Lipiński: Kiedy Unia jest dobra?

Stąd moje polemiczne uwagi, acz pisane z przykrością. Jak dotychczas wydawało mi się, że „ND” jest antyunijny, a w każdym razie unio-sceptyczny. Okazuje się, że „Dziennik”, albo zmienił linię, albo …? No właśnie.

Płacz nad losem Ukrainy

Kiedy okazało się, że prezydent Wiktor Janukowycz nie podpisze umowy stowarzyszeniowej z UE w Wilnie, gazeta rozdarła szaty. W nrze z 2711.13. sprawie tej poświęcono aż trzy publikacje, z których dwie mają wielce wymowne tytuły: „Protesty na podsłuchu” i „Zmarnowane owoce pomarańczowej rewolucji”.  Trzeci artykuł, autorstwa prof. Tadeusz Marczaka ma już spokojny tytuł „Ukraina na rozdrożu”. Wszystkie jednak mają jednoznaczną wymowę: tragedią jest, że Ukraina nie wstępuje do UE, a winna temu jest – jakżeby inaczej – Rosja i wróg ludzkości, jej prezydent Władimir Putin.

Wręcz ze wzruszeniem autor „Protestów…” – Łukasz Sianożęcki pisze o protestach zwolenników integracji na kijowskim Majdanie. Przytacza tu słowa jednego z inicjatorów rozruchów w rozmowie z PAP: „Studenci rozumieją, że  w sytuacji, z którą mamy do czynienia , musimy wesprzeć inicjatywę Euromajdanu oraz inicjatywę wejścia Ukrainy do UE, co czego miała doprowadzić umowa stowarzyszeniowa”. Z zachwytem pisze też o strajkach studenckich.

I jeszcze bardziej łzawy fragment relacji, tym razem o „niewiniątku” – Julii Timoszenko, która ogłosiła głodówkę, w ten sposób skłaniając swoich „ciemiężycieli” do podpisania umowy. No i cytat z groźnego wezwania ex-premier: „Jeśli 29 listopada Janukowycz nie podpisze umowy, zetrzyjcie go z powierzchni ziemi”. „ND” nie omieszkał również zacytować b. prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego, który wyrażał nadzieję, że „nie wszystko jeszcze stracone”. Brawo!

Złowrogi Putin

Nie tylko „Gazeta Wyborcza” i inne polit-poprawne media uważają prezydenta Rosji za źródło zła wszelkiego na tym padole łez i płaczu. „Nasz Dziennik”, zresztą nie tylko przy tej okazji, obnaża jego podłe działania. Powołując się na komentatorów, autor zauważa, iż do „nagłego zwrotu Kijowa w sprawie umowy stowarzyszeniowej mogło dojść pod wpływem nacisków i gróźb ze strony Rosji. W tej sprawie interweniowali politycy Unii, jak wiadomo szalenie wyczuleni na kwestię niepodległości.

Jeszcze dalej poszedł prof. Tadeusz Marczak („Ukraina na rozdrożu”), który próbuje dojść do istoty rozmowy Janukowycza z Putinem 9.11.13. Pisze on, że utajnienie treści tych rozmów „wywołało oburzenie wśród Ukraińców przekonanych, że to utajnienie na pewno istotnych dla obywateli spraw”. Powołuje się na jakiegoś komentatora rosyjskiego, piszącego, że „Putin przez pięć godzin pastwił się nad Janukowyczem”, jak również cytuje opozycyjnego deputowanego twierdzącego, iż prezydent Rosji  miał szantażować swego ukraińskiego gościa „zawartością archiwów KGB”. Powołuje się również na doradcę Putina, według którego podpisanie umowy stowarzyszeniowej oznaczałoby samobójstwo ekonomiczne dla Ukrainy.

Na pocieszenie autor przytacza inną opinię, jakoby Janukowycz nie dał się odwieść od kursu na integrację z UE. Marczak pisze: „Z punktu widzenia Moskwy Ukraina ma kluczowe znaczenie w jej staraniach o odrodzenie imperium. Stąd nacisk na przystąpienie Kijowa do Unii Celnej. Bez Ukrainy jakiekolwiek procesy integracyjne na posowieckim obszarze nie mają sensu – przyznają moskiewscy imperialiści. Odrodzenie zaś imperium oddala możliwość demokratyzacji Rosji i powtórnie będzie stanowić zagrożenie dla Zachodu”. „Moskiewscy imperialiści” – mocno powiedziane. Ale czy Pan Profesor ośmieliłby się użyć sformułowania np. „waszygtońscy imperialiści”? 

Z drugiej strony profesor jednak zawarł w swoim artykule kilka ciekawych informacji, obrazujących dylematy ukraińskie. Stwierdza m.in.: „Głównym problemem są straty budżetu Ukrainy w perspektywie otworzenia się na unijne towary”. W tym aspekcie postawienie jako warunku sine qua non zawarcia umowy zwolnienia Timoszenko uważa za błąd strony zachodniej. Przytacza też uwagi Janukowycza na jego spotkaniu z przemysłowcami Zaporoża: „Stwierdził on, że doprowadzenie przedsiębiorstw ukraińskich do standardów europejskich będzie wymagało od 100 do 500 mld dolarów”.

Nie owija w bawełnę Piotr Falkowski („Szczyt tematów zastępczych”, ND z 29.11.br.): „Rządzący w Kijowie nie postrzegają Ukrainy i ogólnie Europy w wydaniu zachodnim jako swojego naturalnego miejsca w świecie. Dla sporej części zachodnich rządów kwestia Ukrainy jest też drugorzędna. To priorytet dla Polski, Litwy i kilku państw regionu. Mamy z Kijowem historyczne związki, obawiamy się powrotu nowego rosyjskiego imperium pod nasze granice”. Pewno, na zachodzie mamy przyjazne Niemcy, ongiś naszego adwokata w Unii Europejskiej. Z pewnością nam nie zagrażają.

Sprawy przemilczane

Co razi w artykułach i relacjach „ND”? Przede wszystkim Redakcja unika jak ognia prezentacji argumentów przeciwników aneksji Ukrainy do unio-kołchozu. O tym ani słowa. Tyle że oligarchia wolałby niczego nie zmieniać, by nie stracić władzy i wpływów. O wiele za mało. Czyżby na Ukrainie nie było innych sił przeciwnych wejściu do Unii, poza oligarchią, a właściwie jej częścią? Z pewnością są, podobnie jak w Polsce w latach wściekłej unio-propagandy przed referendum na ten temat. Z pewnością istnieją tacy, którzy chcą Ukrainy niezależnej zarówno od Zachodu, jak i od Rosji. Poza tym na zdjęciach prezentowanych w „ND” widać wyłącznie flagi niebiesko-żółte, czyli państwa ukraińskiego.

Czyżby pan Falkowski nie widział flag czerwono-czarnych? Bo w telewizji (widocznie przez przeoczenie) pokazano. A jest to flaga OUN, używana również przez UPA. Dlaczego Redakcja nie pisze, że integrację z UE popierają postbanderowcy, a więc spadkobiercy tych, którzy dokonali ludobójstwa Polaków na Kresach, dziś oskarżający Polaków o mordowanie Ukraińców? Nie chce mi się wierzyć, by redakcja nie była świadoma tych faktów. W takim razie dlaczego w jej publikacjach są one pomijane?

Kwestia wyobraźni

Na zakończenie postawmy pytanie: skąd nagły przypływ sympatii Redakcji do Unii Europejskiej, uprzednio jakże słusznie krytykowanej? Skąd tak jednostronne,  nieobiektywne i wręcz poprawne politycznie przedstawianie problemu przyłączenia Ukrainy do UE? Roman Dmowski pisał, że są Polacy, którzy bardziej nienawidzą Rosji, niż kochają Polskę. I tu dochodzimy do sedna. „Nasz Dziennik” stanowi jeden  z oddziałów frontu rusofobii w Polsce. Skoro więc Rosja sprzeciwia się wejściu swojego południowego sąsiada do Unii, to UE jest wtedy dobra, a nawet Kwaśniewski.

A teraz wyobraźmy sobie, że Ukraina zostaje przyjęta do UE. Zgodnie z jej prawodawstwem każdy obywatel państwa członkowskiego może podróżować, pracować oraz osiedlać się w dowolnym kraju UE. W Polsce mamy już sporo ukraińskich gastarbeiterów, którzy godząc się na najniższe stawki pracują legalnie lub nielegalnie w naszym kraju, wypierając Polaków. Ponieważ dla Ukraińców Polska jest tym czym dla nas jeszcze Zachód, należy spodziewać się najazdu bezrobotnych Ukraińców, co siłą rzeczy spowoduje zwiększenie exodusu Polaków na Zachód.

Jest jednak problem równie ważny, jeśli nie ważniejszy. W Polsce działa OUN pod przykrywką Związku  Ukraińców w Polsce, dobrze zorganizowany i wpływowy. Nie zdajemy sobie sprawy, jak wielu nacjonalistów ukraińskich zajmuje wysokie stanowiska w aparacie rządowym, administracyjnym i na wyższych uczelniach. Występują oni oczywiście jako Polacy, ale realizują interesy nacjonalistycznej diaspory ukraińskiej oraz organizacji szowinistycznych na Ukrainie.

Siły postbanderowskie stanowią dziś poważną siłę polityczną u naszego południowo-wschodniego sąsiada, o czym świadczy stan posiadania partii „Swoboda” w Radzie Najwyższej Ukrainy. Jest to orientacja zdecydowanie antypolska. Ci ludzie nienawidzą Polski  i Polaków. Nietrudno sobie wyobrazić, że część z nich osiedli się u nas, przy poparciu ZUwP zajmie kluczowe pozycje na różnych szczeblach naszego życia publicznego i wzmocni krecią robotę szowinistów ukraińskich w Polsce. Już dziś niektórymi województwami czy miastami, rządzi lub współrządzi mniejszość ukraińska (z reguły szowinistyczna). Są to głównie potomkowie przesiedlonych w ramach Operacji „Wisła”.

Więc może lepiej  choćby trochę stonować zachwyty nad unio-entuzjazmem części Ukraińców. Zresztą jako chrześcijanie nie możemy życzyć aż tak źle Ukrainie. Mamy przecież własne bardzo smutne doświadczenia po kilku latach bytności w brukselsko-berlińskim kołchozie. Lepiej podzielmy się z naszymi sąsiadami tymi doświadczeniami, zamiast atakować ukraińskich unio-sceptyków.

Zbigniew Lipiński

Myśl Polska, nr 49-50 (8-15.12.2013)

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *