Ferrara: Wolność- bóg, który zawiódł

Przedstawiamy Państwu fragment książki Christophera Ferrary pt. „Wolność- bóg, który zawiódł. Walka z sacrum i budowanie mitu świeckiego państwa od Locke’a do Obamy”, która ukaże się jeszcze w tym roku nakładem Wydawnictwa Wektory.

Jednym z wielkich zwycięstw nowego  “podstawowego kierunku”, czyli inaczej „klasycznego liberalizmu” jest to, że udało mu się wyrugować z umysłów członków zachodnich społeczeństw pamięć o chrześcijaństwie jako modelu i wzorcu naszej cywilizacji pełniącego tę role i funkcje przez niemal cały okres jej dziejów. W miejsce cywilizacji ukierunkowanej na Chrystusa, siły liberalizmu od niedawna – jeśli spojrzeć na to w perspektywie historii – ustanowiły nowy porządek, któremu patronuje bóg nazywany „Wolnością”. W toku naszych rozważań udowodnimy, że w kluczowych momentach tego procesu, nowy ład wprowadzano uciekając się do zbrojnej przemocy.

Określenie Wolności mianem boga (jak czyniło to wielu wczesnych orędowników takiego porządku)[i] jest tu jak najbardziej uzasadnione, bo jak w przypadku każdego bożka i bożyszcza stworzonego sobie przez ludzi, wywyższa się go ponad Boga – stwórcę człowieka, który objawił się jako Wcielone Słowo. Chrystus powiedział apostołom: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.  Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”[ii].

Wolność głosi coś odwrotnego; chrzest narodów należy anulować, a chrześcijańską wspólnotę zlikwidować. Chrystus nauczał, że władza polityczna pochodzi od Boga (nawet w przypadku prokuratora, który niesprawiedliwie skazał Go na śmierć), Wolność zaś głosi, że władza polityczna wywodzi się z „suwerennej woli” narodu, a zatem może on nie uznawać i odrzucić nawet prawo Boże. Chrystus nauczał, że Jego prawda nas wyzwoli; Wolność obstaje przy nieznanej wcześniej koncepcji społecznej wolności: braku ograniczeń swobody ludzkich poczynań, za wyjątkiem niezbędnych dla zapobiegania przemocy i ochrony własności, oraz postulat efektywnego wykorzystywania własności prywatnej w dążeniu do tego, co jednostka poczytuje za szczęście. Niezgodność prawa ludzkiego z prawem boskim powoduje, że “przemoc” nieuchronnie zostaje zepchnięta w cień, jednocześnie zaś „własność” oraz „szczęście” zyskują na znaczeniu proporcjonalnie do folgowania niczym nieskrępowanym ludzkim słabościom i społecznemu na to przyzwoleniu. Dlatego właśnie obecnie życie ludzkie in utero z punktu widzenia jego „właścicieli” można unicestwić i traktować jak śmieci, albo na etapie embrionalnym wykorzystywać jako towar na sprzedaż. Ale nawet chrześcijanie protestujący przeciw tym zbrodniom nie przeciwstawiają im się pryncypialnie, lecz odwołują się do tejże samej „suwerennej” woli zbiorowości, która wyniosła Wolność na piedestał i utrzymuje się tam za sprawą wręcz religijnej czci jaką otaczają ją jej wyznawcy, w tym także  chrześcijanie.

Tak więc, Wolność narzuciła cywilizacji Zachodu normy, a zjawisko to zwięźle i trafnie opisał papież Leon XII „Z tego to źródła wynikły co główniejsze zasady nowoczesne owej wyuzdanej wolności, wśród niesłychanych zaburzeń przeszłego wieku wymyślone i światu ogłoszone, jako zasady i podwaliny nowego prawa, dawniej nieznanego, a sprzecznego w niejednej rzeczy nie tylko z prawem chrześcijańskim, ale i przyrodzonym”[iii]. Nowa wizja prawa znalazła odzwierciedlenie w rewolucyjnych zasadach, które człowiek współczesny, całkowicie nieświadomy własnego chrześcijańskiego dziedzictwa, bezkrytycznie przyjmuje i akceptuje ją jako oczywisty i powszechny pewnik:

Z tych zasad ta najważniejsza, jakoby wszyscy ludzie, jak widocznie są do siebie podobni rodzajem i przyrodą, tak też byli w sposobie życia rzeczywiście sobie równi; jakoby każdy taką miał wolność i niezawisłość, że niczyjej zgoła nie podlega powadze: więc wolno myśleć o każdej rzeczy, co kto chce; robić, co się podoba; nie zaś nikt prawa drugiemu nakazywać … Będzie więc rozumnym, jeżeli każdemu zostawi się wszelką wolność w kwestiach religii, wolność obrania sobie tej, którą woli, lub nieobrania żadnej, jeżeli mu się żadna nie podoba. Stąd zaiste rodzą się: żadnych praw nie znająca wolność sumienia, najdowolniejsze zdania o tym, czy czcić trzeba Boga, czy nie; nieograniczona niczym swawola myśli i wygłaszania swych myśli[iv].

To, że idee te niszczą podstawy naszej cywilizacji zawsze było oczywistością. Zaledwie czterdzieści lat po Leonie XIII, papież Pius XI stwierdził: „Gdy Boga i Jezusa Chrystusa (…) usunięto z praw i z państw i gdy już nie od Boga, lecz od ludzi wywodzono początek władzy, stało się, iż zburzone zostały fundamenty pod tą władzą, gdyż usunięto główną przyczynę, dlaczego jedni mają prawo rozkazywać, drudzy zaś mają obowiązek słuchać. Z tego powodu musiało być wstrząśnięte całe społeczeństwo ludzkie, gdyż brakło mu stałej i silnej podstawy”[v] Mimo to jednak, nawet Leon XIII i Pius XI nie przewidzieli chyba, do jak rozległych spustoszeń cywilizacji doprowadzi bożek Wolności, wszak chodzi nie tylko o aborcyjny holokaust, ale także gigantyczną fale rozwodów, powszechne stosowanie antykoncepcji, depopulację społeczeństw Zachodu, szerzenie się hedonistycznego konsumpcjonizmu, „wolny” rynek wyzbyty jakichkolwiek moralnych hamulców, dewaluację sztuki, literatury, muzyki, architektury w ogóle całej zachodniej kultury, na koniec zaś o ukonstytuowanie się prawdziwie neopogańskiego porządku społecznego, w którym przeciwstawiający mu się chrześcijanie narażeni są na coraz to większe prześladowania za głoszenie herezji podważających dogmaty Wolności; porządku w którym negowane są nawet stoickie cnoty wyznawane niegdyś przez pogańskich Greków oraz Rzymian.

Libertariańscy akolici Wolności twierdzą, że to nie Wolność  ale Państwo jest źródłem ucisku, jakiego doświadczamy. Odrzucają całą tradycję zachodniej cywilizacji i utrzymują, że życie w Państwie – w klasycznym rozumieniu tejże wspólnoty – nie jest dla człowieka  rzeczą naturalną. Ich zdaniem, stanowi ono narzucenie organów władzy naturalnie wolnemu społeczeństwu obywatelskiemu, a dziej się tak za sprawą odwiecznych knowań  amoralnych elit rządzących, którym we wszystkich miejscach na świecie w jakiś sposób udaje się przekonywać kolejne pokolenia, że istnienie władzy i rządy sjest niezbędnie konieczne. Gdyby jednak te właśnie zbędne organy władzy, czyli królowie, parlamenty, prezydenci, kongresy, gubernatorzy, urzędnicy publiczni etc zostały usunięte,   „monopol władzy”,  za pomocą którego elity od tak dawna zniewalają świat, nareszcie zniknie, a społeczeństwo obywatelskie cieszyć się będzie wolnością i dobrobytem  w ramach „spontanicznego ładu”, jaki wyłoni się z dobrowolnej współpracy wszystkich ludzi. Państwo zaniknie i odejdzie w przeszłość tak jak marzyli marksiści. Będzie to Powtórne Przyjście Wolności, pierwsze bowiem miało miejsce w roku 1776 i zakończyło się  jej ukrzyżowaniem, którego dokonali federaliści, zamiast nowego ładu dając tym samym światu kolejne Państwo (jakby mogło to się skończyć inaczej).

Demokracja, jak utrzymują libertarianie to w istocie bóg, który zawiódł i pod tym względem niczym nie różni się ona od komunizmu[vi]. Demokracja zawiodła, nie z powodu Wolności, ale dlatego, że Państwo utrzymało „monopol władzy” umożliwiając jednej grupie obywateli uciskanie pozostałych wprowadzając podatki, regulacje oraz inne  metody naruszania „zasad wolnego rynku”, które ograniczyły prawdziwie wolną, nieskrępowaną, interpersonalną wymianę. Libertarianie celowo nie dostrzegają jednak kluczowej roli jaką „wolny rynek” odegrał w narzucaniu demokratycznej tyranii, odwodząc społeczeństwo od przestrzegania nakazów obiektywnego porządku moralnego. Świeckie rządy, teraz już nie kierujące się żadną etyką, skwapliwe z tego korzystają i ustanawiają przepisy zabraniające wprowadzania jakichkolwiek istotnych ograniczeń prawnych wymierzonych przeciw nadużyciom i moralnemu zepsuciu, do których zachęca i które umożliwia rynek.

Chrześcijanie stoją w obliczu presji, którą jak powiedział był Wilhelm Ropke, z jednej strony wywiera na nich „rozdęty kolos Państwa”, z drugiej zaś istniejący na rynku „kult tego co kolosalne”. Nawet Ropke, luteranin i liberał, jeden z czołowych dwudziestowiecznych obrońców wolnego rynku uznał za stosowne zastrzec i ostrzec jednocześnie, że nie wolno dopuścić, aby konkurencja na rynku „zdominowała i rządziła wszystkimi sferami życia społeczeństwa, bo zatruje to ludzkie dusze [i] zniszczy cywilizację…”[vii] W świecie chrześcijańskim nie było rzeczą możliwa, aby rynek oddziaływał w ten sposób, ponieważ prawo Ewangelii, prawo świeckie oraz indywidualne chrześcijańskie sumienie każdej jednostki wspólnie zabezpieczały i gwarantowały w sferze społecznej funkcjonowanie ładu moralnego. W liberalnym porządku społecznym, który nazywamy Wolnością, takie skutki są jednak nie tylko nieuchronne, ale i obligatoryjne prawnie.

Libertarianie nie dostrzegają, lub nie uznają, że Wolność rządzi w równym stopniu władzami świeckimi oraz wolnym rynkiem, podtrzymując symbiotyczny związek między tymi dwoma podstawowymi elementami nieetycznej post-chrześcijanskiej cywilizacji. Nieetyczne władze ściągają z nieetycznego rynku trybut w postaci podatków i wymuszają regulacje, które jedynie przyczyniają się do spadku ogromnego i stale rosnącego poziomu materialnego dobrobytu (jego fundamentem jest kredyt, cały ten gmach może zatem dosłownie w każdej chwili runąć), w zamian zaś rynek otrzymuje od władz ochronę prawną gwarantującą mu legalność działań całkowicie sprzecznych z zasadami moralnymi chrześcijaństwa. Dzięki temu może czerpać dochody z lichwy oraz sprzedawania absolutnie wszystkiego, na co staraniem przedsiębiorców  zostanie  wykreowany popyt – dotyczy to nawet istot ludzkich w stanie embrionalnym. Ropke, który nie był orędownikiem chrześcijaństwa, dostrzegł wspomnianą symbiozę  i wspomniał o niej w swojej sławnej krytyce ekonomicznego liberalizmu: „W ciągu ostatnich dwóch stuleci, liberalizm ekonomiczny zszedł na manowce w sposób w pełni przylegający do błędów liberalizmu politycznego i w obu przypadkach miało to identyczne źródło”[viii].

Libertariańscy marzyciele nie potrafią, albo nie chcą dostrzec, że problem nie leży w Państwie jako takim – ono bowiem będzie istniało równie długo jak ludzkie społeczeństwo -, lecz w teologii  Państwa. która prowadzi do tyranii. Najgorsi „absolutni” monarchowie chrześcijaństwa to wzór ograniczonego rządu („limited government” – przyp. tłum) jeśli porównać ich z prezydentami i premierami stojącymi na czele współczesnych świeckich władz, w żaden sposób niepodporządkowanych Rzymowi. Nawet jeden z czołowych libertarian – najwidoczniej nie zdając sobie sprawy z wagi swoich słów w odniesieniu właśnie dla libertarianizmu, którego jest przecież gorliwym orędownikiem, stwierdził że „przełomowe przejście od ustroju monarchicznego do demokracji nie jest odzwierciedleniem postępu, lecz cywilizacyjnego regresu[ix]

W odniesieniu do źródła i procesu rozwoju zjawiska, które człowiek współczesny określa mianem Wolności, praca niniejsza jest kontrnarracją powszechnie przyjmowanego i propagowanego w tej sprawie stanowiska.  Koniecznym jest, aby już na samym początku sprecyzować, co właściwie oznacza ów nader niejasny termin. Jak dokładnie definiujemy Wolność i jak rozumiemy ją w naszych rozważaniach? Oto jej zasadnicze cechy:

 

  • Pierwsza, rzekome wyzwolenie się społeczeństwa spod rządów monarchicznych, oraz odrzucenie, w takiej czy innej formie,  trwałego sojuszu istniejącego niegdyś miedzy władzą świecka i władzą religijną.
  • Druga:  wynikające z tego rozdzielenie Państwa i Kościoła oraz wyrugowanie z życia politycznego nauk religii objawionej a ostatecznie nawet nakazów prawa naturalnego za wyjątkiem zakazu powodowania szkód fizycznych albo majątkowych naruszających prawa własności, „pokój społeczny” albo prawo „dążenia do szczęścia”.
  • Trzecia: związane z tym złagodzenie lub zniesienie tradycyjnych sankcji prawnych zakazujących cudzołóstwa, rozwodów, antykoncepcji, aborcji, sodomii, nieprzyzwoitych zachowań, oszczerstw i potwarzy, prostytucji, lichwy, handlu w szabas, publicznej blasfemii oraz profanacji, idolatrii, herezji oraz innych wykroczeń, penalizowanych przez tradycyjne normy prawne, wyrastające z akceptowanego niegdyś przez człowieka Zachodu Prawa Ewangelii.
  • Czwarta: “wyzwolenie” człowieka wraz z jego “prawami jednostki” od wszelkich, nawet najmniejszych prawnych ograniczeń i pozostawienie mu “swobody” postępowania, mówienia i głoszenia wszystkiego, co uzna za stosowne (nawet tezy o zmianie płci) bez oglądania się na moralne, duchowe i społeczne następstwa, jakie ma to dla niego samego oraz dla innych osób – np. współmałżonka, dzieci, sąsiadów – o ile tylko nie dzieje się to z przemocą albo naruszeniem własności bądź innych czysto doczesnych interesów współobywateli i nie odbiera im  to tejże samej „wolności”, której domaga się dla samego siebie.

Tak   pojmowana  wolność   dała początek Państwu w jego współczesnym wymiarze i treści: organy władzy oddzielono od Kościoła; rządy sprawowane są na podstawie woli większości przez „przedstawicieli” tejże oraz „najwyższy organ władzy wykonawczej”, który zajmuje miejsce chrześcijańskiego króla ( z pompą i ceremoniałem właściwym monarchii, ale na znacznie większą skalę niż mógłby sobie na to pozwolić  król), który dysponuje jednak władzą daleko większą niż monarcha.  Wykażemy, że paradoksalnie, państwo współczesne kontroluje jednostkę nieporównanie bardziej niż jakikolwiek chrześcijański monarcha w przeszłości i to nie mimo, lecz właśnie dlatego, że rzekomo reprezentuje ono „wole narodu”, ta zaś wyniesiona została ponad wszelkie powinności wobec kodeksu moralnego, religii i Kościoła, których musiał przestrzegać król władający Państwem w jego klasycznej postaci, choćby z samej tylko obawy przed wiecznym potępieniem.

 

[i] Patrz rozdział V.

[ii] Biblia Tysiąclecia, Ewangelia św. Mateusza, 28 : 19-20.

[iii] http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/leon_xiii/encykliki/immortale_dei_01111885.html

[iv] Ibid.

[v] http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xi/encykliki/quas_primas_11121925.html

[vi] Patrz: Hans-Hermann Hoppe, Democracy: The God That Failed (New Brunswick: Transaction Publishers, 2004), libertariańnska krytyka państwa narodowego, oraz The God that Failed (NY: Columbia Univ. Press, 1949), zbiór ekspiacyjnych esejów sześciu byłych komunistów, m.in. Arthura Koestlera.

 

 

 

[vii] Ropke, A Humane Economy, str. 128.

[viii] Wilhelm Ropke, The Social Crisis of Our Time (New Brunswick: Transaction Publishers, orig. pub. 1942), str. 48.

 

[ix] Hoppe, Democracy: The God That Failed, str. 69.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

1 thought on “Ferrara: Wolność- bóg, który zawiódł”

  1. Dla każdego chrześcijanina fakt, że władza pochodzi od Boga, powinien być oczywisty, bo co nie pochodzi od Boga? Niestety, nie oznacza to, że wszystko jest idealne – na świecie jest też pełno zła (właściwie zło samo w sobie nie istnieje – jest to brak dobra), więc władza nie zawsze jest idealna. Czy chrześcijanin nie ma obowiązku walki ze złem? Zawsze trzeba się też zastanowić, jak dana osoba – lub, co jest dużo trudniejsze do sprawdzenia, dynastia panująca od wielu pokoleń – uzyskała swoją władzę. Czy przekonując ludzi, że powinni jej słuchać, bo będzie to korzystne dla społeczeństwa, czy też zmuszając ich do posłuszeństwa siłą? Nie chodzi mi oczywiście o złodziei, morderców itp., którym koniecznie trzeba odebrać wolność, tylko o ludzi postępujących zgodnie z zasadami moralnymi. Czytając Pismo Święte w sposób pobieżny, można rzeczywiście dojść do wniosku, że chrześcijanin powinien być fizycznie uległy wobec zła: piąte Przykazanie mówi „Nie zabijaj”, co w wielu przypadkach uniemożliwiałoby obronę konieczną, natomiast w Nowym Testamencie Pan Jezus mówi, żeby jak ktoś nas zmusza, żeby iść z nim tysiąc kroków, iść z nim dwa tysiące, jak nas uderzy w policzek, nadstawić mu drugi itd., jak również właśnie to, że władza pochodzi od Boga. Tyle, że Kościół katolicki naucza, w jaki sposób rozumieć te słowa i okazuje się, że chrześcijanin wcale nie musi być uległy wobec zła czynionego przez drugiego człowieka. Co więcej, gdyby interpretować te fragmenty w niewłaściwy sposób, okazałoby się, że władza nie może walczyć ze swoimi wrogami.
    Autor uważa, że dawne monarchie były lepsze od współczesnej „demokracji”, gdyż w rzeczywistości występujący w tamtych czasach tyrani mieli mniejszy wpływ na życie obywateli niż obecni. Czy nie jest to jednak spowodowane innymi czynnikami, np. różnicami w poziomie rozwoju technicznego? W przeszłości żaden władca nie miał możliwości, żeby inwigilować całe społeczeństwo. Nie jest konieczne, żeby ktoś osobiście podsłuchiwał wszystkich obywateli – obecnie istnieją już znacznie rozwinięte algorytmy do analizy danych (sztuczna inteligencja). Współczesne rządy mają odpowiedni sprzęt do tego celu. Obywatele też są wprawdzie lepiej wyposażeni niż w przeszłości, ale czy to pomaga im w zapobieganiu nadużyciom władzy? Wręcz przeciwnie – posiadane przez obywateli komputery, smartfony, tablety itd. w rzeczywistości również znajdują się w rękach władzy – zwłaszcza, jeśli użytkownicy nie dbają o swoją prywatność (np. używają zamkniętego oprogramowania lub nie szyfrują wiadomości). Inwigilacja to nie wszystko, co dał władzom rozwój techniczny – dzięki możliwości szybkiego przekazywania informacji mogą z łatwością prać mózgi społeczeństwu. Głoszenie chrześcijańskich wartości przez niemoralnego władcę nie ogranicza jego nieprawości – nie jest on wówczas prawdziwym chrześcijaninem, lecz zwykłym świętoszkiem (co gorsza, wykorzystującym świętą naukę Kościoła do spełniania własnych egoistycznych zachcianek).
    Problemem nie jest prawdziwa wolność, tylko to, w jaki sposób współczesne elity trzymające władzę prezentują ją nam. Opisane w tym artykule problemy aborcji czy handlu embrionami są w rzeczywistości pogwałceniem wolności ludzi nienarodzonych.
    Jestem zwolennikiem rozdziału Kościoła od państwa. Oczywiście uważam, że państwo powinno opierać się na chrześcijańskich wartościach (np. prawo do życia), ale pod względem strukturalnym powinno być odłączone od Kościoła. To jedyny sposób, aby ochronić naukę Kościoła przed zniekształceniem dla potrzeb politycznych i pozwolić duchownym skupić się na swojej istotnej roli w społeczeństwie. Jeśli władze państwowe postępują niemoralnie, a są związane z Kościołem, wówczas bunt społeczeństwa obraca się również przeciwko Kościołowi. Czy nie na tym właśnie zależy współczesnym „elitom”? Kiedyś ksiądz na kazaniu w mojej parafii opowiadał o swojej rozmowie z pewną młodą parą (oczywiście anonimową). Mieli oni nieślubne dziecko i chcieli je ochrzcić, ale ksiądz powiedział im, że to niemożliwe, bo nie żyją ze sobą w sakramentalnym związku. Zapytał ich, dlaczego się nie pobrali, a oni odpowiedzieli, że inaczej musieliby płacić wyższe podatki. Ślub kościelny bez skutków cywilnych jest wprawdzie możliwy, ale tylko w wyjątkowych przypadkach (wymagana jest zgoda biskupa). Gdyby Kościół był w Polsce rzeczywiście oddzielony od państwa, być może ci ludzie nie żyliby ze sobą w grzechu ciężkim, tylko w pobłogosławionym przez Boga związku, poczęliby swoje dziecko bez naruszania jego godności, a po urodzeniu mogli je ochrzcić. Modlimy się „i nie wódź nas na pokuszenie”, co więcej jest to fragment najważniejszej modlitwy – skoro prosimy Boga, żeby nie narażał nas na pokusy, to dlaczego zgadzamy się, aby państwo współpracujące z Kościołem to robiło?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *