Kiedy niedawno napisałem, że w sensie politycznym znajduję się na „polach niczyich”, gdyż ze względu na marną ofertę programowo-personalną oraz estetyczno-intelektualny entourage polskiej prawicy jestem z nią niekompatybilny, dowiedziałem się z przesłanych maili, że podobnie myśli bardzo wielu Internautów. To była pouczająca i krzepiąca lektura. Okazało się, że nie jestem sam. Miłe uczucie.
Dominujące na prawicy narracje tak naprawdę odsłaniają jej mizerię, pokazując niezrozumienie procesów dekonstruujących stary świat, do którego przyssana jest prawica. Nie ma jednak ona siły go obronić, bo ugrzęzła w okopach Świętej Trójcy, z których grzmi jedynie świętym oburzeniem wcale nie świętych ludzi, zamiast spróbować zaprojektować przyszłość na zasadzie – czego chce, a nie czego nie chce. Prawica wybrała rolę aktywnego i głośnego wioślarza, ale na rzece, która i tak wartko płynie własnym nurtem, czyniąc wszelkie ruchy wioślarszy jałowymi.
Polska prawica stała się opcją defensywną, opierającą swoją tożsamość na imponderabiliach i emocjach, które nie wystarczają do tego, by rzucić wyzwanie współczesnemu światu na zasadzie – tam właśnie zmierzamy i wiemy jak to zrobić! Prawica ugrzęzła w zgryźliwej kontestacji wszystkich i wszystkiego, co ma pożądany walor diagnostyczno-poznawczy, ale nic poza tym. Nie wygenerowała z siebie żadnego ambitnego projektu, który by korespondował z procesami globalizacyjnymi, które zostały uznane przez nią za główne zagrożenie.
Hasło „Europy ojczyzn” opartej na cywilizacji łacińskiej, to stanowczo za mało, by porwać za sobą wchodzące z każdym rokiem w dorosłość pokolenia. Dla nich taka prawica będzie pełną egzotyką, choć z pewnością znajdzie się grono młodych jej wyznawców, bo co by nie mówić, prawica jako taka posiada sporo powabu i atrakcyjności. Ale czy na pewno prawica polska, skoro jej emanacją przez najbliższe lata będą nurty smoleńsko-populistyczne, widowiskowo wyrywające sobie prawicowe pierworództwo, choć poczęte zostały w tym samym czasie i w tej samej alkowie?
Nie sądzę jednak, żeby Polska poniosła szkodę na nieobecności tego rodzaju prawicy u władzy. Dyskomfortem jednak jest to, że dla rządów obecnej koalicji alternatywą jest właśnie taka prawica. Na szczęście posiada ona, co ciekawe, swoisty instynkt propaństwowy, który polega paradoksalnie na jej niezwykłej skłonności do podziałów i tym samym eliminowaniu się z wpływu na sprawy kraju. Jest to zabawna cecha smoleńsko-populistycznej prawicy, która zarzucając sobie wzajemnie niezdolność dojścia do władzy, w cudowny i nieprzymuszony sposób się od tej władzy oddala.
No tak, ale zaraz może ktoś zauważyć – chwila, chwila, ale czy to na pewno jest prawica? Ot, ciekawe pytanie.
Maciej Eckardt
za: eckardt.pl
aw
Prawice parlamentarne w wielu krajach nie mają żadnego pomysłu poza graniem na zwłokę. Doskonale to wyjaśnił Michał Kamiński, gdy dał do zrozumienia, że polskie społeczeństwo 'nie jest jeszcze gotowe’ na gejowo. To jest kwintesencja tego typu partii, które można określić partiami kilkuletniego okresu przejściowego. Jedynym, który (ze swoich pozycji) był gotów bić się o coś więcej niż chwilowa korekta w trendzie był JKM. Reszta wierzy w nieuchronność długoterminowego triumfu lewicy. Potrzebujemy pilnie wybitnego umysłu na prawicy. Nie tylko zresztą w Polsce.
Pan działał na wysokich stanowiskach z ramienia PiS, LPR – dlaczego nic pan nie zrobił, dlaczego nie zaprojektował pan przyszłość na zasadzie – „czego chce, a nie czego nie chce”?
Pozwolę sobie tylko stwierdzić, iż powyższy artykuł poniekąd ładny, dowodzi że również będący „na polach niczyich” „ugrzęźli w zgryźliwej kontestacji wszystkich i wszystkiego. No tak, ale zaraz może ktoś zauważyć – chwila, chwila, ale czy na pewno pola niczyje istnieją? Ot, ciekawe pytanie. JM
Ekardt – nieważne, czy ma rację – robi coś, co w wykonaniu orkiestry okazałoby się skuteczne. Nie krzyczy „musimy” i „trzeba” i „nie pozwolimy”. Tylko opisuje, co jest. Ja staram się robic to samo przewidując, co będzie. Jeżeli „populizm” ma byc zarzutem, to ja protestuję. Populizm, czyli mówienie, tego, co się podoba aktywnym mniejszościom, a potem wyborcom – to najlepsza technika w demokracji. Jeżeli jednak chce się działać dłużej niż cztery lata (a potem zasłużony wypas u oligarchy, albo na żołdzie Berlina), to nie należy obiecywać pochopnie. I tu jest cały trick. Alkowi w odpowiedzi: wybitne umysły – jak najbardziej. Ale niezwykle rzadko wybitny umysł jest jednocześnie mówcą, doraźnym liderem itp. Mysliciel zwykle nie umie podjąć „instynktownie” kilku decyzji w ciągu minuty.