Kontrrewolucja integralna?

I napisałem te słowa samemu będąc konserwatystą, narzekającym na „upadek naszych czasów”, „demokrację”, „rządy motłochu” etc. Konserwatysta to ktoś, kto chciałby odbudowy tego, co przed rewolucjami istniało, ale też to ten, kto uważa za restaurowalne tylko to, co mieści się w dzisiejszym wyobrażeniu świata. 

Jako konserwatysta nie mam najmniejszego problemu z myślą o świecie empirycznie istniejącym bez wyborów powszechnych, afirmacji praw gejów, socjalizmu, zetatyzowanego państwa i setek urzędów, bez przymusu szkolnego dla wszystkich dzieci, czy też bez ZUS-u. Tak, łatwo mi sobie wyobrazić liberalny gospodarczo autorytaryzm, respektujący tradycyjny system cnót i wartości. Powiem więcej, to taki właśnie świat wydaje mi się normalnym. Innymi słowy, uważam za całkowicie realny powrót do przed-demokratycznych i przed-liberalnych form ustrojowych i politycznych. Stąd moja sympatia dla Putinowskiej Rosji, która odrzuciła postępowo-zachodni model demoliberalny, afirmując silną władzę centralną, tradycję prawosławną i odrzucając prawa rozmaitych mniejszości seksualnych. Gdy myślę o miłej mi wizji autorytarnej, to mam przed oczami Franco, Pinocheta i kilku innych prawicowych dyktatorów, którzy w sferze politycznej dokonali kontrrewolucji, przywracając do życia instytucje polityczne, których korzenie tkwią w świecie przedrewolucyjnym.

Zauważmy, że żaden z prawicowych dyktatorów nie pokusił się o dokonanie całościowej kontrrewolucji społecznej. Dlaczego? Dlatego, że przeciętny człowiek nie chciałby dziś żyć w świecie przedrewolucyjnym czy zgoła mediewalnym. Mowa tu nie tylko o przeciwnikach wymienionych wyżej konserwatywnych dyktatur, ale także o ich zwolennikach. Wszyscy ci, którzy głoszą kontrrewolucję „integralną”, powrót do społecznego i prawnego status quo ante musieliby bowiem przyjąć rozmaite rozwiązania, w których zapewne sami nie chcieliby żyć. Wymieńmy kilka z nich:

1/ Jeśli w świecie przedrewolucyjnym ktoś był szlachcicem, arystokratą to miał całkiem słodkie i beztroskie życie. Niestety, 98% ludzi nie było szlachcicami, a zdecydowana większość była chłopami. Kto, nawet spośród najbardziej radykalnych konserwatystów, chciałby dziś zostać chłopem pańszczyźnianym, takim jakim byli jego pradziadowie? Czy któryś z Czytelników chciałby np. 3 razy w tygodniu pracować na „pańskim” polu, za darmo, pod nadzorem karbowego, który nahajką wali po plecach zbyt leniwych i powolnych w pracy? Kto chciałby mieć wpis w dowodzie osobistym „chłop pańszczyźniany”?

2/ W świecie sprzed Rewolucji, a jeszcze i wiele dziesięcioleci po nim, nie można sobie było swobodnie wybrać współmałżonka. Małżeństwo nie było prywatną sprawą między Nią a Nim, ale pomiędzy rodzinami Jej i Jego. W tamtej rzeczywistości nie mógłbym poślubić mojej Żony z tak „banalnego” powodu, że ją bardzo kocham. Musiałbym poślubić tą kobietę – nazwijmy ją przykładowo Basia – którą naznaczyliby mi moi rodzice. I nic by mojej matki nie interesowało czy Basia mnie interesuje. Ważne byłoby to, że to moi rodzice, znając moje „obiektywne dobro”, kazaliby mi ożenić się z panną Barbarą. Rodzice obydwu stron spisują stosowny ślubny kontrakt, decydują ile kto da krów, a ile kto da morgów. Nie zgadzam się? To mnie wydziedziczą, a przecież w ówczesnym świecie „człowiek luźny” ma nikłe możliwości zarobkowania, gdy o wszystkim decyduje ziemia. Mężczyzna mógł zostać zakonnikiem lub zaciągnąć się na najemnego żołnierza. Kobiecie pozostaje albo klasztor (rodzaj „śmierci za życia”), albo zamążpójście za tego, za kogo jej kazali. I kto chciałby dziś wrócić do tych czasów? Kto chciałby poślubić jakąś Basię, gdy kocha inną?

3/ W tamtym świecie niewiele zależało od osobistej zdolności, wykształcenia, zaradności, gdyż – jak wspomniałem – o wszystkim decydowała własność ziemska. Z pracy intelektualnej lub własnych rąk można było najwyżej nędznie wegetować. Drogi awansu i kariery uzależnione były od pochodzenia i otwarte właściwie tylko dla szlachty. Wiele funkcji państwowych, kościelnych czy samorządowych zamkniętych było dla mieszczan, czyli dzisiejszej klasy średniej. Chłop nie miał absolutnie żadnych możliwości. Podobnie było z osobą urodzoną w związku pozamałżeńskim, która nie mogła pełnić żadnych funkcji i dopiero jeden jedyny papież mógł, specjalnym przywilejem, zatrzeć złe pochodzenie „pokrzywnika” (=spłodzonego w pokrzywach). Czy ktoś chciałby dziś wrócić do takiego świata, gdzie pochodzenie społeczne determinuje dosłownie całe życie? Gdzie nie istnieją możliwości zawodowego awansu? 

Te trzy przykłady, które wymieniłem – a można ich by tu było wymienić przecież znacznie więcej – pokazują, że nawet najzagorzalsi kontrrewolucjoniści nie chcieliby dziś integralnego powrotu do stosunków prawnych i społecznych ze Średniowiecza czy choćby do świata sprzed 1789 roku. Nie chodzi o to, aby tamtą rzeczywistość wyśmiewać. Nawet nie o to, aby powiedzieć, że była gorsza od rzeczywistości społecznej, w której przyszło nam żyć. Problem tkwi w czymś innym: człowiek wychowany we współczesnym świecie nie umiałby już egzystować, odnaleźć się w tamtej rzeczywistości; nie umie sobie już nawet wyobrazić życia w tamtym świecie i tamtejszych stosunkach. Dlatego konserwatysta musi porzucić utopię o „powrocie integralnym do status quo ante”, na rzecz tego, co możliwe, a czym jest kasata demoliberalnego państwa, które jest słabe, niewydolne, drogie i kompletnie nihilistyczne. Dlatego, powtórzę raz jeszcze, patrzę dziś na wschód…

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Kontrrewolucja integralna?”

  1. Pan Wielomski myli się twierdząc, że „do integralnie pojętego świata przedrewolucyjnego nie chciałby dziś wrócić nikt”. Ja bym chciał. A jeżeli chodzi o pańskie obiekcje to są one raczej wzięte z marksistowskiej literatury opisującej Średniowiecze – szczególnie do p.1 i 3. Wolałbym płacić 10% podatek (dziesięcinę) niż być dzisiaj na każdym kroku okradanym przez ZUSy, VATy, pod. dochodowe, koszty akcyz itp. itd. Cechy i gildie, głęboko hierarchiczne społeczeństwo, gdzie pomoc bliźniemu wypływała z pobudek nadprzyrodzonych – to jest prawdziwy obraz, a nie praca „za darmo, pod nadzorem karbowego, który nahajką wali po plecach” – taki obraz jak Pan opisał to dopiero XVII wiek (sic!) Co do p.2 to jakoś ludzie mieli normalne trwałe, wielodzietne szczęśliwe rodziny… które dały Kościołowi mnóstwo świętych. O „wschodzie” natomiast ma Pan bardzo mocno wyidealizowane wyobrażenie… Widać wyraźnie, że nie jest Pan po prostu integralnym człowiekiem Tradycji, a jedynie konserwatystą.

  2. Oczywiste jest, ze żaden konserwatysta nie chciałby odwzorować wiernie średniowiecza ze szczegółami, które w ogromnej większości wynikają z niskiego poziomu techniki. Oczywistym jest, przynajmniej dla mnie, że chodzi o jakąś prawidłowość i wzorzec relacji na liniach: władca- poddani, władca-Kościół, Kosciół- wierni i będące tego pochodnymi społeczne konsekwencje. Dlatego: 1/ nawet gdyby obecnie jakieś 2% populacji uzyskało jakiś quasi-arystokratyczny przywilej, to pozostała zdecydowana większość nie będzie chłopami i nie będzie „3 razy w tygodniu pracować na „pańskim” polu, za darmo…” tylko uiści należność w jakiejś innej formie. Notabene te „3 dni pracy za darmo” jakoś nie przerażają biorąc pod uwagę fakt, kiedy obchodzimy tzw. „dzień wolności podatkowej”. Wpisu w dowodzie „chłop pańszczyźniany”, też zapewne byśmy nie mieli, bo te papiery/plastiki to późniejsze wynalazki. 2/” W świecie sprzed Rewolucji, a jeszcze i wiele dziesięcioleci po nim, nie można sobie było swobodnie wybrać współmałżonka” – tu pełna zgoda ( a dzisiaj można?), a to dlatego, że: ” Nie zgadzam się? To mnie wydziedziczą, a przecież w ówczesnym świecie „człowiek luźny” ma nikłe możliwości zarobkowania…”. Obecnie mamy większe możliwości zarobkowania, które nie znikną, jak sądzę, po ewentualnym wcieleniu w życie konserwatywnych wizji. 3/” W tamtym świecie nie wiele zależało od osobistej zdolności, wykształcenia, zaradności, gdyż – jak wspomniałem – o wszystkim decydowała własność ziemska” – nawet w ramach czasowych epoki o której Profesor pisze bywały na kontynencie enklawy, gdzie gospodarka towarowo-pieniężna wyszła poza feudalizm. Należałoby tez rozważyć, do jakiego średniowiecza chcemy się odwołać, bo to przecież 1000 lat i setki księstw, królestw a nawet republik. Odnoszę wrażenie, że wszystkie naszkicowane tu obawy/rozwiązania mają podłoże technologiczno/ekonomiczne. Nikt rozsądny nie chce odtworzyć skansenu, ale, ewentualnie powrócić do ducha epoki Christianitas i związanych z nią zależności i hierarchii. Nie wiem do kogo jest skierowany artykuł, bo jest rozważaniem: co by było, gdybym żył w średniowieczu? Z wnioskiem, że Autor nie chciałby jednak w nim żyć. Chociaż, jak to się starałem wykazać, było biednie, ale nie tak znowu strasznie. I mentalnie blisko komuś, kto uważa się za konserwatystę.

  3. @Zar Pełna zgoda, chciałem napisać coś podobnego ale Pan to napisał chyba nawet lepiej, niż ja bym potrafił.

  4. P.S. Ostatnie zdanie „patrzę dziś na wschód” kojarzy mi się z „idźmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja” 😉

  5. @dariusz.pilarczyk Tylko jak wygląda wschód w świetle tych trzech wymienionych przez Profesora rozwiązań „w których zapewne sami nie chcieliby żyć”? Mi wychodzi, ze ten Zachód jest pod względem „pełnej michy” lepszy. A te przywołane argumenty są ekonomiczne do bólu jak sam marksizm. Pamiętam jaki kiedyś jeden lewicowiec powiedział mi, że „jak się kościelni dorwą do władzy, to będziemy mieli konia pociągowego i dzieci głodujące na przednówku”. Profesor niestety powiela ten sposób myślenia. Na Wschód oczywiście można patrzeć z nostalgią za utraconą kulturą/cywilizacją (bardziej nie-materialną). W ten sam sposób spoglądam na Średniowiecze.

  6. czy tzw. New World Order to nie byłby, w pewnym sensie, powrót do Średniowiecza? Byłaby i „elyta nadczłowieków”, i ogólnoświatowa synkretyczna religia, i, np. optymalny dobór partnerów do prokreacji za pomocą badań genetycznych. Nawet pieniądz może zniknąć, a zastąpią go przywileje klasowe, typu: przywilej do życia przez określony czas, do korzystania z pewnych dóbr etc. Był niedawno film o takiej właśnie wymowie, nie pamietam tytułu – ludzie mieli na rękach tatuaże, odmierzające czas życia, który im jeszcze pozostał.

  7. @Zar „Tylko jak wygląda wschód (…)?” Zgadza się, rzeczywistość nie jest czarno-biała i Zachód wygląda lepiej nie tylko pod względem „pałnej michy” ale też niektórymi innymi. Amerykanie są jednym z bardziej religijnych narodów, tam kandydat na prezydenta, który by się przyznał do ateizmu, nie miałby szans na wygraną. Rosjanom to „wsio ryba”, to w gruncie rzeczy przypadek, że Putin szanuje religię, jego następca może być równie dobrze wojującym ateistą. „Na Wschód oczywiście można patrzeć z nostalgią za utraconą kulturą/cywilizacją (bardziej nie-materialną).” Tylko na jaki Wschód? Rosja bardziej podchodzi pod reportaże W. Grzelaka, niż „utraconą cywilizację”, można popatrzeć dalej, w głąb Azji, na buddyzm, hinduizm itd. i powierzchownie oczywiście można odebrać je jako jakąś „duchową cywilizację”, słynny „wschodni mistycyzm”, ale przy dokładniejszym zapoznaniu się okazuje się, że są w niektórych sprawach różnice zbyt duże, w stosunku do nas, żeby to przyjąć. Więc tak naprawdę zostaje Średniowiecze, które w gruncie rzeczy cały czas tkwi w ludzkiej (pod)świadomości (bajki, SF i fantasy, gry komputerowe itd. – to wszystko dzieje się w realiach wzorowanych na Średniowieczu). Średniowiecze, było jakie było, z wadami i zaletami, ale uchwyciło coś istotnego w zrozumieniu natury człowieka.

  8. @dariusz.pilarczyk Miałem na myśli zdecydowanie ten bliższy nam Wschód, wyrosły z prawosławia. Pisząc o nostalgii za kulturą, miałem na myśli właśnie integralność przywołaną przez Profesora na początku artykułu. W Rosji (bo prawie wyłącznie do niej się odnoszę) pozostało na skutek rożnych uwarunkowań więcej z przedrewolucyjnego świata. To wyznacza też możliwe kierunki rozwoju wypadków. I tak: prawdopodobniejszym wydaje się, że prezydentem USA zostanie w końcu zdeklarowany ateista, niż to, że na Kremlu zasiądzie wojujący ateista. Zresztą, zamiast takiego wartościowania wolę inne: stopień zagrożenia dla tradycyjnego katolicyzmu (i prawosławia też, w końcu to tylko schizmatycy). Temu zdecydowanie bardziej zagraża USA z tendencjami do NWO i pomysłami, przy których wpis p. Piotra Kozaczewskiego nie jawi się jako żart. Do tego urzeczywistniającym ideę byłby na bank jakiś wojujący teista, przynajmniej na poziomie deklaracji. Co do poziomu moralnego obecnej Rosji/Rosjan, to nie mam złudzeń (też czytam reportaże W. Grzelaka) – chodzi mi bardziej o potencjał do ewentualnego posiadania/nabycia jakichś akceptowalnych zasad. Niedawno oglądałem taki filmik na youtube: eksperyment polegający na tym, że idący ulicą człowiek pada i symuluje atak serca, i reakcje ludzi w Rosji i USA. Średnio próbował interweniować co setny Rosjanin i co drugi Amerykanin. Nawet jeśli to lekka manipulacja, to wnioski są oczywiste. Pozdrawiam.

  9. Co do diagnozy się zgadzam. Natomiast receptę wschodnią uważam za nietrwałą. Potrzeba czegoś, co ma zdolność utrzymać się dłużej niż czas życia charyzmatycznego polityka. Potrzebujemy systemu, który jest konserwatywny, nieutopijny, wydajny, zdolny regulować naturalne napięcia społeczne i przyciągać siłą swych zalet.

  10. Ludzie religijni są szczęśliwsi, zdrowsi i żyją dłużej – jak podobno pokazują wszystkie badania empiryczne. A priori można rozumować, że jeśli religia nie zwiększałaby ludzkiego dobrostanu, zostałaby wyeliminowana przez dobór naturalny. Jak pokazywał Wojciech Cejrowski w swoich filmach bardzo konserwatywnie zachowują się nomadzi. Mniej zorganizowani buszmeni czy hotentoci są bardziej „lewicowi”. Ale znowu szympansy są wybitnie konserwatywne tzn. mordobiciem kształtują ścisłą hierarchię w stadzie. Jakie relacje społeczne tacy bogowie. Społeczny wymiar religii o. Bocheński OP nazywał za Bergsonem „religią statyczną”. Powszechny ateizm jest fenomenem Zachodu, nieznanym reszcie świata. Prawdopodobnie powoduje go indywidualna niemożność otrzymania spójnego obrazu świata i odrzucenie niepasującej części. Konserwatyzm dobrym tego przykładem. To oczywiście niepoważne jak czytanie myślicieli upośledzonych intelektualnie. Ale ewolucyjnie to coś nowego. Historia nie zna społeczeństw a-religijnych. Czy to koniec „religii statycznej”? Benedykt XVI twierdził, że chrześcijaństwo nie jest religią (statyczną). Wiara w Boga relatywizuje wartość jakichkolwiek rzeczywistości doczesnych ale niestety trzeba ją wprzódy mieć (a jest łaską). Nie pochodzi od człowieka lecz do Boga.

  11. @Włodzimierz Kowalik „Wiara w Boga relatywizuje wartość jakichkolwiek rzeczywistości doczesnych ale niestety trzeba ją wprzódy mieć (a jest łaską)”. Proszę mi wybaczyć bezpośredniość (i zamiast ewentualnej złości zignorować), ale: czy Pan wierzy w Boga? A pytanie stąd, że Pana działalność na tym forum to relatywizowanie jakichkolwiek rzeczywistości nie-doczesnych. Można to zaobserwować nawet w ostatnim wpisie.

  12. @Alek „Potrzebujemy systemu, który jest konserwatywny, nieutopijny, wydajny, zdolny regulować naturalne napięcia społeczne i przyciągać siłą swych zalet.” Systemu, czy programu partii politycznej? System nie będzie w stanie „przyciągać siłą swych zalet” dopóki ludzie sami nie zrozumieją, jak niewydolna jest demoliberalna demokracja. Czyli pewnie za jakieś kilkaset lat;) Natomiast program partii – cóż – dał nam przykład Kukiz Paweł jak zwyciężać mamy;) Potrzebny jest program „pełna micha” z odsunięciem na plan dalszy kwestii światopoglądowych – w końcu ludzie emigrują na Wyspy za pracą a nie do Rosji w celu poszukiwania „przeżyć duchowych”. Czyli mówienie o gospodarce ludzkim głosem, zrozumiałym dla zwykłych obywateli.

  13. @Zar, Naturalnie, że wierzę w Boga. Ale to żadne osiągniecie jest. „Złe duchy też wierzą i drżą”. Natomiast nie rozumiem czym jest zarzucane mi „relatywizowanie jakichkolwiek rzeczywistości nie-doczesnych”?

  14. @Włodzimierz Kowalik „Jakie relacje społeczne tacy bogowie”- miedzy innymi tym jest relatywizowanie wszelkich wartości nie-doczesnych. Dziękuje za odpowiedź.

  15. @ dariusz.pilarczyk: OK, można i tak. Program „pełna micha”, wygrane wybory i co dalej? Michy łatwo nie zapełnisz, a nawet gdy zapełnisz, to ludzie i tak uznają, że mogłaby zostać napełniona bardziej. Kaddafi zapełnił michę? Zwielokrotnił Libię ludnościowo i ekonomicznie – oczywiście dzięki ropie. I jaki spotkał go los? Nie mając władzy możemy ulec myśleniu, że zdobycie jej jest trudne. Tak naprawdę jednak trudne jest jej utrzymanie. Dlatego potrzebny jest system, który będzie zdolny przetrwać i promieniować swą atrakcyjnością, który inni będą się chcieli przyjąć jako swój.

  16. Specjalnie napisałem „bogowie” z małej litery. Nie rozumiemy się zatem. Przemija postać tego świata. Średniowiecze nie chwyta więcej z natury człowieka niż nowo-wiecze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *