Ukraina na naszych oczach się rozpada jako jednolite państwo. Na wschodzie kraju rozpala się powstanie narodowe tamtejszej ludności, wśród której dominującą grupę stanowi ludność rosyjskojęzyczna.
Lokalne powstania objeły nie tylko miasta wschodniej Ukrainy, ale także Odessę, w której doszło do tragicznych wydarzeń w piątek 2 maja. Prokijowscy manifestanci otoczyli i podpalili budynek związków zawodowych, który był sztabem tzw. separatystów czyli antykijowskich powstańców. Budynek podpalono koktajlami Mołotowa, a wyskakujących ludzi bili bojówkarze – jak twierdzi rosyjska telewizja – z nacjonalistycznej organizacji „Prawy Sektor”, którzy po przewrocie utworzyli Gwardię Narodową i zostali przewiezieni na wschód, żeby tłumić prorosyjskie powstanie. Zginęło 46 osób, jest wielu rannych.
Trwają także walki między wojskiem ukraińskim, które dostało rozkaz z Kijowa odbicia zajętych przez „separatystów” miast – Kramatorska, Sławianska, Doniecka. Leje się krew, rozpala się domowa wojna, której nieuchronnym rezultatem musi być podział Ukrainy.
Obraz jednostronny – obraz nieprawdziwy
w schemacie czarno-białymW relacjach polskich mediów (o których jeszcze będziemy pisać) wydarzenia na Ukrainie od początku, tj. od ubiegłego roku są przedstawiane w schemacie czarno-białym. Buntownicy z Majdanu, którzy obalili legalny rząd – to byli „pokojowi demonstranci” walczący o prawa człowieka. To, ze zajmowali siłą rządowe budynki, że walili w policje butelkami z benzyną to było nic. To były „pokojowe koktajle Mołotowa”.
Wszelkie zło polscy dziennikarze przypisywali byłemu, ale ciągle legalnemu prezydentowi Janukowiczowi. Bez żadnych dowodów polskie media i politycy oskarżali Janukowicza o to, że jest stroną agresywną. Kiedy w Kijowie rozległy się strzały snajperów polscy dziennikarz i politycy orzekli, że to strzeli ludzie Janukowicza. Tymczasem w kilka dni potem minister spraw zagranicznych Estonii w rozmowie telefonicznej z Catherin Ashton stwierdził, że ma dowody na to że strzały padły z budynków zajętych przez demonstrantów. Przemawiały także za taką wersją inne fakty – ofiary z obu stron konfliktu, a także i to, ze Janukowicz nie miał żadnego interesu, żeby w ten sposób prowokować jeszcze gwałtowniejsze zamieszki.
Polskie media całkowicie ignorowały fakt, ze dominującą stroną na majdanie byli nacjonaliści ukraińscy z „Prawego Sektora” i partii „Swoboda”. Polscy politycy w tym lider opozycji Kaczyński, jeździli na Majdan i wznosili banderowskie okrzyki razem z Olehem Tiahnybokiem – liderem postbanderowskiej „Swobody”.
W końcu polscy politycy zignorowali także fakt, że nowy rząd jest pod potężnym wpływem nacjonalistów, a „Prawy Sektor” stworzył Gwardię Narodową i stał się – jak wszystko na to wskazuje – obecnie główną siła walczącą z buntem rosyjskojęzycznej ludności Wschodniej Ukrainy.
Co było do przewidzenia
Kaczyński, który jest głównym promotorem walki z Rosją i popierania wszystkiego co Rosji szkodzi – moim zdaniem – po pierwsze nie reprezentował w tej sprawie polskich interesów, a po drugie wykazywał swoja niekompetencję i zaślepienie.
Naruszenie kruchej równowagi na Ukrainie opartej na Janukowiczu i pewnej gwarancji ukraińskiej neutralności, musiało wywołać reakcję Rosji. Jeśli ktoś wyobrażał sobie, że Rosja – silne państwo, sprawnie rządzone przez Putina, dysponujące bronią jądrową i kosmiczną techniką, ta sama Rosja, która ma na Ukrainie swoją 5 milionową mniejszość i geopolityczne interesy, pozwoli spokojnie przejąć zachodowi największe (po samej Rosji) państwo europejskie, z 45 mln ludnością i odgrodzić Rosję od Morza Czarnego, Sewastopola czyli de facto przekreślić 300 lat rosyjskiej polityki w tym obszarze – jeśli ktoś tak myślał jest zwyczajnym głupcem. Każda realna polityka musi uwzględniać rosyjskie interesy w tym obszarze.
Czy Kaczyński jest głupcem? Jednak jeśli głupcem nie jest to co nim kieruje, kiedy prowadzi całkowicie nieodpowiedzialną politykę prąc do zaostrzenia stosunków z Rosją, szkodząc jej gdzie tylko można, nawet kosztem Polski? Głównym „rozgrywającym” tj. nakręcającym konflikt ukraiński są Stany Zjednoczone – co doskonale widać po amerykańskim zaangażowaniu na majdanie. Jeśli Kaczyński nie jest zaślepionym, antyrosyjskim głupcem to w sposób widoczny reprezentuje interes amerykański. (Zresztą jedno nie wyklucza drugiego).
Ludzie z jego otoczenia także. W ubiegłą niedzielę w TVP info komentowali wydarzenia na Ukrainie dwaj generałowie Czempiński i Polko. Czempiński związany z lewicą i PO, Polko z PiSem i Kaczyńskimi.
Generał Roman Polko – były szef gromu (i szef przy Lechu Kaczyńskim) Rady Bezpieczeństwa narodowego nie jest głupcem. Ale został przeszkolony przez Amerykanów. W drugiej połowie lat 90 XX w. przeszedł specjalistyczne szkolenia w 75 Pułku Rangersów Armii Stanów Zjednoczonych w Fort Benning, a w 2002 r. odbył Wyższy Międzynarodowy Kurs Zarządzania Zasobami Obronnymi („Senior Defense Management International Course”) w Ośrodku Podyplomowym Marynarki Wojennej w Monterey w Stanach Zjednoczonych.
gen. Polko nie uległ służbom amerykańskim?Jeśli – skądinąd słusznie uważamy – że generałowie przeszkoleni w latach PRL w Moskwie mogli zostać zwerbowani przez GRU, to niby dlaczego zakładać, że gen. Polko nie uległ służbom amerykańskim?
W każdym razie to co wygadywał ten były doradca śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego podnosiło z przerażenia włosy na głowie.
Polko tych „buntowników” z Doniecka i Odessy rozjechałby po prostu czołgami. Na tle tych wypowiedzi, to co mówił PRL-owski oficer wywiadu Czempiński, to było racjonalne podejście. Rozwiązanie siłowe ma swoje granice – stwierdził.
Bo tak w istocie jest. Ukraiński rząd – ma związane ręce. Wysyłanie wojska przeciwko obywatelom, nawet jak się podejrzewa, że kierują tymi obywatelami rosyjscy dywersanci, jest właśnie wywołaniem wojny. Wojska nie wolno używać do tłumienia wystąpień ludności – tymczasem ukraiński rząd to robi, a związany z PiS-em generał Polko to akceptuje, wręcz do tego zachęca.
Wszyscy pamiętamy Stan wojenny i użycie wojska do zdławienia buntowników z Solidarności. To jednoznacznie potępione i wszędzie w cywilizowanych państwach, wojsko nie jest od występowania przeciwko cywilnej ludności. Od tego jest policja.
Za stan wojenny toczy się proces przeciwko Jaruzelskiemu. Wszyscy pamiętamy, ze Janukowicz nie odważył się do końca użyć wojska przeciwko demonstrantom z Majdanu. A teraz nowy rząd jest do tego zachęcany przez Polaków!
Co więcej właśnie na wschodzie Ukrainy rozgrywają się krwawe sceny kiedy Gwardia Narodowa przysłana z Kijowa strzela do demonstrantów, dziennikarzy (został ciężko postrzelony dziennikarz rosyjskiej telewizji), padają zabici, są spaleni – ofiary już liczą się w dziesiątkach, setkach.
Argumentem, który ma wytłumaczyć działanie kijowskich władz jest, ze ci zabici to rzekomo „rosyjscy dywersanci”. Nie wiemy czy tak jest, nie możemy tego sprawdzić, dobrze byłoby gdyby te działania poddane zostały ocenie jakiejs międzynarodowej komisji. Jednak wszyscy znów pamiętamy kiedy wojsku, które jechało tłumic powstanie w Poznaniu w czerwcu 1956 r. powiedziano, że powstańcami dowodzą niemieccy dywersanci. Podobnie – ingerencją Zachodu uzasadniano jakoby uprzedzająca akcję wojsk Układu Warszawskiego w sierpniu 1968 r. w Czechosłowacji.
Brutalne użycie wojska i Gwardii Narodowej (opanowanej jak się zdaje przez „Prawy Sektor”) przez rząd w Kijowie, przeciwko własnym obywatelom tłumaczone jest „rosyjską interwencją”, której dowodów jak na razie nie ma. Jeśli w końcu, skala brutalności przekroczy pewien pułap i Rosja zainterweniuje, wówczas będziemy mieli samospełniająca się przepowiednię.
Polacy – jak zwykle po niewłaściwej stronie
Powiedzmy to otwarcie – „projekt Ukraina” okazał się niezdolny do samodzielnej egzystencji. I właśnie na naszych oczach się rozpada.
Powiedzmy jeszcze więcej – Rosjanie w tym sporze mają rację. Nie mogą bowiem zostawić swojej ludności na pastwę jakichś podejrzanych ludzi z Kijowa. Zwłaszcza, ze dominują wśród nich piewcy Bandery, SS Galizien i UPA – organizacji odpowiedz lanej za mordy setek tysięcy Polaków, Ukraińców, Żydów i Rosjan.
Powiedzmy jeszcze więcej – problemem rządu w Kijowie – o czym wie i Kaczyński, i Polko i ci udających głupków polscy dziennikarze, nie jest rosyjska ingerencja. Taka ingerencja nigdy by się nie udała, gdyby ludność spontanicznie i masowo nie popierała „separatystów”. Wschód Ukrainy nie chce już należeć do tego państwa. Chce do Rosji.
Jeśli władze w Kijowie są pewni że jest inaczej, że to tylko rosyjscy prowokatorzy powodują zamieszki, to niech wezwą ONZ i niech wspólnie z separatystami przeprowadzą referendum nt. przyszłości regionu. Oni tego jednak nie zrobią, bo wynik takiego referendum nie trudno przewidzieć. Może nie byłoby jak na Krymie, ale zakładam się, ze z 70% mieszkańców Donbasu, Odessy czy Charkowa powie: „Rosja!”
Sprawa ukraińska jest przegrana – rząd w Kijowie nie kontroluje własnych sił porządkowych i armii, opiera się na nacjonalistycznych ekstremistach z „Prawego Sektora”, którzy opanowali Gwardię Narodową, a swoje niepowodzenia zrzuca na Rosję. Sytuację pogarsza amerykańskie zaangażowanie w akcję, której celem od początku było osłabienie Rosji, a nie żadna tam demokracja na Ukrainie.
Cenę zapłacimy – my PolacyNiemcy i Francja bynajmniej nie kwapią się do żadnej interwencji, Rosję -embargo raczej wzmocni, politycznie na pewno, a nawet gospodarczo. Cenę zapłacimy – my Polacy, bo jakiś kozioł ofiarny musi się znaleźć, a my sami się rwiemy do tej roli. Rosjanie na wschód Ukrainy raczej nie wkroczą, ale wojna domowa rozpali się tam sama. W końcu będzie musiało dojść do rozmów pokojowych między rządem Kijowie i separatystami, co przypieczętuje federacyjną formę państwa ukraińskiego, czyli faktyczny podział, bez zmiany granic. Krym zostanie przy Rosji.
Nam – rzecz jasna – żadna wojna ani agresja ze strony Rosji nie grozi. To podgrzewanie nastrojów i stwarzanie poczucia zagrożenia to świadoma polityka i Tuska i Kaczyńskiego, obnażająca zresztą i słabość Polski i ich polityczne bankructwo. I jeden i drugi rządzili i po ich rządach ratunkiem okazuje się być stacjonowanie kompanii amerykańskich żołnierzy w Polsce! Zapewne jeszcze bardziej od tej kompanii, nasze bezpieczeństwo zapewnią tajne więzienia CIA.
Polska robi sobie wrogów nie zyskując przyjaciół
Innym efektem jest całkowita utrata przez nasz kraj sympatii ludności wschodniej Ukrainy. Dotąd mieliśmy na wschodzie, w Doniecku, Charkowie, Odessie przyjaciół, ludzi myślących życzliwie o Polsce i Polakach. Teraz – po wyczynach naszych polityków i propagandzie naszych mediów, ludzie tam nas po prostu nienawidzą.
Czy pokochają nas wyznawcy Stepana Bandery, UPA i SS Galizien na zachodzie Ukrainy? Już to widzę! Kaczyński, Sikorski i Tusk wplątując nas w ukraińską awanturę niczego nie wygrali, niczego nie osiągnęli, raczej przyspieszyli rozpad Ukrainy, pogłębili problemy tego narodu, a swym nieodpowiedzialnym działaniem sprawili, że mieszkańcy wschodniej Ukrainy będą nas nienawidzić, a Rosjanie będą nami gardzić.
Paradoksalnie działania polskich wrogów Rosji, wzmocniły ten kraj i prezydenta Putina. Jeszcze nigdy nie cieszył się ona taką popularnością. Rosja odzyskała Krym, którego już nie odda, Ukraina zostanie mniej lub bardziej formalnie podzielona, przy czym Rosjanie zachowają wpływ na bogatszą, wschodnią część. Nam pozostanie utrzymywanie biedniejszej części, ale za to nacjonalistycznej i nienawidzącej Polaków tak samo jak Rosjan.
Jeśli to nazywa się polityką, a ludzi którzy tak nieracjonalnie się zachowują „politykami”, to znaczy, że Polska tak na prawdę polityków nie ma.
Janusz Sanocki
a.me.