Wspólnym wysiłkiem Jarosława Kaczyńskiego, rabina Schudricha oraz izraelskiego MSZ dokonano PR-owskiego majstersztyku. Uniemożliwiono polskim producentom żywności zarobienie ok. 2 mld zł, wywołano niepotrzebną awanturę międzynarodową o sztukę mięsa, a to wszystko przy aplauzie antysemicko nastawionego elektoratu centroprawicy, klapiącego płetwami „aleśmy tym Żydkom pokazali!”.
Należy pochylić czoło przed zmysłem taktycznym PiS, który swą ewidentną porażkę wizerunkową, jaką było głosowanie „anty-wiejskie” – przekuł na propagandowy sukces. Oczywiście odniesiony ze szkodą dla Polski, ale to przecież w przypadku osiągnięć Kaczyńskiego nie nowina… Po głosowaniu w sprawie uboju rytualnego – nawet centroprawicowi publicyści zdawali się mitygować na zasadzie „po co nam ta koszerna żaba” (w tym duchu pisał m.in. Michał Karnowski). Zastanawiano się jaki cel przyświecał Kaczyńskiemu idącemu na tak ostrą konfrontację w sprawie, którą utożsamiano publicznie co najwyżej z jego znaną sympatią do zwierząt. PSL i obudzona nagle Solidarna Polska już szykowały ostrą kampanię w środowisku wiejskim, mającą na celu osłabienie znacznych tam wpływów PiS. I nagle dzięki wsparciu światowego żydostwa oraz naczelnego rabina Polski – Kaczyński się wywinął. Nagłe podniesienie sztandaru suwerenność i uczynienie z niekoszernej wołowiny symbolu godności narodowej – wywołało ślepy zachwyt elektoratu, stanowiąc dla niego dowód z dawna podzielanego przekonania, że Prezes to ukryty żydożerca, tylko się na razie przyznać nie może. Że pogląd ten jest z gruntu głupi – nikogo myślącego przekonywać oczywiście nie trzeba, cóż z tego jednak, jeśli elektorat centroprawicy w Polsce, choć upodobaniami nieróżny w tym punkcie od wyborców NSDAP – jest jednocześnie od lat ogłupiony wiarą w kolejnych wodzów, co to na pewno myślą tak ja zwykły Polak, tylko na razie sza!
Stąd też, ponieważ w Polsce jak wiadomo ludzie nie wybierają partii ze względu na zbieżność poglądów ze swoimi, tylko powtarzają to, co partia głosi – nagle centroprawicowe fora zaroiły się od obrońców zwierząt, tłumaczących zawile humanistyczne, ale także ekonomiczne i spożywcze aspekty uboju z ogłuszaniem i bez. W tel jednak dominował ten sam chichot – Prezes pokazał Żydom, że tu jest Polska! Ni licha nie wiadomo co to niby ma znaczyć konkretnie, ani czemu tym ucieszonym umyka, że to przecież środowiska żydowskie mają podstawy do prawdziwej radości, mając Polaków na widelcu, na który ci się sami nadziali. Tak trzeba wszak interpretować argument obrońców antykoszernego wistu PiS-u, powtarzających „a czemu muzułmanie nie protestują?!”. Otóż dlatego, że wzruszają ramionami i kupią gdzie indziej – od Niemców, Włochów, czy Hiszpanów. Żydzi zrobią tak samo – tylko czemu jeszcze przy okazji nie sponiewierać dyplomatycznie Polaków?
W stosunkach polsko-żydowskich i polsko-izraelskich jest sporo problemów realnych. Roszczenia majątkowe, żądania faktycznej eksterytorialności terenów dawnych niemieckich obozów koncentracyjnych, obciążenia dla strony polskiej związane z „marszami pamięci” i innymi objawami izraelskiej polityki historycznej, wreszcie bezwarunkowy udział Polski w akcjach zbrojnych USA/NATO, związanych niemal wyłącznie z obroną strategicznych interesów Tel Awiwu – to wszystko są kwestie istotne, o które można by i należałoby kruszyć kopię, nawet narażając się na międzynarodowe reperkusje. Tymczasem PiS umiejętnie omija wszystkie te problemy. Ba, w kluczowych z nich – związanych z polityką wojskową – domaga się wręcz jeszcze większej zbieżności z izraelskimi wytycznymi realizowanymi przez Waszyngton. A zamiast tego prowadzi walkę o kotlecik, żeby głupi goje w Polsce też mieli trochę radochy. Tymczasem nawet głupi stwierdzi, że z tak ustawionego sporu zwycięsko wyjść nie możemy – co zakończyć się może tylko ustępstwami, czy to w tej, czy niestety we wspomnianych o wiele ważniejszych sprawach. Ten rachunek do zapłacenia, który z pewnością Żydzi nam wystawią, jako nacja skrupulatna w liczeniu – będziemy płacić właśnie za PR-owską biegłość Kaczyńskiego.
Co ciekawe, jak w wielu innych sprawach – działania PiS wobec koszeru i halal współgrają także z aktywnością Ruchu Narodowego. W tym przypadku chodzi o rozwijaną niezależnie akcję „kupując kebaba osiedlasz Araba”. Hasełko, jak hasełko, trudno też komuś dobierać dietę, albo decydować jakie danie ma akurat chęć bojkotować. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że środowisko maszerującej prawicy w swym nieustannym poszukiwaniu czynu i wroga do wypikietowania – zaczyna chodzić w kółko. Wydaje się bowiem, że po okresie poszukiwania nieprzyjaciół w historii („precz-z-ko-mu-ną!”, „a-na-drze-wach-za-miast-liści…!”) – przyszła pora na tropienie ich zagranicą, a w każdym razie na importowanie problemów w Polsce póki co nieistotnych. Przypomina to nieco pomysł polityków ZChN (a dokładniej Krzysztofa Kawęckiego, dziś doradcy RN), żeby tak jak Le Pen zwalcza imigracje arabską – wziąć się za jakichś przyjezdnych do Polski. Ponieważ jednak aktywności muzułmańskiej nie wykryto – ZChN-owcy na chwilę uwierzyli, że są tak skrajni, jak maluje ich GW i zaczęli agitować przeciw przybyszom z byłego Sojuza, spokojnie handlującym sobie na polskich bazarach. Absurdalność przedsięwzięcia stała się w końcu jasna nawet dla jego pomysłodawców i cały bzdurny pomysł upadł. Jak widać jednak – jego duch żyje, obecnie w szeregach neo-narodowców.
Cokolwiek byśmy nie przeczytali na FB – zagrożenie muzułmańską inwazją póki co w Polsce nie jest znaczące, choćby dlatego, że wciąż jesteśmy krajem za biednym nawet dla Polaków, a co dopiero mówić o imigrantach. Ba, jeśli chodzi o uchodźców – to jeśli już większym problemem są przyjęci z równie ogłupiałych „pobudek patriotycznych” przybysze z Czeczenii (teoretycznie faktycznie wyznający islam, ale w istocie bardzo często po prostu tworzący zorganizowaną przestępczość bez oglądania się na kwestie religijne). Neo-narodowcy wiedzą jednak swoje. Dla powracających z Zachodu młodych Polaków wspomnienie tamtejszych multietnicznych stolic faktycznie może wydawać się groźnym memento. Przede wszystkim zaś – trzeba wciąż podskakiwać, krzyczeć, kleić wlepki, drukować koszulki i robić pikiety (jak próbowano uczynić w Puławach podczas kongresu muzułmańskiego), a tym samym kanalizować aktywność młodych Polaków na temacie całkowicie już wydumanym i zastępczym, a w dodatku nie przynoszącym żadnej faktycznej korzyści sprawie narodowej.
To bowiem łączy te dwie kwestie – nagle objawiona PiS-owską antykoszerność i RN-owską antykebabowość. Daleki jestem od dostrzegania wszędzie „tematów zastępczych”, którym to pojęciem-kluczem faktycznie tłumi się jakąkolwiek dyskusję ideowo-polityczną w Polsce. Jednocześnie jednak nie można nie dostrzegać w jak głęboki kanał ładuje się naszą debatę publiczną w obu tych kwestiach. Nawet jeśli Kaczyński nie koordynował swoich działań z międzynarodowymi środowiskami żydowskimi, a jedynie postanowił podczepić się pod ich propagandę – to i tak długofalowo zaszkodził Polsce. Maszerujący z kolei (tym razem przeciw baranince z rożna) nie tyle szkodzą, co nie robią nic pożytecznego. W obu tych przypadkach koszerny kebab okazuje się więc zdecydowanie ciężkostrawny.
Konrad Rękas
O samym uboju rytualnym pisałem zaś tu: https://konserwatyzm.pl/artykul/9780/rznij-byka-nie-rolnika
Kto przeciw rżnięciu bez ogłuszenia ten antysemita, a jak antysemita, to i faszysta!
@Alek: To baby też trza ogłuszać, 🙂 ?
Podejrzewam, że sezon na polskich antysemitów się rozpoczął… I to, co się stało nie było przypadkiem… Cytat z sieci: `Dostałem z Francji zdjęcie okładki z blurbem (czy jak to się nazywa). Książkę popełnił Lotaryńczyk o włoskim nazwisku, niejaki Hubert Mingarelli. Jak twierdzi wiki, osobnik ten począwszy od roku 1992 opublikował 18 powieści, a kilka lat temu zdobył dość prestiżową Prix Médicis. Jego najnowsza książka to Un repas en hiver, czyli Posiłek w zimie lub Zimowy posiłek. Rzecz dzieje się w Polsce, w czasie II wojny światowej. Trzej żołnierze Wehrmachtu (jak twierdzi pewien czytelnik na portalu Babelio – trójka wrażliwców, którzy miewają po nocach koszmary po jakichś egzekucjach) wyruszają w zimie do lasu, by złapać ukrywającego się Żyda. Kiedy już Untermensch wpada w ich ręce, żołnierzom zaczyna burczeć w brzuchu, a tu ciemno, zimno i do domu daleko. No bo polskie lasy przeogromne są, Amundsenowi Antarktydę łatwiej było przemierzyć… Na szczęście żołnierze – uniknąwszy spotkania z białymi niedźwiedziami – natrafiają na opuszczoną chałupę. Wchodzą, zamykają Żyda w izbie i zaczynają pichcić obiad. Ciężko im idzie, bo z opałem kłopoty, więc postanawiają spalić najpierw krzesła, a potem nawet drzwi, za którymi zamknęli Żyda… Na razie szwankuje realizm. Trzej wehrmachtowcy łażą sobie po polskim lesie jak po Unter den Linden szukając Żyda. Szkoda, że nie mają przy sobie megafonu, mogliby go zawołać, a przy okazji pomachać przyjaźnie partyzantom. Ale dalej robi się jeszcze ciekawiej. Pojawia się w chałupie tubylec, znaczy Polak (na Babelio ktoś twierdzi, że z flaszką bimbru na rozgrzewkę). I ten Polak okazuje się strasznym antysemitą. Tak okropnym, że trzej Übermensche, zaszokowani i zniesmaczeni, popadają w końcu w stan euforycznej solidarności z Żydem uwięzionym za spalonymi drzwiami… ’
W sumie racja z tym zupełnie niepotrzebnym wygłlupem Kaczyńskiego i durnymi pomyslami pomyleńców z RN..O tej paszkwilanckiej książce tegoż Lorrańczyka o włoskim nazwisku Mingarelli warto się zając blizej jesli będzie im nadawany szerszy rozgłos zresztą z gęby tego francuskiego czy włosko-tyrolskiego(bo może pochodzi z Trydentu) gościa wrednie patrzy pysk ma sądząc z francuskiej wikipedii okropny….fu..