Lewicki: Czy NATO jeszcze istnieje?

Całkiem niedawno przedstawiano w Polsce  NATO jako oczywistego i pewnego gwaranta bezpieczeństwa polskiego państwa, którego członkowie, związani duchem i literą Artykułu 5 pośpiesza nam z pomocą w przypadku zagrożenia przez wiadomo kogo. Tymczasem ostatnio, nawet w Polsce, coraz mniej jakby mówi się o NATO, a rządzący w Warszawie politycy starają się przesuwać akcenty i wskazywać jako gwaranta, już nie NATO, a bardziej USA, dla których Polska ma być sojusznikiem. Ale także i na tej, całkiem nowej konstrukcji, pojawiły się spore rysy. A to z powodu niedawnych wydarzeń na Bliskim Wschodzie, które wykazały, że nawet wspólne działania USA, Wielkiej Brytanii i Francji, takie jak w Syrii, niewiele mogą zdziałać, zaś efektywność amerykańskich systemów obronnych, głównie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, jest, mając na uwadze przypadek niezwykle skutecznego ataku na saudyjską rafinerię, wielce problematyczna.

Właśnie w Syrii została przetestowana realna wartość i siła głównych państw NATO – USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Każde z nich jest z osobna uważane za mocarstwo, dysponujące bronią jądrową i siłami ekspedycyjnymi zdolnymi działać na odległych obszarach. W kwietniu ubiegłego roku, działając wspólnie, państwa te postanowiły uderzyć na syryjskie siły prezydenta Baszszara al-Asada. Jako pretekst wykorzystano incydent w Douma, gdzie  miał mieć miejsce atak bronią chemiczną, za której użycie miał odpowiadać rząd syryjski. Do ataku wykorzystano pokaźne siły morskie i lotnicze trzech wymienionych państw NATO, które przy pomocy rakiet samosterujących uderzyły w wiele obiektów militarnych, badawczych i lotnisk w Syrii. Użyto łącznie 105 rakiet tego typu, ale efekty ich uderzeń były bardzo mizerne i ani pod względem militarnym, ani politycznym, nie dały żadnego efektu.

Liczbę 105 rakiet, użytych w pojedynczym ataku,  uznać trzeba za dużą, zważywszy, że w całej wojnie o Kuwejt w roku 1991 użyto tylko 288 rakiet Tomahawk, a do zniszczenia Libii w roku 2011 użyto 124 takie rakiety. Strona rosyjska podała, że większość rakiet atakujących Syrię została zestrzelona. Jest to trudne do weryfikacji, jednak fakt, że atak okazał się bezskuteczny, jest niezaprzeczalny. To zdarzenie pokazało wszystkim, że czasy tzw. dyplomacji tomahawków, czyli zastraszania i niszczenia państw niepodporządkowujących się woli USA, właśnie się skończyły.  Dziś można powiedzieć, że ta data, 14 kwietnia 2018 roku, kiedy nastąpił ów wspólny nieskuteczny atak lotniczy na Syrię, była graniczną datą także dla NATO i USA.


Okazało się, że schemat działań militarnych stosowany niezmiennie przez USA i ich sojuszników, od roku 1990, przestał funkcjonować. Te działania obejmowały trzy fazy; w pierwszej, po koncentracji sił następowało uderzenie rakietami Tomahawk na krytyczne obiekty przeciwnika celem wyeliminowania systemu obrony przeciwlotniczej. W drugim etapie, przez kilka-kilkanaście dni następowały zmasowane uderzenia lotnicze, a w trzeciej fazie, o ile była w ogóle potrzebna, następowała inwazja wojsk lądowych, na obezwładnionego już wcześniej przeciwnika. Ten schemat zadziałał przeciwko Irakowi (trzy razy), Afganistanowi, Jugosławii, Libii. Aż w końcu przyszedł kres skuteczności takiego modelu wojny. W stosunku do Syrii okazał się porażką. Stało się tak głównie z powodu zaangażowania Rosji w Syrii i rozmieszczenia tam rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej typu S-300 i S-400. Spowodowało to, że przejście z fazy pierwszej (uderzeń Tomahawkami) do drugiej, uderzeń lotniczych, stało się już niemożliwe, gdyż Rosjanie kontrolowali przestrzeń powietrzną Syrii i dokonanie takiego uderzenia mogło się skończyć dużymi stratami oraz eskalacją, która mogła zamienić się w wojnę jądrową. Na dodatek same uderzenia rakietami Tomahawk okazały się mało skuteczne, a rakiety te nieodporne na rosyjskie metody ich zwalczania. Jeśli zaś chodzi o ewentualne wprowadzenie sił lądowych, to USA, po znacznych  redukcjach, zwyczajnie nie posiadały już sił zdolnych do takich operacji.


Kres tego amerykańskiego sytemu prowadzenia wojny, podobnie jak kres niemieckiego Blitzkriegu w końcu roku 1941, miał swoje wielorakie konsekwencje. Przede wszystkim, sojusznicy USA, którzy do tej pory bez szemrania popierali Amerykę i najczęściej brali udział w jej wojnach, zaczęli się dystansować i wycofywać z popierania USA. Ten proces rozpoczął się już nawet wcześniej, gdy okazało się, że działania w Afganistanie i Iraku nie przynoszą zakładanych efektów, a tylko straty, to sojusznicy USA, w tym z NATO, którzy brali w nich udział, zaczęli się pod różnymi pretekstami, wycofywać. To dotyczyło także Polski, która wysyłała dość liczne, jak na nasze możliwości, kontyngenty na wojnę do Iraku i Afganistanu.

Tym niemniej, na polu politycznym wszyscy nadal Amerykę popierali. Nawet to ostatnie uderzenie USA, Francji i Wielkiej Brytanii na Syrię, uzyskało poparcie wszytkach członków NATO, łącznie z Turcją. Dopiero fiasko tego ataku, które objawiło się tym, że w kilka dni po nim siły syryjskie rozpoczęły wielką ofensywę, opanowały cały obszar Damaszku i krótkim czasie osiągnęły granicę z Jordanią, spowodowało, że wszyscy zobaczyli, w tym Turcja i Izrael, jak nieskuteczna jest amerykańska strategia. Efektem tego było ogłoszenie 12 grudnia, przez prezydenta Turcji Erdoğana, zamiaru wkroczenia do kurdyjskich enklaw w Syrii. W odpowiedzi prezydent Trump ogłosił 19 grudnia, że siły USA opuszczą Syrię. Spowodowało to szok wśród sojuszników i klientów USA, którzy nagle pojęli, że Ameryka nie będzie dłużej gwarantować ich interesów i powinni sami zatroszczyć się o siebie. Co prawda, cała operacja wycofywania się przez USA zajęła wiele miesięcy i nadal nie została zakończona, tym niemniej fakt, że USA podjęły taką decyzję bez konsultacji z sojusznikami, oznacza, że mamy do czynienia z zupełnie nową sytuacją.

Najbardziej asertywnie zareagowała Turcja, która zaczęła się zachowywać tak, jakby już nie była w NATO i podjęła uzgadnianie swoich działań w regionie z Rosją i Iranem. Na dodatek, podczas  wycofywania się sił amerykańskich, co odbywało się często w kontakcie z zajmującymi te tereny siłami Turcji, doszło do, ponoć omyłkowego, ostrzelania Amerykanów, przez turecką artylerię[i]. Działania Turcji, ważnego członka NATO, posiadającego najliczniejsze siły zbrojne w pakcie, zaraz po Ameryce, były szokiem dla innych europejskich członków NATO, które zareagowały wręcz histerycznie. I tak Niemcy, Francja oraz inne kraje Unii zadecydowały o wstrzymaniu eksportu broni do Turcji.[ii] Na dodatek, sześć krajów NATO i UE: Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Belgia, Estonia i Polska, zgłosiły w Radzie Bezpieczeństwa ONZ wniosek o przyjęcie rezolucji potępiającej działania Turcji. Rezolucja została zablokowana przez Rosję i USA.[iii]  W Niemczech opinia publiczna, a także niektóre partie są za usunięciem Turcji z NATO w ogóle.[iv] Tygodnik Der Spiegel na stronie tytułowej dramatycznie podsumowuje obecną sytuację: „Die Kapitulation des Westens”[v] (Kapitulacja Zachodu). A przecież nikt lepiej niż Niemcy nie wie co znaczy to słowo – kapitulacja.

 Wypada do tego dodać znany fakt, że Turcja pomimo wielu nacisków ze strony USA zakupiła z Rosji przeciwlotniczy system S-400, jak też rozwija z tym krajem szeroką  współpracę na wielu polach, w tym w zakresie energetyki jądrowej. Całe to zamieszanie skłania do zadania sobie pytania, czy Turcja jest jeszcze członkiem NATO? Czy NATO bez Turcji może funkcjonować, gdyż traci w ten sposób wszelkie możliwości oddziaływania na Bliski Wschód? W Polsce zaś doszło do takiej sytuacji, że pani Mosbacher, będąca ambasadorem USA, wyjaśniła, że Turcja podjęła swoje działania nie mając na to zgody ze strony USA. Widać polskie elity polityczne nie są w stanie pojąć, że ktoś w Europie może podejmować jakieś działania nie pytając o zgodę USA. Tak jednak jest i będzie to się zdarzało coraz częściej, zaś pani ambasador słusznie zauważyła, że „Skoro to taka ważna kwestia, to dlaczego sami (sojusznicy – red.) nie wyślą tam swoich żołnierzy, samolotów i czołgów? Dlaczego ma to być armia USA?”[vi]  No właśnie! Ta opinia odzwierciedla obecny stan rzeczy. A on jest taki, że po pierwsze, siła USA słabnie i nie są one już w stanie wymuszać wszędzie podporządkowania własnej woli, po drugie zaś, Europejczycy, dla których sytuacja na Bliskim Wschodzie jest krytycznie ważna, są za słabi by zastąpić tam Amerykanów.

Szczególnie zirytowany obecną sytuacją jest prezydent Francji Emmanuel Macron,  otwarcie potępiający działania USA, które jego zdaniem podważają wiarygodność tego państwa jako sojusznika. Bliski Wschód jest regionem, gdzie Francja tradycyjnie lokuje swoje interesy, a obecnie, wobec wycofania się USA, możliwości działania Francji w tym obszarze świata także zostają sprowadzone do zera. Dotyczy to zresztą całej Unii, która może tylko bezsilnie obserwować, jak Turcja, Rosja i Iran decydują o wszystkich sprawach tego regionu. Doszło to tego, że w wywiadzie dla „The Economist”[vii] prezydent Macron stwierdził, że sojusz atlantycki jest w stanie śmierci mózgu, czyli de facto jest martwy. Państwa Unii mogą zrzucać winę na Amerykę, ale nie zmienia to faktu, że jeśli współpraca z USA im nie odpowiada. to nic nie stoi na przeszkodzie by same przejęły odpowiedzialność za bezpieczeństwo we wrażliwych rejonach i wysłały tam swoje siły zbrojne. I taka konkluzja wynika także z tego co mówi Macron. Trzeba budować europejskie siły zbrojne oraz ułożyć współpracę z Rosją gdyż Europa znajduje się „na skraju przepaści”, a Europejczycy „nie będą dłużej panować nad swoim losem”. Wygląda na to, że innego wyjścia nie ma, bo widoki na  reanimację NATO są marne. W przyszłym miesiącu w Londynie odbędzie się spotkanie by uczcić 70 rocznicę powołania NATO. 70 rocznica to bardzo niebezpieczny czas i nawet najpotężniejsze imperia często nie zdołały przekroczyć tej granicy. A zaliczało się do nich i Imperium Brytyjskie i ZSRR. Nie może zatem dziwić to, że londyński jubileusz NATO bardziej będzie przypominał stypę niż radosne świętowanie.

Stanisław Lewicki

[i] https://www.rp.pl/Wojna-w-Syrii/191019810-Turcja-omylkowo-zbombardowala-amerykanskie-sily-specjalne-w-Syrii.html

[ii] https://www.euronews.com/2019/10/13/france-and-germany-halt-arms-export-to-turkey-over-incursion-into-northern-syria

[iii] https://euobserver.com/foreign/146242

[iv] https://www.dw.com/en/majority-of-germans-want-turkey-kicked-out-of-nato-survey/a-51030130

[v] https://www.spiegel.de/politik/deutschland/news-des-tages-die-kapitulation-des-westens-neue-machtverhaeltnisse-in-syrien-a-1292162.html

[vi] https://www.rp.pl/Dyplomacja/191019818-Georgette-Mosbacher-Nie-dalismy-przyzwolenia-na-dzialania-Turcji.html

[vii] https://www.economist.com/europe/2019/11/07/emmanuel-macron-warns-europe-nato-is-becoming-brain-dead

Click to rate this post!
[Total: 18 Average: 4.9]
Facebook

4 thoughts on “Lewicki: Czy NATO jeszcze istnieje?”

  1. Przynależność do amerykańskiej strefy wpływów była atrakcyjna po II wojnie światowej nawet dla pokonanych (Japonia, Niemcy). USA pomagały w odbudowie oraz otwierały swój ogromny rynek dla towarów sojuszników umożliwiając bezprecedensowy wzrost gospodarczy. Od kiedy jednak towarem eksportowym Ameryki stał się neoliberalny kapitalizm z jego łupieżczą praktyką gospodarczą, na „współpracy” z USA traci się. Najlepszym przykładem jest Polska po 1989 r. i jej wątpliwy sukces gospodarczy. Nie ma się co dziwić, że w tej sytuacji w skali światowej narasta opór wobec amerykańskich praktyk.

  2. Jeżeli Niemcy spełnią żądania USA i zaczną wydawać na zbrojenia 2% PKB (80 mld USD), to funduszami na obronę przegonią Rosję, Indie, Wielką Brytanię i Francję.

  3. Pieniądze nie są takim problemem. Dzisiaj państwa unijne wydają razem na zbrojenia 300 mld dolarów amerykańskich, a więc bardzo dużo (chociaż oczywiście dużo mniej niż Amerykanie). Ilość żołnierzy pod bronią jest ogromna. Problem leży w tym, jak te pieniądze są wydawane.

    1. Otóż to. A wojska państw europejskich, z Polską łącznie są do zniszczenia w kilka godzin, ze względu na charakter służby, czasy konieczne do osiągnięcia gotowości bojowej i brak zwartego systemu obrony powietrznej. Tacy Rosjanie, mając śmiesznie małe kwoty, wydatkują je bardzo skutecznie, planowo i wg. ustalonych priorytetów. A weźmy taką Polskę, gdzie plany zbrojeń zmieniają się co kadencję, za wszystko się przepłaca itd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *