Powodem tej akcji są wyniki badań ankietowych, z których wynika, że za zachowaniem pomnika na starym miejscu jest ponad połowa zapytanych warszawiaków, 23 proc. było przeciwnych, a 22 proc. ankietowanych nie miało zdania. „Czy możliwe, by ponad 50 proc. warszawiaków chciało powrotu symbolu armii Stalina? Warto, by w przyszłości pamiętano, kogo i co upamiętniał pomnik o swojsko brzmiącej nazwie. By pamiętano, na co w 1945 r. patrzyli „czterej śpiący” – napisał szef Biura Edukacji Publicznej dr Andrzej Zawistowski.
Pisze on we wspomnianej ulotce: „Dziś, gdy pojawiają się głosy nawołujące do powrotu monumentu na ulice Warszawy, warto przypomnieć, czego był on symbolem. Plac, na którym stanęły figury, przez wiele powojennych miesięcy był ścisłym centrum tworzonej wtedy komunistycznej Polski i jej stolicy. Nieprzypadkowo pomnik – pierwszy wybudowany w powojennej Warszawie – odsłonił w listopadzie 1945 r. Bolesław Bierut, osobiście wyznaczony przez Stalina na przywódcę nowej Polski. Wstępny projekt monumentu opracował czerwonoarmista, a ostateczny kształt nadali mu polscy rzeźbiarze i architekci”.
Po tym wstępie typowym dla IPN-owskiego żargonu, mamy „koronny” argument przeciwko pomnikowi: „W promieniu kilkuset metrów [od monumentu] funkcjonowało wiele instytucji aparatu represji totalitarnego państwa: warszawski Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, podręczny areszt Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Więzienie Karno-Śledcze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Warszawa III, główna kwatera NKWD w Polsce, siedziby kilku jednostek NKWD i Armii Czerwonej (m.in. Trybunał Wojenny Armii Czerwonej, prokuratura i warszawska Komenda Miasta). We wszystkich wymienionych wyżej miejscach przesłuchiwano i torturowano tych, których komunistyczna władza uznawała za swoich wrogów – m.in. żołnierzy Armii Krajowej, Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” oraz Narodowych Sił Zbrojnych. Do dziś przypominają o tym nie tylko pamiątkowe tablice na murach, lecz także zachowane w piwnicach wyryte przez więźniów inskrypcje. Warto sobie uświadomić, że ten świat zaczęto tworzyć już we wrześniu 1944 r., gdy po drugiej stronie Wisły wciąż walczyli warszawscy powstańcy”.
Czy to są argumenty poważne? Pomnik, wbrew temu co próbuje sugerować IPN – nie jest pomnikiem sławiącym NKWD czy „Smiersz”, to pomnik braterstwa broni frontowych żołnierzy. Byli oni tak samo narażeni na represje, jak inni – np. kpt. Aleksander Sołżenicyn, niewątpliwi symbol walki z komunizmem, został aresztowany przez NKWD wprost z linii frontu pod Brodnicą w lutym 1945 roku. Ten pomnik upamiętnia żołnierzy wojsk koalicji antyhitlerowskiej, której Polska była członkiem. Do budowy pomnika wykorzystano łuski przywiezione ze zdobytego także przez polskich żołnierzy Berlina, co ma znaczenie symboliczne. Próby zrównania frontowych żołnierzy z aparatem represji są czynione nie od dzisiaj, ale jest to ordynarna manipulacja. Jaki wpływ na to, że w tej części Warszawy znajdowały się areszty śledcze i kazamaty NKWD miał frontowy żołnierz? Jaki miał wpływ na decyzje dowództwa, choćby w sprawie udzielenie pomocy powstańczej Warszawie?
Zawistowski wspomina o żołnierzach podziemia represjonowanych po 1944 roku, ale tu znowu można postawić pytanie – a jaki wpływ na to mieli żołnierze Armii Czerwonej i Wojska Polskiego? Czy gdyby ten pomnik stał w innej części stolicy, gdzie nie było w pobliżu więzień i kazamatów – to IPN nie miał by nic przeciwko niemu? Oczywiście, że miałby, tylko argumenty byłyby inne. Bo tu nie chodzi o to, jakie instytucje były niedaleko pomnika, tylko generalnie chodzi o jego likwidację. Godzi się jeszcze przypomnieć, że większość szeregowych żołnierzy 1. Armii Wojska Polskiego, to byli łagiernicy, Kresowiacy, akowcy i bechowcy. Do tej armii wstąpił m.in. powstaniec warszawski, żołnierz AK i późniejszy generał – Stanisław Komornicki. Ta armia była dla wielu azylem, ucieczką przed aresztowaniem i represjami. Na cokole atakowanego pomnika jest figura szeregowego żołnierza 1. Armii – tak więc i on ma paść ofiarą ostracyzmu, tak jak tysiące jego kolegów przelewających krew za Polskę? Tego agitatorzy z IPN jakoś nie zauważają.
Jest w tej sprawie także pewien fakt polityczny – oto instytucja jaką jest IPN, a więc instytucja państwowa, wchodzi w publiczny spór z inną instytucją państwową, jaką są władze miasta stołecznego Warszawa, które zamierzają pozostawić pomnik na dawnym miejscu. Jak to nazwać? Podważanie decyzji samorządu wyłonionego w demokratycznych wyborach jest nie tylko czymś dziwnym, ale zdumiewającym. To próba uzurpowania sobie przez IPN roli ideologicznej czapki nad władzami samorządowymi i innymi organami państwa. Jeśli zaś ten pomnik jest w dodatku objęty obustronną umową polsko-rosyjską o miejscach pamięci, to IPN wpycha swój but także na to, bardzo drażliwe pole. W tej sytuacji władze miasta powinny ostro zareagować i zwrócić się do odpowiednich organów (Prezes IPN, Rada IPN, a może i premiera) o przywołanie do porządku Biura Edukacji Publicznej IPN, które wydaje publiczne pieniądze przeznaczając je na dezawuowanie decyzji władz samorządowych.
Próba likwidacji przez IPN pomnika upamiętniającego walki wojsk kolacji antyhitlerowskiej są także groźnym precedensem. Jeśli bowiem te wojska uznane będą za „wrogie Polsce”, to znaczy, że będziemy mieli do czynienia z rewizją historii, z próbą usytuowania nas, przynajmniej w sferze pamięci, poza tą koalicją, a więc gdzie? W obozie państw Osi, razem np. z Estonią, Łotwą, Słowacją czy Rumunią, z takimi formacjami, jak SS Lettland, SS Galizien czy litewscy szaulisi? IPN zdaje się nie pamiętać, że wojska walczące na froncie wschodnim walczyły po tej samej stronie co II Korpus gen. Andersa i 1. Dywizja Pancerna gen. Maczka. Walczyły z tym samym wrogiem – hitlerowskimi Niemcami. To znak czasu, że trzeba o tej oczywistości przypominać.
Jan Engelgard
PS. Jedyne co można by przedyskutować, to napis na pomniku. Moim zdaniem powinien on brzmieć tak: „Żołnierzom Armii Czerwonej i Wojska Polskiego poległym w walce z hitlerowskimi Niemcami na ziemiach polskich w latach 1944-1945”.
władze miasta stołecznego nie są instytucją państwową tylko samorządową panie Engelgard.