Coup de grâce

Klęska PO w wyborach parlamentarnych w zasadzie jest już przesądzona. Klęskę tę przewidywałem od momentu w którym Donald Tusk wybrał stanowisko „prezydenta” Unii Europejskiej nad etat Prezesa Rady Ministrów w Rzeczypospolitej Polskiej. Bez Tuska PO nie miała prawa utrzymać się przy władzy. Był takim samym Katechonem dla PO, jak Jarosław Kaczyński dla PiS.

Przyznam, że spodziewałem się raczej równi pochyłej, po której PO będzie zjeżdżać powoli, ale regularnie, z kwartału na kwartał. Sądziłem, że Bronisław Komorowski bez trudu jeszcze wygra wybory prezydenckie – gdyż nie będzie miał z kim ich przegrać – ale PO przegra parlamentarne. Tymczasem fatalnie poprowadzona kampania wyborcza Komorowskiego, znaczona przez solidarnościowe kombatanctwo i hałaśliwe wsparcie dla banderowców z Ukrainy, doprowadziła kandydata PO do kompromitującej porażki. I nagle salonowo-medialna rzeczywistość, w której wesoło bytowali politycy PO, rozpadła się jak domek z kart. Charakterystyczne jest to, że szczególnie młodzi niedawni wyborcy PO, którzy poparli ostatecznie Pawła Kukiza, odwrócili się od partii Ewy Kopacz. Znikł szyld PO jako partii ludzi młodych i przedsiębiorczych. Partia stała się synonimem zgnilizny, bezruchu, socjalizmu i beznadziei (zresztą słusznie).

Ewa Kopacz jest politykiem nieudolnym. Wiadomo było, że będzie słabym premierem. Donald Tusk, działając w sposób identyczny jak Jarosław Kaczyński, dawno wyrzucił z partii wszystkie indywidualności, wszystkich ludzi kreatywnych i samodzielnych intelektualnie, ponieważ obawiał się nielojalności lub przewrotu pałacowego w mglistej przyszłości. Gdy pojechał do Brukseli dosłownie nie miał kogo naznaczyć na swojego dziedzica. Gdyby to Jarosław Kaczyński pojechał do Brukseli, to PiS rozpadłby się w takim samym tempie, gdyż z partii tej także usunięto co inteligentniejsze osoby jako potencjalne zagrożenie dla nieomylnego Prezesa. W tej sytuacji pytaniem było nie to czy PO przegra kolejne wybory, lecz jak bardzo je przegra?

Najprawdopodobniej gwoździem do politycznej trumny PO będą emigranci, których przyjęcie skutecznie wymusza na Polsce Angela Merkel. Powiedzmy sobie szczerze: Polacy nie chcą przyjąć w swoim kraju tysięcy islamskich emigrantów. Nie czują takiej potrzeby, nie ufają muzułmanom, boją się ich. Przez lata w telewizji pokazywano nam fanatycznych mułłów, zamachowców-samobójców, zamachowczynie przewiązane pasami z trotylem, islamistów strzelających na oślep w szkole we Francji i w hipermarkecie w Kenii etc. A teraz chce się do Polski sprowadzić tysiące islamskich uciekinierów. Gdy piszę te słowa, to ich liczba nie jest ostatecznie znana, ale mówi się o 10 000. Głównie będą to młodzi mężczyźni, którzy mogą być pod wpływami ekstremizmu. Gdzieś czytałem, że islam jest „religią pokoju”, a fanatyzm to margines, któremu ulega zaledwie 1% ogółu wyznawców Allacha. Po pierwsze, 1% od 10 000 = 100. Czyli sprowadzamy sobie do kraju, jeśli wierzyć statystykom, grupę radykałów. Po drugie, to jest średnia statystyczna i jeśli marksiści i post-marksiści dominujący w socjologii mają rację, że radykalizm to „nadbudowa” do „bazy” w postaci biedy i ciężkich warunków życia, to trudno znaleźć lepsze podglebie dla ekstremizmu niż właśnie uciekinierzy, których z własnych krajów przepędziły wojny i bieda.

Niechęć do islamskich imigrantów będzie tym większa, im bardziej Polacy odczują ich obecność. Media już donoszą, że władze Gdańska chcą przeznaczyć dla nich mieszkania komunalne, w kolejce po które czekali obywatele polscy, ci najbiedniejsi. Gdy emigranci zabiorą Polakom ileś mieszkań, miejsc pracy, gdy VAT zostanie podniesiony o 1 procent „na emigrantów”, gdy rozejdzie się ile kosztuje ich utrzymanie, gdy zaczną popełniać przestępstwa, wtenczas tysiące ludzi zakrzyczą głośne „NIE!”. Emigrantów jeszcze nie ma w Polsce, ale już widać rozgorączkowanie np. na facebooku. I jestem w stanie to zrozumieć. Aby znaleźć dla 10 000 emigrantów 10 000 miejsc pracy, to ktoś inny znaleźć ich nie może. Oczywiście, część to będą takie, którymi autochtoni nie są zainteresowani (niskopłatne, niesympatyczne), ale część będzie znaleziona kosztem obywateli polskich. Zresztą ci z emigrantów, którzy pracy nie podejmą, będą żyć na koszt polskiego podatnika. Jak to wygląda wiemy z przedmieść Paryża czy Londynu. Przyjęcie tych ludzi – którym szczerze prywatnie współczuję ich losu i nieszczęścia – oznaczać będzie, że iluś Polaków nie dostanie mieszkania komunalnego lub nie znajdzie pracy i wyjedzie „na zmywak” do Londynu. Dla Państwa Polskiego wymiana Polaków na Sudańczyków to żałosny interes.

Cała ta operacja odbywa się, co stanowi tym większe nieszczęście dla PO, w najgorszym możliwym momencie, czyli przed wyborami. A każdy kolejny sondaż pokazuje topnienie elektoratu tej partii. Prawdę mówiąc, to na miejscu Ewy Kopacz opóźniałbym rozstrzygnięcie kwestii emigrantów na czas powyborczy, gdy wybory wygra PiS i Jarosław Kaczyński sam lub przez jakiś swój „zderzak” stworzy rząd. Przyjęcie dziś emigrantów islamskich daje punkty PiS, który lubi szermować retoryką anty-europejską. Na miejscu PO zostawiłbym tę żabę do zjedzenia Kaczyńskiemu, który wreszcie musiałby nie tylko gardłować przeciwko Brukseli, ale musiałby albo powiedzieć twarde NIE, albo (co bardziej prawdopodobne) ulec dyktatowi Angeli Merkel, ogłaszając wielki „triumf”, że Polska pod rządami PiS przyjmie „tylko” 10 000 islamistów.

Platforma Obywatelska jest dziś jak płonący wrak. To okręt w takim stanie, że jeszcze płynie. Wprawdzie maszynownia spłonęła, ale siłą rozpędu okręt jeszcze przecina fale i prze do przodu. Okręt dostaje kolejne trafienia, ale już sam nie odpowiada ogniem, poza jednym małym działkiem na rufie w postaci Stefana Niesiołowskiego. Przybycie emigrantów będzie jak przysłowiowy coup de grâce, czyli torpeda trafiająca w kotłownię, po której wrak rozpada się na dwie połówki…

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Coup de grâce”

  1. 1/ Jak w 2007 roku, PiS przejmie władzę, po czym odda przed terminem jakieś kolejnej neoUDecji, dając PO czas na przegrupowanie. 2/ „…Klęska PO w wyborach parlamentarnych w zasadzie jest już przesądzona. …” – no własnie, czy warto? A może lepiej pozwolić Platformie WYGRAĆ wybory, dać im ostatnią chwilę porządzić i niech ich zdmuchnie ulica?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *