Powstanie listopadowe od zawsze dzieliło Polaków – z jednej strony konserwatyści z Hotel Lambert byli jego zażartymi krytykami, co następnie przejęła Endecja wyrastając z pozytywistycznej tradycji pracy organicznej, natomiast z drugiej strony, nasi najwięksi wieszcze, widzieli w nim szansę na odzyskanie prawdziwej niepodległości, oraz, w wyniku słabości elit, klęskę, którą Słowacki w „Grobie Agamemnona”, przyrównał do tragicznej dla Greków bitwy pod Cheroneą. Mickiewicz, od zawsze chcąc zbrojnej rewolucji, opiewał zalety powstania, jego heroizm, oraz poświęcenie pojedynczych jednostek.
To właśnie w oparciu o upadek tegoż powstania pchnął polskich literatów do, tak mi się wydaje, napisania najważniejszych dzieł polskiej literatury romantycznej, albo ogólnie literatury krajowej. Podczas emigracji poetów powstały przecież „Dziady cz. III”, „Reduta Ordona”, „Kordian”, na których odbiły się, świeże jeszcze, rany powstałe podczas kampanii wojennej prowadzonej w 1831.
Choć powstanie listopadowe na dobre 88 lat wymazało z mapy świata jakikolwiek byt, który możemy nazwać Polską (choć państwo zostało „tylko” wcielone do Rosji, istniało dalej jako region administracyjny w Imperium, oraz ciężko by było wymazać, dosyć sporą połać terenu, całkowicie. Autorowi chodzi tylko o to, że zniknęła ona z map politycznych.), jednak powstanie to, jak pisałem we wstępie, odcisnęło niesamowite piętno na polskiej kulturze, a nawet stało się jej integralną częścią. Cytując za Dmowskim: „Wszystko co polskie jest moje: niczego się wyrzec nie mogę.”[1].
Romantyzm choć przyniósł nam wiele złego, wcale nie był taki zły, a w mojej opinii jest demonizowany, owszem – Mickiewicz był heretykiem, który w swoich dziełach bluźnił przeciw Bogu (wystarczy przytoczyć „Wielką Improwizację”), a jego, stosując internetową nowomowę – „hurrapatriotyzm”, czyli tak dobrze nam znane „szabelkowanie”, przyniosło rzeczywiste problemy, oraz zgubę na wiele ludzkich istnień, jak m.in. powstanie styczniowe, które w przeciwieństwie do listopadowego nie miało najmniejszych szans powodzenia.
Powstanie listopadowe było też powstaniem inteligencji i poetów. Do wojska masowo zaciągali się różnego rodzaju poeci, pisarze, ludzie wybitni – Rajnold Suchodolski, czy Józef Przerwa-Tetmajer, nie dość, że poeci, to jeszcze żołnierze, jeden z nich [Rajnold] podobnież miał popełnić samobójstwo na wieść o upadku Warszawy zdzierając z siebie bandaże, którymi był opatrzony. Wielu zna pieśni pokroju „Dalej bracia do bułata”, czy „Warszawianka”, które przecież są hymnami powstania narodowo-wyzwoleńczego, oraz zostały w jego okresie napisane, a także były żywo wykonywane.
Nie tylko poezja i pisarstwo zawiera w sobie „ślady listopadowe” – powstanie odgrywało żywą rolę w malarstwie. Jeden ze słynniejszych obrazów Wojciecha Kossaka to przecież ilustracja bitwy pod Olszyną Grochowską, jedną z większych bitw insurekcji. Tak samo jest przy okazji bitwy pod Stoczkiem, gdzie również popularny obraz Kossaka pobudza ludzki umysł do powrotu na pole bitwy.
Z drugiej strony natomiast powstanie było, jak pisałem, tragiczne w skutkach – doszło do natężenia represji rosyjskich, Wielkiej Emigracji, oraz, jak wspominałem, wcielenia Królestwa Polskiego do Imperium Rosyjskiego. Zanim ktoś powie, że: „Gdyby nie było powstania, to represje by nie wystąpiły”, to chciałbym zaznaczyć, że represje występowały już wcześniej, i nie jest to tylko „Mikołajowa fanaberia”, by łamać dość wolnościową konstytucję Królestwa, ale rzecz zaczęła się dziać jeszcze przed powstaniem Dekabrystów – jeszcze za panowania Jego Królewskiej Mości Aleksandra I (dla Polaków Aleksander II), który pomimo bycia królem, przez większość panowania, dobrym i powszechnie kochanym, to pod koniec swojego życia zaczął zmieniać kurs swojej polityki wobec Polski i Polaków, co przeszło na Mikołaja. Jego Królewska Mość Mikołaj I kontynuował tylko politykę swojego starszego brata.
Do tego należy zauważyć, że polityka rosyjska była niezwykle konfrontacyjna – car i król nie zważał na to, czy Polakom przeszkadza łamanie konstytucji, czy nie i kontynuował jej łamanie. Do tego społeczeństwo polskie było zradykalizowane – świadczy o nim nie tyle sama noc listopadowa (choć tam akty „jakobińskiego radykalizmu”, też zachodziły), co jej poranek – już wtedy zaczęły się kreować liczne kluby polityczne, a także na ulicach zaczęła wybrzmiewać, za sprawą Rajnolda Suchodolskiego, wyżej wspomniana pieśń – „Dalej bracia do bułata”.
To, że Mikołaj był złym królem to pewna naszywka, która przylgnęła do drugiego Romanowa na polskim tronie – tak naprawdę to Mikołaj nie zrobił nic, czego byśmy się nie mogli spodziewać po stłumieniu, jakże krwawym, rewolucji w grudniu 1825 roku. Rewolucyjne nastroje, szczególnie wśród wojska, wcale nie były na rękę nam, a były na rękę właśnie carowi, który szukał pretekstu, by sfinalizować politykę „zaciskania obroży na szyi Polaków”.
Wielki książę Konstanty, czyli młodszy brat Aleksandra i Mikołaja, oraz z ich nadania naczelnik królestwa, wielki służbista, którego, jak sam powiedział: „Nawet sam car nie mógłby go zwolnić z obowiązku!”, to kolejna postać, która obrosła legendami – zawsze ludzie widzą go, jako bezbożnego i bezdusznego potwora, który kochał maltretować biednych polskich oficerów, którzy w akcie bezsilności popełniali samobójstwa – zapomina się o tym, że Konstanty był byłym żołnierzem gwardii imperatora, oraz o tym, że na wschodzie takie standardy szkolenia nie były wyjątkowe. Nie zmienia to jednak faktu, że Polacy nie byli przyzwyczajeni do tego, iż nie byli oni szkoleni przy użyciu siły fizycznej, bo w armii napoleońskiej byliśmy jedną z formacji, które tego nie stosowały.
Powstanie, którego początek przedstawiony jest w „Nocy Listopadowej” Wyspiańskiego (oczywiście podkoloryzowane wszystko jest przez literacką wyobraźnię), z jednej strony tak tragiczne, ponieważ w jego wyniku Polska „wymazana została z mapy”, z drugiej strony przyniosło nam pewną legendę, która często podnoszona jest do rangi mitu, m.in. przez Mickiewicza. Powstanie przyniosło nam rozwój kultury, a już na pewno nasza kultura wyglądałaby całkowicie inaczej. Znowu z innej perspektywy, przez te powstanie w świecie przypomniano sobie o Polsce i pomimo bierności państw zachodu, Polska ponownie była na ustach całego świata, a jakże, po raz kolejny tak tragicznie. Patrząc inaczej – udowodniliśmy podczas wojny polsko-rosyjskiej wartość naszej armii, wyszkolonej przez wielkiego księcia Konstantego, a jednak przyszła klęska ze względu na brak wiary w zwycięstwo.
Czy wojnę, powstanie, noc listopadową, da się dzisiaj ocenić? Oczywiście, że tak, oraz oczywiście nie będzie to ocena obiektywna, tylko nacechowana subiektywizmem i konotacjami ideowymi. Tak jak kiedyś Hotel Lambert i Towarzystwo Demokratyczne Polskie wcielimy się w rolę sędziów, by w sporach, bardziej i mniej ważnych, bronić swoich racji. Osobiście nie umiem wystawić oceny negatywnej, ani pozytywnej, mam sporo zastrzeżeń wobec elit i ich bierności, ale z drugiej strony heroizm szeregowych żołnierzy napawa mnie szacunkiem dla poświęcenia. Kiedy stawiamy pytanie „co by było gdyby?”, często zwykliśmy zapominać o tym, że to, już było, a my jesteśmy dziś.
Mateusz Gajda
[1] R. Dmowski, „Myśli nowoczesnego Polaka”, wyd. „Ex Libris”, str. 28
Za Wielomskimi – nie czytałem, ale się wypowiem – kiepsko napisane. Pozdrawiam
?!?!?
Po co tak głupio pisać… tzn. i myśleć?! To jest wasza towarzyszu autokompromitacja. Tow. „Dugin” (?!)… cha cha cha
Dno, upadek, degrengolada… jak: kreml, sputnik, russ media, +Rosja +Rosjanie i tow. +Putin z +kgb/gru/fsb/nkwd… +ZSRR +Stalin +Lenin marxizm rewolucja bolszewicka…
Po co tak głupio ripostować? Drugiego akapitu i tej wyliczanki kompletnie nie rozumiem…
Wszystko ok, ale po co komu kultura /nawet zwycięska/, jeśli naród + państwo upadły…
Finowie spod panowania szwedzkiego dostali się pod panowanie rosyjskie z pozycji gorszej niż Polacy. Jednak przez lata poszerzali swoją autonomię i uprawnienia tak bardzo, że mieli nawet prawo do występowania na olimpiadzie pod własną flagą, zaś Finowie stanowili jeden z najlepiej wykształconych i ogarniętych części imperium rosyjskiego. Mieli okres dyskryminacji i prześladowań przez twardogłowych, lecz ogarnęli to i przetrwali. Polacy zaś zaczynali z pozycji bardzo wysokiej autonomii, lecz przez powstania, spiski, zamachy itd. doprowadzili się do pozycji pomniejszej i zabiedzonej prowincji imperium, a polskość cofała się i cofała. Czy Finowie mają wielką legendę jak polskie powstania? Nie. Ale potrafili zbudować naród oraz państwo, utrzymać ducha narodowego na prawie wszystkich swoich ziemiach. Tymczasem Polacy mają wielką legendę, lecz od polskości uciekła cała Litwa, cała Białoruś i połowa Ukrainy. Sami zaś Polacy też należą do grup szybko porzucających swoją tożsamość. Po miesiącu pracy na Wyspach czy Niemczech zapominają 1/3 polskiego słownika. Zaś Polki uznawane są za jedne z najłatwiejszych kobiet. Tak naprawdę to na każdym tle jest porażka, dno i metr mułu
No no, niby taki niepozorny tekst, a przecie można wyłuskać parę nietuzinkowych przemyśleń, jak dajmy w tym akapicie: „Romantyzm choć przyniósł nam wiele złego, wcale nie był taki zły”. Kto by pomyślał, że coś, co przynosi wiele złego, wcale nie jest takie złe?…
Pan Gajda zauważa też odkrywczo „że polityka rosyjska była niezwykle konfrontacyjna – car i król nie zważał na to, czy Polakom przeszkadza łamanie konstytucji, czy nie i kontynuował jej łamanie”. Jak widzimy nikczemny car i król w jednym łamał i kontynuował łamanie i jakaż szkoda, że p. Mateusz nie precyzuje, czy carowi i królowi w jednym udało się koniec końców złamać konstytucję…
Autor powinien chyba jeszcze poprawić to zdanie:
„Nie zmienia to jednak faktu, że Polacy nie byli przyzwyczajeni do tego, iż nie byli oni szkoleni przy użyciu siły fizycznej, bo w armii napoleońskiej byliśmy jedną z formacji, które tego nie stosowały.”
W sumie nie wiem, czytając to, czy byli czy nie byli…
Warto chyba przeczytać parę razy tekst przed opublikowaniem.
Pan chyba też nie czytał.
Nie pozdrawiam.