Odgórny kult, wymyślone tajemnice
I choć dzięki temu nastawieniu generała Jaruzelskiego – w kraju stanęły pomniki Generała, ostatecznie jakby poniekąd na fali tamtego trendu – a przed 20 laty trumna Sikorskiego znalazła się na Wawelu (znacznie tam lepiej pasując od kolejnego pochówku, dokonanego już współcześnie), zaś kinematografia polska wzbogaciła się o znakomitą, rzetelną produkcję w postaci „Katastrofy w Gibraltarze” Bohdana Poręby – to jak każda lansowana przez władze moda, także i ta na Sikorskiego – jakoś się w narodzie nie przyjęła. Trwałym elementem legendy, czy raczej legendą samoistną stała się natomiast sama tragiczna śmierć Generała. I jak to często bywa z mitami – fascynacja ta wynika w dużej mierze z niewiedzy.
Jednym z koronnych argumentów podnoszonych w dyskusjach na temat katastrofy są osławione „zamknięte archiwa brytyjskie”, w których miałyby znajdować się jakieś utajnione dokumenty dotyczące śmierci Sikorskiego. Nie jest to jednak prawda. Historykom nie wiadomo nic o żadnym ukrywaniu czy utajnianiu przez Brytyjczyków jakichkolwiek materiałów związanych z katastrofą. Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że nie znamy takowych, bo są utajnione. Rozumowanie to jednak jest pokrętne – również dobrze, a nawet lepiej byłby to bowiem dowód, że nic takiego nie istnieje. Z drugiej strony mogłoby się zdarzyć, że jakieś treści pozostały jeszcze nie odkryte, wiążąc się choćby pośrednio ze sprawą Gibraltaru – trudno by jednak dziś orzec ponad wszelką wątpliwość czy i na ile znaczące mogłyby być dla jakiegoś poważniejszego wzruszenia naszego stanu wiedzy na temat śmierci Generała.
Motyw bez możliwości
Co zaś się tyczy samej katastrofy – to mimo paranaukowych starań Dariusza Baliszewskiego i dziwacznej produkcji fabularnej sygnowanej przez TVN, fakty wydają się wbrew pozorom jasne. O ile można by wskazać co najmniej kilka ośrodków mających motyw by usunąć polskiego premiera – to nic nie wskazuje na techniczną wykonalność takiego zamachu tak, aby pasował on do faktycznego przebiegu tej tragedii. Dla porządku jedynie można więc wskazać, że spośród tradycyjnych podejrzanych – zapewne motywy mogliby mieć Brytyjczycy, i to co najmniej dwa: po pierwsze generał Sikorski swoją polityką i stopniowym rozczarowywaniem się do Anglosasów stanowił stałe zagrożenie dokonanie zwrotu i przeniesienia sprawy polskiej na jedyny racjonalny grunt, czyli do ZSSR. Po drugie zaś – w swych działaniach przeciw opozycji wewnątrz wojska – Naczelny Wódz zagrażał interesom wywiadu brytyjskiego, współdziałającego bezpośrednio i ponad głowami polskiego rządu i dowództwa PSZ (na ten aspekt zwracał uwagę m.in. Stanisław CAT-Mackiewicz, mający w tym zakresie wiedzę nieco… zakulisową, choćby ze względu na swe relacje z Krystyną Skarbek). Między bajki można natomiast włożyć opowieść o motywie związanym rzekomo z „groźbą ujawnienia zbrodni katyńskiej”. To anachronizm oparty na całkowitej nieznajomości realiów wojennych (nb. brytyjskiej cenzury nad polską prasą na emigracji, dodatkowo trzymaną w ryzach przydziałami papieru), jak i politycznych motywów działań aliantów. Oczywiście nikt spośród zachodnich decydentów nie miał wątpliwości kto dokonał zbrodni katyńskiej – i nikt nie zamierzał niczego w tej sprawie robić, byłoby to bowiem sprzeczne z angielską i amerykańską racją stanu. Co ciekawe, do podobnych wniosków zdawał się zresztą dochodzić sam generał Sikorski, jednak nie zdążył już zrobić z nich użytku.
Militaryści przeciw wojsku
Marna, a raczej skrzywiona jest wiedza na temat śmierci Generała – nie mniej nie wiele lepiej jest ze świadomością jego osiągnięć życiowych. Widać to choćby na przykładzie publikacji p. prof. Jacka Bartyzela „Dobry żołnierz, polityczny szkodnik”, stanowiącej wyciąg z powtarzających się zarzutów i pretensji do Sikorskiego, wysuwanych głównie przez piłsudczyków. Nietrudno przy tym zauważyć, że propaganda sanacyjna jest równie niespójna, jak i tzw. ideologia tego obozu.
Oto np. obóz ostentacyjnie militarystyczny, wielbiący jako swego wodza zawodowego rewolucjonistę i niedokończonego lekarza przebranego za marszałka Polski (w mundurze własnego kroju) – czyni Sikorskiemu zarzut za działanie na rzecz rozbudowy Polskiego Wojska podporządkowanego polskiej Radzie Regencyjnej! I choć pośrednie deprecjonowanie w ten sposób tego quasi-monarszego organu musi nieco dziwić u konserwatysty – to jeszcze dziwaczniejsze jest to w ustach piłsudczyka. Do znudzenia trzeba przypominać, że cały kryzys przysięgowy był aktem czysto pretekstowym, ale nie ze względu na prorocze przewidzenie przebiegu wojny przez Komendanta (co jest mitem wymyślonym już po 1918 r.), tylko z powodów ambicjonalnych. Wszak Legiony Polskie, w tym I Brygada (a zapewne i sam Piłsudski) składali przysięgę wierności Habsburgom w formie bynajmniej nie łagodniejszej niż ta zakwestionowana demonstracyjnie rota. Ba, Piłsudski jeszcze jako członek Tymczasowej Rady Stanu bez szemrania popierał plany rozbudowy armii (i treść jej przysięgi) – do momentu, kiedy wierzył, że to on będzie jej dowódcą. Sabotowanie rozszerzenia werbunku do Legionów i powstania Polnische Wehrmacht miało więc przyczyny czysto osobiste i ambicjonalne, w dodatku z punktu widzenia zewnętrznych obserwatorów raczej żenujące. Dla zawodowych żołnierzy – Piłsudski pozostawał bowiem przebierańcem, udającym wojskowego. Będący pozornie w podobnej sytuacji Sikorski nie kreował się jednak wówczas jeszcze na wodza, ze swym technicznym wykształceniem i zdobywanym doświadczeniem administracyjnym prezentował się raczej jako organizator wojska (ponieważ zaś pozostał na tej ścieżce kariery – w przeciwieństwie do Piłsudskiego faktycznie stał się prawdziwym profesjonalistą, a nie utalentowanym amatorem z ambicjami, jak przyszły marszałek).
Spójrzmy jednak na kwestię kluczową – jak wielką korzyść dla rodzącej się Polski stanowiłoby w latach 1918-20 dobrze przygotowane, wyszkolone i wyekwipowane 100- czy 200-tysięczne oddziały PW? Czy to ich nie zabrakło właśnie, gdy trzeba było improwizować pomoc dla walczącego z Ukraińcami Lwowa, czy osłaniać przed bolszewikami Kresy opuszczane przez Niemców? Niestety, Piłsudski wówczas sabotował powrót do Polski armii Hallera, podobnie jak wcześniej psuł robotę Sikorskiemu i Rozwadowskiemu. Dziwnie nienawistny i małostkowy stosunek do wojska („cudzego”, bo nie pod własnym dowództwem) u polityka kreowanego nieledwie na ojca polskiego militaryzmu…
„Nad Wisłą i Wkrą”…
Sikorskiego nie docenia się wystarczająco w historiografii polskiej (nawet nie-piłsudczykowskiej – p. prof. Bartyzel jest w tym zakresie chlubnym wyjątkiem) jako jednego z głównych autorów sukcesu w bitwie warszawskiej – obok generałów Rozwadowskiego, Hallera i Zagórskiego. Tymczasem umiejętne dowodzenie 5 armią nie tylko ocaliło Warszawę, ale też dawało nadzieje na osiągnięcie celu strategicznego całej operacji, czyli uwięzienie w kotle, a następnie rozbicie nacierających wojsk bolszewickich. Jak wiadomo cały zestaw błędów Piłsudskiego – począwszy od zmiany pierwotnego założenia Rozwadowskiego i przeniesienia punktu kontruderzenia spod Garwolina w okolice Puław; przez szkodliwe przesunięcia oddziałów na korzyść grupy uderzeniowej marszałka; aż wreszcie po fatalne w skutkach opóźnianie manewru – spowodowało, że pierwotne założenia nie zostały osiągnięte (wymusiło to konieczność ponownej próby w bitwie niemeńskiej, jednak i tam „odwrócenie” planu Rozwadowskiego w dużej mierze zniweczyło polskie powodzenie). Ten rys 1920 r. w najlepszy chyba sposób pokazuje zasadniczą różnicę między „zawodowcem” Sikorskim – a amatorem-literatem Piłsudskim, na niekorzyść przydatności dla Polski tego drugiego.
Demokrata silnej ręki
Inny zarzut wobec Sikorskiego związany jest z jego demokratyzmem. I choć oskarżenie to łączy się głównie (jak czyni to p. prof. Bartyzel) z okresem działalności Frontu Morges – warto dla jego falsyfikacji spojrzeć na wcześniejszy, przedmajowy okres aktywności politycznej Generała. Oprócz wielkich zasług dla organizacji WP – głównym jego sukcesem w tym okresie było szybkie uporządkowanie sytuacji w kraju po śmierci Gabriela Narutowicza. Generał dał wtedy pokaz silnej ręki bez formalnego ogłaszania swojej dyktatury, niwecząc przy okazji plany lewicy i piłsudczyków (co wówczas na jedno wychodziło) wywołania szerszych zamieszek, czy nawet wojny domowej, która oddałaby władzę w ręce ich idola – a mogła sprowadzić nam na głowę katastrofę międzynarodową. I tu jest właśnie pies pogrzebany, to jest różnica dzieląca choćby konserwatystów (a także endeków) od miłośników marszałka! Otóż tym pierwszym chodzi nie o jakąkolwiek silną władzę, ale też o wyniki i cel jej sprawowania. Natomiast piłsudczyk zdestablizuje państwo i poprze każdą anarchię, byle przybliżyło to władzę konkretnego „Wodza”. Dlatego właśnie w tradycji sanacyjnej utrzymują się dziś i PiS, i Ruch Narodowy, mimo pozorów i haseł propaństwowych.
Warszawa-Paryż- Praga-Moskwa?
Kolejna sprawa, to niekwestionowane frankofilstwo Sikorskiego. Ha, rację miał CAT-Mackiewicz podkpiwając, że przez Majem sojusz z Francją traktowano w Polsce nie jak interes, lecz jak sakramentalne małżeństwo. Sęk w tym jednak, że pierwotna motywacja geopolityczna piłsudczyków była równie zaślepiona, tylko jeszcze głupsza i groźniejsza, bo zapatrzona w Wielką Brytanię. Rzecz jasna, sam sojusz francuski nie załatwiał jeszcze niczego, będąc typowym „sojuszem egzotycznym” wg typologii CAT-a. Dość jednak spojrzeć na wydarzenia lat 30-tych by zauważyć, że do jego urealnienia brakowało właśnie woli strony polskiej. Jedynym możliwym bowiem i najprawdopodobniej skutecznym uzupełnieniem paktu z Francją było bowiem porozumienia także z Czechosłowacją i Związkiem Sowieckim, na co jednak sanacja się nie zdecydowała, a do czego Sikorski przekonywał wspólnie z innymi liderami niesłusznie wyśmiewanego Frontu Morges.
Machinator od własnej ginie machiny
Odnosząc się odsunięcia na uchodźstwie od władzy sanatorów – to trudno nie zauważyć, że ponieśli oni po prostu konsekwencje własnej polityki. To oni ulegając prowokacjom brytyjskim i doprowadzając do rozpoczęcia się wojny od napaści na Polskę – faktycznie wyrzekli się suwerenności państwowej, scedowanej niepostrzeżenie na Foreign Office. To, że ktoś ich potem za to ścigał – było już tylko logicznym następstwem. Trudno też dziwić się Francuzom za niechęć wobec takiego Wieniawy-Długoszowskiego, traktowanego przez nich jako podopieczny kogoś, kogo mieli w zasadzie za niemieckiego szpiega (czyli Becka). Wspierając swego faworyta nie postępowali więc inaczej, niż Niemcy uruchamiający przeszło dwie dekady wcześniej w Magdeburgu własnego kandydata na władcę Polski. Niestety, Polska na uchodźstwie suwerenności już nie miała i daremnie byłoby się oszukiwać, że mogło być inaczej pod taką, czy inną prezydenturą, czy premierostwem. Należało sobie radzić w takich realiach, jakie były.
Bądźmy zresztą logiczni – jaki jest sens zżymania się na emigracyjną dyktaturę Generała – a jednocześnie zarzucanie mu nadmiernego demoliberalizmu? Jak można płakać nad Wyspą Wężów, a jednocześnie rozgrzeszać Berezę? Albo – albo. Chyba, że argument ma brzmieć: „nie wolno robić przykrości piłsudczykom”, ale wówczas jest to kwestia towarzysko-sentymentalna, a nie programowa i ideowa.
Kierunek – Wschód!
Niewątpliwie prawdziwym jest stawiany Sikorskiego zarzut zmarnowania polskiej armii we Francji. Faktem też jest jednak, że rola Polska na emigracji nie wynikała bynajmniej z siły militarnej, tylko z zabiegów dyplomatycznych. Generał zaś zaraz po klęsce właśnie tą drogą zmazał swe winy, jednym zgrabnym witzem wychodząc przed szereg aktualnej sytuacji międzynarodowej. Chodzi rzecz jasna o memoriał Litauera. Normalizacja stosunków z Sowietami nie jest w żaden sposób winą – ale właśnie ukoronowaniem zasług Sikorskiego. Aż dziw, że dziś jeszcze, gdy po upływie lat tak wiele dowiedzieliśmy się o polityce realnej wciąż jeszcze trzeba tłumaczyć, że nie było najmniejszej nawet możliwości innego rozegrania sprawy polskiej na Wschodzie, niż układ Sikorski-Majski! Żadne papierowe zapisy, żadne deklaracje i żądania, żadne demonstracyjne dymisje nie spowodowałyby, że Stalin ot tak oddałby Polsce Kresy i jeszcze pewnie przeprosił, że napadł. To były marzenia i mrzonki wynikające z całkowicie błędnej oceny polskiej sytuacji międzynarodowej i układu sił podczas wojny. Trafnie na te uwarunkowania zwracał uwagę prof. Adam Wielomski, a własnym życiem uznał je także CAT-Mackiewicz, jeden z następców Sikorskiego na stolcu emigracyjnego premiera, porzucając tę szopkę i po prostu wracając do PRL.
Uczyć się warto
Oczywiście p.p prof. Bartyzel i prof. Wielomski mają rację, że w sprawie Katynia należało zmilczeć, tezę tę stawiałem na łamach „Myśli Polskiej” coś bodaj 14 lat temu. Ze względu na skrótowość swych tekstów obaj Panowie Profesorowie nie mogli jednak odnieść się do kwestii ewolucji poglądów politycznych – a ściślej geopolitycznych. Jak wielu ludzi swej epoki – Sikorski musiał na własne oczy przekonać się o złudności „gwarancji” zachodnich, sprawdzić, że tak Londyn, jak i Waszyngton odpuszczają sobie sprawę polską rozumianą inaczej, niż jako element przetargowy z Moskwą. W skonsumowaniu tych rozsądnych wniosków Generałowi przeszkodziła śmierć, jednak sam fakt takiej przemiany dowodzi, że cechująca Sikorskiego zdolność do uczenia się w najmniej skutecznych okolicznościach – i w tym przypadku przynosiła korzystne dla Polski efekty. Umiejętność uczenia się, dostosowania do realiów, porzucania mrzonek, nawet przy zachowaniu patriotycznej i demokratycznej frazeologii – oto cechy, których powinniśmy oczekiwać także od współczesnych polityków
Niektórym wciąż śni się wódz od Boga dany. Katechon z łaski niebios, od początku ukształtowany i idealny. Tymczasem nawet historyczni wielcy, którym to jedni, to drudzy przypisują podobne przymioty – kształtowali swe talenty stopniowo, nie stroniąc od błędów. O ile życiorys Piłsudskiego to ich ciągłe pasmo, to nawet Dmowski za młodu hołdował był miazmatom „niepodległościowym”, bliskim wręcz insurgentyzmowi. I choć zgodzić się wypada, że Sikorskiemu nie można przypisać siły osobowości i intelektu tamtej dwójki – to przecież zwłaszcza w okresie II wojny był na czele polskiej polityki wyborem jedynie możliwym i optymalnym. Nikt inny, będąc akceptowalnym przez Zachód – nie mógłby równie efektywnie podjąć próby odniesienia się do przenosin ciężaru sprawy polskiej na Wschód. Jak o tym pisałem przed rokiem (https://konserwatyzm.pl/artykul/4786/mimowolni-katechoni-demokratyczni) – wartość Sikorskiego kumulowała się w określonym miejscu i czasie. Tak kierując rządem przeciw niedoszłemu zamachowi Piłsudskiego, jak stając u steru państwa na emigracji – generał Sikorski dobrze zasłużył się narodowi. I dobrze też nadaje się na sztandar przeciw tym, którzy dziś naród nasz prowadzą na manowce. Trudno sobie dziś wyobrazić dyktatora, zresztą Polacy do „wodzów” szczęścia jakoś nigdy nie mieli, może więc lepiej i teraz nie kusić losu. Natomiast Sikorski, właśnie jako przynajmniej pozorny demo-liberał i bez wątpienia człowiek Zachodu – idealnie nadaje się na wzorzec przywódcy także na dzisiejsze czasy, na okres nadchodzącej być może wielkiej zmiany geopolitycznej, ale i powstrzymywania zbędnych wstrząsów w kraju. Dlatego warto uszanować 70-tą rocznicę śmierci Generała. Jego pamięci – cześć i mądre wykorzystanie.
Konrad Rękas
Czytając wspomnienia polskiego lotnika, który wtedy był w Anglii, ze sporym zaskoczeniem dowiedziałem się, został on poinformowany z dowództwa, że to nie był zamach, i o przyczynie katastrofy. Drugi pilot, w chwili gdy miał zamknąć podwozie – zamknął klapy. Dźwignie są obok siebie, a on nie miał doświadczenia w lataniu na Liberatorach. Pasuje to nadzwyczajnie do ówczesnego zachowania samolotu, a i współcześnie wydarzyła się bardzo podobna katastrofa z powodu nieotwartych klap… **** Zwraca także uwagę, że taki przebieg wydarzeń jest nadzwyczaj starannie pomijany przez piszących o katastrofie – pojawiają się tylko – niw pięć, ni w dziewięć – np. uwagi o małym doświadczeniu drugiego pilota… **** Sam zaś zamach wymyślił i spopularyzował p. Strumph-Wojtkiewicz, udokumentowany mitoman (smakowicie o nim pisze p. Wańkowicz), który w PRL przykładał się do propagowania niemieckiego sprawstwa w Katyniu…
@mmm777 – „Czytając wspomnienia polskiego lotnika, który wtedy był w Anglii, ze sporym zaskoczeniem dowiedziałem się, został on poinformowany z dowództwa, że to nie był zamach…” – Czy mógłby Pan podać autora i tytuł tych wspomnień?
@Michał (Co ja się naszukałem…, uwaga: z zamkniętymi klapami się nie wystartuje.) Jan H. Janczak – Podcięte skrzydła ______________ **** `Po ceremonii pogrzebowej, której patronował dywizjon i w której udział wzięły wszystkie służby wolne od niezbędnych zajęć, przyszedł z Dowództwa Polskich Sił Powietrznych rozkaz stwierdzający, iż przeprowadzone śledztwo nie wykazało, aby wypadek nosił cechy sabotażu. Był to, jak podano, niefortunny zbieg okoliczności, ponieważ jako drugi pilot przy sterach zasiadł wyższego stopnia oficer RAF, który nie opanował pilotażu na samolocie Liberator i przez pomyłkę, zamiast wciągnąć podwozie, wypuścił klapy. Była mowa jeszcze o sterach, które jakoby miały być zablokowane. ****
@mmm777 – Przepraszam, że sprowokowałem Pana do takiego wysiłku. Przy okazji, dla zainteresowanych, książkę „Podcięte skrzydła” można pobrać tutaj: http://chomikuj.pl/sadolix/eBooki/Historia/Jan+H.+Janczak+-+Podci*c4*99te+skrzyd*c5*82a – PS. W latach bodaj 90. na Politechnice Warszawskiej przeprowadzono specjalistyczne badania w kwestii katastrofy gibraltarskiej i badania te wykazały, że liberator Sikorskiego wcale się nie rozbił, tylko łagodnie wodował, bez wątpienia intencjonalnie prowadzony tak przez pilota.
@Michał Ja się tylko bardzo szczątkowo orientuję w tematyce lotniczej, więc zdecydowanych opinii nie wyrażam. Ale upadek samolotu, spowodowany zamknięciem klap zamiast podwozia wygląda mi na bardzo prawdopodobny. Ale z jaką prędkością i pod jakim kątem samolot by w takim przypadku uderzył w wodę – tego warto by się dowiedzieć. **** Zwracam uwagę także na to, że to nie było wodowanie – dla pilota ta sytuacja była całkowicie niezrozumiała (silniki prawidłowo pracują, a samolot spada, niezależnie od tego co on robi) i pilot prawdopodobnie próbował cały czas się wznieść, jakąś próbę wodowania mógł podjąć dopiero w bardzo ostatnim momencie. A czasu miał bardzo mało…