Demokracja jest ustrojem opartym na wyborach. Większość obywateli w wyborach decyduje o obsadzie urzędu głowy państwa czy parlamentu na poziomie państwa. Na poziomie samorządu ludzie także wybierają swoich przedstawicieli. Demokracja jest systemem ułomnym, ustrojem „zwyrodniałym” (jak tyrania i oligarchia, zdaniem Arystotelesa), ale organizuje reguły władzy i życie w państwie. Niemniej, jeśli taki ustrój funkcjonuje, trzeba w nim żyć i działać zgodnie z jego regułami oraz prawem powszechnie obowiązującym (chyba że prawo jest skrajnie niemoralne, vide: św. Tomasz). A zatem podstawą demokracji są wybory. Należy szanować wynik wyborów ze względu na dobro wspólne i stabilizację oraz szacunek dla samego wyniku czy przeciwnika. Jest jednak jeden warunek tego uznania wyborów. Otóż, wybory muszą być uczciwe.
Co to znaczy, że wybory są uczciwe? W tym krótkim eseju filozoficzno-prawnym postaramy się odpowiedzieć na to pytanie. Odpowiedź zostanie udzielona niejako a contrario, pokazując sytuacje, kiedy wybory nie są uczciwe. Skala tych sytuacji musi być poważna. Esej ma charakter ogólny i nie odnosi się do doświadczeń konkretnego państwa, co do zasady.
- Wybory nie są uczciwe, gdyż aparat państwa angażuje się po stronie jednego z kandydatów.
Bez wątpienia, wybory nie są uczciwe, gdy aparat państwa pomaga jednemu z kandydatów. Wyobraźmy sobie sytuację, że szef rządu w czasie kampanii wyborczej dotyczącej innego organu państwa odbywa wiele podróży po kraju i zachęca do głosowania na danego kandydata, np. na urzędującą głowę państwa. Jest to sytuacja, w której wykorzystuje się aparat państwa do poparcia określonej osoby.
Co więcej, wyobraźmy sobie, że ten szef rządu obiecuje samorządom określone środki na inwestycje, np. na drogi, podkreślając, że jest to zasługa współpracy obecnego rządu/parlamentu i obecnej głowy państwa. A zatem, idąc dalej, taki wysoki urzędnik wręcza przedstawicielom samorządu dokumenty świadczące o przyrzeczeniu przekazania jakichś znacznych środków na inwestycje lokalne. W tym samym czasie w prawie nie ma podstawy prawnej do czynienia takich dotacji. Jest to, bez wątpienia, wydarzenie mylące dla obywateli. Tworzy się tutaj także nieuzasadniona przewaga jednego z kandydatów nad innymi. Inni kandydaci czy inny kandydat nie korzystają bowiem z takiego wsparcia aparatu państwa. Nie ma równości.
Nie ma w takiej sytuacji wyraźnego rozdziału partii od państwa. Grupa rządząca państwem w danym momencie może swobodnie dysponować zasobem państwowym i aparatem państwa oraz środkami finansowymi państwa dla celowego wsparcia danego kandydata. Rządzący mogą obiecywać np. nagrody dla samorządów za wysoką frekwencję, przy czym promesa obowiązuje w małych gminach, gdyż tam rządzący spodziewają się zwycięstwa swojego kandydata. Wsparcie ze strony aparatu państwa może pochodzić od różnych wysokich urzędników państwowych, zwłaszcza podlegających rządowi czy parlamentowi, ale i od spółek państwowych. Takie wsparcie nie zawsze jest jawnym naruszeniem prawa. Mogą być to sytuacje, które są po prostu kontrowersyjne. Obywatele mogą się zastanawiać, dlaczego np. szef rządu nie pracuje w stolicy, a zamiast tego każdego dnia – w terenie na swoich wiecach wyborczych – wspiera danego kandydata na urząd głowy państwa. Są też pytania o finansowanie takiego wsparcia, tj. czy dany urzędnik wspomagający czy de facto współprowadzący kampanię korzysta ze środków państwa czy komitetu wyborczego. To samo dotyczy kandydata-urzędującej osoby ubiegającej się o reelekcję.
- Wybory nie są uczciwe, gdyż media publiczne popierają jednego z kandydatów, a mocno krytykują innego i atakują określonych wrogów czy grupy społeczne.
W wielu krajach demokratycznych istnieją media publiczne, które na różne sposoby są uzależnione od rządu, w mniejszym lub większym stopniu. Ich prawną wspólną cechą jest to, że są finansowane z pieniędzy państwa i że mają tzw. misję do wykonania. Powinny nie tylko rzetelnie informować o ważnych wydarzeniach politycznych, ekonomicznych, kulturalnych czy innych w kraju i za granicą, ale i krzewić kulturę narodową oraz przypominać o wysokich wartościach w kulturze. To jest jednak tylko ideał.
Wyobraźmy sobie, że takie media przedstawiają informacje o dwóch kandydatach (X, Y) na urząd głowy państwa. Na 100 informacji o X wszystkie są pozytywne. Na 100 informacji o Y aż 90 jest negatywnych, a 10 neutralnych. Sytuacja taka pokazuje, że obraz kandydatów jest zaburzony. Ich społeczny odbiór może być zdeformowany. Dla obywateli korzystających głównie z mediów publicznych może być tak, że kandydat Y jest złym kandydatem. Może być tak właśnie z tego powodu, że jest przedstawiany przez media publiczne w dany sposób. Może być zatem posądzany o kradzieże, molestowanie, malwersacje, zanieczyszczanie środowiska, bycie zdrajcą, brak patriotyzmu, brak umiejętności organizacyjnych, wizerunkowych, etc. Dominują w takiej narracji nielojalne fortele erystyczne jak argumenty ad personam czy ad populum. W tej sytuacji kandydat, którego popierają media publiczne, jest faworyzowany znacznie pod względem czasowym.
Wyobraźmy sobie inną sytuację, gdy media publiczne przypuszczają atak na określone grupy społeczne i osoby, które mogą być powiązane z jakimś kandydatem na ważny urząd w państwie. Media publiczne przedstawiają te osoby jako jednostki zdemoralizowane, złe, zepsute, a przecież „tamten” kandydat ma je wspierać. Media publiczne głoszą zatem, że owe grupy czy jednostki dążą do rewolucji (obyczajowej, społecznej, politycznej) w państwie, a państwu grozi zagłada, jeśli wygra „tamten” kandydat. Problem jest taki, że wiele z informacji podawanych przez media publiczne może być nieprawdziwych albo bardzo ogólnych czy wyolbrzymionych i zmanipulowanych. Na podstawie wybranych faktów są wówczas tworzone generalizacje o określonym zjawisku i zagrożeniu. Zagrożenie takie jest przedstawiane przez media publiczne jako pewne zagrożenie o znaczeniu cywilizacyjnym, jako „być albo nie być” dla samego państwa. Na przykład, media sugerują, że dany kandydat służy obcym państwom lub chce, aby dzieci były systemowo demoralizowane w szkole.
Zwłaszcza zarzut służenia obcym państwom może być bardzo skuteczny. W tym samym czasie, gdy media publiczne budują negatywny obraz określonego kandydata, w mediach prywatnych czy elektronicznych mogą działać tzw. trolle, i to po obu stronach barykady politycznej. Z drugiej strony, nie mniejszą siłą rażenia dysponuje argument z moralności. Oto jeden z kandydatów jest przedstawiany jako obrońca moralności narodu, a drugi – jako promotor dewiacji. Media publiczne mogą w ten sposób trafiać do konserwatywnego, mniej wykształconego, nie-wielkomiejskiego elektoratu i wspierać określonego kandydata. To może decydować o wyniku bardzo wyrównanych wyborów.
Zauważmy, że próby pojednania po wyborach, a nawet modlitwy w świętych miejscach czy koncyliacyjne spotkania w pałacach państwowych, nie będą miały wówczas znaczenia praktycznego i narażą się na zarzut hipokryzji, bo zadra (z powodu stronniczości i propagandy mediów publicznych) u dużej części wyborców i u określonego kandydata pozostanie.
- Wybory nie są uczciwe, gdyż występują naruszenia prawa do głosowania.
Naruszenie prawa do głosowania może mieć różny charakter. Jest to szeroka klasa elementów. Może być to np. niewpuszczanie określonych osób do lokalu wyborczego w celu głosowania, ale i może być to np. fałszowanie dokumentów wyborczych w lokalach wyborczych. Jeśli wybory są oparte o dokumenty wydrukowane, to skutecznym sposobem, by unieważnić dany głos, jest dostawianie drugiego krzyżyka (przy innym kandydacie). Może tego skutecznie dokonać każdy członek komisji wyborczej, o ile nie jest przyłapany przez innych członków komisji lub obserwatorów.
Innym problemem jest brak wysyłki pakietów wyborczych na czas dla tych osób, które głosują korespondencyjnie. Może być to też sytuacja, gdy wysyłka przychodzi za późno, a nawet po wyborach, co uniemożliwia oddanie głosu. Czasem pakiet nie przychodzi wcale. Ten problem może być bardzo widoczny w przypadku obywateli mieszkających za granicą. Ci obywatele za granicą mogą być faktycznie pozbawieni prawa do głosowania także w ten sposób, że wyznacza się bardzo krótki termin na rejestrację w spisie wyborców, a jednocześnie miejsca, urządzenia czy procedury rejestracyjne, np. strony internetowe, nie działają w danym dniu, który jest wyznaczony na jedyny dzień rejestracji. Inny problem to brak organizacji wyborów dla obywateli za granicą w niektórych państwach, gdzie zwyczajowo organizowano je.
Przykładem naruszenia prawa do głosowania jest wprowadzanie w błąd co do tego, w którym miejscu obywatel ma głosować. Na przykład, w pierwszej turze wyborów obywatel głosował na wczasach nad morzem i w związku z tym musi tam głosować także w drugiej turze, choć nie był o tym poinformowany na początku procesu rejestracji. Powodem tego zamieszania mogą być luki czy niejasności prawa wyborczego, związane z tym, że prawo wyborcze było często i niechlujnie zmieniane przed samymi wyborami. Mogą też wystąpić problemy ze wpisem na listę wyborców (tu są różne powody jak głosowanie poza swoim okręgiem na podstawie zaświadczenia). Innym przykładem jest brak kart do głosowania w danym lokalu wyborczym, co oznacza faktycznie brak szans na skorzystanie z prawa do głosowania. Jeszcze innym przykładem są błędy na samych kartach jak np. brak pieczątki. Takie karty mogą być potem unieważnione. Sam głos jest też nieważny, choć nie jest to wina obywatela, że ktoś wcześniej nie „dostawił” pieczątki. Bez wątpienia, naruszeniem prawa do głosowania jest też niezachowanie tajności, np. w głosowaniu korespondencyjnym, gdzie wiadomo, kto i jak głosuje (bo podpisuje oświadczenie, a ono jest w pakiecie wyborczym).
Pamiętać należy, że wiele ograniczeń w realizacji prawa do głosowania może wynikać z umyślnego działania rządu danego państwa. Np. ministerstwo spraw zagranicznych wydaje nieoficjalnie polecenie konsulom, by wysyłali pakiety wyborcze w ostatnim możliwym dniu wysyłki, wiedząc – że wziąwszy pod uwagę faktyczne działanie poczty w danym państwie – nie dotrą one na czas do wyborcy albo nie będą na czas odesłane do konsulatu. Z kolei w miejscach, gdzie kandydat obozu władzy uzyskuje znaczne poparcie, takie naruszenia mogą nie występować, gdyż rządzącym na tym nie zależy. Powody są oczywiste. W wyborach liczą się głosy i wygrana.
Są to poważne problemy, które mogą oznaczać, że nawet kilkaset tysięcy ludzi w średniej wielkości państwie nie skorzystało z prawa do głosowania. Taka skala może decydować o wyniku wyborczym, jeśli np. różnica w wyniku wyborczym miedzy dwoma kandydatami czy partiami wyniosła tylko paręset czy kilkaset tysięcy głosów.
- Wybory nie są uczciwe, gdyż nie rejestruje się kandydatów w wyborach, aresztuje się kandydatów lub fałszuje się dokumenty wyborcze.
Ten przypadek jest chyba najbardziej skrajny i zdarza się w krajach o niskiej kulturze politycznej, wręcz rządzonych przez tyranów albo mafie polityczne, tj. przestępcze oligarchie trzymające władzę. Niemniej, historia wielu krajów zna sytuacje, że odmawiano rejestracji danym kandydatom czy komitetom wyborczym. Co więcej, były sytuacje, że przed wyborami zatrzymano czy aresztowano przeciwników politycznych i wsadzano ich do aresztu bez orzeczenia sądowego (albo nawet z nim). Tacy „kandydaci” nie mogą wziąć udziału w wyborach ani biernie (raczej), ani czynnie. Nie można ich wybrać. Nie mogą agitować w kampanii. Nie mogą głosować.
Fałszowanie dokumentów wyborczych, np. protokołów z głosowania w danym okręgu wyborczym czy nawet w skali całego kraju, jest bardzo skrajnym przypadkiem nieuczciwości wyborów. Nie jest to pojedyncze naruszenie prawa jak przy sporadycznym dostawianiu drugiego krzyżyka na karcie do głosowania. Skala jest tu o wiele większa i polega na umyślnym fałszowaniu wyniku całych wyborów. Trzeba aczkolwiek dodać, że są znane historie tego typu i nie jest to tylko teoria. Ponadto, także w głosowaniach czy procedurach elektronicznych może chodzić o sfałszowanie głosowania na masową skalę tak, by wpłynąć znacząco na wynik wyborczy. Takie próby są także znane nawet w najbardziej zaawansowanych demokracjach. Znane są też przypadki „dosypywania” kart wyborczych na skalę, która zmienia wynik wyborów. Znane są również przypadki unieważniania kart wyborczych na skalę, która zmienia w pewnym, raczej znacznym stopniu wynik wyborów.
- Argument z niekonstytucyjnego terminu wyborów.
To jest ostatni argument, umieszczony nieco obok tych o nieuczciwych wyborach. Ma to swoje powody.
Załóżmy, że w danym kraju doszło do takiego zamieszania w prawie i państwie z powodu jakiejś rewolucji albo katastrofy naturalnej, że dane wybory odbywają się w terminie niekonstytucyjnym, czyli sprzecznym z konstytucją. Na przykład, w terminie konstytucyjnym po prostu nie zorganizowano wyborów. Nie było wyborów i tyle. Wyznaczono je na inny termin. Wyznaczony termin jest niekonstytucyjny, choć jest zgodny z ustawą. Co zrobić w tej sytuacji, to trudne pytanie. Państwo musi przeprowadzić wybory. To naczelny nakaz płynący z podstaw demokracji. Państwo musi mieć wybraną władzę. Inaczej, mamy chaos. Wydaje się, że ze względu na ważne wartości można uznać termin niekonstytucyjny, jeśli konstytucja mocno podkreśla potrzebę ciągłości władzy, bezpieczeństwa narodu i współpracy władz. To jest, moim zdaniem, pierwszy warunek. Należy zwłaszcza uznać takie wybory w niekonstytucyjnym terminie, jeśli wybory były uczciwe. To jest drugi warunek.
Obywatelom, ale i władzy, nie powinno zależeć na anarchii w państwie, a raczej na porządku publicznym i względnej choćby harmonii społecznej. Prawo i państwo winny pełnić funkcję homeostatyczną, zabezpieczającą ład i spokój.
Podsumowanie
Aby uznać wynik wyborów, trzeba ich uczciwości. Skala nieuczciwości musi być poważna, by zakwestionować wynik wyborów. Wybory mogą być generalnie dobrze zorganizowane technicznie, ale w dalszym ciągu nieuczciwe. W każdym państwie jest organ sądowy, jak np. sąd najwyższy, odpowiedzialny za stwierdzenie ważności wyborów. To on ocenia, czy skala nieprawidłowości mogła wpłynąć na wynik wyborów. Wówczas unieważnia się wybory. Jest to sytuacja absolutnie wyjątkowa. Z zasady, sądy tego typu stwierdzają pewne naruszenia, ale dodają, że nieprawidłowości nie wpłynęły na wynik wyborczy. Sąd raczej częściej uwzględni konkretne dobrze opisane zarzuty z naruszenia prawa do głosowania czy fałszerstw/przestępstw wyborczych, niż zarzut z agitacji mediów publicznych. Trudniej natomiast ocenić wpływ zaangażowania aparatu państwa (po stronie danego kandydata) na wynik wyborów. Wymaga to umiejętnej analizy i mądrej, nieraz odważnej, decyzji sądu. Sąd powinien wziąć pod uwagę wszelkie możliwie okoliczności i dowody.
Sąd, który decyduje o ważności wyborów, musi być niezależny od dyrektyw politycznych i niezawisły od innych władz czy od polityków. Sąd taki musi mieć niekwestionowany status prawny. To znaczy, jeśli taki sąd sam został powołany w sposób nielegalny i nieuczciwy konstytucyjnie, to do jego rozstrzygnięcia należy podejść ostrożnie, ważąc argumenty i dowody przytoczone w rozstrzygnięciu oraz fakty powszechnie znane.
Czasem aby uznać wynik wyborów, które były nieuczciwe, wystarczy pragnienie „świętego spokoju”, stabilizacji, ładu społecznego i bezpieczeństwa państwa. Ma to zapobiegać anarchizacji życia i rewolucji. Jest to ważny argument, ale zmierzy się z kontrargumentem z nieuczciwości.
Niemniej, każda władza, która narusza reguły uczciwych wyborów, musi liczyć się z kontestacją wyników wyborów, protestami przeciwko władzy, a nawet reakcją obcych państw i organizacji międzynarodowych, jeśli dane państwo jest ich członkiem. Tym samym, takiej władzy winno zależeć na potwierdzeniu i dowiedzeniu tego, że dane wybory były uczciwe.
U Makiawela władzę utrzymuje się różnymi środkami. Jest jednak jasne, że lud, nawet gdy jest podzielony, nie zaakceptuje nieuczciwych środków/wyborów na dłuższą metę. Locke uczył, że lud ma prawo buntu przeciw tyranowi. Bez wątpienia, tyran fałszuje wyniki wyborów, jeśli w ogóle organizuje je. Dlatego władzy uczciwej powinno zależeć na wykazaniu, że wybory były uczciwe. Robi się to po, aby (potencjalnie) każdy obywatel mógł je uznać w swoim sumieniu i żyć w jednym państwie opartym o zasadę dobra wspólnego wszystkich obywateli.
Dawid Bunikowski, Dr, filozof prawa
14-15.7.2020 r., Karelia
(…)Demokracja jest ustrojem opartym na wyborach.(…)
To jest demokracja przedstawicielska, która ma tyle wspólnego z demokracją co krzesło elektryczne z krzesłem. Prawdziwa demokracja to ustrój spotykany tylko w Szwajcarii.
Dodalbym a propos mediow ze wybory nie sa uczciwe gdy inne niz panstwowe tzw „wolne media” sa sterowane z zewnatrz lub maja powiazanie biznesowe lub inne z daną opcja polityczna i wspieraja jednego z kandydatow dyskryminujac innych.
Jesteś komunistą?
Panie Bunikowski, zrob Pan sobie i innym przysluge i odloz Pan pioro czy raczej klawiature. Tych durnych pseudo-argumentow nie daje sie juz sluchac i czytac. Pozdrawiam.