Każda prowokacja polityczna – bo tak nazywam słowa A. Macierewicza o trzech osobach które przeżyły najprawdopodobniej katastrofę smoleńską – ma wywołać u jej adresatów odpowiednie zachowania, które sprzyjają autorom prowokacji w przejęciu władzy w państwie czy partii. Kto był adresatem słów A. Macierewicza? Na pewno nie media, na pewno nie zwolennicy PiS-u, zgromadzeni na Krakowskim Przedmieściu. Te słowa nie były skierowane także przeciwko PO czy Tuskowi, ani prezydentowi Rosji. Adresatem tych słów – wyjątkowo cynicznych i brutalnych – był J. Kaczyński i jego najbliższe otoczeni. Te słowa były aktem wypowiedzenia otwartej wojny frakcji Macierewicza i Sakiewicza, PiS –owi. W tych słowach zawarta była groźba, , której nawet nie odważę się sformułować, ale mój kolega z PiS, powiedział w towarzystwie kilku osób: jeżeli Jarku znów nie przychylisz się do koncepcji zamachu, to wtedy okaże się, ze jedną z osób, które przeżyły był śp. pamięci prezydent III Rzeczpospolitej. Odpowiedź J. Kaczyńskiego, była błyskawiczna - w swoim przemówieniu wygłoszonym w godzinach wieczornych na Krakowskim Przedmieściu nie wspomniał ani razu o zamachu, więcej było to zadziwiająco łagodne wystąpienie, które zarysowało – nie do końca przemyślany – plan wycofania się z awantury smoleńskiej. Ogólnikowe oskarżenia pod adresem rządu w porównaniu z wystąpieniem na słynnej konferencji po artykule w „Rzeczpospolitej”, który miał sprowokować Polaków do wyjścia na ulicę, były szczytem politycznej kultury. Było to przemówienie przywódcy, który już wie doskonale, że żadnego zamachu nie było, że dał się wpuścić w maliny i teraz wycofuje się w krzaki ze zręcznością zranionego lisa. Jak nie dopuścić do symbolicznego przejęcia władzy przez Macierewicza nad moim ukochanym dzieckiem czyli Prawem i Sprawiedliwością, takie pytanie postawił sobie J. Kaczyński po wystąpieniach Macierewicza w których ten ogłosił, ze trzy osoby w katastrofie przeżyły. Jak zminimalizować straty podczas odwrotu, a odwrotem nazywam powolne wycofywanie się J. Kaczyńskiego z popierania hipotezy zamachu, bo stary wyga w końcu zrozumiał, że w cynizmie Macierewicza nie przebije. Prezes PiS zrozumiał, że rzeczywiście Macierewicz chce decydować o polityce jego partii, że próbuje – po raz kolejny – doprowadzić do takiej radykalizacji społecznych nastrojów wśród prawicy, by odwrót stał się niemożliwością. Cały aparat PiS –u przez cztery ostatnie miesiące wytężał wszystkie siły by – dzięki aktywizacji gabinetu cieni prof. Glińskiego – zmienić wizerunek partii, by stać się w oczach opinii publicznej, normalną partia opozycyjną punktująca rząd za nieudolność a nie za wymyśloną przez radykałów spoza PiS –u, zbrodnie smoleńską. Cały aparat PiS rozumie doskonale, że w momencie przejęcia – symbolicznego rzecz jasna – władzy w partii przez Macierewicza, jego rola jest skończona, jest skazany na polityczna śmierć. Wojna w PiS jest od 10 kwietnia 2013 roku faktem. Jednak jej rezultat wcale nie jest już rozstrzygnięty. Zwycięstwo prezesa PiS nie jest pewne. Jego przedwczorajsze przemówienie było politycznie słabe. J. Kaczyński nie czuje się dobrze w skórze klasycznego radykalnego nacjonalisty. Jest patriotą, ale nie jest nacjonalistą. Macierewicz natomiast jest nacjonalistą, który przestał być patriotą. J. Kaczyński przemawiał nie swoim językiem, ba odwołał się nawet do ONR –owskiej koncepcji Wielkiej Polski, którą lansowali w czasach okupacji poeci narodowi Trzebiński i Gajcy. Ten słowa nie przekonywały, brzmiały sztucznie, były jak przypięta do polskiej flagi mapa Polski z 1515 roku, kiedy to dynastia Jagiellonów panowała nad połowa Europy. Wojna polityczna miedzy patriotami i nacjonalistami doprowadzić może do rozbicia PiS. Ważne jest tylko jedno czy powstaną dwie partie, które będą się nienawidziły tak mocno jak kiedyś bolszewicy i socjaldemokraci, czy też prezesowi PiS uda się zneutralizować kolejny rokosz Macierewicza.
Piotr Piętak
Zdjęcie z Wikipedii
M.G.
Jest tu sporo przeświadczeń podanych jako fakty. ja zaś mam przeświadczenie, ze nie istnieje żadna Grupa Antoniego, tylko grupa pewnego kulturalnego, cichego pana, który zawsze ustepował pierwszego miejsca.