upadkowi, grzęzła w cywilizacyjnym zastoju, gotując sobie rozkład sił narodowych i zagładę państwa, i z tą, która później walczyła bezskutecznie o wolność i niezawisły byt państwowy; z przyszłą wreszcie, bez względu na to, czy zmarnuje ona pracę poprzednich pokoleń, czy wywalczy sobie własne państwo, czy zdobędzie stanowisko w pierwszym szeregu narodów. Wszystko co polskie jest moje: niczego wyrzec się nie mogę. Wolno mi być dumnym z tego, co w Polsce jest wielkie, ale muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na naród za to, co jest w nim marne”.

Nie jestem endekiem i nigdy nim nie byłem. Jestem zwykłym, przeciętnym kibicem wychowanym na Żylecie, ale wierzę, iż kiedyś Polska doczeka się polityków, którzy będą umieli się pięknie różnić i stać na gruncie polskiej racji stanu. Pomimo tego, że obecnie polska polityka to obraz nędzy i rozpaczy zmiksowany z groteską, to jestem przekonany, iż doczekamy się w przyszłości polityków dla których Patria, a nie partia będzie najważniejsza i dlatego nigdy by mi do głowy nie przyszło, aby wpaść na pomysł usuwania godła z urzędów państwowych.

Przytoczone wcześniej słowa człowieka, który podpisał Traktat Wersalski uważam za ponadczasowe i pasujące nie tylko do polityki i historii państwa polskiego. Słowa Dmowskiego idealnie pasują także do tego, co obecnie się dzieje w polskiej piłce nożnej. Nie sztuka być kibicem reprezentacji Polski, gdy ona odnosi sukcesy. Sztuka być kibicem i walczyć o jej dobro i godność w czasie, gdy jest ciężko. Właśnie na takim zakręcie historycznym w jakim znajduje się obecnie polski futbol, gdy struktury piłkarskiej centrali opanowali ludzie pokroju Grzegorza Lato (nomen omen w przeszłości genialnego piłkarza). Walka o godło państwowe na koszulkach piłkarzy to była walka o ciągłość polskiej reprezentacji znaczonej sukcesami Orłów Kazimierza Górskiego, trzeciego miejsca na Mundialu w 1982 r. i srebrnego medalu na Olimpiadzie w Barcelonie w 1992 roku. Walka o godło to była walka o tożsamość i charakter reprezentacji w przyszłości. Prawdą jest, że była to walka nawet wbrew niektórym piłkarzom typu Wojciech Szczęsny, który uznał, że dobrze się stało, iż usunięto orła, bo to „krok w stronę Europy”. Utożsamiam się – podobnie jak setki tysięcy kibiców w całej Polsce – z tą reprezentacją nie dlatego, że uwielbiam Szczęsnego, Obraniaka czy Eugena Polanskiego, bo nie wzbudzają ci piłkarze mojego zachwytu, ale właśnie dlatego, że stanowi ona ciągłość z tradycją Orłów Górskiego, sukcesów w Hiszpanii w 1982 r. i tej z Olimpiady z Barcelony w 1992 roku.

Jak już napisałem wcześniej nie jestem endekiem, ale co nieco Dmowskiego się czytało. Jednym z wniosków, jaki wyciągnąłem po lekturze jego książek, to podejście realistyczne, że nawet w krytycznym momencie, gdy się przegrywa trzeba umieć wyzyskać dla sprawy jak najwięcej – tyle, ile w danym momencie jest możliwe. W tym kontekście należy uznać, że mamy czas, w którym przegrywamy wojnę o polski futbol, ale potrzebą chwili jest bronić tego, co można jeszcze obronić. I walczyć. Walczyć o czystkę w PZPN. Szczerze wierzę, że przyjdzie czas, iż w piłkarskiej centrali na miejscu ludzi pokroju Grzegorza Lato znajdą się młodzi menedżerowie, byli piłkarze, którzy grali w Europie Zachodniej i poznali smak profesjonalnego futbolu i nowoczesnego systemu szkolenia. Wierzę, że w efekcie tego w przyszłości polska kadra narodowa będzie się składała z zawodników, którzy umieją mówić po polsku i będą ograni na europejskich boiskach. I dlatego byłem i jestem w grupie setek tysięcy kibiców, którzy byli za powrotem godła państwowego na reprezentacyjne koszulki.

Okazuje się, że te rzesze kibiców w Polsce, którym Maciej Eckardt zarzucał w swoich poprzednich artykułach „stadność” i „kibolstwo” wykazało nie tylko wolę walki, ale przede wszystkim instynkt państwowy. Obrażanie się na rzeczywistość i pochwalanie rewolucji jaką było usunięcie orła z koszulek reprezentacji oraz pomysł z brakiem hymnu przed meczami polskiej reprezentacji, to nic innego jak forma jakobinizmu. Ta reprezentacja pod każdym względem jest najgorszą jaką widziałem w swym kibicowskim życiu – takie są fakty i nie będę z nimi polemizował, ale to jest nasza, polska reprezentacja i obrażanie się, odwracanie od niej to oddanie pola różnej maści cwaniakom z mentalnością z poprzedniej epoki. Kiedyś, gdy sytuacja w polskim futbolu unormuje się, bo unormować się musi, to nikt nie będzie pamiętał piłkarzy typu Eugen Polanski. Będzie się patrzyło na jej wyniki i na fakt, że to była właśnie reprezentacja Polski. Dlatego parafrazując słowa Dmowskiego jestem dumny z tego, co w historii naszej reprezentacji jest wielkie, ale muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na nią i na całą polską piłkę za to, co jest w niej marne.

Stąd zdumienie kuriozalnym, napisanym w jakobińskim duchu artykułem Macieja Eckardta odwołującego się przecież do endeckiej tradycji. Może się powtarzam, ale napiszę to raz jeszcze: nie byłem i nie jestem endekiem, ale na Legii nauczono mnie walki. Walki o swój klub, swoje miasto i swój kraj. Nawet w beznadziejnej z pozoru sytuacji: wbrew działaczom, politykom czy piłkarzom. Dlatego powyżej zacytowane słowa Dmowskiego uznaję za ponadczasowe i doskonale pasujące też do tego co się obecnie dzieje w polskiej piłce nożnej. Analizując publicystykę odwołującego się do endeckiej tradycji autora artykułu „Orzeł na wolności” wnioski nasuwają się same: Panie Boże strzeż nas przed takimi endekami jak Maciej Eckardt, bo z wrogami i okupacją PZPN przez niekompetentnych ludzi poradzimy sobie sami. 

Marcin Dalbowski

http://diarium.pl/2011/12/boze-chron-nas-i-polska-pilke-nozna-przed-takimi-endekami/

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Boże chroń nas i polski futbol przed takimi endekami”

  1. Panie Dalbowski. Ja rozumiem, że Pan jesteś „Żyleta”, że Pan jesteś patriota pierwsza klasa. Zazdroszczę. Jak Pan widzi ja taki nie jestem. Jako farbowany endek, który za grosz nie rozumie, o czym Dmowski pisał, jako egzemplarz z kibolskiego punktu widzenia niepełnowartościowy i podejrzany, kompletnie niewrażliwy na estetykę kibolską, pozostanę, pozwoli Pan, przy swoim zdaniu. Jako endek, dla którego symbole narodowe mają jednak wartość, staram się wsadzać kij (nie bejsbol, Szanowny Panie) w mrowisko i pytać od czasu do czasu, czy aby rzeczywiście polski orzeł musiał byc na piersiach tych, którzy bardziej kochają mamonę a nie kraj dla którego grają, a jeśli już grają, to wybaczy Pan, w takim stylu, że szkoda gadać. Piszesz Pan sążniste epistoły, mieszając ruch narodowy z subulturą kibolską, z którą on nie ma nic wspólnego. Mylą się Panu odruchy stadne od wspólnotowych, ale widać takie czasy nastały, że ten patriota, kto z „Żylety” i kto kocha swój szalik. I na oniec cytat z Pana: „Okazuje się, że te rzesze kibiców w Polsce, którym Maciej Eckardt zarzucał w swoich poprzednich artykułach „stadność” i „kibolstwo” wykazało nie tylko wolę walki, ale przede wszystkim instynkt państwowy”. O jaki instynkt państwowy Panu chodzi? O taki? http://www.youtube.com/watch?v=deGxkEoomgw Ten filmik poniżej szczególnie Panu polecam. Zaczyna się od godła (tak przez Pana ponoć szanowanego) na białoczerwonej fladze: http://www.youtube.com/watch?v=pCaJLMGGW1Y&feature=related Fajny ten Pana kibicowski instynkt państwowy.

  2. Zgadzam się z autorem artykułu, że rezygnacja z godła na koszulkach reprezentacji, to zdecydowanie krok w złą stronę, mimo że sami reprezentanci nie są najlepsi a część z nich to nieporozumienie (nie Polacy). Raczej trzeba iść w kierunku uzdrawiania reprezentacji (czyli choćby propagowanie by grali w niej Polacy a nie jacyś przebierańcy) jak i PZPN (oczyszczanie z ludzi pokroju Laty, Kręciny itp.) a nie usuwania z niej symboli narodowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *