Długo odkładane głosowanie odbyło się ostatecznie bez dyskusji, po krótkim wprowadzeniu dokonanym przez autora uchwały, radnego Marcina Nowaka (prezesa okręgu lubelskiego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, historyka z KUL-u). Podkreślając szacunek i sympatię dla ukraińskich partnerów lubelskiego samorządu raz jeszcze zastrzegł on brak akceptacji dla tolerowania na Ukrainie przejawów kultu wobec zbrodniarzy i ich organizacji. Za stanowiskiem, będącym odpowiedzią na apel lubelskich środowisk narodowych, kombatanckich i kresowych ostatecznie głosowało 19 spośród 31 radnych Lublina (z PiS, PO i SLD).
Ukraińcy pewni swego
Tymczasem dzień wcześniej rada miejska Łucka odpowiedziała na wcześniejszą uchwałę radnych Zamościa, potępiającą honorowe obywatelstwo, jakie stolica Wołynia przyznała Stepanowi Banderze. Samorząd Łucka odrzucił ostry projekt autorstwa „Swobody”, wskazujący na rzekome „zbrodnie polskie” i domagający się przeprosin za „krzywdy wyrządzane pod polską okupacją”. „Swobodowcy” podkreślali, że żądania polskie uważają za obraźliwe. Z poglądem tym nie zgodziły się pozostałe frakcje, w tym nawet tymoszenkiści z „Batkiwszczyzny” oraz Front Zmian i współrządzące „Rodzinne Miasto”. Jednocześnie jednak rada Łucka podkreśliła, że nadając honorowy tytuł wodzowi OUN postąpiła zgodnie z prawem międzynarodowym (?), zaś cały spór złożyła na karb „pewnych sił w polskich samorządach chcących zakłócić dobrosąsiedzkie stosunki między naszymi narodami, oczernić walkę ukraińskich patriotów o wyzwolenie narodowe oraz obrazić ich pamięć poprzez używanie tak nieprawdziwych określeń, jak >ukraińscy naziści<. Łucka Rada Miejska uznaje takie działania za wtrącanie się w wewnętrzne sprawy swego samorządu terytorialnego” – czytamy w uchwale wołyńskich radnych.
…a Polacy ich w tym utwierdzają
Władze Łucka uspokoiły też, że chociaż podtrzymują swoją decyzję w sprawie uhonorowania Bandery, uznawaną za „akt historycznej sprawiedliwości” – to jednak przewodniczący lubelskiej Rady Miasta Piotr Kowalczyk z PiS w rozmowie z sekretarzem Łucka Grigorijem Pustowitem zapewnił, iż nie ma mowy o zerwaniu partnerskich stosunków ze stolicą Wołynia nawet w przypadku niespełnienia polskich oczekiwań odnośnie potępienia zbrodni UPA. Kowalczyk miał też wyjaśniać, że działania lubelskich samorządowców są wymuszone negatywnym wobec Bandery nastawieniem lokalnej opinii publicznej. Te wypowiedzi Kowalczyka odbiły się szerokim echem w ukraińskiej prasie.
Stanowisko ukraińskich władz lokalnych nie pozostawia złudzeń – choć nie dopuszczają one do dalszego zaostrzenia tonu wobec Polski i Polaków, to jednocześnie wciąż działają pod presją swoich środowisk szowinistycznych. Wolałby więc udawać, że sprawy zbrodniczości Bandery nie ma. Przypominanie przez stronę polską, że problem istnieje i nie może być zamieciony pod czarno-czerwony dywan – jest więc tym większą koniecznością.
Dziwić musi natomiast postawa wyrażana przez Kowalczyka i podobnych mu polskich samorządowców. Jak można jedną rękę w Polsce (fakt, że z bólem i pod naciskiem) podnosić za prawdą historyczną, by natychmiast drugą na Ukrainie wyciągać do zgody w stronę miłośników zbrodniarzy? Jak przewodniczący Rady Miasta może dezawuować publicznie uchwałę podejmowaną przez tę Radę, tłumacząc się w ukraińskiej prasie, że wcale nie chciał, działał pod naciskiem i nie miał innego wyjścia? I jak wreszcie wyglądać ma skuteczność takich stanowisk, gdy prominentni polscy politycy lokalni od razu spieszą z zapewnieniami, że nie mają one większego znaczenia, bo „strategiczne partnerstwo” będzie kwitło nawet bez oparcia w prawdzie historycznej? Trudno takie działania zaklasyfikować inaczej, niż albo jako skrajną głupotę, albo jako sabotaż!
Konrad Rękas