Wśród konserwatywnych wieszczów zmierzchu cywilizacji zachodniej wydarzenia pierwszej wojny światowej, która ostatecznie położyła kres monarchii, i wybuch rewolucji bolszewickiej – przewrotu tyleż krwawego i barbarzyńskiego, co stanowiącego apogeum wszelkich wynaturzeń doktryny o emancypacji jednostki – jawiły się jako dobitny przykład tego, że Zachód nie tylko nie zmierza we właściwym kierunku, ale wręcz że jego koniec jest już bardzo bliski. Wcześniej nastroje przełomu wieków XIX i XX obfitowały w przeczucie, że cywilizacja stoi w obliczu jakiegoś radykalnego przeobrażenia. Uczucie fin de siècle nie bez powodu owładnęło umysłami artystów i intelektualistów tamtej epoki – w stuleciu u progu, którego stał wtedy świat, czarne wizje miały się sprawdzić co do joty. Wieszczenie jakiejś katastrofy, radykalnej zmiany, erupcji nastrojów, które od pewnego czasu kumulowały się w kulturze znalazło ujście w myśli chociażby Oswalda Spenglera (1880-1936). Ten niemiecki filozof okres, w którym przyszło mu żyć sytuował gdzieś u końca historiozoficznego cyklu. Przekonanie o kryzysie kultury Zachodu i trawiącym je skostnieniu zauważali także inni znani myślicieli tamtego czasu – niekoniecznie konserwatyści. JoséOrtega y Gasset (1883-1955) wieszczył nadejście epoki zadufanego paniczyka jako efekt postępującej demokratyzacji wszelkich sfer życia; Nikołaj Bierdiajew (1874-1948) tęsknił za średniowieczem, kiedy to człowiek był najbliżej prawdy; Max Weber (1864-1920) konstatował, że nauki odczarowały świat i pozbawiły go sensu, rugując religię i mit. Wszystkie te intuicje były pokłosiem ostatecznego krachu metafizyki, oddzielenia wartości od bytu, wkroczenia na arenę paradygmatu pozytywistycznego ze swoim kultem nagiego faktu. To z kolei można określić jako nieuchronny skutek postępującego w intelektualnych dziejach Zachodu procesu emancypacji rozumu i przekonania o jego wszechmocy i niezawisłości. Słowem: pycha rozumu zawiodła człowieka na skraj czasu. Doskonale czuł i diagnozował to w swoim czasie polski katastrofista i pesymista Marian Zdziechowski (1861-1938) – postać przykurzona, której jednak intuicje nie tracą nawet dziś wiele na aktualności.
Zdziechowski niewątpliwie należy dziś do myślicieli zapomnianych. Ta szalenie ważna dla polskiej humanistyki postać końca XIX i pierwszych trzech dekad XX wieku pozostawiła po sobie dosyć obszerną – choć obecnie prawie w ogóle nieznaną – spuściznę intelektualną i literacką. Zdziechowski to myśliciel, który mógł poszczycić się niemałym dorobkiem naukowym. Jego główne prace to: „Mesjaniści i słowanofile. Szkice z psychologii narodów słowiańskich” (1888), „Pesymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa” (2 tomy, 1914-15), „Europa, Rosja, Azja. Szkice polityczno-literackie” (1923), „Od Petersburga do Leningradu” (1934), „W obliczu końca” (1937) oraz „Widmo przyszłości”(1939). Określić go jako filozofa byłoby zdecydowanym uszczupleniem jego charakterystyki. Jak pisze Alvydas Jokubaitis w zbiorze artykułów wydanych w związku z 70. rocznicą śmierci Zdziechowskiego, balansował on na granicy literatury, filozofii i eseistyki politycznej (…), na jego myśl filozoficzną złożyło się aż kilka tradycji wyobraźni filozoficznej, które można określić jako pewne zbiory wyobrażeń filozoficznych[1].
Zdziechowski urodził się 30 kwietnia 1861 roku w Nowosiółkach koło Mińska[2]. Studiował slawistykę: najpierw w Petersburgu, potem w Dorpacie (obecnie Tartu w Estonii). Wtedy też pojawiło się jego zainteresowanie filozofią. Po ukończeniu studiów podjął Zdziechowski pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, gdzie przebywał do wybuchu pierwszej wojny światowej. W 1918 roku przyjął posadę profesora literatury na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Tam też został dziekanem Wydziału Humanistycznego, a następnie rektorem. Zmarł 5 października 1938 roku w Wilnie.
W myśli i twórczości Mariana Zdziechowskiego można wyróżnić trzy obszary rozważań[3]. Po pierwsze, studia literackie: wszak był Zdziechowski wykładowcą i badaczem literatury z wykształcenia, szczególnie zaś zajmował się literaturą krajów słowiańskich. Po drugie, rozważania filozoficzne i religijne. Po trzecie wreszcie, publicystyka i myśl społeczno-polityczna.
Myśl Zdziechowskiego przepojona była romantyzmem. Czuł on się pogrobowcem tej tradycji i można zaryzykować tezę, że wraz nim na dobre umarła ona w polskiej filozofii. Już będąc profesorem w Wilnie, Zdziechowski odchodził od romantyzmu i od filozofii w ogóle. Należy pamiętać, że w międzywojniu dominującym nurtem filozoficznym w Polsce była przepojona formalizmem i podejściem analitycznym myśl szkoły lwowsko-warszawskiej – zupełnie obca subtelnej umysłowości Zdziechowskiego[4].
Idee Mariana Zdziechowskiego skupiają się wokół katastrofizmu – wizji nieuchronnej zagłady cywilizacji Zachodu. Katastrofizm Zdziechowskiego ma charakter konsekwentny: kres kultury europejskiej jest nieunikniony, a dla nieubłaganych procesów dziejowych nie ma żadnej alternatywy. Erozja cywilizacji Zachodu swoim początkiem sięga Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Od tego czasu możemy mówić o przybierających na sile procesach, które w prostej linii prowadzić mają do destrukcji naszego kręgu cywilizacyjnego. Zdziechowski do owych czynników destruktywnych zalicza przede wszystkim: sekularyzację życia społecznego i odejście od religii, poddanie się fanatycznej wręcz pozytywistycznej wierze w postęp i pogoń za dobrobytem materialnym oraz egalitaryzm jako ruch stawiający masę nad jednostkami, a ponadto takie tendencje jak: militaryzm, skłonności nacjonalistyczne oraz ekspandujące zjawiska bolszewizmu, amerykanizmu (jako kultury o dominancie konsumpcyjnego modelu życia) oraz panazjatyzmu (jako zagrożenia ze strony napierających na Zachód ludów azjatyckich)[5]. Symptomy upadku cywilizacji Zachodu zestawia Zdziechowski z procesem destrukcji Cesarstwa Rzymskiego, kiedy to również zdemoralizowane społeczeństwo było szczególnie podatne na najazd barbarzyńskich hord ze Wschodu[6].
Katastroficzny profetyzm Mariana Zdziechowskiego ogniskuje się jednak nie tylko wokół czynników natury kulturowej, społecznej czy politycznej. Myśliciel wskazuje też na aspekt metafizyczny nieuchronnego końca kulturowego naszej części świata. Destrukcja cywilizacji Zachodu ma bowiem dla niego źródło również w ontycznej strukturze rzeczywistości. Oto immanentnym jej komponentem jest zło. Marian Zdziechowski nie był bowiem zwolennikiem augustiańskiej teorii o negatywnym charakterze zła – wręcz przeciwnie: złu przypisuje on ontyczny, bytowy status.
[1] A. Jokubaitis, Wyobraźnia filozoficzna Mariana Zdziechowskiego [w:] Marian Zdziechowski 1861-1938. W 70. rocznicę śmierci, red. J. Skoczyński, A. Wroński, Kraków 2009, s. 53.
[2] L. Gawor, Katastrofizm konsekwntny. O poglądach Mariana Zdziechowskiego i Stanisława Ignacego Witkiewicza, Lublin 1998, s. 15.
[3] J. Skoczyński, Pesymizm filozoficzny Mariana Zdziechowskiego, Wrocław 1983, s. 6.
[4] A. Jokubaitis, Wyobraźnia…, [w:] Marian Zdziechowski…, s. 54-55.
[5] L. Gawor, Katastrofizm…, s. 19-20.
[6] M. Zdziechowski, Jak upadają cywilizacje, [w:] Idem, W obliczu końca, Wilno 1939.
Grzegorz Dmitruk
Pełna wersja artykułu znajduje się w najnowszym nr Pro Fide Rege et Lege. Czasopismo można zakupić w naszej księgarni:
http://sklep.konserwatyzm.pl/pro-fide-rege-et-lege-nr-2-2011/
a.me.