Na stronie nczas.com Janusz Korwin-Mikke dokonuje autorozliczenia ze swoim wkładem w lustrację w Polsce. Min. znajdujemy ciekawą refleksję na temat stanu lustracji AD 2012:
w mediach jako lustratorzy brylowali ludzie z PC (obecnie PiS), którzy tak naprawdę nie byli zwolennikami lustracji, a nawet antykomunistami – oni byli przeciwko byłym PZPR-owcom i gotowi byli wybudować w Polsce komunizm, byleby się ich pozbyć. Przy czym jeśli taki zwolennik socjalizmu przechodził do PC/PiS, to automatycznie przestawał być „agentem” czy „komunistą”.
PiS-meni są wrogami agentów nie dlatego, że donoszenie na kolegów to rzecz niemoralna – tylko dlatego, że oni donosili władzom PRL! Co ciekawe, wygłaszają przy tym slogany, że są przeciwnikami relatywizmu moralnego! Dziś oceniam, że o wiele łatwiej byłoby prowadzić Polskę w kierunku Wolności do spółki z tymi oficerami i agentami służb specjalnych, którzy doskonale wiedzieli, jaka gospodarka daje dobre wyniki, i orientowali się na Pinocheta – niż z ludźmi, którzy postanowili liczyć na zdrowy rozsadek L**u.
Komentarz: To oczywiste, przecież celem PiS jest jedynie zamiana istniejącego „układu” na swój własny, lojalny wobec Jarosława Kaczyńskiego. Osoby ze starego „układu”. które przejdą do nowego i wesprą Prezesa wydają się być mile widziane. [aw]
Zastanawiam sie: czy bycie agentem jest zawsze i w kazdej sytuacji złe? Czy państwo może sie bez agentów obejść? Czy jesli donoszenie zawsze jest złe, a państwo nie może sie bez niego obejść, to państwo musi być złe? Czy jeśli donoszenie nie zawsze jest złe, a często potepiane, a państwo nie może sie bez niego obejśc, to właściwym jest ujawnianie tylko niektórych agentów? Czy mozna w tej sprawie nie być obłudnym pozostając z logiką w zgodzie? Na filozoficzne pytania mnie wzięło.