Tomasz Terlikowski jest jednym z tych publicystów, których czytam często – m. in. ze względu na jego jakże umiejętnie prowadzona polemikę z zalewającą każdego uczestnika życia społecznego anty-cywilizacyjną kampanią środowisk homoseksualnych i laickich. Niestety jeden z ostatnich tekstów tego autora wzbudził moje daleko idące zdziwienie. Oto bowiem na portalu Fronda.pl, w artykule „To ten sam Bóg, choć inaczej rozumiany. Jeszcze o islamie i chrześcijaństwie” dowiadujemy się, że muzułmanami wierzymy w tego samego Boga – tyle, że w ich przypadku jest to wiara nieco niepełna z uwagi na nieuznanie bóstwa Chrystusa oraz istoty jego posłannictwa…
I.
Błąd, w który popada dr Terlikowski wysuwając takie stwierdzenie, bierze się zapewne ze zbyt uproszczonego sposobu postrzegania islamu, a także – w co głęboko wierzę, zbyt daleko idącego ducha ekumenizmu, niegdyś odwołującego sie wyłącznie do nawracania chrześcijan odłączonych od Kościoła, a dziś próbującego uznać religijny indyferentyzm za normę. Tymczasem „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną” – głosi jedno z dziesięciu przykazań. Wykluczone jest więc uznawanie innego Boga prócz Stwórcy, który dał nam swego Syna w imię przymierza przypieczętowanego Jego męką i dla naszego zbawienia, dokonanego przez Jego zmartwychwstanie.
I to już na samym wstępie winno wystarczyć, by nie uznawać boga islamu i Jedynego Stwórcy, w którego wierzymy, za ten sam byt. Jest to dalece niezgodne z Magisterium Kościoła. Czy zresztą istotnie – jak pisała swego czasu Oriana Fallaci – „wystarczy brednia o Jedynym Bogu, by ustalić zgodność pojęć, zasad i wartości?”.
Relatywizm religijny – a tym właśnie jest mówienie o tym samym Bogu Chrześcijan i wyznawców islamu – jest herezją, co dr Terlikowski, jako katolik, musi uznać za fakt. Nie chcąc cytować wszystkiego, co Święci oraz Papieże oświadczali w tej sprawie, posłużę się jedynie kilkoma przykładami. I tak w Pastores Gregis czytamy, że Kościół „odrzuca stanowczo postawę indyferentyzmu, nacechowaną relatywizmem religijnym, który prowadzi do przekonania, że jedna religia ma taką samą wartość jak inna. Jest więc rzeczą jasną, że dialog międzyreligijny nie może nigdy zastąpić głoszenia i szerzenia wiary, które jest priorytetowym celem przepowiadania, katechezy oraz misji Kościoła”. Przywołać tu również warto przykład deklaracji „Dominus Iesus” z roku 2000. Innym religiom – według tego dokumentu – nie przysługuje nawet miano „wiary” (łac. fides), a jedynie „wierzenia” (credulitas), bo są one tworami ludzkiego umysłu. Nie są, jak chrześcijaństwo, odpowiedzią na Boże objawienie. Tym samym pełnia prawdy znajduje się tylko po stronie chrześcijaństwa, a konkretnie Kościoła Katolickiego. Inni co najwyżej mogą być na nią otwarci, a obowiązkiem Kościoła jest „wychodzić naprzeciw ich pragnieniu, aby im ją zanieść”. Kard. Jean-Louis Tauran, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego, dodaje: „Kościół Katolicki uważa partnerów w dialogu za równych w godności jako osoby ludzkie. Nie oznacza to jednak, że »wszystkie religie są mniej więcej takie same«”.
Nie, zdecydowanie nie wierzymy w tego samego Boga. Kim zresztą jesteśmy, by przez zrównanie boga islamu z naszym własnym deptać krew męczenników takich, jak Św. Piotr z Majumy? Został on zamordowany przez Arabów w roku 743 za to, że słusznie pouczył ich: „Każdy, kto nie chce przyjąć wiary chrześcijańskiej katolickiej, będzie potępiony, jak i Mahomet, wasz prorok fałszywy”.
II.
Dla pełnej jasności warto dodać, że także geneza islamu oraz przesłanie, które zawarto w Koranie, zdaje się zaprzeczać temu, że możliwe jest utożsamianie bóstwa z tradycji chrześcijańskiej i mahometańskiej.
Allach – to słowo w czasach Mahometa wykorzystywane zarówno przez pogańskich Arabów do określania boga Księżyca – Sina, wywodzącego się od sumeryjskiego boga księżyca Nanny, jak i przez chrześcijańskich Arabów do ogólnego określania boga jako takiego. Rzecz w tym, że Mahomet z pewnością nie był chrześcijaninem. Był Arabem, dzięki podróżom handlowym zapewne znającym gminy żydowskie lub chrześcijańskie, ale wychowanym w pogańskiej tradycji arabskiego politeizmu. Allach był dlań jednym z wielu bóstw, które ostatecznie wywyższył i uznał za jedyne. Wpływy napotkanych religii nadał kształt ostatecznej doktrynie islamu (zresztą mylnie przypisywanej wyłącznie Mahometowi; Koran jest bowiem po części także dziełem jego następców), ale nie może być mowy o utożsamianiu Boga czczonego przez katolika z tym, w co wierzą muzułmanie. Przeczy temu nawet samo rozumienie chrześcijaństwa przez twórcę islamu: jest ono bowiem dla niego religią politeistyczną, czczącą Boga, Jezusa i Maryję, przy czym Bóg nie jest ojcem Chrystusa (por. sura 9:30-31). Mahomet zdecydowanie odciął się od Boga chrześcijan; nie uznaje go za równego Panu Światów, którego sam czci. Jeżeli zatem sam prorok odrzucił chrześcijaństwo i jego Boga, co więcej – oparł się na własnym „objawieniu”, nie nawiązał natomiast do żadnego leżącego u podstaw którejś z istniejących jego czasach religii monoteistycznych, to już chociażby na tej podstawie uznawanie, że wraz z muzułmanami czcimy tego samego Stwórcę, jest daleko idącym nieporozumieniem.
O tym, że Mahomet pozostawał zakorzeniony w politeizmie, z którego wyrósł i na gruncie którego tworzył nową religię, świadczy pewien fragment jego biografii. Lepiej niż cokolwiek innego ilustruje on to, co wyżej napisałem.
Otóż Allah, przypomnijmy – pierwotnie jedno z bóstw arabskiego panteonu, miał 3 córki-boginie: al-Lat, al-Uzza i Manat. Arabowie uważali je za pośredniczki. To im składali ofiary i poświęcali obrzędy, które dzisiaj stanowią zresztą integralną część islamu. W młodości Mahomet, tak samo, jak wszyscy członkowie jego plemienia, składał ofiary córkom Allaha, niemniej jednak po ogłoszeniu swoich objawień zrozumiał, że dopóki rola pośredniczek przysługuje trzeb boginiom, dopóty nie może on przypisać jej sobie. Ataków na nie o mały włos nie przypłacił jednak życiem. Stał się wyrzutkiem. Próbując ratować sytuację, w czasie jednej z modlitw wyrecytował (rzekomo w imieniu Allaha) ustęp z Koranu, w którym potwierdził wagę pośrednictwa pogańskich bogiń: „Widzieliście al-Lat i al-Uzza i Manat – tę trzecią? Zaprawdę one są czcigodnymi boginiami, na których wstawiennictwo można liczyć!”. Kiedy Mahomet skończył surę i wyszedł z prostracji (powstał z ukłonu), a następnie ponownie upadł na twarz (w świetle własnych zasad stając się tym samym bałwochwalcą), jego naśladowcy zrobili to samo. Poganie – Kurajszyci, którzy byli wówczas w meczecie, słysząc imiona swoich bóstw, również padli na twarze. Później, kiedy władza Mahometa umocniła się, ten odwołał wspomniany wers. Zniesienie go wytłumaczył chwilowym opętaniem przez szatana, który miał wyrecytować słowa sprzeczne z nową wiarą używając jego ust jako narzędzia… Relacje o tym zdarzeniu przekazali czterej najwcześniejsi biografowie Mahometa: Ibn Ishak, Wahidi, Ibn Saad i at-Tabari.
III.
Idźmy jednak dalej: dla muzułmanina Bóg jest Stwórcą świata i człowieka, ale człowiek nie jest wiernym obrazem Boga. Bóg jest całkowicie transcendentny, do nikogo i do niczego niepodobny. Między Bogiem a człowiekiem nie ma żadnego pośrednika (sura 55:1-78, 6:100-101); Bóg nie ma Syna, a Jezus nie powinien być otaczany czcią boską; Wiara w Trójcę Św. jest wiarą w wielobóstwo. Tymczasem dla chrześcijanina Bóg stworzył człowieka nas swój wierny obraz i podobieństwo, a swoją istotę objawił w stworzeniu. Pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem jest Jezus Chrystus (Jn 1:14-15, I Tym. 2:5), jednorodzony Syn Boży, który przyszedł na świat jako człowiek, będąc jednocześnie Bogiem. Ojciec, Syn i Duch Święty są jedynym Bogiem w Trójcy Św. (Jn 1:1-2, I Kor. 12:4-6).3. Bóg jest Ojcem Jezusa Chrystusa i Ojcem wszystkich swoich dzieci (Rzym. 8:15-17). Trójca Św. to Ojciec, Syn i Duch Święty…
Wszystkie te elementy nie są jedynie teologicznymi różnicami. Dotyczą istoty Boga, jego natury, tego, jakie miejsce przeznaczył człowiekowi w Swoim projekcie dziejów. Już samo to, że muzułmanin nie wierzy w bóstwo Chrystusa, winno odrzucić jakikolwiek znak równości między tymi dwoma religiami. Nie uznając troistej natury jednego Boga, a także odmawiając boskiej czci jego Jednorodzonemu Synowi, islam odrzuca bowiem także samego Boga: nie wierzy w jego prawdziwą naturę, ponadto odrzuca największy z Jego darów. Zadając natomiast kłam Synowi – odrzuca Ojca.
W jednej z sur Koranu czytam: „I nie będą nigdy z ciebie zadowoleni ani wyznawcy judaizmu, ani chrześcijanie, dopóki nie pójdziesz za ich religią. Powiedz: Zaprawdę, droga Boga — to jest droga prawdziwa! I zapewne, jeśli ty pójdziesz za ich namiętnościami — po tym, jak przyszła do ciebie wiedza — nie będziesz miał przed Bogiem ani opiekuna, ani pomocnika”. Koran odcina się więc od wiary i wyznawców Ukrzyżowanego oraz Żydów. Bóg Mahometa, pomimo, że są to ludy księgi, gardzi nimi. Geneza tak zaprezentowanej opinii, trudna do zrozumienia w kontekście tekstu dra Terlikowskiego, jest w swojej istocie bardzo prosta. Mahomet ustanowił bowiem własną religię monoteistyczną, opartą na rzekomym objawieniu jednego z wielu bóstw arabskiego panteonu, które uznał potem za jedynego Boga, pana Światów. Przypisał mu objawienia Tory i Ewangelii – ani na chwilę nie uznając Boga chrześcijan lub Żydów, lecz adaptując tradycję obydwu tekstów na potrzeby własnej religii. Następnie ogłosił, że także dla nich jest on ostatnim z proroków, jedynym, któremu powierzono ostateczne i prawdziwe objawienie…
„Bóg – pisze dr Terlikowski – tak jak Go rozumie islam, odnosi nas wprost do Objawienia Boga z natury, a zatem odnosi nas do Boga, w którego wierzymy także i my”. Otóż nie, bo nie jest to samo objawienie. Mahomet podkreśla to wyraźnie. Poza tym Bóg dał nam swojego Jednorodzonego Syna i to przez niego przypieczętował ostateczne przymierze z ludźmi. Tylko przez Chrystusa prowadzi droga do Niego i do zbawienia, jakie obiecał. Po cóż więc miał by Mahomet zostać kolejnym prorokiem głoszącym kolejne „jedyne” i „ostateczne” przesłanie po tym, jak podwaliny pod Kościół położył już 650 lat wcześniej nie kto inny, jak tylko sam Syn Boży? A także po tym, jak świadectwo o tym złożyły własną krwią tysiące świętych męczenników i wyznawców?
Czym zresztą jest objawienie Boga z natury, o którym pisze dr Terlikowski? Bazując na tym można by uznać, że każde bóstwo wymyślone przez człowieka ma szansę zostać bytem równorzędnym z Bogiem Prawdziwym – wszak jego wyznawcy stwierdzą, że wierzą opierając się na poznaniu za pomocą rozumu i doświadczenia bożej obecności w dziele stworzenia. Każdy mit i podanie ludowe z najdalszego zakątka dżungli, które mówi o jakimkolwiek kontakcie siły nadprzyrodzonej z człowiekiem i przekazaniu temu ostatniemu tej lub innej wiadomości lub nakazu, może zostać uznane za równoznaczne z Objawieniem… Obawiam się, że Dr Terlikowski stosuje tu uproszczenie zbyt daleko idące. Bóg bowiem stworzył swoje dzieło, a potem objawił mu swoją wolę – dokładnie w tej kolejności. Nie można poznać Boga w tym, co stworzył, nie uznając najpierw jedynego prawdziwego Objawienia, które przekazała Biblia i urząd nauczycielski Kościoła, a jakiekolwiek interpretacje od nich różne są błędem prowadzącym na manowce. A zatem Mahomet – nie uznający Boga i Jego Syna wyznawca plemiennego politeizmu, nie mógł wytyczyć szlaku prowadzącego do tego samego stwórcy, co katolik, gdyż odrzucił taką możliwość już na samym wstępie, a punktem oparcia stał się dlań jeden z jego własnych, lokalnych bogów, któremu w pewnym momencie sam arbitralnie przyznał wyłączność.
IV.
Wydaje mi się, że katolik nie tylko nie może, ale też nie ma potrzeby zmieniać prostej prawdy, którą Kościół głosił przez tysiąclecia. Jest jeden Bóg, trzy Osoby Boskie w Trójcy Przenajświętszej, a także jeden Kościół, poza którym nie ma zbawienia. Podmioty stanowiące przedmiot kultu pogan nie są i być nie mogą tożsame z Bogiem Izaaka, Abrahama i Jakuba, który dał nam swojego Jednorodzonego Syna na odkupienie grzechów. Przez Chrystusa prowadzi jedyna droga do Ojca – innej po prostu nie ma. Hieronim Tarnowski napisał niegdyś, że każda wiara jest dla swoich wyznawców wartością najwyższą, zatem należy to uszanować. Tym niemniej zrównywać jej z katolicyzmem – nie wolno.
Mariusz Matuszewski
Adhortacja apostolska Evangelii Gaudium – papież Franciszek i islam http://www.traditia.fora.pl/papiez-franciszek-wybrany-13-marca-a-d-2013-r,84/evangelii-gaudium-programowy-dokument-papieza-f,10649.html#49579
Kwestia, czy chrześcijanie i muzułmanie wyznają tego samego Boga, jest moim zdaniem problemem pozornym. Jeśli bierzemy pod uwagę konotacje związane z terminem 'Bóg’, to jasne jest, że chrześcijanie i muzułmanie w tego samego Boga nie wierzą – z uwagi na istotne rozbieżności doktrynalne, które Autor artykułu wyliczył – choć można zarazem twierdzić, że w pewnych punktach chrześcijanie i muzułmanie są zgodni: na przykład, że Bóg jest (z konieczności) jeden, że jest Stwórcą, że jest wieczny etc. Jeśli zaś bierzemy pod uwagę denotację (czyli zakres) terminu 'Bóg’, to wydaje się, że chrześcijanie i muzułmanie wierzą w tego samego Boga. Na podobnej zasadzie można twierdzić, że neoplatońskie Jedno, arystotelesowski Pierwszy Nieruchomy Poruszyciel, a nawet, być może, platońskie Dobro Samo jest właśnie tym samym Bogiem, w którego wierzymy, choć każdy historyk filozofii powie, że są to zupełnie różne koncepcje rzeczywistości ostatecznej, czy najwyższego bytu. Nie ma to nic wspólnego z relatywizmem religijnym, ponieważ z tezy, że chrześcijanie i muzułmanie wierzą w tego samego Boga (w aspekcie denotacji), nie wynika, że doktryna chrześcijańska i muzułmańska są tak samo prawdziwe, czy tak samo dobre. Czy św. Augustyn twierdzący (z punktu widzenia historii filozofii błędnie), że neoplatonicy znali Trójcę Świętą (choć w niedoskonały sposób) był relatywistą religijnym? W artykule zaniepokoił mnie bardzo jeden punkt: Autor twierdzi, że nie można poznać Boga w tym, co stworzył, nie uznając najpierw jedynego prawdziwego Objawienia, które przekazała Biblia i nauczycielski urząd Kościoła. Otóż św. Paweł Apostoł uważał zupełnie inaczej, pisze bowiem w pierwszym rozdziale „Listu do Rzymian”, że niewidzialne przymioty Boga – Jego potęga, majestat i Bóstwo stają się widzialne dla umysłu poprzez Jego dzieła. I zarzuca poganom, że poznali Boga, ale zamiast Go czcić, woleli czcić stworzenie. Inaczej również twierdzi konstytucja Soboru Watykańskiego I „Dei Filius”: rozum nie wsparty łaską może z pewnością dojść do istnienia Boga Stwórcy. Stosowne cytaty można znaleźć w „Breviarium fidei.” A wreszcie inaczej mniemał św. Pius X, który przekonanie, że rozum nie może wyjść poza sferę zjawisk – a co za tym idzie, że nie może wykazać istnienia Boga – mianował modernizmem (Pascendi). Boga można więc poznać ze stworzeń, nawet bez Objawienia. Po długich wysiłkach i nie bez błędów, jak zauważa św. Tomasz z Akwinu, ale można. Nie jest dobrze zwalczać (prawdziwy lub domniemany) relatywizm religijny fideizmem – chyba, że Autora poniosła w tym miejscu retoryczna swada.
@Stary Oligarcha Z drugiej strony stosując to to podejście „w stylu św. Piusa X”, czyli opierające się na przekonaniu, że samą uważną obserwacją świata stworzonego można zbliżyć się do prawdy (czy też Prawdy), dochodzimy do tego samego wniosku, co p. Matuszewski – że wszystkie religie się różnią. Religie nie są tylko jakimiś abstrakcyjnymi, oderwanymi od życia wyobrażeniami o jakichś „niewidzialnych bytach” ale wpływają na zachowanie ich wyznawców. Inaczej zachowuje się muzułmanin, inaczej np. buddysta. Buddysta, gdy chce przeciwko czemuś zaprotestować, dokonuje samospalenia, muzułmanin wybiera formę protestu z, że tak powiem, „większym hukiem” i zabiciem co najmniej kilkudziesięciu „niewiernych”. Nie musimy nawet w tym momencie wchodzić w wartościowanie i analizować, która religia jest „lepsza” (czy też „bliższa prawdy”), żeby zwrócić na to uwagę.
@dariusz.pilarczyk. Ale bo też ja nie twierdzę, że się nie różnią. Ja tylko twierdzę, że jeśli termin 'Bóg’ rozpatrujemy w aspekcie denotacji, to wydaje się, że chrześcijanie i muzułmanie wierzą w tego samego Boga i że teza taka nie prowadzi do relatywizmu religijnego. Napisałem zaś, że 'wydaje się’, bo nie jestem pewien, w jaki sposób w ogóle można porównywać denotacje terminów nie odnoszących się do przedmiotów doświadczenia. Można powiedzieć, że terminy 'Gwiazda Poranna’ i 'Gwiazda Wieczorna’ mają identyczną denotację, bo potrafimy zidentyfikować obiekt, do którego się odnoszą – mianowicie planetę Wenus. Ale z Panem Bogiem tak nie można.