Na ankietę o narodowo-konserwatywną fuzję odpowiada Mariusz Matuszewski

Czy zasadny jest pogląd, że „młoda endecja” w latach trzydziestych XX wieku, z późniejszymi rozwinięciami koncepcyjnymi, chociażby w postaci Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, była ruchem już nie tylko nacjonalistycznym, lecz również konserwatywnym w swojej orientacji tj. antyliberalnym, katolickim i społecznie organicznym?

 W moim przekonaniu stwierdzenie to jest jak najbardziej zgodne ze stanem faktycznym. Ciążenie polskiego nacjonalizmu w stronę związania spraw narodowych z sacrum, częstokroć wynikające zresztą z żywej i szczerej wiary, widać zarówno w zakresie ogólnym, jak też w myśli poszczególnych ideologów tamtego okresu. Wystarczy przywołać chociażby pisma Karola Stefana Frycza (1910 – 1942), którego ujęcie narodu i wpisanie go w Boży porządek dziejów jest niemal całkowicie zgodne z konserwatywnym rozumieniem tych spraw. „Orientacja konserwatywna” – jak zechcieli rzecz ująć autorzy przedmiotowej ankiety, z całą pewnością znajduje też potwierdzenie w przywiązaniu przedwojennych ugrupowań narodowych do tradycji – rozumianej jako łączność z przeszłością i obowiązek wobec pokoleń, które dopiero nadejdą; dalej – troski o rodzinę, kulturę, etc. Dosyć powiedzieć, że dzięki temu opcja narodowa cieszyła się ogromnym poparciem wśród polskiej inteligencji oraz – z natury najbardziej zachowawczego – ziemiaństwa.
Niestety, pomimo zbieżności deklarowanego światopoglądu z postulatami środowisk zachowawczych  trudno mi przedwojennych narodowców uznać za stronnictwo konserwatywne sensu stricte – zwłaszcza w latach 20-tych XX wieku. Wyrastali oni bowiem z tradycji demokratycznej ze wszystkimi jej mankamentami – takimi, jak populizm czy uznanie za rzecz naturalną metod rewolucyjnych. Papierkiem lakmusowym winno być dla konserwatysty poparcie przez ugrupowania narodowe reformy rolnej.

Jakich uzupełnień ideowych potrzebuje dzisiejszy ruch narodowy, szczególnie młodego pokolenia, aby stać się atrakcyjnym ruchem również dla polskich konserwatystów i tradycjonalistów?

 Przede wszystkim politycznej konsekwencji, dojrzałości, a także zjednoczenia sił i celów. Z radością oglądam relacje z każdego Marszu Niepodległości, będące dowodem potężnego potencjału, jakim dysonuje polska prawica narodowa. A potem radość przeradza się w niezrozumienie i gorycz z powodu marnowania go wskutek tarć między poszczególnymi stowarzyszeniami, coraz to nowych rozłamów, a także parcia na każdą koalicję, która pozwoli dostać się do parlamentu.

Tym, co według mnie potrzebne narodowcom dzisiaj, to przede wszystkim porządna konserwatywna formacja i bezkompromisowe traktowanie swoich ideowych fundamentów przy równoczesnym poszerzaniu wiedzy na tematy nam współczesne. Najpierw trzeba zbudować szeregi nie tylko zjednoczone wokół haseł, ale w pełni rozumiejące ich znaczenie, głębię i własną za nie odpowiedzialność. Nie wiem, czy można stworzyć jedno potężne ugrupowanie narodowe, jestem natomiast pewien, że te, które dotąd istnieją, można połączyć na gruncie wspólnych celów. Czy się to uda – to inna rzecz, do tego potrzeba bowiem rezygnacji z partykularnych interesów, zaprzestania wynoszenia się ponad innych i uważania za jedynych „prawdziwych” narodowców, a także oddalenia pokusy łatwego sukcesu (jeżeli mnie pamięć nie myli, to właśnie ten element w połączeniu z dosyć daleko idącym kompromisem, legł u podstaw rozłamu w Ruchu Narodowym). Jeżeli narodowcy chcą wygrać, to muszą zrozumieć, że czeka ich być może kilkanaście lat mozolnej pracy u podstaw.

Co do kwestii ideowo – programowych: przede wszystkim należy oduczyć się rozumowania wyłącznie w kategoriach narzuconych polityce przez współczesną nam rzeczywistość lewicowo – demokratyczną, dzielącą czas na czteroletnie okresy między wyborami. Trzeba opracować długofalowy program polityczny i wizję ustroju, pod którym podpiszą się wszystkie ugrupowania narodowe. Póki co takiej koncepcji brakuje, tymczasem czas i wysiłek potrzebny do jej wypracowania marnotrawiony jest na tworzeniu wewnętrznych podziałów. Nie ma też spójnej wizji polityki zagranicznej, szczegółowego omówienia spraw gospodarczych, etc. I jeszcze jedno: oddzielmy historię od polityki. Zamiast jedynie odtwarzać myśl narodową – trzeba ją tworzyć. Mniej zatem ideologii i historycznego politykierstwa – więcej politycznej analizy, rozeznania w sprawach gospodarczych, a także skupienia na grze, jaka rozgrywa się na arenie międzynarodowej.

Za zasadną uważam ponadto rezygnację z kompromisów wyborczych z niepodległościową lewicą pokroju PiS lub Kukiz’15. W ten sposób narodowcy mogą się jedynie skompromitować, w zamian zyskując co najwyżej dopuszczenie kilku swoich liderów do objęcia funkcji politycznego planktonu  bez realnego wpływu na bieg spraw.

Czy w dzisiejszych warunkach społeczno-politycznych, zasadnym jest stawianie w opozycji do siebie radykalizmu działania, charakterystycznego dla skręcającej w prawomłodzieży, z konserwatywną filozofią polityczną?

To – przyznam – pytanie dosyć trudne. Z jednej strony radykalizm, właściwy rewolucji, obcy jest myśli zachowawczej. Z drugiej – konserwatyści z pewnością mogą jedynie pozazdrościć odwagi i dynamiki działania, jaka charakterystyczna jest dla niektórych środowisk narodowych.

Ślepy, bezmyślny i populistyczny radykalizm – to przeciwieństwo postawy konserwatywnej. Z drugiej strony – konserwatyzm bez rozpalonych dusz – to strata czasu. Dlatego uważam, że potrzeba nam fuzji tych dwóch światów.

Patrząc na potencjał fuzji narodowo-konserwatywnej w Polsce i z perspektywy odpowiedniej hierarchii zasad, w dobie papieża Franciszka i pół wieku po Soborze Watykańskim Drugim, czy nie nadszedł czas, aby jednoznacznie postawić na tradycyjny katolicyzm, jako podstawowy zwornik tejże fuzji?

 Uważam to za postulat nie tyle możliwy, co niezbędny dla całej prawicy. W warunkach demokracji liberalnej, gdzie elementem walki politycznej staje się właściwie wszystko, należy jednak pamiętać o zastrzeżeniu, jakie poczynił swego czasu Ojciec Święty Leon XIII: katolik musi kierować się w życiu politycznym zasadami katolickimi, ale nie wolno mu zamieniać religii w polityczną ideologię. Tu właśnie wkracza etyka – będąca wynikającym z wiary zbiorem zasad, przez których pryzmat katolik winien jest definiować swój udział w życiu publicznym i postrzegać otaczającą go rzeczywistość.

Oparcie się na katolickiej tradycji to – poza zbawieniem duszy – zyskanie nienaruszalnego fundamentu dla refleksji o państwie i życiu społecznym. To również oddalenie ryzyka, jakie wynika ze zdania się wyłącznie na oderwane od Bożego planu i Jego praw konstrukcje ludzkiego intelektu.

Uznanie katolickiej podstawy etycznej za wspólny fundament zarówno dla myśli narodowej, jak i zachowawczej, stworzy najtrwalszą więź i najlepsze pole do współdziałania między obydwoma obozami. Wytyczy też cel kulturowy, wskaże kierunek, w którym zmierzać powinna odbudowa gmachu państwowego,  a także połączy nas w siłę zdolną do oporu wobec cywilizacji nihilizmu, liberalizmu i wszechwładnego relatywizmu.

Podkreślę jednak raz jeszcze, że kluczem do sukcesu jest w tym wypadku odpowiednia formacja ideowa i religijna. Nie tylko wypisanie haseł na sztandarach i bezmyślne ich powtarzanie, ale przede wszystkim zrozumienie, wyrycie ich w duszach i wzięcie za nie pełnej odpowiedzialności. Trudno bowiem wcielać w życie, to, o czym wyżej pisałem, jeżeli wielu narodowców nadal podziela wiarę w słuszność ciągnącej się za nami od czasów Rewolucji Francuskiej herezji o koniecznym jakoby oddzieleniu Kościoła od spraw państwa… Pisanie o tradycji katolickiej jako tym, co spaja obóz narodowy i konserwatywny, jest bezcelowe tak długo, jak długo przekonanie to niektórzy uznawać będą za swoje.

Mariusz Matuszewski

 

 

 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *