Rządzona od niedawna przez Syrizę Grecja konsekwentnie realizuje politykę zbliżania z Rosją i zacieśniania stosunków gospodarczych oraz politycznych – na złość unijnym dyplomatom i na złość Berlinowi. Ateny szukają innego rozwiązania swoich problemów, niż uwarunkowana drakońskimi (niemieckimi) kryteriami pomoc z Brukseli. Przywódcy z Aten patrzą więc „na północny wschód”: i wiedzą doskonale, że Moskwa próśb o pomoc nie odrzuci, współpraca grecko-rosyjska ma bowiem podłoże zarówno historyczne, jak i – co jest o wiele bardziej znaczące – cywilizacyjne, kulturowe i religijne.
Nowy szef greckiego rządu Alexis Tsipras miał w Moskwie pojawić się dopiero na obchodach rocznicy zakończenia II wojny światowej w maju. Ale do rosyjskiej stolicy poleci najprawdopodobniej już 8 kwietnia. Nieco później do Moskwy pojedzie także grecki minister obrony, natomiast już pod koniec marca w Rosji znalazł się grecki minister energetyki oraz rzecznik parlamentarny rządzącej Syrizy. Tematem rozmów tych ostatnich jest obniżenie przez Gazprom cen dostaw surowców dla Grecji (tyle w temacie unijnej „unii energetycznej” czy „solidarności energetycznej”) – rosyjski gigant kontroluje już ok. 70% greckiego rynku gazowego.
Grecki szef rządu, grecki minister obrony i grecki minister energetyki w Moskwie – widać więc jak na dłoni, co interesuje Greków: współpraca polityczna, współpraca militarna, i współpraca gospodarcza. I każda z tych dziedzin cieszy się długą tradycją: współpraca grecko-rosyjska ponownie ożywiła się po zakończeniu zimnej wojny i rozpadzie ZSRR. Najdalej posunęła się na płaszczyźnie obronności (Grecja na wielką skalę kupowała i kupuje rosyjską broń, zwłaszcza w systemach obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej oraz artylerii rakietowej większość używanego w greckiej armii sprzętu pochodzi właśnie z Rosji) oraz w handlu żywnością (Grecja eksportowała do Rosji ogromne ilości warzyw i owoców, a także mięsa, importowała natomiast zboże). Unijne sankcje, nałożone na Rosję, oraz rosyjskie sankcje zwrotne tą wymianę handlową znacząco ukróciły – a pamiętać trzeba, że przed ogłoszeniem sankcji to Rosja była pierwszym eksporterem towarów do Grecji. Ateny po cichu liczą, że dojdą z Rosją do porozumienia, i ponownie zaczną czerpać korzyści z eksportu na wschód i importu z Rosji. Ale rozmowy w Moskwie niewątpliwie nie dotyczą wyłącznie owoców, warzyw i gazu, i właśnie tego najbardziej obawiają się Niemcy i Unia: Ateny mogą próbować pozyskać z Moskwy pomoc finansową w celu przezwyciężenia kryzysu, i tym samym uwolnić się choć trochę od żelaznego uchwytu warunków pomocy z Brukseli.
Historyczna przyjaźń grecko-rosyjska to jeden z powodów tak ciepłych relacji Aten z Kremlem. Oczywiście oparta ona jest na religijnej, kulturowej i cywilizacyjnej bliskości obydwu krajów (podobnie, jak w przypadku związków Rosji z innymi prawosławnymi krajami na Bałkanach: z Serbią oraz Bułgarią). Także wobec Grecji w przeszłości Rosja wspierała starania tego kraju, by uzyskać niepodległość od imperium osmańskiego. Ale to oczywiście tylko grunt, ułatwiający współpracę – konieczna jest także wola polityczna, a tej wśród członków rządu Syrizy nie brakuje. Ani szef rządu, ani jego ministrowie nie kryją swych przyjaznych stosunków z rosyjskimi przywódcami, a niektórzy nawet z oligarchami, którzy finansowali siły prorosyjskie na Krymie przed aneksją półwyspu. Wielokrotne wizyty, wspólne spotkania i deklaracje sympatii dla Władimira Putina i jego polityki, a także wizyty głównego ideologa Eurazjatyzmu, Aleksandra Dugina, na greckich uczelniach wyższych, mówią same za siebie. Ta polityczna przyjaźń ma także ostrze antyniemieckie: od wielu miesięcy już Ateny straszą Berlin wystawieniem rachunku za straty poniesione podczas niemieckiej okupacji. Teraz rząd Syrizy zwrócił się formalnie do Rosji o przeszukanie rosyjskich archiwów państwowych pod kątem przydatnych do tego typu obliczeń dokumentów. Nie brakuje także czołowych działaczy lewicowo-niepodległościowej Syrizy i koalicyjnych Niezależnych Greków, którzy mówią wprost, że Grecja powinna opuścić UE oraz NATO.
Jest oczywiste, że Rosja pozytywnie reaguje na każdy krok Grecji „w kierunku wschodnim”. I wykorzystuje to propagandowo, medialnie, starając się zachęcić Greków do jeszcze bardziej zdecydowanych posunięć. „Ameryka oszukuje Grecję, a Niemcy ją okradają” – taki nagłówek pojawił się w prokremlowskim tabloidzie „Komsomolskaja Prawda”. I dalej: „Uratować Grecję może tylko Rosja”. Na takim upraszczającym wprawdzie, lecz wcale nie oderwanym od rzeczywistych odczuć Greków jak i Rosjan, założeniu Moskwa opiera swą politykę wspierania Grecji. I oczywiście liczy na konkretne zyski – przede wszystkim polityczne, a przy okazji ekonomiczne.
Czego oczekuje Kreml? Głównie greckiego sprzeciwu wobec dalszego przedłużania unijnych sankcji gospodarczych. Oczywiście liczą się też korzyści z wymiany gospodarczej, zwiększenia eksportu surowców i broni. To wszystko oznacza dla Kremla jednak także dalsze związywanie Grecji z Rosją, a potencjalny „Grexit”, czyli wystąpienie Grecji z strefy euro, byłby dużym prestiżowym sukcesem Rosji i chyba pierwszym takim przypadkiem, w którym europejski kraj opuszcza zachodnie struktury polityczno-ekonomiczne, i jednocześnie zdecydowanie zacieśnia współpracę z Rosją. Istnie jednak jeszcze jeden aspekt kryzysu greckiego, który może mieć dla Rosji pozytywne skutki: im większe bowiem zawirowania w UE, tym bardziej Europa skupia się na własnych problemach. Im większe Unia ponosi koszty gospodarcze i finansowe, tym mniejszą ochotę ma na dofinansowywanie czy dozbrajanie Ukrainy oraz na przedłużanie antyrosyjskich sankcji, które uderzają przecież w równym stopniu w gospodarki państw europejskich.
I wreszcie: trwały sojusz grecko-rosyjski byłby dla Moskwy sukcesem strategicznym i poważnym krokiem w budowaniu „bloku promoskiewskiego” w ramach UE i NATO – czyli mniejszych państw Europy Środkowo-Wschodniej, nie popierającej amerykańsko-niemieckiej polityki zaogniania konfliktu z Rosją i doceniających korzyści z współpracy gospodarczej z Rosją (jak Węgry, Słowacja, Bułgaria).
Tymczasem na greckie zbliżanie się do Moskwy nerwowo reaguje Unia Europejska. Jest jasne, że Rosja nie jest dla Grecji żadną alternatywą – arbitralnie stwierdził unijny komisarz ds. finansowych i ekonomicznych. Dla Brukseli i Berlina nie pozostają żadne wątpliwości, że miejsce Grecji jest w UE i strefie euro – mimo kryzysu, zadłużenia, problemów gospodarczych i pogróżek Aten, że nie będą w stanie spłacić kolejnej raty zadłużenia. Unia ostrzega, Unia straszy, że Grecja zachowywać ma się „odpowiedzialnie” i „poważnie” – czyli wypełniać postulaty Brukseli, kontynuować „reformy”, i ugiąć się pod dyktatem Trojki (Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego). Tymczasem Grecja coraz bardziej patrzy w stronę Rosji w oczekiwaniu, że ratunek nadejdzie właśnie z tego kierunku. Czy Grecja ostatecznie stanie się „rosyjskim koniem trojańskim w UE”, jak obawiają się tego politycy zachodni? Czy też długotrwałe przecież zakotwiczenie Grecji w strukturach zachodnich okaże się silniejsze? Zadecydować o tym mogą nie tylko ekonomiczne i finansowe korzyści, ale także podstawy cywilizacyjne i religijne.