Jeśli nie narodowa katastrofa, to co?

Szef MSZ Radosław Sikorski na portalu społecznościowym Twitter stwierdził, że Powstanie Warszawskie było „narodową katastrofą”. Ta wydawać by się mogła oczywista ocena wywołała histeryczne reakcje radnych PiS-u i krytyczne oceny tzw. osób miarodajnych. Radni warszawscy PiS piszą: „Z najwyższym oburzeniem przyjmujemy słowa wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej godzące w pamięć o Powstaniu Warszawskim. Nazywanie powstania katastrofą uważamy za niedopuszczalne. Podważanie sensu heroicznego zrywu powstańców, atak na ich dowódców przywołuje w pamięci praktyki władz komunistycznych, które nie powinny mieć miejsca w Wolnej i Niepodległej Rzeczypospolitej”. Tekst podpisali: Maciej Wąsik, Olga Johann, Adam Kwiatkowski, Tomasz Zdzikot i Jarosław Krajewski.

Nie mam pojęcia, co w stwierdzeniu, że powstanie było narodową katastrofą jest skandalicznego. Jeśli bowiem nie było, to czym było – zwycięstwem? Swego czasu, owszem, przekonywał o tym prof. Zdzisław Krasnodębski – pisząc, że powstanie nie było tylko zwycięstwem moralnym, ale i politycznym, i militarnym! Pełna aberracja. Z punktu widzenia czysto patriotycznego stwierdzenie Sikorskiego jest o wiele bardziej właściwie niż pohukiwania radnych, pohukiwania, w których nie mamy ani jednego słowa racjonalnej analizy, lecz wyłącznie zaklęcia i slogany. No bo jak to nazwać? Jeśli dla radnych zrujnowanie milionowego miasta, wraz z zabytkami, archiwami, kościołami, pomnikami, pamiątkami narodowymi – zabicie 150 tysięcy ludzi, w tym kwiatu młodzieży polskiej – nie jest narodową katastrofą, to znaczy, że zamiast poważnej refleksji nad losami narodu mamy do czynienia ze zwyczajnym nihilizmem i brakiem szacunku dla ofiar. Sikorski nie użył, wbrew temu co piszą radni, sformułowań rodem z komunistycznej propagandy (tej do roku 1956, nie późniejszej), a ona mówiła o „awanturze politycznej” a nie o „narodowej katastrofie”. Termin „narodowa katastrofa” jest sformułowaniem, w którym wyraźnie brzmi nuta troski o naród i jego biologiczną substancję, a nie coś niedopuszczalnego z patriotycznego punktu widzenia. Nie rozumiem także zarzutu o to, że Sikorski dokonuje ataku na dowódców powstania. Takiego „ataku” pierwsi dokonali już w październiku 1944 dowódcy okręgów AK, którzy w piśmie do Naczelnego Wodza domagali się osądzenia sprawców klęski, mając na myśli ludzi kierujących Komendą Główną AK. A gen. Władysław Andres domagał się postawienia przed sądem polowym odpowiedzialnych za podjęcie decyzji o rozpoczęciu walki. Czy oni też działali w myśl „komunistycznej propagandy”?

Nie wiem jakie były intencje jakimi kierował się Radek Sikorski. Nie podzielam wielu jego opinii na inne tematy. Być może zrobił to „na złość” PiS-owcom, którzy z powstania uczynili narzędzie polityczne, dzięki któremu mobilizują część elektoratu. Nie wnikam w to. Jest jednak coś takiego jak odpowiedzialność za naród i jego dziedzictwo. Nie można bowiem w imię jakichkolwiek celów głosić nieprawdziwe opinie, podniecać nastroje, grać na uczuciach prostych ludzi. To nie jest pole do manipulacji i gry. O zbyt poważne sprawy chodzi.

I jeszcze na marginesie. Prezydent Bronisław Komorowski wygłosił przemówienie na dziedzińcu Muzeum Powstania Warszawskiego, podczas którego podziękował powstańcom… za walkę z dwoma totalitaryzmami. Ta retoryczna figura jest typowym ahistoryzmem. Powstańcy nie walczyli z „dwoma totalitaryzmami”, lecz z niemieckim okupantem. W grę nie wchodziły żadne motywacje ideologiczne rodem z czasów poprawności politycznej. A po drugie, z tym drugim „totalitaryzmem” (czyli sowieckim) bynajmniej nie walczyli. To także projekcja współczesnej ideologii „demokratycznej”.

Z kolei prezes Związku Powstańców Warszawskich gen. Zbigniew Ścibor-Rylski powiedział pod adresem Sikorskiego: „Takie słowa nie powinny paść z ust ministra. Powstanie musiało wybuchnąć, nie było od niego odwrotu. A historia pokazała, że nasz trud był słuszny i ofiary poniesione przez żołnierzy i ludność cywilną nie poszły na marne. Doczekaliśmy się po latach wolnej Polski i demokracji”. Nie wiem, czy powstanie „musiało wybuchnąć” (np. prof. Wiesław Chrzanowski, też żołnierz powstania, twierdzi, że wcale nie), ale to nie ma nic do rzeczy – bowiem nie zmienia to faktu, że było ono narodową katastrofą. No bo jeśli nie, to czym?

Jan Engelgard
[aw]

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Jeśli nie narodowa katastrofa, to co?”

  1. „Nie wiem jakie były intencje jakimi kierował się Radek Sikorski. (…) Być może zrobił to „na złość” PiS-owcom, którzy z powstania uczynili narzędzie polityczne, dzięki któremu mobilizują część elektoratu”. Teraz zaś robią pod sztandarem walki z „obrażającym bohaterów ministrem”. Niestety, ale jak pisał CAT „w polityce inteligencji własnej należy używać z umiarem”, toteż PiS faktycznie znów zapunktuje u tych wyborców, którzy „kierują się bardziej sercem niż rozumem”, tak w sprawach współczesnych, jak i historycznych. Co nie znaczy, że chorobliwych bzdur o „zwycięskim powstaniu” nie należy piętnować.

  2. Co to znaczy: „Powstanie musiało wybuchnąć, nie było od niego odwrotu.” ? pozostałości nie zacytuję, w obawie przed utratą zdrowia. Co to za demagogia? Jakie ofiary tak poniesione nie poszły na marne, gdziekolwiek na świecie?

  3. Powstanie wybuchnąć nie musiało. Nie czekała ich fizyczna likwidacja jak Żydów z Getta w-wskiego. Nie czekało na nich nic, co mogliby uznać za gorszy typ śmierci. „Akcja Burza” powinna uświadomić, że wszelkie starania o niepodległą Polskę są skazane na porażkę. Zresztą Stalin tak dobrze trzymał z Rooseveltem, że ten z chęcią jeszcze oddałby Szwecję i Norwegię, gdyby trzeba było.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *