Gdzie ci mężczyźni?

Aborcja nie jest wyłącznie sprawą kobiety. Jest TEŻ sprawą kobiety. Słynny amerykański slogan pro-choice mówi: „77% of liderów anty-aborcyjnych to mężczyźni. 100% z nich nigdy nie będzie w ciąży”. Zdaje mi się, że w owym sloganie zawarte jest całe obecne podejście do roli mężczyzny w debacie o aborcji.

Organizacje pro-choice (z których w Polsce każda nazywa się pro-kobiecą) promują pogląd, jakoby aborcja była wyłącznie sprawą kobiecą. Hasło „mój brzuch, moja sprawa” zna chyba każdy. Hasło „gdyby to mężczyźni zachodzili w ciążę, aborcja byłaby sakramentem” może nie jest tak popularne, ale ja osobiście się z nim spotkałam. Problem, który chciałabym poruszyć w dzisiejszej notce brzmi: jaka jest rola mężczyzny w debacie o aborcji? Czy to dobrze, że mężczyźni zdają się być z tej debaty wykluczeni oraz pozbawieni prawa jakiegokolwiek głosu?

Pomimo, że dotychczas również ja starałam się przedstawić bardziej kobiecy punkt widzenia, pisałam o kobiecych doświadczeniach, uważam, że rola mężczyzny w debacie na temat aborcji jest ogromnie ważna. Jest niezrównana. I bardzo źle się stało – zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet (nie wspominając o dzieciach, ale to oczywiste), że w pewnym sensie pozwoliliśmy retoryce pro-choice przeniknąć do naszych umysłów. Aborcja jest zarówno sprawą kobiet, jak i mężczyzn. Tak jak i do tanga trzeba dwojga, tak i do spłodzenia dziecka, nie ukrywajmy, również dwojga potrzeba. Oboje – mężczyzna i kobieta – ponoszą odpowiedzialność za powstałe życie.

Obecnie mężczyźni są często przedstawiani jako wrogowie kobiet – ci mężczyźni, którzy ośmielają się głośno i publicznie sprzeciwiać aborcji. Ich sprzeciw ma jedynie sprawić, by kobiety były im uległe, a oni cieszyli się nieskrępowaną władzą. W pewnym sensie zakłada się, że mężczyzna taki jest hipokrytą, bowiem jemu łatwiej będzie nie ponieść konsekwencji poczęcia potomka niż kobiecie. Ja jednak uważam (i naprawdę w to wierzę), że sprzeciw mężczyzn wobec aborcji powinniśmy traktować jako deklarację. Nie jest i nie powinno to być proste „mnie to nie dotyczy, ale się sprzeciwiam”. Mężczyźni nie są robotami pozbawionymi zasad i uczuć. Sprzeciw wobec aborcji powinien oznaczać (i w wielu przypadkach moim zdaniem jednak oznacza) deklarację: „nie namawiałbym nigdy mojej żony/partnerki/córki do aborcji, przeciwnie, starałbym być się dla niej ciągłym wsparciem”.

Jeżeli chcemy, by mężczyźni prawidłowo reagowali na wieść o nieplanowanej ciąży, musimy włączyć ich w odpowiedzialność za dziecko także przed jego narodzinami. Podejście „mój brzuch/moja sprawa” sugeruje, jakby do czasów narodzin (ale często i po…) dziecko było jedynie sprawą kobiety, a rodzicielstwo mężczyzn nie dotyczyło. Otóż nie, dotyczy. I trzeba mówić głośno i stanowczo, że ich dotyczy. Domagać się męskiej pomocy, wsparcia oraz promować męską odpowiedzialność.

Pamiętacie list Jana Pospieszalskiego w sprawie Agaty? Na Salonie 24 pojawił się jako notka pt: „Agata w świecie nieobecnych mężczyzn”. (http://janpospieszalski.salon24.pl/343,agata-w-swiecie-nieobecnych-mezczyzn). Naprawdę poruszający, bardzo żałuję, że nie odbił się szerszym echem. Dokładnie o tym chciałabym dzisiaj porozmawiać. Niestety, postawa ojca tego chłopca nie jest postawą w dzisiejszym świecie rzadką. I niestety, mam wrażenie, że winni są temu nie tylko mężczyźni, ale także kobiety. Ci wszyscy, którzy w jakimś momencie stwierdzili, że mężczyznę można wyłączyć z odpowiedzialności za ciążę. Ba, zrobili to w „dobrej wierze” twierdząc, że w ten sposób pomagają kobiecie. Otóż nie, w ten sposób kobiecie się nie pomaga.

Kiedy kobieta (dziewczyna) dowiaduje się, że jest w nieplanowanej ciąży, ma pełne prawo być przerażoną, wystraszoną, złą, smutną. Ma pełne prawo się bać. Pewną rolę odgrywają tu też hormony, zmienia się nastrój. Kobieta, która jest w ciąży, zwłaszcza kobieta, która jest w ciąży nieplanowanej, zwłaszcza taka, która nie do końca jest samodzielna i nie czuje się silna, będzie delikatna. I chociaż głęboko wierzę, że kobiety są (i powinny być) silne, by w razie czego urodzić, wychować dziecko same i dać sobie radę same, nie uważam, że jest to rozwiązanie, o którym marzy każda dziewczyna. Przeciwnie. Myślę sobie, że w takiej sytuacji dziewczyna/kobieta, w sumie niezależnie od wieku i pozycji, liczy na to, że osoba również odpowiedzialna za sytuację (ojciec dziecka) będzie przy niej i ją wesprze. Na różne sposoby. Trzeba to jasno i wyraźnie przekazywać mężczyznom. My chcemy Waszej pomocy. My liczymy na Wasze wsparcie. Liczymy na to, że okażecie się silni i odpowiedzialni tak, by wspierać nas, kiedy my nie będziemy aż tak silne. Nie ignorujmy roli mężczyzny. Kiedy czytam materiały pro-choice na temat aborcji, bardzo często mężczyzna jest nieobecny albo wrogo nastawiony do ciąży, często pojawia się temat przemocy wobec kobiet. Aborcja nie jest rozwiązaniem na te problemy. Z pewnością też stwierdzenie, że to „tylko sprawa kobiety” nie jest rozwiązaniem, bo zamiast pomóc kobiecie, ono zwalnia odpowiedzialność z mężczyzn, robiąc też z nich nieczułych potworów, którzy nie są w stanie pragnąć rodzicielstwa.

Ten temat również chciałabym poruszyć. Uważam, że to będzie fair, że za mało się o tym mówi. Jeżeli aborcja jest „sprawą kobiety”, to jeżeli kobieta chce jej dokonać, mężczyzna jest jej przeciwny, to nie ma jak jej powstrzymać. I to jest okrutne. Jak bardzo przestaliśmy wierzyć w to, ze rolą mężczyzny powinna być opieka, wsparcie i odpowiedzialność, skoro uznaliśmy, że można wykluczyć jego zdanie w kwestii ochrony życia własnego dziecka? I ciągle tylko słyszę „bo to taka rzadka sytuacja”, „e tam, mężczyźni nie odczuwają uczuć do nienarodzonych dzieci, pozbiera się”. Wzmaga to jedynie moje przerażenie – co się z nami stało?

Ja wierzę w to, że mężczyzn obchodzi życie i zdrowie kobiet i dzieci. Wierzę w to, że chcą i mogą poczuwać się do odpowiedzialności za dziecko. I myślę, że w naszej sprawie pro-life niezmiernie ważny jest głos mężczyzn. Głos mężczyzn i kobiet powinien się wspierać. Punkt widzenia będzie inny, bo inne będą obawy kobiet i mężczyzn, inna perspektywa, ale powinni mówić jasno i wyraźnie „nie popieramy aborcji”. I powinno być jasne, że taka deklaracja ze strony mężczyzn bynajmniej nie oznacza umycia rąk, przeciwnie – oznacza podjęcie odpowiedzialności. Oznacza uznanie, że męska siła powinna być użyta do opieki, do obrony, do wspierania.

Pamiętam, jak czytałam artykuł o kobiecie, która pomaga nastoletnim rodzicom. Sama zaszła w ciążę mając 15 lat. Opisała w nim, jak opowiedziała ojcu (pierwszemu), że jest w ciąży. „Dziecko-rodzic musi liczyć na pomoc rodziców – przetrwa tylko dzięki nim. Tak przetrwała Ola. Postanowiła, że wrodzinie pierwszy dowie się ojciec. Było jak wteledysku Madonny „Papa don’t preach”. Tato, nie praw kazań. Mam straszne kłopoty. Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale jestem wciąży. Ojciec, wcześnie emerytowany górnik, zapalił jednego papierosa. Potem drugiego. Izszedł do piwnicy porozmawiać ze swoimi akwariowymi rybami. Wkońcu wyszedł: – Słuchaj, gorsze rzeczy się wżyciu zdarzają. Jakoś sobie poradzimy.” (http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/288614,1,nastoletni-rodzice.read). Pomyślałam wtedy: „wow! to jest prawdziwy mężczyzna!”. Oby więcej takich ojców było niż ojców jak z historii Agaty.

Na koniec chciałabym jeszcze raz podkreślić – nie separujmy mężczyzn od problemu aborcji. Aborcja dotyczy mężczyzn i kobiet. Oboje są odpowiedzialni za dziecko. I mężczyźni powinni opowiadać się przeciwko, bo to jest ich sprawa. Powinni też wspierać kobiety – swoje żony, partnerki, córki w sytuacji nieplanowanej (o planowanej nie wspomnę) ciąży. Nie wiem, kto sprawił, że mężczyźni uwierzyli, że „wesprę każdą twoją decyzję” pomaga i faktycznie wspiera kobiety, ale ja i znaczna większość dziewczyn, jakie znam, wolałaby silne wsparcie „będziemy mieli dziecko, a ja będę przy tobie i będę cię wspierał”. Prawda jest taka, że na to liczymy. Z drugiej strony my, jako kobiety (matki, żony, córki) powinniśmy mówić mężczyznom wokół nas, że ich potrzebujemy. Że fakt, że jesteśmy silne nie zmienia tego, że nie chcemy być same. Że potrzebujemy też wsparcia mężczyzn w debacie publicznej. Że musimy działać RAZEM.

Maria Szpunar

Maria Szpunar jest koordynatorem inicjatywy „Feministki za Życiem”, strona internetowa inicjatywy z której pochodzi niniejszy artykuł znajduje się pod adresem: http://www.facebook.com/pages/Feministki-za-%C5%BByciem/461305530082?ref=ts&fref=ts  (R.L.)

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Gdzie ci mężczyźni?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *