Jak Rymkiewicz cenzurę PRL „przechytrzył”…

Jarosław Marek Rymkiewicz jest obecnie na tzw. topie jako pisarz antysystemowy, antykomunistyczny, romantyczny, pisowski, polski na wskroś. Jego książki idą niczym świeże bułeczki, więc Wydawnictwo Sic! bierze się nawet po wznowienia. I tak ukazało się drugie wydanie szkicu historycznego „Wielki książę – z dodaniem rozważań o istocie i przymiotach ducha polskiego”. Znakomicie! Był tylko jeden problem – pierwsze wydanie książki ukazało się w roku 1983, a więc w stanie wojennym. I w dodatku bez żadnej ingerencji cenzury! Jakoś to trzeba współczesnym czytelnikom wytłumaczyć. I dwie panie, pewnie nie pamiętające tamtych czasów – piszą we wstępie co następuje:

„Wielki książę” Jarosława Marka Rymkiewicza, małe arcydzieło napisane między styczniem a majem 1981 roku, w okresie tak zwanej pierwszej „Solidarności", po raz pierwszy ukazał się drukiem w Państwowym Instytucie Wydawniczym w roku 1983, już w czasie stanu wojennego. Paradoksalnie, właśnie tej okoliczności książka zawdzięczała wtedy swoją integralność –niewydolna intelektualnie cenzura wojskowa nie dopatrzyła się w dziele Rymkiewicza żadnych treści wywrotowych i zatwierdziła je do druku bez jednego skreślenia. Kiedy wyszło na jaw, jak bardzo się pomyliła, było już za późno. Nie wiadomo, czy cenzorów spotkały jakieś represje ze strony generała Jaruzelskiego, ale nawet jeśli nie spotkały, to pewnie spotkać powinny. Bowiem to właśnie znienawidzony generał w ciemnych okularach był prawdziwym tematem książki Rymkiewicza i to w niego Rymkiewicz godził, z tak wielkim talentem opisując potwora, który kiedyś (a więc teraz, ponieważ – mówi Rymkiewicz – takie kiedyś, którego nie ma teraz, nie istnieje) zamieszkał u nas w Belwederze. Wtedy, w roku 1981 i 1983, to Jaruzelski był najbardziej aktualnym wcieleniem figury rosyjskiego namiestnika na Polskę, to on był wtedy wielkim księciem Konstantym. Nie powinniśmy jednak sądzić, że cesarzewicz Konstanty jest u Rymkiewicza tylko przebraniem generała. Nie, Konstanty to ktoś ważniejszy nie tylko od Jaruzelskiego, ale od wszystkich swoich następców, ponieważ to właśnie on, nadany z Petersburga władca Królestwa Polskiego, stał się archetypowym wzorem wszystkich rosyjskich namiestników, także tej dynastii, która rozpoczęła u nas swoje rządy w roku 1944”.

No i wszystko jasne, przynajmniej dla tych pań. Dawno nie czytałem takiej bzdury, choć obecnie naokoło jej bardzo wiele. Pomijam inwektywy niegodne szacownego wydawnictwa, gorsza jest głupota. Wizja niedorozwiniętej cenzury wojskowej, która jest tak ograniczona, że „puszcza” bez skreśleń takie „dzieło” – jest zaiste genialna. Tyle, że wtedy nie było żadnej wojskowej cenzury, był Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (instytucja cywilna jak najbardziej).

Druga kwestia to rzekomo wywrotowy charakter dzieła „Wielki książę”. Przypomnijmy więc, że książka powstała w okresie styczeń-maj 1981, a więc przed stanem wojennym i przed objęciem przez Jaruzelskiego funkcji I sekretarza KC PZPR. Trudno więc uwierzyć, że Rymkiewicz był takim jasnowidzem, że przewidział wielką rolę Jaruzelskiego w najbliższej przyszłości. Interpretacja pań redaktorek jest więc ordynarnie naciągana na użytek współczesny. Taki zabieg jest niczym innym tylko intelektualną hucpą. Ale nie tylko z tej przyczyny.

Otóż przesłanie książki „Wielki książę” jest zupełnie inne niż starają się nam wmówić. Pamiętam to dobrze, bo wtedy, w 1983 roku – kupiłem i przeczytałem „Wielkiego księcia”. Moje wrażenie było jednoznaczne – jest to świetny esej, w którym autor krytykuje polskie powstania, które uderzały nie tam gdzie powinny i które niweczyły szanse na lepszą przyszłość Ojczyzny. Owszem Wielki Książę Konstanty, faktyczny wielkorządca Królestwa Polskiego w latach 1815-1830 – jest „potworem”, ale tylko do czasu, kiedy zostaje „oswojony” przez żonę Polkę, księżną łowicką i kiedy sam przesiąka „polską cywilizacją”. Staje się wtedy obrońcą niezależności Królestwa Polskiego od Petersburga, staje się „polskim patriotą”. To wszystko nie jest w smak  „reakcyjnym” kołom w Rosji i carowi Mikołajowi I. Dlatego wybuch powstania witają w Petersburgu z radością – bo jest okazja żeby zlikwidować samodzielność Królestwa i usunąć z Warszawy niesfornego Księcia. On sam nie chce przy pomocy wojsk rosyjskich tłumić buntu, ucieka z Warszawy, ale podczas bitwy grochowskiej kibicuje Wojsku Polskiemu i śpiewa pod nosem „Mazurek Dąbrowskiego”. Cóż więc robi car i jego otoczenie? – wydają wyrok na „polskiego” Księcia i go trują. Tak, w największym skrócie, przedstawia się tok narracji Rymkiewicza. Jeśli więc jest tu jakaś analogia do Jaruzelskiego, to jest ona przedstawiona zupełnie odmiennie niż wmawiają nam redaktorki Wydawnictwa Sic!

Jest to ostrzeżenie przed politycznym szaleństwem, które de facto jest na rękę „czarnym” siłom w Rosji, dążącym do likwidacji Polski. A Wielki Książę i Jaruzelski stoją na straży tej niezależności. Tak to wtedy rozumiałem i zdania nie zmieniam. Tak pewnie odczytała to cenzura i dlatego nie skreśliła nawet słowa w tekście Rymkiewicza. Tak też pewnie odczytało to kierownictwo Państwowego Instytutu Wydawniczego, które książkę wydało. No chyba, że panie redaktorki będą także lansować tezę, że i tam siedzieli idioci, co byłoby raczej ryzykowne.

Opisany przypadek jest bardzo charakterystyczny dla obecnej atmosfery życia publicznego. Jeśli PRL to jedynie terror i więzienia – to jak wytłumaczyć swoją aktywność w tamtym czasie? W dodatku, kiedy jest się obecnie fanem najbardziej antykomunistycznej i antypeerelowskiej partii. Bardzo prosto – przedstawić się jako wielką ofiarę systemu. Znany pisarz zajmujący się w PRL epoką napoleońską, mający setki tysięcy wydrukowanych książek, świeżo upieczony felietonista „Uważam Rze” – kreuje się na cierpiętnika, herosa „walki z komuną”, z kolei najpopularniejszy satyryk okresu PRL, nie schodzący z anteny telewizji „komunistycznej” – jest obecnie bodaj najbardziej zaciekłym wrogiem tamtego państwa, by nie wspomnieć o sekretarzu warszawskiej organizacji Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, który teraz dzierży laur Pierwszego Rusofoba III RP. Do tego grona, jak widzę, chce dołączyć Jarosław Marek Rymkiewicz, bo chyba wiedział co we wstępie napiszą  panie redaktorki.

Jan Engelgard

[aw]

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

0 thoughts on “Jak Rymkiewicz cenzurę PRL „przechytrzył”…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *