Gadziński: Konserwatyzm Stanisława Koźmiana

Urodził się 7 V 1836 r. w Piotrowicach w Lubelskiem jako syn związanego z Hotelem Lambert Andrzeja Edwarda Koźmiana (1804-1864) (czyli wnuk Kajetana Koźmiana). Ojciec zapewnił mu edukację domową, zaś od 1852 r. Stanisław Koźmian przebywał w Krakowie, pobierał naukę od nauczycieli prywatnych i słuchał wykładów na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. W latach 1853-1854 przybywał z ojcem w Paryżu, gdzie uczył się w szkole prywatnej i uczęszczał na wykłady na Sorbonie. W roku 1856 pobierał naukę na Uniwersytecie w Bonn.

Po powrocie do Polski Stanisław Koźmian osiadł w Dobrzechowie (w połowie drogi między Jasłem a Rzeszowem). Związał się ze środowiskiem krakowskich konserwatystów pod przewodem Adama Potockiego, zaangażował się w działalność Towarzystwa Gospodarczo-Rolniczego i publikował na łamach „Czasu”. W roku 1860 został korespondentem Biura Politycznego Hotelu Lambert, mimo że sam był umiarkowanie sceptyczny względem nadziei pokładanych w zaangażowanie się mocarstw zachodnich na rzecz sprawy polskiej.

W roku 1861 Koźmian wziął udział w deputacji do premiera Schmerlinga, domagał się autonomii dla Galicji, a także kładł nacisk na kluczowe znaczenie relacji dworu względem wsi. W latach 1861-62 ponownie przebywał w Paryżu. Stawiał postulat pozyskania ludności chłopskiej, postulował rozwój szkolnictwa i demokratyzację społeczeństwa. „Idea polska ma przyszłość tylko pod warunkiem rozwijania się na zasadach rewolucji francuskiej, owej wielkiej stworzycielki demokracji nowożytnej, a to dlatego, że posłannictwem Polski było i będzie zawsze przedstawiać w tej części Europy ideę postępu, ideę czasu oczyszczoną z w wszelakich mętów, a jej raison d’etre w przyszłości jest przednia straż tych idei”[2] – argumentował swe ekscentryczne jak na konserwatystę sądy.

Stanisław Koźmian krytycznie odniósł się do wybuchu powstania styczniowego, jednak po otrzymaniu dyspozycji z Hotelu Lambert nie tylko uznał dyktaturę Mariana Langiewicza, ale też wszedł w skład Wydziału Spraw Zagranicznych.

Po odejściu w kwietniu 1863 z redakcji „Czasu” Maurycego Manna, zwolennika linii margrabiego Wielopolskiego, Koźmian objął kierownictwo działu politycznego tej gazety. Na jej łamach wzywał powstańców do odrzucenia oferowanej przez cara amnestii. Pod koniec roku 1863 Koźmian został członkiem Wydziału Rządu Narodowego dla Galicji. Po zamknięciu „Czasu” redagował dziennik „Chwila”, na łamach którego uznał dalszą walkę za bezcelową.

Pod koniec roku 1865 miała miejsce słynna polemika Stanisława Koźmiana z Pawłem Popielem. Popiel nie wyrzekał się idei niepodległości, ale uważał, iż walka zbrojna jest środkiem, który nie może w chwili obecnej doprowadzić do jej odzyskania. Uznał, że należy skupić się na sprawach lokalnych, na gminie, a choćby i na rodzinie – miały to być działania służące do wytworzenia i zachowania porządku organicznego. Wszelkie działania irredentystyczne należy porzucić, ponieważ są nie tylko nieprzydatne dla sprawy polskiej, ale wręcz dla niej szkodliwe. Stańczycy krytykowali nie tyle powstanie jako takie, ale przede wszystkim sentymenty popowstaniowe. Rozumieli przez nie demonstracje uczuciowego patriotyzmu, mówienie o tym, jakoby niepodległość była jedynym celem godnym Polaka, całą tromtadrację i patriotyczny populizm. W związku z zaangażowaniem niektórych młodszych konserwatystów, w tym Koźmiana w powstanie styczniowe, Popiel sugerował, iż są oni całkowicie skompromitowani i po udziale w irredencie, który w zasadzie wyłączył ich ze społeczności ludzi przyzwoitych, nie mają żadnego prawa udzielać się w życiu publicznym. Koźmian zażarcie bronił swojej i swojego pokolenia decyzji o zaangażowaniu się w powstanie, choć przyznawał, że była ona błędna.

W czerwcu 1866 r. Koźmian wraz z Józefem Szujskim, Ludwikiem Szujskim i Stanisławem Tarnowskim wchodzi w skład redakcji „Przeglądu Polskiego”. Na łamach tego pisma drukowana jest „Teka Stańczyka”. Oprócz programu negatywnego, jakim była krytyka postaw insurekcyjnych, twórcy „Przeglądu Polskiego” wypracowali program pozytywny, który był spójnym programem zachowawczym. Wytykali największą swoim zdaniem polską wadę, jaką było ciągłe zaprzeczanie polityce państwowej.

Autorem większości pamfletów składających się na „Tekę Stańczyka” był Stanisław Tarnowski, ale kilka z nich napisał Stanisław Koźmian. W Liście Brutusika (ex-minitra[3]) w karykaturalny i groteskowy sposób przedstawia działacza postępowego nierozważnie radykalnie głoszącego hasła liberalno-demokratyczne, w sposób bezpośredni nawiązując do działalności Adama Sapiehy zwanego „czerwonym księciem”. Sapieha, po nieudanej próbie stworzenia tajnego stronnictwa założył w roku 1869 dziennik „Kraj”, prowadzący antysejmową i antyrządową agitację.

Koźmian w swym pamflecie krytykuje brak rozwagi i skonkretyzowanego programu, o które oskarża postępowców. „Brutusik” pisze: „Mimo woli podziwiam siebie i innych i przypominam sobie ów wiersz mistrza Juliusza, który z taką emfaza i ponurym oczu blaskiem deklamować zwykłeś:

Zrzuć do ostatka te płachty ohydne,

Tę Dejaniry palącą koszul:

A stań jak wielkie posągi bezwstydne

Naga, w styxowym ukąpana mul,

Nowa – nagością żelazną bezczelna –

Niezawstydzona niczem – nieśmiertelna!

Teraz dopiero w całości rozumiem ten ustęp! Tak jest, aby polityka była skuteczną, musi zedrzeć z Polski szlafrok szlacheckiego i adwokackiego safandulstwa, musi wyjść naga z styxowego muła podziemnych robót w imię Ojczyzny, musi być nie bezczelną, ale czoło wszystkim stawiającą, idąca na przełaj, wygiętą rozkosznie ku uściskom przyszłości, która niesie z sobą republikę i przewrót uniwersalny! Trudno to tak dokładnie wszystko przewidzieć, trudno określić, czego się chce, ale właśnie ta niezmierzoność, ta bezprzestanna ruchliwość, to bezwiedne pędzenie naprzód, to łamanie wszystkiego i lekceważenia małości jest zdaje mi się naszą istotą, naszą wielkością, naszą nieprzełamaną potęgą naszym cudem cudów, o ile ja, który byłem tylko prostym sekretarzem stanu wypowiadać to mogę!”[4] – a w słowach jego sam Koźmian szyderczo przedstawia swych adwersarzy, którym za całą doktrynę polityczną i harmonogram działań zdają się wystarczać poezja romantyczna i egzaltowane uniesienia. Mimo, iż nie posiadają żadnych kompetencji do zajmowania się sprawami publicznymi, to jeszcze swój brak wiedzy i doświadczenia mają za atut: „Wierzże tu teraz w starych, a nie wierz w siebie samego. Odegraliśmy bądź co bądź naszą rolę w historyi i jesteśmy ludźmi przyszłości. Nie święci garnki lepią, a ja sam najlepszym tego dowodem, bo nie mogłem zdać egzaminu maturitatis dla łaciny i greki, a zaważyłem już kilkakroć na szali losów narodowych. Życie Katonku i wychowanie na chlebie co nie z jednego pieca pochodził! Ludzie prawdziwie zdolni, ludzie czynu nie psuli sobie głowy ani zbytnią nauką, ani zbytnia pracą, chwytali oni intuicyją znamiona czasu, a wesoło spędzona kolacyjka więcej im dawała bystrości, niż noce na studyach zmarnowane”[5].

Brutusik ujawnia też w liście swój plan działania: „Zważywszy, że sejm królestwa Galilei zawiódł zaufanie narodu, pierwsze uprzywilejowane Towarzystwo tygrysowsko-demokratyczne [Koźmian natrząsa tu się z mityngu wyborczego Towarzystwa Narodowo-Demokratycznego, zawiązanego w 1868 r. przez Franciszka Smolkę i Henryka Schmitta, którego organem prasowym był „Dziennik Lwowski”, z 27 VI 1869, podczas którego skrytykowano Koło Polskie za prowadzenie – w opinii uczestników owego mityngu – nieudolnej polityki w Wiedniu i wezwano do niewysyłania delegacji do Rady Państwa] postanowiło i stanowi:

Art. I. Wszelka władza prawodawcza odebraną zostaje Sejmowi.

Art. II. Władza prawodawcza przechodzi do zgromadzeń ludowych, które Wydział Towarzystwa tygrysowsko-demokratycznego zwoływać będzie w Tygrysowie kiedy mu się podoba.

Art. III. Ustawa ta wchodzi w życie z dniem ogłoszenia.

Art. IV. Wykonanie jej poleca Towarzystwo swojemu Wydziałowi rządzącemu.

Taka uchwała toby było coś, bo po niej choćby się nawet mniemany Sejm i zgromadził, zawsze mielibyśmy tytuł legalny do protestowania przeciw prawomocności jego uchwał, do zwoływania zgromadzeń ludowych, któryby uchwały takie kasowały, a wreszcie gdyby się nie chciał poddać woli narodu, do zmuszenia go siłą, bądź to przez rzucanie kamieni w okna, bądź przez głośnie okrzyki z galeryi, kocie muzyki wyprawiane pojedynczym posłom i.t.p. Słowem uchwała taka miałaby ogromne znaczenie, a Towarzystwo tygrysowsko-demokratyczne grałoby wobec reakcyjnego sejmu taką rolę, jak w dawnej Polsce wobec sejmów szlacheckich konfederacye, które nieraz uratowały ojczyznę, a zawsze zawierały w sobie jej ideę i majestat. Do tego dążyć powinno Towarzystwo, i nie wątpię, że przy okolicznościach tak sprzyjających, niebawem zostanie jedyną faktyczną, jak już jest jedyną legalną reprezentacją narodu”[6]. Krakowski konserwatysta ponownie krytykuje tu intelektualną i emocjonalną niedojrzałość swych ideowych przeciwników, przypisywanie sobie niewyobrażalnie wyolbrzymionych znaczenia i wpływów, a także, poprzez operetkowe w formie i anarchiczne z ducha, wprost odwołujące się do staropolskiej tradycji szlacheckiego warcholstwa, działania – utrudnianie i uniemożliwianie pracy tym, którzy w zaistniałych warunkach mogą i chcą coś dla Polski wypracować: „Ponieważ najbliższem zadaniem jest zabicie w opinii, a następnie uniemożebnianie tak zwanego sejmu, który z uszczerbkiem Towarzystwa uzurpuje dla siebie tytuł i prawa reprezantacyi narodowej, przeto pierwszą z kolei robotą jest wywołanie jak najliczniejszych przeciw temu manifestacji”[7]. Kto sobie co uzurpuje – mógł pomyśleć czytelnik „Teki Stańczyka”.

Do jakiego celu ma prowadzić postulowana przez Brutusika linia polityczna? Odpowiedź na to pytanie pada: „Wtedy dopiero nastąpi druga część programu, której zdaje mi się Towarzystwo samo jeszcze nie przeczuwa. Uważaj: naród skrzywdzony w swych prawach, obrażony w swoich uczuciach, otrzęsie się z więzów anti-narodowej polityki i oświadczy się stanowczo przeciw rządowi i przeciw wszelkim z nim związkom.

Rząd odpowie na to prześladowaniem: prześladowanie zabije raz na zawsze politykę galilejską i przekona naród, że na własne tylko siły liczyć może. Wtedy poczuje on na nowo potrzebę organizacji, wtedy cały do niej przystanie, a kto nie przystanie… tak mój Pankrasiu! [naw. do „Nie-Boskiej Komedii] Być że to może, że to szczęście jeszcze nam raz zaświeci, że jeszcze raz ujrzymy nominacye na siwych papierkach, pieczątki i wszystkie te rozkosze naszej pierwszej młodości! I znowu każdy obwód będzie miał swoich obwodowych, powiat powiatowych, miasta okręgowych, a naród swój własny rząd, swoje ministeria (wszystkie, kiedy w Chaopolis nie może się doprosić nawet jednego), sój skarb, swoje kadry, gotów na każde skinienie, nawet swoję marynarkę i kadry siły morskiej. […] Tylko razem, tylko dłoń w dłoni, wojna na śmierć polityce galilejskiej, wojna sejmowi, jeśli z nami być nie zechce, a nasamprzód zgromadzenia ludowe, zgromadzenia wyborców i vota nieufności.”[8]. Koźmian oskarża więc polemistów o chęć perfidnego wywołania kolejnego zrywu powstańczego, który bezpowrotnie zniweczyłby rezultaty ugodowej polityki. Rezultaty może nie zawsze satysfakcjonujące, ale chyba więcej uczynić można, nie mając ani jednego ministerstwa [a przypomnijmy, że niedługo później Polacy dali monarchii austro-węgierskiej ministra Dunajewskiego i premiera Badeniego), niż dysponując całym rządem powstańczym – egzystującym jedynie na papierze. Widzimy także oskarżenie irredentystów o motywy osobiste – chęć przypomnienia sobie młodości spędzonej w oddziałach powstania styczniowego i nadzieje na wysokie stanowiska po zwycięstwie insurekcji.

Autorstwa Koźmiana jest też zamieszczona w „Tece Stańczyka” Rozmowa pana Piotra z panem Pawłem[9], powstała jako polemika z krytyką z jaką zetknęli się redaktorzy „Przeglądu Polskiego”. Jest to tekst bardzo ważny, gdyż w sposób systematyczny przedstawia zapatrywania i logikę działania środowiska galicyjskich zachowawców. Referuje je pan Paweł: „Ale jedno z dwojga p. Piotrze: albo my wszyscy i z nami cały kraj byliśmy dotąd zupełnie głupi, niedołężni, pozbawieni wszelkiego rozumu i patriotyzmu, próżnowaliśmy całe życie, szliśmy wszyscy błędną drogą i trzymaliśmy się nietylko chwilowej ale zgubnej małodusznej polityki, albo też ten nowy kierunek, który tak widocznie powstaje w naszych czasach a tak nam bębni nad uszami, nic dobrego nie wróży.

P. Piotr. My to nie dzisiejsi, znamy się przecie na tych peryodycznie pojawiających się u nas symptomatach. Wiemy dobrze, że u nas jeszcze się nie spostrzeżesz a już naród wciągną w jakie szaleństwo, że najmniejsze głupstwo łatwo, bardzo łatwo przemienia się w wielkie, a zawsze idzie naprzód en boule de neige, że u nas nie można lekceważyć sobie nawet pojedynczych wybryków, nawet idiotyzmu nielicznej sekty, nawet kretynizmu napiętnowanych indywiduów, bo w nieszczęśliwych okolicznościach, w których się znajdujemy, z naszym charakterem narodowym, z naszą przeszłością i wrodzoną skłonnością popełniania wciąż tych samych błędów, nareszcie avec notre esprit d’apropos dalibóg i z kija wystrzeli jak Pan Bóg dzowoli. (…)

P. Paweł. Cóż chcesz p. Piotrze, jak są ludzie, tak są i stronnictwa z miedzianem czołem. Zważ dobrze, że dwa tylko zawsze objawiają się u nas kierunki, a ż pozorna walka stronnictw ogranicza się u nas niestety do walki rozumu politycznego z głupotą, niejakiej odwagi cywilnej z tchórzostwem, stałości w zdaniu z tą nikczemną chwiejnością mającą swój początek najczęściej w żądzy popularności, czasem w gorszej jeszcze chęci, zysku chwilowego, doświadczenia z zaślepieniem i trzeźwego zapatrywania się na położenie z tym opłakanym i złudnym optymizmem, z którego nigdy nie wyleczymy się, a który obiecuje wiecznie i sobie i innym dopięcie wszystkiego jakiemi bądź środkami. Lecz co jest prawdziwie upokarzającem, oto, że z tej walki rozumu z głupotą i rozsądku z szaleństwem pozostały u na nas dwa systema polityczne. Określać ci ich bliżej nie potrzebuję, znasz je, pierwszy chce przemawiać do rozumu politycznego i uczucia obowiązku, – drugi odzywa się do wyobraźni, do sentymentalizmu, do nienawiści i do namiętności, a przedewszystkiem do ciemnoty – drugi w walce z pierwszym ma u nas niezaprzeczalną wyższość, bo przemawia do tego, co najwięcej u nas jest rozwiniętem; nic więc dziwnego, że tak łatwo, tak często i tak niespodziewanie zwycięża. Wszystkie jego zwycięztwa naznaczone są w historyi, okropnemi, strasznemi, niepowetowanemi dla Polski klęskami. Otóż wskutek zbiegu okoliczności, ta prowincja polska, po ostatnich wielkich wypadkach wyrzekła się stanowczo tego drugiego zgubnego systemu, a postanowiła trzymać się pierwszego, czyli wyrażając się nie tak górno, kraj nauczony doświadczeniami, po prostu zmądrzał – a co ważniejsza dotąd, w tem zmądrzeniu wytrwał. Tego przebaczyć mu nie mogą. Od niepamiętnych czasów było to może najświetniejsze zwycięstwo rozumu w Polsce – a więc największa klęska dla wszystkich półgłówków. – Aż tu raptem pojawiać się zaczęły coraz liczniejsze, coraz śmielsze i natarczywsze objawy drugiego systemu.

P. Piotr. Prawdziwe zamachy przeciw rozsądkowi. (…)

P. Paweł A potem p. Piotrze, biorąc rzeczy rozsądnie i zimno, dojść się musi do przekonania, że każde nieroztropne i sangwiniczne działanie, szczególniej tutaj, każde zamięszanie, i tak nazwane podniecanie ducha środkami gwałtownemi, jest na rękę Moskwie. Gdyby w Polsce, a mianowicie w Galicyi nie było sangwinistów, zapaleńców z dobrą wiarą, toby ich Moskwa powinna stworzyć. Osłabienie wpływu ludzi rozsądnych, chęć zabicia ich moralnie, porównywanie ich z Moskalami lub Moskwie zaprzedanymi, może być tylko na rękę Moskwie.”[10].

Postawiony zostaje postulat pracy organicznej: „P. Paweł. Silnie muszą oni być przekonani o dzielności tych wszystkich środków, skoro chcą w nas weprzeć, że innych niema; kto tych nie używa, nie chce używać wolności, i że ten tylko zna się na winach, kto codziennie wódką się upija, skoro pytają co to jest ta praca organiczna, z której znowu wyśmiewać się zaczynają? Praca organiczna p. Piotrze, odpowiedzieć im można – to oświata, bo oświata to najlepsze antidotum przeciw ich dezorganicznej pracy. Wydajcie tę energię, którą wydajecie na urządzenie demonstracji, na szerzenie oświaty, wydajcie te pieniądze, które zbieracie na demonstracje, na oświatę, a dowiecie się, co to jest praca organiczna. Przemawiajcie a nalegajcie o mądre a pilne zużytkowanie tych instytucui, które już mamy – zawiązujcie ich jak najwięcej, bo jeźli ich działania są czasem błędne lub błahe, skrzywione lub bezowocne, to przecież one są prawdziwą dźwignią postępu, jedyną spójną i jedyną dodatnią stroną wśród dzisiejszego ogólnego rozstroju; zawiązujcie i pielęgnujcie je, a dowiecie się, co to jest praca organiczna! – Bierzcie udział i innych namawiajcie do żywego udziału w tem regularnem życiu politycznem, jakie okoliczności stworzyły. Walczcie przeciw temu wrodzonemu nam próżniactwu, które zasłania się tym sofizmem, że w tych warunkach nic zrobić nie można, a dowiecie się co to jest praca organiczna! To przecież dość szeroka niwa i dla waszej działalności, a nawet ruchliwości i ambicji. A brak, wielki brak na tej niwie pracowników, brak szczególniej pracowników sumiennych, wytrwałych, obznajomionych i z rolą i z narzędziami rolniczemi. O nich starajcie się, a leniwych karćcie, a lekkomyślnych potępiajcie. Ale do tego musielibyście przedewszystkiem opuścić kierunek, którym idziecie, bo on odprowadza od tej niwy robotników, ale jeżeli nie prowadzi ich na jatki, to prowadzi do lasu na majówki lub do teatru na szarlatańskie przedstawienia”[11].

Rozważone zostają też motywacje spiskowców niepodległościowych: „P. Piotr. Przypuszczam, że bardzo wielu mówi i dziś to w dobrej wierze, że nie wiedzą do czego niektóre środki doprowadzić zawsze muszą i jakie są następstwa fałszywego założenia, ale obok nich, czyż niema takich, którzy o tem wiedzą doskonale, ale nie radzi, że kto inny tego się domyśla, którzy nie chcą być sami zbyt wcześnie odgadnięci, wszelkich myśli ukrytych, jak owe osoby, które z obawy aby ich nie poznano na maskaradzie, co pół godziny zmieniają w garderobie domino. Czuć co innego, a ogłosić co innego, czy z taktyki czy z wyższego rozkazu, oburzać się na przypuszczenia i przewidzenia, które są treścią ich politycznego credo… to szczyt hipokryzji. (…) Nareszcie naiwną jest „Całość”, kiedy twierdzi że zarzucają jej chęć wywołania wojny Austryi z Moskwą, i że ktokolwiek przypuszcza, że „Całość” wywołać może tę wojnę, choćby z wyższego rozkazu. Nie p. Piotrze, tego się nikt nie obawia, przeciwnie niech tylko „Całość” wywoła tę wojnę, a wszyscy na nią pójdziemy, nawet i my p. Piotrze zaciągniemy się do obrony krajowej, bo to będzie wojna o życie i śmierć. Ale występować z zamiarem wywołania tej wojny, ale zapisywać to w dziennikarskim programie, ale odgrywać tu rolę muchy przy koczu, jest albo kolosalną śmiesznością, z której niepodobna było w polemice nie skorzystać, albo też jest tylko płaszczykiem, pod którym w oczach dobrodusznych można sobie bardzo i bardzo wiele pozwolić. Tak jest p. Piotrze, Galicya może się stać w bliższym lub dalszym momencie punktem archimedesowym sprawy polskiej, ale Galicya sama nie może jej wywołać, tem mniej jeden a nawet wszystkie jej organa. Nierozważnem zaś, sangwinicznem, porywczem postepowaniem Galicya i jej organa nie wywołają kwestyi polskiej, ale bardzo łatwo wywołać mogą kwestyę Galicyjską. Nam nie przypominać się wciąż innym, bo w końcu o nas powiedzą, co Talleyrand mówił o pewnym natręcie: „tak mi się często przypominał, że zapomniałem o nim” – lecz poczekajmy żeby wybiła godzina w której nas zapragną. (…) Widziałeś zapewne nieraz te kobiety przyzwyczajone do swobody, do kankana i do lekkiej rozmowy, zauważyłeś zapewne jak one śmieszne, nienaturalne, jak sznurują usta, jak nie wiedzą co robić z rękami i jak się nudzą w towarzystwie przyzwoitem, słowem, gdy sobie jakikolwiek przymus zadawać muszą. Otóż „Całość” niezmiernie mi je przypomina. A widziałeś co te osoby dokazują skoro ten przymus minie. Ztąd wyprowadź wnioski o „Całości” i jej przyszłości.”[12].

W pamflecie List Napoleona Bałamuckiego (posła sejmikowego) do Paflagoniusza Tarapacińskiego (prezesa powiatowego)[13] Koźmian przedstawia karykaturalne wyobrażenie polityka pozbawionego rozumu, stałych poglądów i wyrobienia politycznego, a skłonnego jedynie do patriotycznej tromtadracji. „Zważywszy że najniebezpieczniejsza dla nas potencyą jest Moskwa, że komitet urządzający gdyby się przeniósł do naszego kraju, zadałby tu niemałą klęskę interesom obywatelskim, nie podlega wątpliwości, że nam wypada trzymać się Austryi. Nie można więc pchać do zerwania z Austryą, ani tez przyczyniać się do osłabienia monarchii. Ale znowu z drugiej strony nie mogę w sejmie zająć takiego stanowiska, abym uchodził za Austryaka a nie za Polaka. W tem sęk i w tem główne niebezpieczeństwo: temu jednak zaradzę mową, w której przemówię o całej Polsce, o jej dawnych granicach i z oburzeniem napiętnują patryotyzm galicyjski, tak że mnie nikt o brak miłości ojczyzny nie posądzi.”[14] – referuje jego tok rozumowania.

List Sprycimira (dziennikarza) do Sycyniusza (trybuna)[15] zawiera poradę dziennikarza, jak powinien być redagowany nowo założony periodyk, by utrzymać się na rynku wydawniczym. Jest to po dziś dzień aktualna satyra na dziennikarstwo karmiące się tanią sensacją i skandalami, manipulujące czytelnikiem. Dla nas szczególnie ciekawe będą fragmenty opisujące linię polityczną nowego dziennika: „W kwestyach społecznych przemawiać musimy bardzo energicznie za zniesieniem wszystkich już zniesionych przywilejów. Największą widzisz trudnością dla nowego dziennika jest, że już nie ma przywilejów z któremi mógłby walczyć; dla tego nie ma rady, trzeba walczyć ze zniesionemi, a szczególniej przemawiać za równouprawnieniem. Przemawiać dziś za równouprawnienie, powiesz może, to absurdum, skoro równouprawnienie jest zupełne; ale to nic nie szkodzi, bo bardzo wielu nie rozumie tego wyrazu, a ten wyraz wytłumaczyć można jak się podoba; można np. powiedzieć, że on dziś znaczy: demokracya przyszłości. Dalej, i to jest punkt ważny, zacięta walka z reakcyą. W mojem przekonaniu ten wyraz nie ma u nas sensu, bo co najwięcej, można rządowi przypisywać chęć reakcyi, ale to jest jeden z wyrazów bardzo utartych i efektownych, to prawdziwa bonne fortune dla każdego a szczególnie dla nowego dziennika. Jak np. w polemice zabraknie nam argumentów, lub jak nie będziemy wiedzieli co pisać, jak w ogóle zabraknie nam przedmiotu, wyrzniemy wstępny artykuł O Reakcyi! która się sroży i t.d. i t.d. To rezerwa dziennikarska jak stara gwardya Napoleona.[16] (…) Co się tyczy kwestyi terytoryalnej, musimy przyjąć za zasadę znane już minimum; bez tego żadnego kompromisu, żadnej transakcyi; ale to już znane, to nic nowego. Dla tego wpadłem na myśl, żaby nasze minimum terytoryalne, powiększyć Szląskiem, ale całym – pruskim i austriackim. Tem innych zabijemy.”[17].

Stanisław Koźmian nie brał czynnego udziału w rozważaniach ustrojowo-instytucjonalnych, jakie toczyły się w jego środowisku politycznym. W przeciwieństwie do Tarnowskiego i Wodzickiego, którzy, najprawdopodobniej pod wpływem Milla, chcieli powszechnego prawa wyborczego jedynie z cenzusem majątkowym, on odwołując się do myślicieli francuskich zwanych doktrynerami bądź gwarancjonistami (m.in. Tocqueville) preferował bardziej teoretyczne rozważania, nie cofając się przed akceptacją części rozwiązań wynikłych z rewolucji francuskiej.

Koźmian postulował, by problemy polityczne postrzegać w ich rzeczywistych uwarunkowaniach, a nie w relacji do abstrakcyjnych idei czy wzniosłych haseł. Niedostosowanie się do tego postulatu traktował jako samookłamywanie się narodu na temat własnego położenia, za „obłęd prowadzący do klęski”. Postulował politykę rozumu, a nie serca czy uczucia. To Koźmian jest autorem idei polityki trójlojalizmu, jaką proklamował w „Czasie” 27 VII 1878 r. w obliczu wojny rosyjsko-tureckiej. Domagał się realizacji możliwych do osiągnięcia w danym momencie celów poprzez chodzenia na „rzetelne kompromisy”, co miałoby zapewnić zachowanie bytu narodowego, zamiast dążenia do nieosiągalnej w danym momencie niepodległości. Twierdził, że „nie mogąc być państwem” Polacy winni być „narodem szanującym się i szanowanym”. Dostrzegał konieczność istnienia świadomych swych powinności elit, które mieliby z siebie wyłonić najbogatsi. Swą postawę określał nie jako brak patriotyzmu, ani patriotyzm szkodliwy, ale patriotyzm polityczny. Charakterystyczne dla myśli krakowskiego konserwatysty jest oddzielenie bytu narodowego od niepodległości i form państwowych, co przy braku tych ostatnich, nie uniemożliwia zachowania i rozwoju tego pierwszego. W roku 1869 Koźmian został posłem Sejmu Krajowego z kurii wielkiej własności. Postulował zaniechanie polityki absencji w największych organach przedstawicielskich.

U myśliciela tego częsta była refleksja na temat stosunków międzynarodowych. Popierał wprowadzenie dogmatu o nieomylności papieskiej na Soborze Watykańskim I, jednak rzadziej niż inni Stańczycy wypowiadał się o papieżu jako o przywódcy religijnym. Bardziej interesowało go papiestwo od strony doczesnej, jako czynnik i gwarant pewnego ładu. Uważał, że „zasada chrześcijańska jest jedyną podstawą duchową” i „że społeczeństwo nie może obyć się bez religii”. Chrześcijaństwo traktował jako czynnik chroniący zbiorowość i jednostkę przed zezwierzęceniem, czy wręcz zbydlęceniem. Obraz takiego zbydlęcenia przedstawiał w artykule Bezkarność, zawierającym m.in. bardzo interesujące uzasadnienie słuszności kary śmierci.

W roku 1898 Stanisław Koźmian przeniósł się do Wiednia, gdzie doradzał Kazimierzowi Badeniemu. Na łamach „Le Petit Journal de Vienne” komentował politykę bałkańską. Zmarł 3 VII 1922 r. w Krakowie, do którego powrócił w roku 1919.

Michał Gadziński

——————————————————————————–

[1] Np. przez Bogdana Szlachtę; patrz Stanisław Koźmian – współtwórca „szkoły stańczykowskiej”, w: tenże, Szkice o konserwatyzmie, Kraków 2008, s. 197.

[2] S. Koźmian, Kilka słów o naszych stosunkach, Rzeszów 1861, s. 32-33.

[3] List Brutusika (ex-ministra), w: Teka Stańczyka, Kraków 2007, s. 29-35.

[4] Tamże, s.30.

[5] Tamże, s. 31-32.

[6] Tamże, s. 32-33.

[7] Tamże, s. 33-34.

[8] Tamże, s. 34-35.

[9] Rozmowa pana Piotra z panem Pawłem, w: Teka Stańczyka, dz.cyt., s. 81-114.

[10] Tamże, s. 81-87.

[11] Tamże, s. 99-100.

[12] Tamże, s. 102-107.

[13] List Napoleona Bałamuckiego (posła sejmikowego) do Paflagoniusza Tarapacińskiego (prezesa powiatowego), w: Teka Stańczyka, dz.cyt., s. 115-121.

[14] Tamże, s. 117.

[15] Sprycimira (dziennikarza) do Sycyniusza (trybuna), w: Teka Stańczyka, dz.cyt., s.141-156.

[16] Tamże, s.148.

[17] Tamże, s. 149.

aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *