W święto Objawienia Pańskiego, 6 stycznia tego roku, papież Benedykt XVI ogłosił, że na dzień 18 stycznia zwołuje 4 już Konsystorz swego pontyfikatu. Konsystorz niezwykle interesujący. Bo gdy w tym dniu Piotr naszych czasów nałoży czerwone birety na głowy 22 nominatów, oznaczać to będzie, że wśród 125 potencjalnych elektorów większość będzie już tych, wyznaczonych w skład Kolegium przez papieża Ratzingera. Konkretnie będzie ich 63 wobec 62 mianowanych doń jeszcze przez Jana Pawła II. Ta proporcja jest w pewnym sensie symboliczna. Gdy bowiem głębiej zanalizować ten podział, jak i obecne kardynalskie nominacje, do dostarczają nam one wiele ciekawych informacji o polityce personalnej obecnego pontyfikatu. Najpierw jednak kilka liczb. Szerzej można się z nimi zapoznać tutaj: (http://ekai.pl/wydarzenia/watykan/x50161/kolegium-kardynalskie-w-liczbach/)
Wśród 22 nowych kardynałów mamy 10 urzędników Kurii Rzymskiej, 9 ordynariuszy i 3 nie elektorów (http://ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x50054/biogramy-kardynalow-nominatow/). Zacznijmy od tych ostatnich. To zasłużeni dla Kościoła ludzie nauki, głównie długoletni współpracownicy Kongregacji Nauki Wiary – bliscy współpracownicy jej byłego prefekta, kardynała Josefa Ratzingera. Dalej w gronie tym mamy 5 absolwentów Papieskiej Akademii Kościelnej czyli papieskiej szkoły dyplomatycznej, z wieloletnim doświadczeniem w służbie Stolicy Apostolskiej na licznych placówkach zagranicznych. Mamy też 7 Włochów. To najliczniejsza grupa narodowa wśród nominowanych.
Ciekawe informacje czerpiemy też z biogramów wyniesionych do kardynalskich godności arcybiskupów ordynariuszy. Wielu z nich ma za sobą również długoletnią pracę w strukturach Stolicy Świętej. Mnie osobiście najbliższy jest indyjski arcybiskup obrządku syro – malabarskiego, George Alencherry. Miałem okazje spotkać go w Jubileuszowym Roku 2000 w niemieckim Wigratzbad. Wówczas to śp. Arcybiskup Marian Przykucki, jako pierwszy polski hierarcha od czasów Soboru, udzielał tam święceń kapłańskich wedle dawnego rytu diakonom Kapłańskiego Bractwa Świętego Piotra. Obecny kardynał – nominat z dużym zainteresowaniem przyglądał się uroczystości w tym obcym dla siebie obrządku. Tyle wspomnień i statystyki.
Spójrzmy teraz jakie wnioski o polityce personalnej Benedykta XVI wyciągnąć możemy z tych nominacji? Pierwszy jest niewątpliwie liczbowy. Że oto wraz z tymi nominacjami obecny papież uzyskał „swoją” większość w Kolegium Kardynalskim, a więc i większy – rzekłbym osobisty wpływ – na wybór swego następcy. Nieśmiało i z pewnymi zastrzeżeniami, ale jednak można założyć, że od 18 lutego owo dostojne ciało będzie jednak bardziej wrażliwe na fundamentalną dla pontyfikatu papież – Ratzingera, zasadę hermeneutyki ciągłości. Zasadę nie zerwania, a naturalnego rozwoju eklezjalnego życia. Zasadę widoczną przede wszystkim w dziedzinie liturgii, ale przecież nie tylko.
Kolejny wniosek jaki rzuca się w oczy to liczba Włochów, a przede wszystkim absolwentów Papieskiej Akademii Kościelnej wśród nominatów. I moim zdaniem, jest to drugi, zasadniczy element tych nominacji. Element zamknięty w trzech hasłach: biskupi, powszechność, kuria. A więc po kolei:
Biskupi. Jeszcze w latach 80-tych kardynał Joseph Ratzinger wypowiedział znane, powtarzane gorączkowo przez kręgi tradycyjnych katolików zdanie, że obecne problemy czy też kryzysy w Kościele, związane są z kryzysem biskupów. Szukać nie trzeba daleko. Głośne choćby ostatnio skandale seksualne wzięły się przecież właśnie stąd. Z prostego faktu, że stający przed nimi pasterze, zamiast zgodnie z charyzmatem swego urzędu je rozwiązywać, zwyczajnie – zamiatali je pod dywan. Są jednak przecież i inne przykłady. Choćby list do biskupów świata, towarzyszący „uwolnieniu” mszy trydenckiej. Było to przecież nic innego, jak zręczne narzędzie rozbrajania przewidywalnego biskupiego oporu. Co jednak ma to wszystko wspólnego z obecnymi kardynalskimi nominacjami? Ano ma. Bo owych 5 kardynałów nominatów, byłych nuncjuszy i absolwentów Akademii Kościelnej, to przecież najbardziej doświadczone w doborach personalnych osoby. Osoby, które pełniąc swą dyplomatyczną misję, odpowiadały przede wszystkim za personalny kształt Episkopatów narodowych w krajach swej pracy. Na poparcie tezy, że właśnie we właściwym doborze personalnym Benedykt XVI widzi główny klucz do rozwiązania głównych problemów współczesnego Kościoła, jeszcze jeden przykład. To nominacja nowego sekretarza Kongregacji Biskupów, arcybiskupa Lorenzo Baldisseri’ego (http://ekai.pl/wydarzenia/watykan/x50237/nowy-sekretarz-kongregacji-ds-biskupow/). Ten do niedawna Nuncjusz Apostolski w Brazylii znany jest przede wszystkim z tego, że podczas dekady swojej tamtejszej misji w decydujący sposób zmienił oblicze tamtejszego Episkopatu. Można by powiedzieć więc, że obecny papież nie tylko chce go mieć w najważniejszym watykańskim urzędzie personalnym. Chce też mieć jak najwięcej Baldissierich wśród swoich potencjalnych następców.Powszechność. Zarówno owi eksdyplomaci, jak i nominaci mający za sobą długoletnią pracę w Stolicy Apostolskiej. Mają więc jeszcze jedną, niezwykle ważną cechę – wyczucie powszechności Kościoła. Że mają ją ci pierwsi – to naturalne. Ma ją jednak przecież też – na wskroś amerykański, wieloletni rektor Rzymskiego Kolegium Amerykańskiego – arcybiskup Nowego Jorku, Timothy Michael Dolan. Papież wie, że kieruje Kościołem Powszechnym. I, że ową świadomość przynależności do niego muszą mieć także wszyscy wierzący. Stąd też i wybór nominatów, których doświadczenie pozwala najlepiej służyć właśnie tej, ponadnarodowej misji Kościoła.
I wreszcie kuria. Owe wymiary – personalny i powszechny – nierozerwalnie związane z Posługą Piotrową, zrealizować może tylko sprawna i scentralizowana administracja. Stąd chyba właśnie, obok nominacji „dyplomatycznych” tyle nominacji włoskich. Nominacji z kraju, który od stuleci najliczniej służył Papieskiej Kurii. Najlepiej też z pewnością zna jej zawiłości, tradycję i pragmatykę, co pozwala na skuteczne nią kierowanie.
I na koniec. Kamyczek do naszego, polskiego ogródka. Przed Konsystorzem mówiono o polskich kandydatach do purpury. Wskazywano więc choćby na rządców archidiecezji gnieźnieńskiej i wrocławskiej. Ku żalowi wirtualnych komentatorów nic takiego nie nastąpiło. Ciekawe dlaczego? Może dlatego, że Polski Kościół, ze swoją rodzimą odmianą gallikanizmu, zwyczajnie do tej perspektywy nie pasuje? Że ma za mało owej powszechności? Że zatrzymał się na pontyfikacie błogosławionego Jana Pawła II i tylko to co z nim związane go tak naprawdę interesuje? Że wreszcie bardziej od fundamentalnej dla pontyfikatu Benedykta XVI zasady hermeneutyki ciągłości większość naszych duchownych interesuje problem braku miejsca na medialnym multipleksie czy wyniki badań Komisji Millera? Moim zdaniem tak właśnie jest. I gdy pytamy o brak polskich nominatów na obecnym Konsystorzu, to odpowiedzi na to pytanie powinniśmy szukać właśnie tutaj.
Na zdjęciu: autor z kard. Josephem Ratzingerem i ks. Tomaszem Dawidowskim, Weimar, kwiecień 1998.