Od świętej i niezwykłej śmierci François minie niedługo miesiąc. François jest całkowitym zaprzeczeniem wspόłczesnej mentalności neurastenicznego samobόjcy. Miejmy nadzieję, że bardzo szybko znajdzie on wielu naśladowcόw wśrόd młodych i wśrόd starszych.
Pośrόd spektakularnych cnόt zmarłego niedawno śp.François Brunet niektόre były cnotami czysto naturalnymi inne zaś były mieszane lub czysto nadprzyrodzone. Jego zasadniczą cnotą naturalną była heroiczna męskość. Chłopak dokładnie wiedział czego chciał i prostą drogą zmierzał do celu. Był zdolny do podejmowania prόb narzucenia swej woli otoczeniu. Ale jego determinacja nie była kapryśna – pragnął pewnych rzeczy gdyż miał taką, a nie inną wizję tego, kim powinien sam być.
W trakcie trwającej ponad dwa lata choroby wykazał się bohaterską odwagą moralną i fizyczną.
Nie załamał się ani razu!
Łόżko szpitalne przekształcił w pole bitewne – bitwę zaś wygrał. Jego zwycięstwo jest całkowite.
Kochał przyrodę – to druga jego cnota naturalna. Był bardzo często na dworze i w obejściu zajmował się zwierzętami. Przerwał zresztą naukę w elitarnym liceum ogόlnokształcącym po to tylko, żeby zacząć uczyć się w szkole rolniczej.
Jego osobista pobożność jest frapująca.
Był rόwnież do tego stopnia niewinny, że nie rozumiał nawet złych rozmόw swoich kolegόw. Pani Brunet podkreśla, że wspόłuczniowie François w szkole rolniczej byli dogłębnie zgnili moralnie i że to, co mόwili i robili absolutnie chłopca nie interesowało. „Zdaję sobie sprawę” – mόwi Pani Brunet – „ze mόj syn nie był przeżarty przez grzech śmiertelny”.
François był dumny ze swej wiary katolickiej i potrafił w trakcie gry w piłkę nożną inicjować rozmowy o wierze. We wszystkim, co robił kierował się miłością Boga i bliźniego, bezgranicznie ufając Trόjcy Św. i Matce Boskiej. Pragnął podobać się Bogu i stale pracował dla zbawienia dusz. Skutkiem tej postawy było to, że w ogóle nie znał czegoś takiego jak zniechęcenie! Kiedy był już bardzo ciężko chory, po przeszczepie, przez 60 dni leżał w izolatce. Mimo apelu, żeby go odwiedzać, odwiedził go tyko jeden jedyny kolega i to tylko jeden raz. François bardzo z tego powodu cierpiał ale – jak podkreśla ks.de Lassus – bez goryczy. Nigdy nie odczuwał wobec nikogo goryczy.
Nie miał pretensji do matki, że nie odwiedza go tak często, jak tego pragnął. Swoją świętą i budującą śmierć ofiarował m.in. za ludzi, ktόrzy zaszli mu za skόrę.
Zważmy, że wszystko to działo się w latach 2012-2013, czyli w epoce w ktόrej chorzy na chorobę sierocą Europejczycy przemedytują samobόjstwa po uprzednim podpaleniu własnego mieszkania.
Od świętej i niezwykłej śmierci François minie niedługo miesiąc. François jest całkowitym zaprzeczeniem wspόłczesnej mentalności neurastenicznego samobόjcy. Miejmy nadzieję, że bardzo szybko znajdzie on wielu naśladowcόw wśrόd młodych i wśrόd starszych.
Antoine Ratnik
a.me.
Z całym szacunkiem: to znaczy, że mamy radośnie protestować strzelając sobie w łeb? Dla mnie posuniecie Brunet’a jest tyleż odważne, co nierozważne i głupie – mniej więcej jak nasze zrywy narodowe w XIX wieku. Marnuje się potencjał, grzeszy przeciw Bogu, a jeżeli wszyscy postąpią tak, jak bohater Pana tekstu, to nie będzie komu się bić o nasze. Stanowczo uważam zresztą, że łażenie po lesie to jeszcze nie dowód cnót…