Minął już tydzień od wyborczej niedzieli i pora na pewne podsumowania. Najlepiej zacząć od siebie. W tym roku po raz pierwszy postanowiłem skonstruować swoją własną metodę prognozowania wyniku wyborów dla poszczególnych komitetów, i to zarówno w odniesieniu do uzyskanych głosów, jak i ilości mandatów. Ostatnią prognozę zamieściłem 13 października, bezpośrednio przed ciszą wyborczą. Przypomnę w jakiej relacji ona była w stosunku do rzeczywistych wyników.
Moja prognoza z 13 października
Zjednoczona Prawica 36,6 %
KO 30,0 %
Lewica 10,0 %
Trzecia Droga 10,2 %
Konfederacja 9,4 %
Bezpartyjni Samorządowcy 2,4 %
Wyniki wyborów
Zjednoczona Prawica 35,38 %
KO 30,7 %
Lewica 8,61 %
Trzecia Droga 14,41 %
Konfederacja 7,16 %
Bezpartyjni Samorządowcy 1,86 %
Jeśli dodam sumę błędów arytmetycznych dla wszystkich pozycji mojej prognozy to uzyskam 9,7 proc. Czy to dużo, czy mało?
Pan Marcin Palade, który zajmuje się tematem prognoz wyborczych już od bardzo dawna, podał wyliczenia tego błędu dla różnych znanych sondażowni. Wyniki są następujące
1 Opinia24 8,3
2 Pollster 9,1
3 IBRIS 9,5
4 IBSP 9,7
5 Estymator 10,0
6 Kantar 11,0
7 Social Changes 11,7
8 Research Partners 13,6
9 IPSOS 14,5
10 CBOS 22,9
Z tego wynika, że mój wynik jest taki sam jak dla ISBP, który zajmuje czwartą pozycję w tym rankingu. Co więcej, w odniesieniu do obu głównych partii, moja prognoza była nawet lepsza niż wyniki exit pool IPSOSU, które wszystkie telewizje pokazały w wieczór wyborczy. Przypomnę, że to co cała Polska zobaczyła to były następujące wyniki: Zjednoczona Prawica – 36,8% , KO – 31,6%.
Jeśli dla prognozy exit pool obliczymy błąd w stosunku do rzeczywistych wyników obu głównych komitetów to uzyskamy 2,3 proc.
Zaś dla mojej prognozy ten błąd wynosi tylko 1,9 proc, czyli mniej się pomyliłem niż duża firma, która exit pool zrealizowała wielkim nakładem sił i środków.
Nie jest to zły wynik, jak na nowicjusza, co przyznam zachęca mnie do dalszego kontynuowania tego tematu i w przyszłości zamierzam zająć się także prognozowaniem wyborów do sejmików samorządowych, a potem może także dla wyborów do Parlamentu Europejskiego, choć tu, ze względu na mocno skomplikowaną zasadę obliczania wyniku i przydziału mandatów, będzie trudno stworzyć odpowiednio adekwatny algorytm do obliczania prognozy.
Oczywiście, jeśli chodzi o przedstawienie zdarzeń i procesów, które mogły wpłynąć na wynik wyborów, to nie ustrzegłem się pewnych błędnych ocen, których realny wpływ okazał się finalnie mniejszy od przewidywanego. Chodzi mi tu o wskazanie, że w Polsce może wystąpić podobny efekt jak w ostatnich wyborach na Węgrzech i na Słowacji gdzie, jak się okazało, wyborcy ukrywali swoje preferencje, i w efekcie tego nastąpił zupełny rozjazd miedzy sondażami i rzeczywistymi wynikami.
W Polsce takiego efektu nie było, co raczej, w tym zakresie, dobrze świadczy o stanie polskiej demokracji, gdzie, jak dotychczas, nie występuje presja mogąca powodować u wyborców ukrywanie preferencji.
Wiele jest dywagacji na temat tego jak na podział mandatów mogło wpłynąć to, że taka, czy inna partia, uzyskałaby trochę więcej lub mniej głosów.
Mając już końcowe wyniki mogę bez problemów taką rzecz dokładnie przeliczyć i przedstawić.
Najwięcej pytań tego rodzaju dotyczy wpływu wyniku Konfederacji na rozkład mandatów.
Uważa się, że na ewentualnej utracie głosów przez Konfederację najbardziej zyskała Trzecia Droga. Pośrednim potwierdzeniem tego jest badanie exit pool, gdzie pokazano, że największy przepływ do Trzeciej Drogi miał właśnie miejsce z Konfederacji, nawet spośród tych co głosowali na Konfederację w 2019 roku.
Możemy obliczyć, ile głosów musiałaby odzyskać od Trzeciej Drogi Konfederacja, by zdobyć tyle mandatów, żeby koalicja trzech partii totalnej opozycji nie miała już szans na zbudowanie większości w sejmie.
Okazuje się, że taki efekt wystąpiłby już wtedy, gdyby Konfederacja osiągnęła 2,1 proc więcej głosów, a Trzecia droga tyle samo mniej.
Gdyby zatem z Trzeciej Drogi nastąpił przepływ 470 tys. głosów do Konfederacji, to wówczas Zjednoczona Prawica oraz Konfederacja, z jednej strony i partie totalnej opozycji z drugiej strony, miałyby równo po 230 mandatów w Sejmie.
Warto też jeszcze sprawdzić, przy jakiej ilości głosów na Zjednoczoną Prawicę, formacja ta osiągnęłaby samodzielną większość. Zakładając, że wszystkie pozostałe partie osiągnęłyby tyle samo głosów co w dniu głosowania, to okazuje się, że Zjednoczona Prawica potrzebowałaby, dla uzyskania samodzielnej większości, dodatkowo aż 2 miliony 300 tysięcy głosów. Strasznie dużo.
Pokazuje to, że w warunkach polskich uzyskanie samodzielnej większości przez jedną partię jest niezwykle trudne do osiągnięcia i to, że coś takiego zdarzyło się dotychczas dwa razy, pod rząd, PiS-owi, należy uznać za wyjątkowe zdarzenie, którego powtórzenie w przyszłości będzie niezwykle rzadkim przypadkiem.
Dlatego każda partia powinna z góry zakładać, że szansę na rządzenie ma tylko w układzie koalicyjnym i do stworzenia takiego układu powinna dążyć. Jarosław Kaczyński jakby o tym zapomniał i stąd utrata władzy, przynajmniej czasowa, stała się niemożliwa do uniknięcia.
Stanisław Lewicki
„Dlatego każda partia powinna z góry zakładać, że szansę na rządzenie ma tylko w układzie koalicyjnym i do stworzenia takiego układu powinna dążyć.”
Tzw. „rządy koalicyjne” oznaczają SYSTEMOWE wręcz okłamywanie wyborców — bo partia (niby) zwycięska powie: „chcielibyśmy dotrzymać wszystkich złożonych obietnic, ale koalicjant nas w tym ogranicza”. Koalicjant zaś wytłumaczy się: „my nie rządzimy przecież; my tylko jesteśmy w kolacji z tym silniejszym, więc w ogóle nic nie możemy, niestety”.
PO CO nam takie (nie)rządy, o których z góry wiadomo, że będą nas robić w bambuko?