Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu tygodnikowi „Wprost”. Uznał w nim, że krytyczne słowa arcybiskupa Michalika o instrumentalizacji katastrofy smoleńskiej nie są skierowane do niego. Że on podpisanie porozumienia z patriarchą Cyrylem całkowicie rozumie, a z całego stanowiska arcybiskupa najbardziej podoba mu się fragment mówiący o tym, że słusznym może być zabieganie o powołanie międzynarodowej komisji smoleńskiej. I że krytyczne wypowiedzi osób związanych z PiS pod adresem hierarchii są ich prywatnymi stanowiskami. Z wypowiedzią przewodniczącego Episkopatu można się zapoznać tutaj, a z wywiadem prezesa PiS dla Wprostu tutaj. Jak należy interpretować ten wywiad lidera opozycji?
Otóż – moim zdaniem – Jarosław Kaczyński jest w panice. W panice podobnej do nauczyciela, który latami uczuł swoich uczniów zabawy zapałkami. Uczniowie uczyli się niecić ogień. Potem na próbę – i przy głośnych zachętach swego pedagoga – podpalali przyniesione z domu gazety. Następnie przeszli do podpalania specjalnie ułożonych pryzm drewna, a nawet elementów szkolnego wyposażenia. Nauczyciel nieustannie i wytrwale mobilizował swych podopiecznych do działania. Podsuwał coraz to lepsze pomysły, co jeszcze i jak można by podpalić w dalszej kolejności, pokazując swym wychowankom wielki stóg siana złożony na szkolnym boisku, mrugając przy tym do nich porozumiewawczo.
I wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany czas. Dzielny pedagog pozwolił swym uczniom podjąć przygotowania do podpalenia właśnie owego wymarzonego stogu. Siano podlano obficie benzyną, a młodzież ochoczo przystąpiła do krzesania ognia. I nagle… Nagle nauczyciel zorientował się, że wraz z zapaleniem się owego, złożonego na szkolnym podwórku stogu, niechybnie spłonie i cała szkoła. Próbował więc coś zrobić. Próbował ich zatrzymać. Tyle tylko, że kształcona przez niego latami w rozwijaniu swych piromańskich skłonności młodzież absolutnie tego nie rozumie. Nie rozumie dlaczego, czekając latami na długo jej obiecywany, upragniony pożar, ma nagle, dla jakiejś chwilowej taktyki z tego zrezygnować? Cóż więc pozostaje przerażonemu pedagogowi? Ano głośno deklarować, że pomysły podpalania czegokolwiek są nierozsądne. I że to wyłącznie prywatne przedsięwzięcie krnąbrnych uczniów.
Czy takie tłumaczenie ma sens? Czy może się udać? Zwłaszcza, gdy w roli owych żaków – podpalaczy występują Anna Fotyga czy Tomasz Sakiewicz, a podpalanym stogiem stosunki polsko – rosyjskie? Moim zdaniem to wątpliwe. Ujmując to lapidarnie, dlaczego karmieni przez lata jedną wizją świata mają – od tak sobie – uznać, że warto tutaj zawierzyć Zefirowi? Że warto nawet, gdy tak mówi Jarosław Kaczyński, który przecież w tej materii latami zachęcał i do rozpalania coraz większych pożarów.
Ten manewr się prezesowi PiS nie uda. Poetyka zrozumienia dla kościelnego, polsko – rosyjskiego pojednania, zaprezentowana we Wprost dla owych podpalaczy brzmi najzwyczajniej fałszywie. Jarosław Kaczyński już niestety siedzi po uszy w tym stogu siana. A kształceni przezeń przez lata piromani biegają wokół niego z płonącymi pochodniami. On po prostu musi zapłonąć. Już się pali. A jutro – mam nadzieję – uda mi się przedstawić pierwszy, konkretny fakt na poparcie tej tezy.
Jan Filip Libicki
www.facebook.com/flibicki
aw