Informacja o zakupie amerykańskich czołgów Abrams M1A2 dla polskiej armii była zaskoczeniem. Wcześniejsze plany wzmocnienia broni pancernej obejmowały modernizację czołgów T-72, jak też podniesienie starszych wersji Leopardów II do standardu 2PL. O zakupie Abramsów raczej nie mówiono, już bardziej o zakupie i możliwym udziale polskiego przemysłu w produkcji koreańskiej maszyny K2 Black Panther, której wersja K2PL miała być specjalnie dostosowana do polskich potrzeb.
Obecnie sprawa wygląda tak, że zdecydowano jednak o zakupie 250 sztuk czołgów amerykańskich w nowej wersji M1A2 SEPv3 Abrams. O tym zakupie, jak i samych czołgach można usłyszeć najróżniejsze opinie. Politycy rządzącej partii próbują przedstawiać decyzję o nabyciu tych czołgów jako wielki sukces. Wicepremier Kaczyński powiedział w Wesołej: „To są czołgi supernowoczesne, które są w stanie dokonywać różnego rodzaju manewrów, a także prowadzić walkę, w tym prowadzić ogień, z ogromną precyzją, ogromną skutecznością. To jest, można powiedzieć, nowa jakość jeśli chodzi o uzbrojenie wojsk lądowych”. W ślad za nim, swoją retoryką chciał się popisać minister obrony Błaszczak, ale nie za bardzo mu się to udało, gdyż zawarte tam skróty myślowe były tak niejednoznaczne, że wpis na Twitterze, gdzie były też umieszczone, został potem usunięty. Mógł on sugerować, że czołgi te będą stacjonować w „Bramie Smoleńskiej”, leżącej przecież na pograniczu Rosji i Białorusi, a nie w Polsce: „Czołgi ABRAMS będą stacjonowały na równinie. Ta równina nazywana jest »Bramą Smoleńską«. Nie ma tam rzek, które muszą być przeprawiane. Te czołgi będą broniły Warszawy i Polski przed agresją. Kupiliśmy te czołgi, aby odstraszyć Rosję od ataku na Polskę”. Poza wskazanym wcześniej błędem dotyczącym przesmyku Bramy Smoleńskiej, jest tu także bardzo wątpliwe gramatycznie sformułowanie o rzekach, które „muszą być przeprawiane”. W rzeczywistości, to przecież nie rzeki są przeprawiane, a przeprawia się ludzi i sprzęt przez rzeki. Jarosław Kaczyński jest, być może, z tych potknięć swojego ministra zadowolony, gdyż po raz kolejny okazało się, że podległy mu w hierarchii partyjnej, jak i obecnie rządowej, minister Błaszczak, wypadł zdecydowanie gorzej od niego, co jest zgodne z zasadami, jakie ustalił, dla relacji przełożony-podwładny, dawno temu car Piotr Wielki: „Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego”. W polskiej polityce ta zasada jest dość powszechnie stosowana.
Także media popierające rząd głoszą, że to jest wielkie wzmocnienie polskiej armii, a czołgi, jak pisze Gazeta Polska, są „niezniszczalne”. Media opozycyjne przeważnie krytykują ten zakup i usiłują nie dopuścić, by rząd zapisał go jako swój sukces. Tego rodzaju rozgrywki są jednak mniej ciekawe od, w miarę, obiektywnej oceny użyteczności czołgów Abrams dla Polski. Niewątpliwie jest to czołg dobry, sprawdzony w walkach, dający silną ochronę dla załogi, jednak największą wątpliwość budzi jego przydatność do działania w warunkach polskich uwarunkowań terenowych. Jest bardzo ciężki i jego masa, w pełnej konfiguracji bojowej, może przekroczyć nawet 70 ton. To oznacza podstawowe problemy z korzystaniem z dostępnych w Polsce mostów, których tylko niewiele posiada nośność pozwalającą przejeżdżać takim maszynom. W ubiegłe lato byłem na Warmii, która to może ewentualnie stać się terenem działań wojennych, głównie z powodu bliskości obwodu kaliningradzkiego. W tym czasie, być może z powodu jakichś ćwiczeń, przed wszystkimi mostami, przez które przejeżdżałem, były ustawione dodatkowe tablice, informujące jakiej wagi pojazdy wojskowe kołowe i gąsienicowe, mogą przez nie przejeżdżać. W większości były to liczby mniejsze niż 20 ton, co wskazywało, że czołgi takie jak Abrams, nie mogą przez nie przejeżdżać. Czyli takie czołgi, jeśli na platformach kolejowych lub naczepach niskopodwoziowych, zostałyby dostarczone w rejon działań, to dalsze ich manewrowanie byłoby mocno ograniczone, a korzystanie z dostępnych mostów niemożliwe. To stawia pod znakiem zapytania możliwości efektywnego użycia tych czołgów na takim terenie. A przecież wschód Polski to w większości obszar o takich właściwościach.
Ale nie tylko ciężar całkowity czołgu może być ograniczeniem, także nacisk jednostkowy gąsienic jest dla Abramsa niepokojąco duży i może poważnie utrudnić poruszanie się czołgu w terenie podmokłym i piaszczystym. Według dostępnych danych, wynosi on, dla tej wersji czołgu, 1,08 kg/cm2, i jest to bodajże największa wartość, gdy się porówna ją z danymi dla innych czołgów. Niemiecki Leopard II, w zależności od wersji, ma ten współczynnik w granicach 0.88-0,94 kg/cm2. Czołgi rosyjskie mają te wartości jeszcze mniejsze. Poważnie rozważany w Polsce czołg koreański K2 Black Panther ma nacisk jednostkowy 0,87 kg/cm2, a zatem znacząco mniej niż Abrams, i tam gdzie Abrams ugrzęźnie, to K2 przejdzie. Ponadto K2 ma możliwość, przy użyciu prostego urządzania i po krótkim przygotowaniu, forsować rzeki do głębokości aż 4,1 m. W dodatku eksploatacja Abramsów będzie bardzo droga. Jego turbina zużywa około 1500 litrów nafty lotniczej na przejechanie 100 km, podczas gdy silniki Diesla napędzające inne czołgi potrzebują nawet dwa razy mniej paliwa. Jeśli by z czymś porównywać Abramsa, to nasuwa się tu niemiecki Tygrys z czasów II wojny światowej. On także miał podobnie duży nacisk jednostkowy (1,08 kg/cm2) i to powodowało wielkie trudności w używaniu go w warunkach frontu wschodniego. Wystarczy poczytać wspomnienia Otto Cariusa – „Tygrysy w błocie”. Jak wiadomo, pierwsza próba użycia bojowego Tygrysów pod Leningradem w 1942 roku zakończyła się utratą wozów wskutek ugrzęźnięcia w podmokłym podłożu. Trzeba jednak pamiętać, że armata Tygrysa, o kalibrze 88 mm, przewyższała, pod względem zasięgu i skuteczności, uzbrojenie wszystkich innych czołgów będących na wyposażeniu przeciwników, czego w przypadku Abramsa już powiedzieć nie można. Nie należy jednak twierdzić, że Abramsy to typowe „białe słonie”, jak kiedyś nazwano wielkie i drogie okręty, których osiągi i uzbrojenie decydowały o ich obecnej nieprzydatności w walce, i które były budowane w minionej epoce. Tym niemniej, inne czołgi, w tym szczególnie K2PL, wydają się bardziej właściwe dla polskich potrzeb.
Dlaczego zatem polscy decydenci wybrali Abramsy? Wygląda na to, że zadecydowały nie tylko własności bojowe i charakterystyki samego czołgu, ale względy innego rodzaju, zapewne polityczne i to rozważane w szerokim kontekście obecnej sytuacji. Jak widzimy sama decyzja zbiegła się z amerykańsko-niemiecką umową dotyczącą zakończenia budowy rurociągu NS2. Wszystko to razem musiało być rozważane, na co wskazuje też oświadczenie Departamentu Stanu mówiące o konsultowaniu Polski, a także Ukrainy, w kwestii NS2. Trudno też przypuszczać, że polskie władze, godząc się z NS2, co jest dla nich ewidentną porażką, dodatkowo postanowiły dać USA prezent w postaci 6 mld dolarów za czołgi nie całkiem odpowiednie do użycia w polskich warunkach. W grę musiał wchodzić poważny offset polityczny, co do postaci którego, na razie jeszcze, nie ma wiarygodnych danych. Być może chodziło o los TVN-u, o kwestię tzw. „praworządności”, o możliwe naciski w sprawie ograniczenie terminu roszczeń reprywatyzacyjnych, wszystkie te sprawy traktowane łącznie, bądź jeszcze jakieś inne ustalenia, o których na razie nie wiemy, a o czym postanowiono podczas konsultacji USA i Niemiec z Polską. Za jakiś czas te sprawy staną się bardziej jasne i wtedy zobaczymy jak wygląda nasze obecne położenie, na nowo ustalone wskutek ostatnich zmian politycznych w USA i działań Angeli Merkel żegnającej się już z urzędem kanclerskim w Niemczech.
Stanisław Lewicki