Nie tylko w Wielkiej Brytanii trwają zamieszki. Po wtorkowych demonstracjach studenckich w Chile aresztowano ponad 550 osób. Na ulice Santiago wyszło około 60 tys. osób. Początkowo pokojowy przemarsz zamienił się gwałtowne zamieszki. W czasie protestów podpalano samochody, okradano sklepy, a część demonstrantów wdała się w walkę z policją, zmuszoną do użycia gazu łzawiącego – donosi CNN.
Studenci w Chile żądają obniżenia opłat za studia i zreformowania narodowego systemu edukacji. W protestach biorą udział także profesorowie i pracownicy kopalni miedzi solidaryzujący się z ruchem studenckim. W zeszłym tygodniu w czasie podobnych przemarszów zatrzymano blisko 900 osób oskarżonych o blokowanie dróg, zakłócanie spokoju i uczestnictwo w nielegalnej demonstracji.
Według chilijskiego ministra spraw wewnętrznych Rodrigo Hinzpetera wtorkowe wydarzenia po raz kolejny dowodzą, że organizatorzy demonstracji nie potrafią zapanować nad tłumem. Pedro Pablo Gatez, przywódca protestu, twierdzi jednak, że spośród 100 tys. uczestników demonstracji w całym kraju, jedynie niewielka grupa oddawała się aktom przemocy. Przypomina również, że za każdym razem incydenty te były potępiane przez liderów ruchu studenckiego.
http://wiadomosci.onet.pl/cnn/kolejny-kraj-ogarniaja-gwaltowne-zamieszki,1,4817629,wiadomosc.html
-asd
Tamci studenci tacy jak w Polsce (w końcu studiować każdy może)?