Lewicki: Przegląd tygodników politycznych za tydzień 38

 

„Gazeta Polska” nr 38

Na jedynce  – aaaaa – rozwarta paszcza niedźwiedzia i kolorowe pasy w barwach rosyjskiej flagi. Nic tylko uciekać i jeszcze ten tytuł: „Rosja ćwiczy wojnę z NATO”.

No strach się bać i człowiek od razu sobie myśli: „jak to dobrze. że jest Antoni, który nas przed tym potworem obroni. I może jeszcze jakieś hasło ku pokrzepieniu by się przydało. Na przykład takie: „Niech nam Putin nie fika, nie oddamy guzika”. A może jednak jakieś inne, bo z guzikiem to się źle kojarzy. Zapomniałem.

W środku wywiad z Jurijem Felsztyńskim pt. „Putin wie, że Polacy będą walczyć”. Ten Felsztyński to taki mocno niespełniony prorok, który na początku 2015 roku wydał książkę  „Trzecia wojna światowa? Bitwa o Ukrainę”, w której to zapowiadał, że we wrześniu 2015 roku będzie już wojna światowa jak w tytule. Termin minął i jeszcze dwa lata a tu wojny ni ma, całkiem klapa. Sytuacja taka jak u kierownictwa Świadków Jehowy, które to wielokrotnie w przeszłości wyznaczało termin końca świata, a on złośliwie nie następował. Zaczęli więc kombinować i wymyślili, że koniec będzie szybko, ale kiedy detalicznie, to nie wiadomo.

Podobnie czyni i ten Felsztyński –  teraz już nie wyznacza daty wojny a nawet mówi: „konflikt jest w tej chwili zamrożony, to od Rosji zależy, czy nastąpi eskalacja czy nie. (…) w takiej uśpionej formie wojna ukraińska może się ciągnąc jeszcze i 20 lat”.

No to odetchnąłem; 20 lat to kupa czasu, nie ma się co przejmować, nie wiadomo czy człowiek dożyje. Dzięki ci panie Felsztyński.

 

„Newsweek” nr 39

Anna Szulc wylewa swoje fobie na temat katechezy w szkołach. Cytuje przy tym jakiegoś byłego katechetę, który chciałby by religia skłaniała dzieci do „własnych wyborów. – Także do wyboru wyznania – podkreśla. Treści, które widzi dziś w podręcznikach, napawają go strachem. – To tresura katolickich dżihadystów …”

Jemu się ewidentnie religie pomyliły bo dżihadyści to gdzie indziej.  Na pewno dobrze, że taka osoba przestała być katechetą, ale jej przypadek powinien skłaniać rodziców do obserwowania kto ich dzieci uczy religii. Czy przypadkiem nie ktoś taki, bo wtedy więcej z tego szkody niż pożytku.

Zaś prof. Radosław  Markowski, znana persona, wzywa:  „ Wychodźcie na ulicę, nie dajcie się stłamsić. Być może jedynym wyjściem dla rozumnych dzieci i ich rodziców jest dziś organizowanie dla młodych tajnych kompletów”

Ojej, tajne komplety! A może na początek zaproponuję coś prostszego: „W najbliższy wtorek wyjazd do Tworek”

„Newsweek” nr 39

Zbigniew Hołdys (dla słabo zorientowanych przypominam, to taki gość co zawsze chodzi w kapeluszu. Taki jakby Słomka na lewicy, który to nawet w sądzie czapki zdjąć nie chciał) żali się, że antypisowska rewolucja słabo idzie. A on tak się stara: „Rok temu opublikowałem w Internecie tekst „Mój Ruch Oporu”. Ku mojemu niekłamanemu zaskoczeniu zyskał ogromny rozgłos. (…) nie szczędziłem czasu, spotykałem się jeździłem, opowiadałem, nikomu nie odmawiałem”

No tyle wysiłku i wszystko na nic: „Minął rok. Jest jeszcze gorzej. Znacznie gorzej. Społeczeństwo opadło z sił i już nie reaguje (…) KOD de facto przestał funkcjonować. Opozycja sejmowa jest na dnie. Denne wyniki sondaży jej nie ruszają”

I Hołdys też jest w wielkiej rozterce: „Mam już niemal w całości napisany drugi manifest, zatytułowany „Moja Deklaracja Niepodległości”. Jest zbyt obszerny, by go tu zamieścić, więc może go wrzucę do Internetu, może nie.”

I co radzić temu panu w kapeluszu odnoście tego tekstu? Skoro jest on długi, to najlepiej, jak to się kiedyś mówiło – skrócić i wyrzucić.
No i może zrobić coś z tym kapeluszem bo chyba za bardzo uciska na głowę.

 

„Sieci” nr 38

„Przegląd tygodnia Mazurka & Zalewskiego” – „W PiS rozważa się taki scenariusz: jeśli marszałek Senatu Karczewski wygra wybory na prezydenta  Warszawy, to zawsze można go wystawić w wyborach na prezydenta Rzeczpospolitej. Ten Karczewski to już jak Oleksy prawie: wszędzie go potrzebują”

To Duda odetchnął głęboko, bo w to że Karczewski wygra w Warszawie to chyba nikt nie wierzy.

„Tymczasem PiS dorobiło się swej pierwszej afery pełna gębą: afery billboardowej. Ważna rolę odegrał w niej Piotr Marczuk i Anna Plakiewicz, którzy wcześniej pracowali nad wizerunkiem Beaty Szydło (…) Premier rozstała się z nimi w niezgodzie, a szybką karierę wspomniany duet zawdzięcza wsparciu Nowogrodzkiej. (…) Przy okazji tej afery świat miał okazję poznać bliżej szefa Polskiej Fundacji Narodowej Macieja Świrskiego. I zdaje się, że to jeden z tych ludzi, którym nazwisko pasuje jak ulał”

Z tymi nazwiskami to faktycznie coś jest. Z czasów PRL-u, na przykład, to minister budownictwa nazywał się Glazur, a rolnictwa – Kłonica. To jak dziś ktoś się nazywa Świrski to niechybnie czeka go wielka kariera w każdej dziedzinie.

„Sieci” nr 38

Głównym tematem numeru jest obrona Macierewicza, który to został bezwzględnie zaatakowany przez wraże siły, a najbardziej przez niejakiego Piątka.  Co gorsza, tezy Piątka powtarzają zachodnie media, w tym tak znane jak: „FAZ”, „The Guardian” czy „Le Monde”. Jak pisze Wojciech Biedroń (nie mylić z Robertem): „na amerykańskim portalu informacyjnym The DailyBeast opublikowano tekst zatytułowany „czy ten minister jest rosyjskim podwójnym agentem?” (…) Przy obecnych uwarunkowaniach dotyczących bezpieczeństwa, rosnącym imperializmie Rosji i nasileniu jej wrogich działań wobec państw ościennych oskarżenie rządzących o prorosyjskość to skuteczny środek kształtowania opinii publicznej na ten temat.Dowodem niech będzie sondaż przeprowadzony przez Rp.pl w ostaniem dniu sierpnia. Na pytanie „czy opisane w książce Tomasza Piątka powiazania szefa MON Antoniego Macierewicza z rosyjskimi służbami uważasz za niepokojące?” prawie 60 proc. ankietowanych odpowiedziało, że tak”

Macierewicz bardzo odważnie grał na antyrosyjskich resentymentach i teraz okazało się, że one są jak te grabie; Macierewicz na nie wszedł i one go walnęły w czoło. Teraz to już tylko prezydent Putin mógłby Antoniemu pomóc gdyby publiczne zadeklarował, że Macierewicz to nie jego człowiek.

 

„Do Rzeczy” nr 38

„dwaj panowie g” – „À propos służb – poniosły ciężka porażkę wizerunkową. Kilka dni temu wrogowie Dobrej Zmiany namazali na chodniku pod siedzibą PiS przy Nowogrodzkiej hasła „Dość propagandy PiS”. I to po wielokroć. Gdzie byliście w tym czasie panowie? Tylko nie mówcie, ze inwigilowaliście Ryśka Petru!”

To się chłopaki nie popisali. Szkoda tylko Mariusza Kamińskiego, bo jak on się teraz wytłumaczy z tego Kaczorowi, który pewnie, swoim zwyczajem, złośliwie skomentuje: na przykład -„jaki pan, taki kram”.

 

„Do Rzeczy” nr 38

„Jak Mossad odpuścił Mengelemu” – Piotr Włodarczyk pisze o ujawnionych ostatnio aktach Mossadu w sprawie poszukiwań słynnego „Anioła Śmierci” z Auschwitz. „23 lipca 1962 r. w wiosce pod São Paulo jeden z agentów Mossadu wypatrzył w grupie mężczyzn człowieka, który wyglądał dokładnie jak selekcjoner a Auschwitz-Birkenau. Jednak ku zaskoczeniu izraelskiej ekipy ścigającej Mengelego szef Mossadu IsserHarel nakazał przerwanie całej operacji (…) tego samego dnia okazało się, że Egipt ściąga do siebie niemieckich naukowców, aby zbudować arsenał rakietowy. W jednej chwili zostało to uznane za pierwszoplanowe zagrożenie dla egzystencji Izraela.”

Potem, w latach ’80 próbowano wrócić do sprawy i zmontować klasyczną operację Mossadu: „piękna agentka miała rozkochać w sobie jego syna  Rolfa Mengelego, który mieszkał w Berlinie Zachodnim i – jak podejrzewał Mossad  – był w kontakcie w ojcem”.

Jednak wkrótce okazało się, że Megele już nie żył. Badania DNA ciała to potwierdziły. „Rodzina nie zdecydowała się odebrać jego szczątków i tym sposobem szkielet „Anioła Śmierci” służy dziś jako pomoc naukowa dla studentów medycyny na Uniwersytecie w São Paulo.”

Przynajmniej po śmierci z Mengelego jest jakiś pożytek.

 

„Przegląd” nr 38

„Pamiętnikarze wspominają, jak to w marcu 1832 r. w Dreźnie, w salonie Klementyny z Tańskich Hoffmanowej Mickiewicz miał powiedzieć, że powstańcy raczej powinni się zagrzebać pod gruzami Warszawy, niż emigrować. Wincenty Pol przytoczył odpowiedź gen. Kazimierza Małachowskiego: ”Tak powinni byli uczynić, abyś pan miał jedną ruinę więcej, na której siadłszy, z boleścią mógłbyś opiewać nasz upadek”.

Mickiewicz nie dał jednak za wygraną i przynajmniej w „reducie Ordona” dał upust swoim wizjom uśmiercając przy okazji kapitana Konstantego Ordona, który faktycznie zakończył życie dopiero w 1887 r. we Florencji. A na spełnienie swoich wizji musiał Mickiewicz jeszcze poczekać; Nastąpiło to długo po jego  śmierci, bo dopiero w roku oku 1944 i Warszawa została zburzona. Szkoda, ze Bór-Komorowski nie przypominał wspominanego gen Małachowskiego, a wtedy być może nie doszło by do takiej klęski.

A swoją drogą, ten generał Małachowski to jakiś protoendek był.

Stanisław Lewicki

 

 

 

Click to rate this post!
[Total: 4 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *