Kamienica pod Kafką

W 1997 roku Jerzy Seifert kupił w centrum Katowic sporą kamienicę od firmy, która była legalnie wpisana do księgi wieczystej. Okazało się jednak, że mimo zapłacenia całej sumy, niekoniecznie jest on właścicielem tejże kamienicy, bowiem ma ona pewną wadę prawną, o której nie wiedział. Otóż w latach 60. PRL podpisała tajne umowy międzynarodowe z dwunastoma krajami, w tym z USA, Wielką Brytanią, Szwajcarią, zgodnie z którymi obywatele polscy (najczęściej pochodzenia żydowskiego), którzy wyemigrowali do tych krajów i otrzymali obywatelstwo, mogli domagać się od tamtejszych rządów odszkodowania za mienie pozostawione w Polsce. Na mocy tego porozumienia PRL wypłaciła rządowi USA 40 mln USD. Właścicielami katowickiej kamienicy byli właśnie Polacy, który po wojnie wyemigrowali do USA, gdzie otrzymali amerykańskie obywatelstwo i odszkodowanie od rządu amerykańskiego (108 tys. USD). Po ich śmierci, w latach 90. ich spadkobiercy, którzy mogli nawet nie wiedzieć, że ich przodkowie dostali odszkodowanie, wystąpili do sądu w Polsce o spadek po swojej rodzinie, bo w księdze wieczystej zapisane były nadal osoby, które w latach 60. były właścicielami. Prawomocnym wyrokiem sąd postanowił o… przyznaniu im spadku. Oni następnie sprzedali kamienicę i kilka transakcji dalej nabył ją aktualny właściciel Jerzy Seifert. Teraz Skarb Państwa domaga się od niego… oddania kamienicy, bo uważa, że spadkobiercy nie mogli jej sprzedać, gdyż nie byli jej właścicielami. Jednocześnie państwo wniosło o zmianę wpisu w księgach wieczystych.

 

Każdy urząd swoje

 

Zgodnie ze wspomnianą tajną umową prawo własności nieruchomości przeszło na Skarb Państwa. Nagle teraz państwo uzurpuje sobie prawo do tej nieruchomości, mimo że od tamtej pory urzędnicy nie zarejestrowali tego w księgach wieczystych. – Nieważne, że kupiłem kamienicę legalnie, że zapłaciłem urzędowi skarbowemu podatek, że kupiłem w dobrej wierze na podstawie wpisu do księgi wieczystej, a za swój wpis zapłaciłem sądowi prawie 100 tys. zł (wtedy płaciło się od wartości). Skąd ja miałem wiedzieć, że od 1960 roku w piwnicy ministerstwa skarbu jest jakaś tajna umowa międzynarodowa? – pyta Seifert. Taką samą sytuację mogą mieć wszystkie obiekty, które mają przedwojenne księgi wieczyste. Bo w każdej chwili może się pojawić właściciel z któregoś z tych dwunastu krajów. W wielu miejscach Katowic po wojnie Skarb Państwa zawłaszczył kamienice jako porzucone mienie poniemieckie, które potem przejęła gmina, a następnie sprzedała je na własność mieszkańcom. Czy w takim razie ci lokatorzy kupili legalnie czy nielegalnie? Nie można przecież błędów urzędników sprzed dekad teraz przerzucać na ludzi, którzy kupili nieruchomości za ciężko zarobione pieniądze. A konstytucja mówi przecież, że za wywłaszczenie należy się słuszne odszkodowanie.

Trzy lata temu państwo wystąpiło o odebranie Seifertowi kamienicy. Jednak od tamtego czasu minister skarbu nie może się zdecydować, czy nieruchomość jest jego, czy nie. W rezultacie kamienicznik ma tylko obowiązki związane z kamienicą, nie mam żadnych praw. – Ja nadal, będąc wpisany w księgę wieczystą, jestem traktowany w urzędzie miasta różnie w zależności od piętra – mówi Seifert. – Inspektor nadzoru budowlanego mówi, że skoro jestem wpisany w księgę wieczystą, to mam obowiązek remontować, odnowić, wyburzyć itd. W wydziale architektury mówią, że jestem, co prawda, właścicielem, ale pozwolenie na wyburzenie mogę dostać dopiero, jak sprawa się zakończy. W katowickim oddziale Ministerstwa Skarbu Państwa informują, że nie interesuje ich, co mówią w urzędzie miasta, tylko to, że chcą przejąć kamienicę. Z kolei sekretarz starosty katowickiego złożył wniosek o wpisanie do ksiąg wieczystych ostrzeżenia, że toczy się postępowanie w celu odebrania mi tej nieruchomości – wymienia. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że wniosek ten sekretarz starosty napisał do pani sędzi, która jest… jego żoną. Ostatnio Seifert otrzymał nakaz rozbiórki będącej w bardzo złym stanie kamienicy, co będzie kosztowało około 0,5 mln zł. Czyli ma rozebrać kamienicę, która nie wiadomo, czy jest jego własnością i za to zapłacić, a państwo ją wtedy zabierze. Inspektor nadzoru budowlanego nakazuje mu zabezpieczyć kamienicę. – Oczywiście nie chodzi o bezpieczeństwo, tylko o wizerunek, bo kamienica stoi w środku miasta i ludzie widzą, co się dzieje – mówi Seifert.

 

60 groszy czynszu

 

Ale zagadnienia prawne to niejedyne problemy Seiferta z kamienicą. Warto o nich napisać, bo podobne kłopoty ma wielu kamieniczników w całej Polsce. W kamienicy mieszkali lokatorzy z decyzji administracyjnej gminy. To były mieszkania socjalne dla ludzi biednych. Za mieszkania wielkości 100-200 m2 rada miasta Katowic ustalała czynsz w wysokości… 60-80 gr/m2. Większość lokatorów nie płaciła nawet tak niskich czynszów. Z drugiej strony na właścicielu ciążą opłaty związane z utrzymaniem kamienicy: podatek od nieruchomości, ubezpieczenie, administracja, woda, odprowadzanie ścieków, wywóz śmieci, mycie klatki schodowej, remonty itd. – W pewnym momencie z 27 mieszkań otrzymywałem opłaty tylko od jednej lokatorki – w wysokości… 10 zł – mówi Seifert. – Byłem pierwszym właścicielem w Polsce, który przestał się zgadzać z tym systemem, jaki jest – dodaje. Utrzymanie kamienicy kosztowało go 12 tys. zł miesięcznie. – Lokatorzy się kąpią, myją auto, a właściciel ma płacić za wodę – mówi Seifert. Zdecydował o zakręceniu wody, bo lokatorzy niewiele płacili za nią, a on z własnej kieszeni musiał pokrywać różnicę.

Jeden starszy lokator płacił za 240-metrowe mieszkanie w jego kamienicy 4 zł czynszu miesięcznie. Zajmował całe mieszkanie, ale de facto mieszkał w jednym pokoju. Miał wcześniej dwa sądowe wyroki eksmisyjne, których gmina nie wykonała, kiedy administrowała nieruchomością. Kiedy Seifert został właścicielem, lokator dostał kolejny wyrok eksmisyjny, ale powiedział, że wyniesie się z tego lokalu pod warunkiem, że dostanie inne mieszkanie. Gmina powiedziała, że na inny lokal socjalny dla niego trzeba będzie czekać 8-10 lat, więc Seifert kupił 37-metrowe mieszkanie w Katowicach, które wyremontował i wskazał gminie jako mieszkanie socjalne. Poinformował jednocześnie gminę, że do końca życia dziadka będzie mu płacił czynsz i media, żeby tylko wyprowadził się z tego 240-metrowego mieszkania. Obecny prezydent Katowic Piotr Uszok, a ówczesny wiceprezydent do spraw lokalowych napisał, że wskazane mieszkanie jest… za dobre jak na mieszkanie socjalne i nie można dokonać eksmisji lokatora.

To nie koniec absurdów prawa i biurokracji. Jeden z lokatorów Seiferta – który płacił zgodnie z uchwałą rady miasta 37 zł miesięcznego czynszu – zgłosił w tym mieszkaniu działalność gospodarczą – przedsiębiorstwo taksówkowe. Urzędnicy dowiedzieli się, że nie jest to już lokal mieszkalny tylko użytkowy, w związku z czym nakazali kamienicznikowi zapłacić podatek jak od lokalu użytkowego w wysokości 21,8 zł/m2 rocznie. Oczywiście nie było mowy o podniesieniu wysokości czynszu regulowanego. – Czyli miałem płacić większy podatek niż wysokość regulowanego czynszu! – oburza się Seifert.

Dochodziło do takich kuriozalnych sytuacji, że Seifert będąc właścicielem nieruchomości, zajął mieszkanie po śmierci lokatora. Wyremontował, odnowił i zaczął mieszkać. Pewnego dnia przyszła kobieta z dzieckiem na ręku, oświadczając, że… ona dostała przydział na to mieszkanie. Widząc, że mieszkanie jest ładnie wyremontowane, szybko zameldowała się, a następnie przyszła z policją. Ponieważ Seifert nie miał przydziału na mieszkanie (a był „jedynie” jego właścicielem), policja wyprowadziła go w kajdankach. Okazało się, że aby móc zamieszkać we własnej kamienicy, trzeba uzyskać najpierw… decyzję administracyjną. Gmina poinformowała Seiferta, że będąc właścicielem kamienicy, może zajmować tylko te lokale, które są wolne od przydziałów. Złożył więc w gminie odpowiedni wniosek o lokal w swojej kamienicy o powierzchni 160 m2. Naczelnik wydziału stwierdził jednak, że skoro jest kawalerem, to może się starać o przydział maksymalnie 30-metrowy. W rezultacie przydziału nie uzyskał. Ale mieszkanie socjalne lokator dostaje na całe życie wraz z jego całą rodziną i następnymi pokoleniami bez względu na to, ile zarabiają.

Wraz z innymi właścicielami kamienic w Polsce Seifert przeprowadził przez Trybunał Konstytucyjny sprawę uchylenia ustawy o ochronie praw lokatorów w punkcie, w którym czynsze ustalała gmina. Trybunał odpowiedni przepis uchylił, a parlament zmienił go tak, żeby nic się nie zmieniło. Jednak Naczelny Sąd Administracyjny w Gdańsku orzekł w innej sprawie, że gmina nie ma prawa ustalać czynszów w kamienicach prywatnych. Oznacza to, że właścicieli prywatnych obowiązuje zapis ustawowy, iż czynsz rocznie nie może przekraczać wysokości 3 proc. wartości odtworzeniowej lokali. W Katowicach było to 4 zł/m2. W związku z tym Seifert podniósł swoim lokatorom czynsz do tej wysokości. Na przykład za mieszkanie 50-metrowe mieli płacić 200 zł miesięcznie. Okrzyknięto go bandytą.

W kamienicy znajdowały się cztery mieszkania, które były pustostanami. Seifert zaczął je remontować kosztem 1,5 mln zł. Lokatorzy na złość właścicielowi zaczęli te mieszkania demolować. Zniszczyli wszystkie płyty kartonowo-gipsowe, powyrywali kable i zniszczyli centralne ogrzewanie. Za zgodą prokuratury Seifert zamknął kamienicę tak, żeby nie mógł do niej wejść nikt z zewnątrz, a tylko osoby zameldowane. Asystowała przy tym policja i straż miejska. Jednak na drugi dzień inny prokurator tej samej prokuratury wydał nakaz… otwarcia kamienicy. Zaczęli wchodzić bezdomni i kłócić się o miejsce. W końcu podpalili kamienicę. Zajął się dach. Ubezpieczalnia odmówiła wypłaty odszkodowania, bo kamienica była otwarta. Z kolei prokuratura zrobiła Seifertowi sprawę karną za to, że ją zamknął… mimo zgody prokuratury na jej zamknięcie. Po 6 latach sąd uznał, że działania właściciela były zgodne z prawem. Oczywiście nikt nie odpowiedział za to, że wszystko zostało rozkradzione, zdewastowane i zniszczone. Lokatorzy dobrowolnie wyprowadzili się. Jednak przez te 6 lat trwania procesu kamienica została tak zdewastowana, że niemożliwe stało się jej wyremontowanie. Kamienicznik wywiesił plakat z napisem: „Oto efekt ochrony praw lokatorów”.

 

Państwo chroni złodziei

 

W 2006 roku Polska przegrała w Strasburgu sprawę z Hutton-Czapską i państwo miało wypłacić odszkodowania wszystkim właścicielom prywatnych kamienic w Polsce za czynsze regulowane. Jeśli wynajmująca firma płaci 30-40 zł/m2, a lokator czynsz regulowany w wysokości 80 groszy, to łatwo policzyć, jakie właściciele ponoszą straty. Uchwalono prawo, zgodnie z którym Seifert miał otrzymać ok. 200 zł/m2. Warunkiem miało być wzięcie kredytu bankowego. Ponieważ w tym czasie Seifert remontował kamienice, to koszty remontu odliczał od podatku, co oznaczało, że nie wykazywał dochodu. Skoro nie miał dochodu, to nie miał też zdolności kredytowej, co oznaczało, że nie dostanie odszkodowania. Państwo polskie uchwaliło ustawę, która była po prostu martwa. W końcu przepis o kredycie został zniesiony, ale kazano przedstawić faktury za remonty. Na dodatek, żeby złożyć wniosek w sądzie o odszkodowanie za kamienice, państwo żądało wpisu w wysokości 100 tys. zł. – To jest takie kombinowanie, żeby nikomu nie wypłacić tych odszkodowań – uważa Seifert.

Seifert napisał do prezydenta Katowic wniosek o zwolnienie od podatku od nieruchomości – kamienica była już tak zrujnowana, że poleciały całe stropy, więc nie było odpowiedniej powierzchni. Prezydent Uszok nie zgodził się jednak, a urząd miasta wytłumaczył, że może zwolnić kamienicznika od podatku od nieruchomości, tylko po rozbiórce dachu, bo za budynek bez dachu nie płaci się podatku. Tylko że gdyby zdjąć dach, to kamienica rozpadłaby się w centrum miasta. Za parkowanie przed kamienicą gmina żąda od Seiferta 270 zł miesięcznie, a za 100-metrowe mieszkanie pozwoliła brać… 60 zł czynszu. W sąsiedniej gminie Chorzów Seifert ma kamienicę, z której gmina czynszami regulowanymi pozbawia go 5000 zł zarobku, ale za 370 m2 gruntu pod kamienicą każe płacić 4700 zł opłaty za użytkowanie wieczyste (nagły wzrost z roku na rok z 700 zł!).

Po co w takim razie Jerzy Seifert ładował się w kupno kamienicy, skoro wiadomo było, że obowiązują czynsze regulowane i inne problemy wynikające z przepisów socjalnych? – Kupując kamienicę, miałem nadzieję, że mogę przeprowadzić normalne eksmisje lokatorów. Poza tym myślałem, że prawo własności będzie coraz lepiej respektowane i powoli to wszystko się wyjaśni. Przecież to nie jest normalne, że prywatnego właściciela zmusza się do utrzymywania ludzi tylko dlatego, że oni tam chcą być – argumentuje Seifert. – Właściciele kamienic w Polsce są tylko i wyłącznie do bicia. Jak wyglądają te nieruchomości, to widzimy w mediach. Często pokazuje się, że prywatny właściciel nic nie robi, nie dba, klatki schodowe są zniszczone itd. No ale kto doprowadził do tego stanu, jak nie lokatorzy socjalni, którzy mieszkają po 60 lat? – pyta Seifert. – A dlaczego się oni nie chcą z kamienicy wyprowadzić? Bo mieszkają tam za darmo! Gdziekolwiek indziej by poszli, musieliby płacić. A tu mają ochronę państwa. Ochronę państwa mają złodzieje, bo ci lokatorzy nie płacą czynszu – podkreśla.

Od trzech lat co dwa miesiące Jerzy Seifert otrzymuje pismo z Ministerstwa Skarbu Państwa, że postępowanie w celu ustalenia własności kamienicy jest przedłużone o kolejne dwa miesiące. W rezultacie nie wie, co robić. Wszyscy urzędnicy prywatnie przyznają, że kamienicznik ma 100 procent racji. Ale oficjalne decyzje wydają wbrew jemu – bo tak nakazuje prawo.

Tomasz Cukiernik 

Najwyższy Czas! nr. 22-23 z 2013 

M.G. 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Kamienica pod Kafką”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *