No i po Euro. Hiszpanie przeszli do historii. Obronili tytuł sprzed 4 lat. Nikomu przed nimi to się nie udało… Ale jak obronili!
Ci sami Włosi, którzy tak gładko pokonali Niemców, chociaż walczyli dzielnie, byli zwyczajnie bezradni. Zresztą osiągnięte w fiale 4:0 mówi chyba sam za siebie. Włosi grali znakomicie, ale ich rywale nie grali zwyczajnej piłki nożnej. Grali futbol XXII wieku. Dlaczego?
Dlatego choćby, że strzelcy bramek: Silva, Alba, Torres i Mata to przecież zawodnicy drugiego planu. A w niczym nie ustępowali hiszpańskim gwiazdorom. To nie była drużyna. To była po prostu piłkarska maszyna. Tyle kronikarskiego zapisu kijowskiego finału Euro 2012. Na koniec dwie uwagi.
Pierwsza. Że przy grze hiszpańskiej występ naszej reprezentacji to nie jest nawet słynne haratanie w gałę. To raczej mecz podpitych, prowincjonalnych 40latków, w których – spożyty w dużych ilościach alkohol – obudził przekonanie, że są prawdziwymi gwiazdami. Wszystko pięknie. Tyle tylko, że alkohol ma zwykle taką właściwość, że szybko paruje. A świat oglądany po tym wyparowaniu wygląda zwykle dość paskudnie. Takie uczucie musieli mieć pewnie podopieczni Franciszka Smudy, gdy konfrontowali własny występ na Euro z wczorajszym, hiszpańsko – włoskim finałem.
I uwaga druga. W pisowskich mediach już słychać podsumowania. Jakie? Że turniej nic nam nie dał. Że się nam nie opłacał. Sam się kiedyś nad tym – także na tym blogu – zastanawiałem (http://jflibicki.salon24.pl/383416,euro-2012-czy-ktos-to-policzyl). Dziś uważam, że nie miałem racji. Ale o tym napiszę za kilka dni…
Jan Filip Libicki
www.facebook.com/flibicki
aw